Rozdział 36. pojawi się jutro (29.12.2012) ^.^
-Chodźmy najpierw tutaj - poprosiłam i zrobiłam słodkie oczy.
Louis wywrócił oczami i ruszył za mną. Uśmiechnęłam się do siebie i przekroczyłam próg sklepu z dziecięcymi ubrankami. Nie czekając na przyjaciela, pobiegłam w kierunku chłopięcego działu. Gdzieś po drodze dorwałam koszyk, więc teraz już pakowałam do niego wszystko, co tylko mi się spodobało. Nie obchodziło mnie, że zapłacę za to fortunę. Przecież dla brata mogę się poświęcić.
-Mabel! - przeraził się Lou, który jakimś cudem znalazł mnie w tym wielkim sklepie.
-Co? - zdziwiłam się.
Po prostu kupowałam młodemu ubranka! Chciałam, żeby dobrze wyglądał. Wiem, że w niemowlęcym wieku nie jest to zbytnio ważne, ale co w tym złego?
-Przystopuj - pokręcił głową z dezaprobatą i chwycił w dwa palce sandałka, którego wrzuciłam do koszyka. - On się urodzi w zimie.
Zrobiłam niezadowoloną minę.
-A lepiej wszystko teraz kupić, a potem... - zaczęłam.
-Nie. - pokręcił głową i wyjął z koszyka drugą parę buta.
W sumie zdziwiłam się, że letnie ubranka sprzedają w listopadzie.
Louis wyrzucał po kolei wszystkie niepotrzebne rzeczy z koszyka, a ja przyglądałam się temu z obrażoną miną.
-No wiesz co, kąpielówki w listopadzie? - zdziwił się Lou i odłożył na miejsce miniaturowe slipki.
-To moje pieniądze i mogę z nimi robić co...
-Twojej mamy, a nie twoje - przypomniał Tomlinson i zlustrował wzrokiem wnętrze koszyka.
Westchnęłam i założyłam ręce. O co mu chodziło?
-Wow! - zawołał nagle Lou i wyłowił coś z kupki ubrań. - Jestem z ciebie dumny.
Pomachał mi szelkami przed nosem. Parsknęłam śmiechem.
-Eee... - Louis rozejrzał się dookoła. - Proszę bardzo.
Rzucił w moim kierunku maleńką koszulkę. Pośmiałam się trochę, a potem zaczęłam wybierać buty. W końcu zdecydowałam się na dwie pary trampek (czerwone i czarne), na białe adidasy i jakieś zimowe buty. Louis brwi, gdy to zobaczył. Usłyszałam, że mruknął pod nosem coś w stylu: "instynkt macierzyński". Założyłam ręce i wrzuciłam do koszyka ciepłą kurtkę.
-Tylko jedna. Zadowolony? - spojrzałam na niego ze złością.
Lou parsknął śmiechem.
-Dobra, dobra, kupuj ile chcesz. - zaśmiał się.
-Oo, dziękuję - powiedziałam z sarkazmem.
-Weź to - zaproponował i wrzucił do koszyka granatowy szalik.
Spojrzałam na niego podejrzliwie, zastanawiając się skąd ta zmiana. Ale już chwilę później stwierdziłam, że nie bardzo mnie to obchodzi.
***
-To będzie... równo 148 funtów* - uśmiechnęła się do mnie ekspedientka.
Wytrzeszczyłam na nią oczy.
-Ee... słucham? - musiałam się przesłyszeć.
-148 funtów - oznajmiła.
Spojrzałam z przerażeniem na Louis'a.
-Wiesz, malutkie, markowe adidaski trochę kosztują - powiedział z uśmiechem.
Złapałam się za głowę.
-Możesz z czegoś zrezygnować - poradził mi.
Jeszcze raz przyjrzałam się moim zakupom i pokręciłam głową z zaciętym wyrazem twarzy.
-Masz może pożyczyć 28 funtów? - zapytałam, krzywiąc się.
Zaśmiał się głośno i odliczył pieniądze. Podałam je ekspedientce, jednocześnie zastanawiając się, czy mama mnie zabije. Chyba raczej tak. No trudno, przynajmniej będę miała modnego brata.
Sprzedawczyni jeszcze raz się do mnie uśmiechnęła.
-Który to już miesiąc? - zapytała miło, zerkając na mój brzuch.
No kurde, nie. To już druga osoba. Która. Stwierdziła. Że. Jestem. W. Ciąży. Spojrzałam ze złością na Louis'a, który wybuchnął śmiechem i zgiął się wpół. Zacisnęłam usta i wtedy ekspedientka zdała sobie sprawę, że palnęła głupstwo.
-Om. Przepraszam - wydukała.
-Nie ma sprawy - uśmiechnęłam się blado i z całej siły przywaliłam Lou w plecy, aż stęknął.
Kobieta za ladą parsknęła śmiechem. Och, zapomniałam być dyskretna. Co za szkoda.
-Proszę zakupy - powiedziała sprzedawczyni, ciągle mając lekko zawstydzony wyraz twarzy.
Podała mi cztery papierowe torby.
-Dziękuję - kiwnęłam głową, zmuszając się do uśmiechu. - Idziemy - warknęłam do Louis'a i złapałam go za szelki, które dzisiaj miał na sobie.
-Do wiedzenia - rzucił Lou z uśmiechem i jeszcze raz się zaśmiał.
Miałam ochotę go pobić. Tak, pobić. To dobre słowo.
Kiedy wreszcie znaleźliśmy się poza terenem sklepu, puściłam Louis'a i spojrzałam na niego gniewnie.
-Przestań się śmiać! - zawołałam ze złością.
-Chyba ktoś tu musi zrzucić brzuszysko! - zaśmiał się i klepnął mnie w brzuch.
Żarty żartami, ale teraz to już przesadził. Zwłaszcza, że ostatnio byłam drażliwa na tym punkcie.
-Zginiesz, Tomlinson! - ostrzegłam i zamachnęłam się na niego, oczywiście nie trafiając.
Jednak szybko się zorientowałam, że jestem w publicznym miejscu i nie wypada zachowywać się jak dziecko. Odchrząknęłam i poprawiłam bluzkę.
-Przy tobie zachowuję się niepoważnie - wyszczerzyłam zęby do Louis'a.
-Zauważyłem - pokiwał głową z głupim uśmiechem.
-Idziemy coś zjeść? - zaproponowałam nagle, przekładając torby z ubraniami z jednej ręki do drugiej.
Lou przytaknął.
-Może chcesz, żebym poniósł zakupy? - zapytał się ze słodkim uśmiechem.
Uniosłam brew.
-Louis jest miły. Podejrzane - udałam zdziwienie i oddałam mu połowę toreb.
Zaśmiał się i ruszył ulicą. Dogoniłam go. Przez chwilę szliśmy obok siebie nie rozmawiając zbyt dużo, ale w pewnym momencie Louis się odezwał.
-Chcesz tutaj? - wskazał palcem jakąś budkę z kebabem i kulawy stolik z dostawionymi do niego dwoma plastikowymi krzesełkami.
-Wow, romantycznie - parsknęłam śmiechem. - Ale i tak może być.
Z głupim wyrazem twarzy - zawsze miałam głupi wyraz twarzy, gdy przebywałam z Tomlinsonem - ruszyłam w kierunku budki.
Zamówiłam największego kebaba i butelkę pepsi, a potem usiadłam na niezbyt zachęcającym krzesełku. Zaczęłam jeść swój posiłek, nawet nie czekając na Louis'a. Ale w końcu byłam strasznie głodna. Po chwili mój przyjaciel znalazł się naprzeciwko mnie, tuż po tym jak skończyłam jeść. Lou obdarzył mnie przerażonym spojrzeniem i wypił trochę swojej pepsi. Zaczęłam uważnie obserwować jedzenie Louis'a. Ciągle byłam głodna.
-Co jest? - zapytał po chwili Lou, zaniepokojony moim wzrokiem.
Poprawiłam się na krzesełku.
-Będziesz to jadł? - zapytałam się z niewinną miną.
Zmarszczył brwi.
-Nie wiem o co ci chodzi... ale odczep się od mojego jedzenia - zaśmiał się pod nosem i zjadł kolejny kawałek kurczaka.
Zapanowała cisza, a ja w dalszym ciągu przypatrywałam się kebabowi. Mój przyjaciel wywrócił oczami i wyciągnął z kieszeni parę monet.
-Czasami mnie przerażasz - powiedział, podając mi pieniądze.
-Wszystko ci oddam - wyszczerzyłam zęby, przypominając sobie, kto mi pożyczył 28 funtów w sklepie z ubraniami.
Wstałam od stołu i z tryumfalnym uśmiechem ruszyłam w kierunku małej budki.
-Jeszcze raz to samo - mruknęłam z lekkim wstydem.
Ale przecież wolny kraj, każdy może jeść tyle, ile chce, prawda?
Po chwili dostałam kolejnego kebaba, więc zadowolona wróciłam do Louis'a. Pochłonęłam szybko swój posiłek i rozłożyłam się wygodnie na krzesełku.
-Jeszcze jesteś głodna? - zażartował Louis.
-Ej! Odczep się! - zrobiłam groźną minę i położyłam dłonie na swoim brzuchu.
-No cooo? Zjadłaś więcej ode mnie - wyszczerzył zęby.
-Ale przynajmniej się najadłam - uśmiechnęłam się szeroko, rezygnując z dalszej kłótni.
Sprzedawczyni jeszcze raz się do mnie uśmiechnęła.
-Który to już miesiąc? - zapytała miło, zerkając na mój brzuch.
No kurde, nie. To już druga osoba. Która. Stwierdziła. Że. Jestem. W. Ciąży. Spojrzałam ze złością na Louis'a, który wybuchnął śmiechem i zgiął się wpół. Zacisnęłam usta i wtedy ekspedientka zdała sobie sprawę, że palnęła głupstwo.
-Om. Przepraszam - wydukała.
-Nie ma sprawy - uśmiechnęłam się blado i z całej siły przywaliłam Lou w plecy, aż stęknął.
Kobieta za ladą parsknęła śmiechem. Och, zapomniałam być dyskretna. Co za szkoda.
-Proszę zakupy - powiedziała sprzedawczyni, ciągle mając lekko zawstydzony wyraz twarzy.
Podała mi cztery papierowe torby.
-Dziękuję - kiwnęłam głową, zmuszając się do uśmiechu. - Idziemy - warknęłam do Louis'a i złapałam go za szelki, które dzisiaj miał na sobie.
-Do wiedzenia - rzucił Lou z uśmiechem i jeszcze raz się zaśmiał.
Miałam ochotę go pobić. Tak, pobić. To dobre słowo.
Kiedy wreszcie znaleźliśmy się poza terenem sklepu, puściłam Louis'a i spojrzałam na niego gniewnie.
-Przestań się śmiać! - zawołałam ze złością.
-Chyba ktoś tu musi zrzucić brzuszysko! - zaśmiał się i klepnął mnie w brzuch.
Żarty żartami, ale teraz to już przesadził. Zwłaszcza, że ostatnio byłam drażliwa na tym punkcie.
-Zginiesz, Tomlinson! - ostrzegłam i zamachnęłam się na niego, oczywiście nie trafiając.
Jednak szybko się zorientowałam, że jestem w publicznym miejscu i nie wypada zachowywać się jak dziecko. Odchrząknęłam i poprawiłam bluzkę.
-Przy tobie zachowuję się niepoważnie - wyszczerzyłam zęby do Louis'a.
-Zauważyłem - pokiwał głową z głupim uśmiechem.
-Idziemy coś zjeść? - zaproponowałam nagle, przekładając torby z ubraniami z jednej ręki do drugiej.
Lou przytaknął.
-Może chcesz, żebym poniósł zakupy? - zapytał się ze słodkim uśmiechem.
Uniosłam brew.
-Louis jest miły. Podejrzane - udałam zdziwienie i oddałam mu połowę toreb.
Zaśmiał się i ruszył ulicą. Dogoniłam go. Przez chwilę szliśmy obok siebie nie rozmawiając zbyt dużo, ale w pewnym momencie Louis się odezwał.
-Chcesz tutaj? - wskazał palcem jakąś budkę z kebabem i kulawy stolik z dostawionymi do niego dwoma plastikowymi krzesełkami.
-Wow, romantycznie - parsknęłam śmiechem. - Ale i tak może być.
Z głupim wyrazem twarzy - zawsze miałam głupi wyraz twarzy, gdy przebywałam z Tomlinsonem - ruszyłam w kierunku budki.
Zamówiłam największego kebaba i butelkę pepsi, a potem usiadłam na niezbyt zachęcającym krzesełku. Zaczęłam jeść swój posiłek, nawet nie czekając na Louis'a. Ale w końcu byłam strasznie głodna. Po chwili mój przyjaciel znalazł się naprzeciwko mnie, tuż po tym jak skończyłam jeść. Lou obdarzył mnie przerażonym spojrzeniem i wypił trochę swojej pepsi. Zaczęłam uważnie obserwować jedzenie Louis'a. Ciągle byłam głodna.
-Co jest? - zapytał po chwili Lou, zaniepokojony moim wzrokiem.
Poprawiłam się na krzesełku.
-Będziesz to jadł? - zapytałam się z niewinną miną.
Zmarszczył brwi.
-Nie wiem o co ci chodzi... ale odczep się od mojego jedzenia - zaśmiał się pod nosem i zjadł kolejny kawałek kurczaka.
Zapanowała cisza, a ja w dalszym ciągu przypatrywałam się kebabowi. Mój przyjaciel wywrócił oczami i wyciągnął z kieszeni parę monet.
-Czasami mnie przerażasz - powiedział, podając mi pieniądze.
-Wszystko ci oddam - wyszczerzyłam zęby, przypominając sobie, kto mi pożyczył 28 funtów w sklepie z ubraniami.
Wstałam od stołu i z tryumfalnym uśmiechem ruszyłam w kierunku małej budki.
-Jeszcze raz to samo - mruknęłam z lekkim wstydem.
Ale przecież wolny kraj, każdy może jeść tyle, ile chce, prawda?
Po chwili dostałam kolejnego kebaba, więc zadowolona wróciłam do Louis'a. Pochłonęłam szybko swój posiłek i rozłożyłam się wygodnie na krzesełku.
-Jeszcze jesteś głodna? - zażartował Louis.
-Ej! Odczep się! - zrobiłam groźną minę i położyłam dłonie na swoim brzuchu.
-No cooo? Zjadłaś więcej ode mnie - wyszczerzył zęby.
-Ale przynajmniej się najadłam - uśmiechnęłam się szeroko, rezygnując z dalszej kłótni.
***
-Mamo, już wróciłam! - zawołałam, wchodząc do kuchni.
Moja mama wstała z krzesła i podeszła do mnie.
-Ou, dużo tego - uniosła brwi i spojrzała na papierowe torby, które trzymałam w rękach.
-Eee...
-Ile masz reszty? - zapytała.
-Znaczy... em... nie wystarczyło mi i... Louis musiał się dołożyć, także... no, nie ma reszty - powiedziałam ze wstydem i spuściłam lekko głowę.
-Słucham?! - zawołała.
-Przepraszam? - spojrzałam się na nią z nadzieją.
-I jeszcze naciągnęłaś Louis'a, tak? - spytała ze złością.
-O niego to już się nie martw, tak łatwo nie zbankrutuje - wyszczerzyłam zęby.
Mama wywróciła oczami.
-Tu nie chodzi o to, czy zbankrutuje! - prawie krzyknęła. - Tylko o to, że zapłacił za twoje zakupy, za rzeczy dla twojego brata!
-Słucham?! - zawołała.
-Przepraszam? - spojrzałam się na nią z nadzieją.
-I jeszcze naciągnęłaś Louis'a, tak? - spytała ze złością.
-O niego to już się nie martw, tak łatwo nie zbankrutuje - wyszczerzyłam zęby.
Mama wywróciła oczami.
-Tu nie chodzi o to, czy zbankrutuje! - prawie krzyknęła. - Tylko o to, że zapłacił za twoje zakupy, za rzeczy dla twojego brata!
-Przecież mu wszystko oddam! - zaprotestowałam.
-Mam nadzieję.
Zapanowała cisza.
-To chociaż powiedz mi na co wydałaś tyle kasy - wywróciła oczami.
Uśmiechnęłam się i postawiłam torby na kuchennym stole. Zaczęłam z nich wyjmować wszystkie bluzki, koszule, spodnie, buty, kurtki... Był nawet krawat. Moja mama wytrzeszczyła oczy, a potem zaczęła się śmiać. Uśmiechnęłam się, zadowolona z siebie i powiedziałam:
-A Louis dostanie kasę z powrotem, nie martw się.
Zostawiłam zakupy na stole i ruszyłam w kierunku schodów. Weszłam na górę i już po chwili znalazłam się w swoim pokoju. Oczywiście pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po położeniu się na łóżku było włączenie laptopa. Włączyłam wyszukiwarkę i zaczęłam leniwie przeglądać najświeższe informacje. W końcu zalogowałam się na Twittera. Wiadomości od miłych fanek, groźby od tych mniej miłych... Nic nowego. Ale... ktoś dał mi link do jakiegoś artykułu plotkarskiego. O nie... Żeby to nie była ta strona, co ostatnio... Ploteczki, ploteczuszki... czy jakoś tak. Z westchnieniem otworzyłam link i wytrzeszczyłam oczy. Zawsze tak miałam, gdy czytałam głupoty, które ktoś wypisywał na mój temat.
Zrobiłam dziwną minę, niepewna czego się spodziewać w takim artykule. Ja jestem w ciąży, czy Zayn ma jakąś drugą dziewczynę? Ciekawe. Zjechałam niżej.
-Mam nadzieję.
Zapanowała cisza.
-To chociaż powiedz mi na co wydałaś tyle kasy - wywróciła oczami.
Uśmiechnęłam się i postawiłam torby na kuchennym stole. Zaczęłam z nich wyjmować wszystkie bluzki, koszule, spodnie, buty, kurtki... Był nawet krawat. Moja mama wytrzeszczyła oczy, a potem zaczęła się śmiać. Uśmiechnęłam się, zadowolona z siebie i powiedziałam:
-A Louis dostanie kasę z powrotem, nie martw się.
Zostawiłam zakupy na stole i ruszyłam w kierunku schodów. Weszłam na górę i już po chwili znalazłam się w swoim pokoju. Oczywiście pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po położeniu się na łóżku było włączenie laptopa. Włączyłam wyszukiwarkę i zaczęłam leniwie przeglądać najświeższe informacje. W końcu zalogowałam się na Twittera. Wiadomości od miłych fanek, groźby od tych mniej miłych... Nic nowego. Ale... ktoś dał mi link do jakiegoś artykułu plotkarskiego. O nie... Żeby to nie była ta strona, co ostatnio... Ploteczki, ploteczuszki... czy jakoś tak. Z westchnieniem otworzyłam link i wytrzeszczyłam oczy. Zawsze tak miałam, gdy czytałam głupoty, które ktoś wypisywał na mój temat.
DZIEWCZYNA ZAYN'A MALIKA JEST W CIĄŻY!
Zrobiłam dziwną minę, niepewna czego się spodziewać w takim artykule. Ja jestem w ciąży, czy Zayn ma jakąś drugą dziewczynę? Ciekawe. Zjechałam niżej.
"Dzisiaj, zaledwie parę godzin temu
przyłapaliśmy...
Parsknęłam śmiechem.
...dziewczynę Zayn'a (Mabel) i Louis'a,
kupujących dziecięce ubranka.
Po zakupach przyjaciele poszli coś zjeść.
Mabel pochłonęła aż dwa kebaby!
Do tego widocznie przytyła (zdj. 3).
Dla nas to wszystko jest jednoznaczne.
A dla Was?"
Skończyłam czytać artykuł, jednak cały czas miałam otwarte usta. Pokręciłam głową z niedowierzeniem i zjechałam niżej, aby obejrzeć zdjęcia. W sklepie, przy koślawym stoliczku i ostatnie, na którym leżę na krzesełku. W jakimś programie obrysowano mój brzuch czerwonym pisakiem. Nosz kurde, tak nie będzie! Chociaż akurat na tym zdjęciu wyszłam faktycznie... grubo. Przeszedł mnie dreszcz. A jeśli... Louis ma rację? Jeśli rzeczywiście ważę za dużo? Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że Lou dzisiaj żartował, ale mimo wszystko... to była taka aluzja z jego strony? Całkiem możliwe. Chyba... pora na dietę. Ale póki co... wróciłam na Twittera. Napisałam parę słów o wcześniej przeczytanym artykule.
"Niektórzy nie mają chyba nic innego do
roboty jak pisanie o tym ile
zjadłam kebabów. NIE jestem w ciąży,
dziękuję za uwagę ;d"
Westchnęłam głęboko. Od dzisiaj o połowę mniej jedzenia.
*dwa dni później*
Zastukałam w ich drzwi. Nikt nie otwierał. Wywróciłam oczami
- wiedziałam, że w domu na pewno ktoś jest - i zapukałam jeszcze raz. Kurde,
ile można czekać? Ze złością pchnęłam drzwi i nie czekając, aż ktoś łaskawie
przyjdzie mnie przywitać, ruszyłam korytarzem w kierunku kuchni. Weszłam do
środka i zobaczyłam całą piątkę, siedzącą przy stole. Harry najwyraźniej coś
mówił, ale gdy zorientował się, że przyszłam, zamilkł. Zdenerwowało mnie to.
-Ja tu próbuję być kulturalna i pukam do drzwi, a wy nawet
nie wstaniecie i mi nie otworzycie, co? – założyłam ręce.
Louis i Zayn spojrzeli po sobie. Super, jeszcze mają jakieś
tajemnice.
-Co jest? – zrezygnowałam z pretensjonalnego tonu i opadłam
na jedyne wolne krzesło.
Żaden z nich mi nie odpowiedział. Zacisnęłam usta i
przyjrzałam się Harry’emu, który sprawiał wrażenie zdenerwowanego.
-Coś ci się stało? – uniosłam brew.
Pokręcił głową.
-Muszę porozmawiać z Violet – oznajmił i nagle wstał.
Ku mojemu zdziwieniu, wyszedł z kuchni. Zapanowało
milczenie, a ja spojrzałam podejrzliwie na resztę. Chyba nikt nie miał zamiaru
się odezwać. W końcu wywróciłam oczami i podniosłam się z krzesła. Starając się
opanować złość, szybkim krokiem opuściłam kuchnię.
-Spotkajmy się – usłyszałam głos Harry’ego.
Obejrzałam się zdezorientowana i dostrzegłam Hazzę,
rozmawiającego przez telefon.
-Okej, to przyjedź skoro możesz – powiedział szybko do
słuchawki.
Zrobiłam parę kroków w stronę Styles’a.
-Cześć – zakończył rozmowę i się rozłączył.
Odchrząknęłam. Podniósł ze zdziwieniem głowę.
-Harry, powiesz mi , co się dzieje? – uniosłam brew.
Westchnął.
-Właściwie to nic wielkiego… ale Violet i tak będzie zła –
wzruszył ramionami. – Wiesz, jaka ona jest.
-Czemu ma być zła? – dopytywałam się.
-Emm… dzisiaj się dowiedzieliśmy, że wyjeżdżamy z chłopakami
do Nowej Zelandii – powiedział.
-Ach. To chyba nic złego – przekrzywiłam głowę na bok.
Więc, czemu oni tak panikują?
-W sumie miesiąc to nie tak długo. Mimo wszystko boję się
rozmowy z Violet – skrzywił się.
Wytrzeszczyłam na niego oczy.
-Miesiąc…?
-To nie tak długo, jak się wydaje – uśmiechnął się.
-Niby tak… - mruknęłam.
Ale… jak ja wytrzymam miesiąc bez Zayn’a? Dotąd nigdy się
nie rozstawaliśmy na dłużej niż… parę dni. Pocieszała mnie tylko myśl, że
wyjazd do Zelandii jest lepszy niż półroczna trasa koncertowa.
Harry poklepał mnie po ramieniu.
-Nim się obejrzysz, wrócimy - pocieszył mnie.
Przybliżyłam się do niego. W sumie nigdy nie byliśmy sobie jakoś szczególnie bliscy, ale teraz... Otoczyłam go ramionami. Posłusznie mnie przytulił.
-Muszę pogadać z Zayn'em - oznajmiłam po chwili.
Uśmiechnął się lekko i jeszcze raz poklepał mnie po plecach.
-Powodzenia czy tam czego potrzebujesz - powiedział.
-Dzięki - mruknęłam. - Ale tobie bardziej się przyda.
Uśmiechnęłam się znacząco. Znałam moją przyjaciółkę na tyle dobrze by wiedzieć, że się zdenerwuje. Chociaż nie miałam pojęcia dlaczego. Przecież to nie wina Harry'ego, że musi ją opuścić na miesiąc.
No, ale Violet to jednak Violet.
Harry też zrobił minę i ruszył w kierunku kuchni. Poszłam za nim.
-Wiesz już? - wypalił Lou, gdy tylko weszłam do kuchni.
Kiwnęłam powoli głową i opadłam na wolne krzesło. Zerknęłam na Zayn'a.
-Przepraszam - skrzywił się.
-Daj spokój - wywróciłam oczami.
Za co on mnie niby przepraszał? Za to, że spełnia swoje marzenia?
Wstałam z krzesła - mimo że spędziłam na nim zaledwie kilkanaście sekund - podeszłam do kuchennego blatu i nalałam soku do stojącej nieopodal czystej - lub nie - szklanki.
Byłam w dość... parszywym - że tak powiem - nastroju.W końcu właśnie się dowiedziałam, że mój chłopak wyjeżdża na miesiąc do jakiejś... Zelandii. Może źle to o mnie świadczy, ale nawet nie wiedziałam, gdzie ten kraj leży. Moja znajomość geografii nie była zbyt zachwycająca.
Jedyne czego się bałam to to, że przez ten miesiąc nasza... ehm, nasza relacja się rozpadnie. Przecież nie będziemy się widzieć przez tak długi czas...
Westchnęłam, a chłopcy się na mnie spojrzeli. Jak gdyby nigdy nic wróciłam do picia soku. Ale jednego nie rozumiałam. Skoro wyjeżdżają dawać koncerty, śpiewać i spotykać się z fanami to czemu się nie cieszą? Owszem, trudno jest się rozstać z rodzinami i ze znajomymi ale przecież właśnie w taki sposób realizują swoje marzenia!
Pokręciłam głową i odwróciłam się do chłopaków. Chciałam coś powiedzieć, ale nawet nie wiedziałam co. Uratował mnie dzwonek do drzwi.
-Otworzę - Harry zerwał się na równe nogi i wręcz wybiegł z kuchni.
-Chodź na górę - powiedział nagle Zayn.
Okazało się, że mówi do mnie. Kiwnęłam głową i odstawiłam szklankę na blat. Bez słowa opuściliśmy kuchnię i weszliśmy po schodach na górę. Znaleźliśmy się w pokoju Zayn'a. Usiedliśmy na łóżku. Przez chwilę milczeliśmy.
-Myślisz, że... - przerwałam ciszę - miesiąc to długo?
Spojrzał na mnie.
-Właściwie to... mogło być gorzej - uśmiechnął się niepewnie.
Kiwnęłam głową z lekkim uśmiechem.
-Ale mimo wszystko... miesiąc to za dużo jak dla mnie - uniosłam kącik ust i spojrzałam Zayn'owi w oczy.
Przez chwilę panowała cisza.
-Będę tęsknić - obdarzył mnie smutnym uśmiechem.
-Ja też - wymamrotałam i wyciągnęłam do niego ręce.
Bez słowa mnie przytulił. Jeśli wcześniej byłam zdenerwowana, to teraz... jego zapach mnie uspokoił.
-Nim się obejrzysz, wrócimy - pocieszył mnie.
Przybliżyłam się do niego. W sumie nigdy nie byliśmy sobie jakoś szczególnie bliscy, ale teraz... Otoczyłam go ramionami. Posłusznie mnie przytulił.
-Muszę pogadać z Zayn'em - oznajmiłam po chwili.
Uśmiechnął się lekko i jeszcze raz poklepał mnie po plecach.
-Powodzenia czy tam czego potrzebujesz - powiedział.
-Dzięki - mruknęłam. - Ale tobie bardziej się przyda.
Uśmiechnęłam się znacząco. Znałam moją przyjaciółkę na tyle dobrze by wiedzieć, że się zdenerwuje. Chociaż nie miałam pojęcia dlaczego. Przecież to nie wina Harry'ego, że musi ją opuścić na miesiąc.
No, ale Violet to jednak Violet.
Harry też zrobił minę i ruszył w kierunku kuchni. Poszłam za nim.
-Wiesz już? - wypalił Lou, gdy tylko weszłam do kuchni.
Kiwnęłam powoli głową i opadłam na wolne krzesło. Zerknęłam na Zayn'a.
-Przepraszam - skrzywił się.
-Daj spokój - wywróciłam oczami.
Za co on mnie niby przepraszał? Za to, że spełnia swoje marzenia?
Wstałam z krzesła - mimo że spędziłam na nim zaledwie kilkanaście sekund - podeszłam do kuchennego blatu i nalałam soku do stojącej nieopodal czystej - lub nie - szklanki.
Byłam w dość... parszywym - że tak powiem - nastroju.W końcu właśnie się dowiedziałam, że mój chłopak wyjeżdża na miesiąc do jakiejś... Zelandii. Może źle to o mnie świadczy, ale nawet nie wiedziałam, gdzie ten kraj leży. Moja znajomość geografii nie była zbyt zachwycająca.
Jedyne czego się bałam to to, że przez ten miesiąc nasza... ehm, nasza relacja się rozpadnie. Przecież nie będziemy się widzieć przez tak długi czas...
Westchnęłam, a chłopcy się na mnie spojrzeli. Jak gdyby nigdy nic wróciłam do picia soku. Ale jednego nie rozumiałam. Skoro wyjeżdżają dawać koncerty, śpiewać i spotykać się z fanami to czemu się nie cieszą? Owszem, trudno jest się rozstać z rodzinami i ze znajomymi ale przecież właśnie w taki sposób realizują swoje marzenia!
Pokręciłam głową i odwróciłam się do chłopaków. Chciałam coś powiedzieć, ale nawet nie wiedziałam co. Uratował mnie dzwonek do drzwi.
-Otworzę - Harry zerwał się na równe nogi i wręcz wybiegł z kuchni.
-Chodź na górę - powiedział nagle Zayn.
Okazało się, że mówi do mnie. Kiwnęłam głową i odstawiłam szklankę na blat. Bez słowa opuściliśmy kuchnię i weszliśmy po schodach na górę. Znaleźliśmy się w pokoju Zayn'a. Usiedliśmy na łóżku. Przez chwilę milczeliśmy.
-Myślisz, że... - przerwałam ciszę - miesiąc to długo?
Spojrzał na mnie.
-Właściwie to... mogło być gorzej - uśmiechnął się niepewnie.
Kiwnęłam głową z lekkim uśmiechem.
-Ale mimo wszystko... miesiąc to za dużo jak dla mnie - uniosłam kącik ust i spojrzałam Zayn'owi w oczy.
Przez chwilę panowała cisza.
-Będę tęsknić - obdarzył mnie smutnym uśmiechem.
-Ja też - wymamrotałam i wyciągnęłam do niego ręce.
Bez słowa mnie przytulił. Jeśli wcześniej byłam zdenerwowana, to teraz... jego zapach mnie uspokoił.
*oczami Harry'ego*
Nerwowo odgarnąłem włosy z czoła.
-Miesiąc? - Violet założyła ręce.
Miała zaciśnięte usta.
-Violet, nic na to nie poradzę - spuściłem lekko głowę.
Wiedziałem, że będzie straszliwie zła.
-Kurwa, to nie ma sensu - powiedziała głośno i opadła na kanapę.
Spojrzałem na nią z zaskoczeniem.
-Co nie ma sensu? - zapytałem, podchodząc do niej bliżej.
Przełknęła ślinę. Domyślałem się, co chce powiedzieć, ale miałem nadzieję, że instynkt mnie myli.
-Harry, to mnie naprawdę wkurza, że ciebie nigdy nie ma! - spojrzała na mnie gniewnie. - Jestem wiecznie sama.
-Nie przesadzaj - mruknąłem.
Nie chciałem się kłócić. Naprawdę chciałem porozmawiać z nią na spokojnie, ale się nie dało. Ona miała taki charakter.
-Ja mam nie przesadzać?! Uważasz, że nie mam racji? - dopytywała się z groźną minę.
No tak, Violet nie umie inaczej.
-Zawsze jestem sama! A ty albo masz jakiś koncert albo wywiadzik i... w ogóle nie masz dla mnie czasu! - krzyknęła.
Nie spodobało mi się, że powiedziała... "wywiadzik". Myślałem, że szanuje moją pracę. Bo jaka by nie była, właśnie w taki sposób zarabiałem.
Wziąłem głęboki oddech.
-Violet, jeśli chcesz ze mną zerwać, zrób to teraz - powiedziałem, patrząc jej ze spokojem w oczy.
Zdziwiłem sam siebie swoją bezpośredniością. Violet odwróciła wzrok, by po chwili z powrotem spojrzeć mi w oczy.
-Więc... rozstańmy się - powiedziała dziwnym głosem.
Kiwnąłem głową, ciągle na nią patrząc. Przez chwilę stała w miejscu. W końcu jednak wzięła głęboki oddech i podeszła bliżej mnie.
-To... cześć - mruknęła i już chciała się odwrócić, gdy złapałem ją za ramię.
-Zobaczymy się jeszcze? - zapytałem, bo nie mogłem się powstrzymać.
Mimo wszystko, naprawdę lubiłem Violet. Nie chciałem tracić z nią kontaktu.
-Emm.. mam nadzieję - uśmiechnęła się.
Odwzajemniłem uśmiech i odprowadziłem ją wzrokiem do drzwi, jednocześnie czując jakąś dziwną ulgę wewnątrz klatki piersiowej. Zaraz... chyba nie cieszyłem się z tego, że właśnie zerwaliśmy z Violet? Po prostu... nie wiem. Dziwne uczucie. Byłem wolny. Obserwowałem jak Violet zamyka za sobą drzwi. Uwielbiałem ją. Ale... czy kochałem? Jeśli się kogoś kocha, akceptuje się wszystkie jego wady. Więc...
Potrząsnąłem głową i poprawiłem włosy. Ruszyłem powolnym krokiem w kierunku kuchni, w której najprawdopodobniej siedziała reszta chłopaków. Czułem się lekko. Nie byłem z tego powodu zadowolony.
****************************************************************************************************
*148 funtów = około 750 zł . xd
Okej. Tu Mabel. Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie o.O Chociaż zasługuję. X_X Nie wiem czy chcecie jeszcze czytać mojego bloga, czy już nie, no ale... napisałam ten rozdział. Weszłam na ostatniego posta i zobaczyłam 15 komentarzy. Myślałam, że o mnie zapomnieliście i wgl... ale niektórzy z was ciągle pisali, żebym wróciła itd. <3 . No więc... wstyd mi bardzo, bez względu co bym teraz tutaj napisała to i tak nie ma sensu, po prostu miałam załamanie (kolejne o_o) i nie pisałam i pewnie i tak mi nie wybaczycie . PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM ! WSTYD MI BARDZO BARDZO BARDZO BARDZO. No ale już nie zmienię tego co zrobiłam. Straszliwie mi głupio, że po prostu przestałam pisać, że... "zapomniałam" o blogu. Nie wiem jak wam to wynagrodzić.
Możecie pisać jak bardzo mnie nie cierpicie i wgl... nie będę miała nic przeciwko. Wiem, że możecie być złe o_O
+ Mam one-shota z Zarry'm. NIE MA tam żadnych SCEN (If You Know What I Mean . xD ), ale jeśli ktoś nie lubi tego typu tematów, to nie lubi ;d Moje pytanie: Chciałybyście go przeczytać? Jest już napisany i może dzięki niemu mnie nie zjecie za tą dłuuuugą nieobecność na blogu ^.^
Okej. Tu Mabel. Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie o.O Chociaż zasługuję. X_X Nie wiem czy chcecie jeszcze czytać mojego bloga, czy już nie, no ale... napisałam ten rozdział. Weszłam na ostatniego posta i zobaczyłam 15 komentarzy. Myślałam, że o mnie zapomnieliście i wgl... ale niektórzy z was ciągle pisali, żebym wróciła itd. <3 . No więc... wstyd mi bardzo, bez względu co bym teraz tutaj napisała to i tak nie ma sensu, po prostu miałam załamanie (kolejne o_o) i nie pisałam i pewnie i tak mi nie wybaczycie . PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM ! WSTYD MI BARDZO BARDZO BARDZO BARDZO. No ale już nie zmienię tego co zrobiłam. Straszliwie mi głupio, że po prostu przestałam pisać, że... "zapomniałam" o blogu. Nie wiem jak wam to wynagrodzić.
Może Harry wam trochę poprawi humor i zapomnicie jakie jesteście na mnie złe...? No dobra, nawet słitaśny uśmiech Harry'ego mnie nie uratuje xd |
Możecie pisać jak bardzo mnie nie cierpicie i wgl... nie będę miała nic przeciwko. Wiem, że możecie być złe o_O
+ Mam one-shota z Zarry'm. NIE MA tam żadnych SCEN (If You Know What I Mean . xD ), ale jeśli ktoś nie lubi tego typu tematów, to nie lubi ;d Moje pytanie: Chciałybyście go przeczytać? Jest już napisany i może dzięki niemu mnie nie zjecie za tą dłuuuugą nieobecność na blogu ^.^
Jaki Liaaam xD |
Seksownie xD |
I oczywiście moja ulubiona mina Zayn'a XD |
+A właśnie, nawet opisałam w pamiętniku to ich "Kochamy Was" XDXD #głupiaja
omom, jaki mam zaciesz! WKOŃCU! jak zobaczyłam ze dodałaś od razu zaczęłam czytac. me męczenie ostatnie sie opłaciło! KOCHAM CIĘ I NIE JESTEM ZŁĄ ZA NIC! kocham to opowiadanie! A ta kwestia z ciążą w sklepie, hahah masakra :D . db pomysł! Ile ona wydała pieniędzy. Lou mnie rozwala! wesołych! szybko licze na nn, i że nas znów nie zostawisz na 2 miesiące;*** weny
OdpowiedzUsuńdreamergirlxoxo.blogspot.com
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że wróciłaś :* Nareszcie :D KOCHAM TO OPOWIADANIE <3 a ty mały matołku zostawiłaś nas na 2 MIESIĄCE !!!!!!! To takie straszne :(
OdpowiedzUsuńWIELKI POWRÓT MABEL !!!! Świetny rozdział :* pisz następny xd
Marchewka151523
Louis rozwala xd
OdpowiedzUsuńNARESZCIE JESTEŚ ! Myślałam że już nie wrócisz :) haha byłam wkurzona ale o przeczytaniu rozdziału mi przeszło xD nie mogę się na ciebie gniewać bo to opowiadanie po prostu mnie rozwala :D kocham twoje poczucie humoru! rozdział jest extra :)) A jeżeli chodzi o one schota o Zarrym to... TAK TAK TAK TAK TAK DODAJ GO PROOOSZEEEEE :D ja tam lubię tego typu tematy ;> i jestem ciekawa jakie to będzie w twoim wykonaniu :P hahah a i rozumiesz będziesz miała ocenę znawcy jeśli chodzi o "tego typu tematy" bo lubię takie opowiadania i przeczytałam ich już 8923773322323787 hahah + Zarry to mój drugi ulubiony bromance :))hahah wiec dodaj go szybko pliss!
OdpowiedzUsuń-marchewkowa :D
a i jeszcze jedno xD wcale nie głupia ty... ja też opisałam "kochamy was" w pamiętniku hahah no co to przecież historyczny moment!
Usuń-marchewkowa
Zajebisty :) mam nadzieje że już nas nie opuścisz <3
OdpowiedzUsuńBela