30 lipca 2012

Rozdział 29.

*oczami Harry'ego*
Wybuchnąłem śmiechem. Spojrzałem jeszcze raz na Louis'a, który robił z siebie idiotę. Udawał jakiegoś tajnego agenta. Turlał się pomiędzy fotelami, skradał i "strzelał" z pistoletu. Niall śmiał się tak głośno, że aż zacząłem się o niego martwić. Popatrzyliśmy na siebie z Evą i obydwoje zaczęliśmy się znowu śmiać. Co dziwne, Lou przez cały czas zachowywał powagę. On tak potrafił. Wygłupiał się godzinami i prawie w ogóle się nie śmiał. Dopiero pod koniec.
Lou wyskoczył zza fotela z głośnym indiańskim okrzykiem i rzucił mi czymś w głowę.
-Louis, debilu! - wrzasnąłem i walnąłem go w plecy.
Niall znowu wybuchnął śmiechem. Wyglądał, jakby miał zaraz pęknąć.
-I ty naprawdę nie masz dziewczyny? - powiedziałem z sarkazmem do Louis'a, który już wturlał się za telewizor.
Lou zaczął się wyłaniać zza TV.
-Nie śmiej się ze mnie. - wypowiedział powoli.
-Louis, kończ. - spojrzałem na niego z litością.
-Jasne. - zrobił smutną minę i zdjął sobie z głowy dwie związane skarpetki, które służyły mu za "indiańską" opaskę. Mówiłem mu, że tajni agenci takich nie noszą, ale się uparł, że musi to włożyć.
Ou, chyba mu się zrobiło smutno.
-Żartowałem. Każda laska cię chce, Lou. - wyszczerzyłem do niego zęby, gdy opadł na kanapę obok mnie.
Uniósł brew.
-Jesteś idealny. Zbyt idealny. - powiedziałem sam do siebie. - Gdyby nie to, że mam dziewczynę, od razu bym się za ciebie wziął.
Louis wybuchnął śmiechem. Dostrzegłem, ze Eva przygląda mi się z dziwną miną.
-Eva. Ja żartowałem. - uspokoiłem ją.
-No wiem, wiem. - powiedziała niepewnie.
Zaśmiałem się i klepnąłem Lou w ramię. Robiłem sobie tylko żarty.
Dzięki Louis'owi i jego wygłupom prawie zapomniałem o kłótni z Violet. Jednak... nie do końca.
-Hej, mam propozycję. - powiedziałem nagle, bo wpadło mi coś do głowy.
-Tak, Hazzuś? - Lou pogłaskał mnie czule po lokach.
-Chodźmy do klubu. - powiedziałem, odtrącając jego dłoń.
-Em...
-No chodź, co ci szkodzi! Poznasz kogoś miłego... - puściłem mu oko.
-Harry, ale będziesz grzeczny? - spojrzał na mnie z uniesioną brwią.
Wiedziałem o co mu chodzi. Nie chciał, żebym zdradził Violet.
-Pewnie! Za kogo ty mnie masz? - skrzywiłem się i podniosłem się powoli z kanapy.
Przeciągnąłem się i zerknąłem na mój zegarek. Była 22.
-Ja już chyba muszę wracać do domu. - powiedziała nagle Eva.
Bałem się, że Eva może naopowiadać Violet coś głupiego. Przecież nie robię nic złego, tak? Po prostu szedłem się napić z kumplem.
-Możemy cie przy okazji zawieść do domu - zaproponowałem.
-Okej. - uśmiechnęła się.
-Niall, a ty jedziesz z nami do klubu? - zapytał Lou.
-Nie-e. - pokręcił głową.
-Nie mam nic przeciwko. - Eva wzruszyła ramionami.
-To miłe, ale nie chcę. - przytulił lekko swoją dziewczynę.
-Jesteście gotowi? - zapytała Eva i spojrzała na nas pytająco.
-A co, nie widać? - poprawiłem marynarkę, którą akurat miałem na sobie. W gruncie rzeczy, byłem w niej cały dzień.
Eva uśmiechnęła się i pocałowała Niall'a w policzek.
-Pa.
-To pa. Nie wywieziecie jej nigdzie? - zapytał z szerokim uśmiechem Niall, odprowadzając nas do drzwi.
-Już ty się o nic nie martw. - machnął ręką Lou i przytulił się bokiem do Evy.
-Dobra, wystarczy. - Eva uciekła z uścisku Louis'a i kucnęła, żeby włożyć buty.
Zaśmiałem się z zawiedzionej miny mojego przyjaciela.
-Jednak nie każda cię chce. - stwierdziłem z udawanym smutkiem.
-Każda, każda. - wyszczerzył zęby i wskoczył w trampki.
Zaśmiałem się cicho i zabrałem Louis'owi z kieszeni kluczyki do samochodu.
-Ja prowadzę. - ostrzegł mnie.
-No zobaczymy. - zaśmiałem się głośno i szybko wybiegłem z domu.
Właściwie to był samochód Louis'a, więc to on miał do niego większe prawa, ale co tam. Otworzyłem samochód i wskoczyłem na miejsce kierowcy. Włożyłem kluczyki do stacyjki i odpaliłem samochód, akurat wtedy, gdy Lou wybiegł z domu. W mig znalazł się przy swoim aucie i otworzył drzwi od mojej strony.
-Spadaj koleś. - powiedział.
-Sam spadaj. - uderzyłem go ze śmiechem w brzuch.
-Spadaj powiedziałem! - zawołał i skoczył na mnie.
-Au! - zawyłem i od razu przewaliłem się na bok.
W bok wbiła mi się gałka do zmiany biegów.
-Złaź ze mnie idioto! - krzyknąłem.
Lou zaczął mnie boksować i nawet nie wiem jakim sposobem znalazłem się na miejscu dla pasażera. Może po prostu uciekłem tam, żeby być z dala od pięści Louis'a.
-Idiota. - mruknąłem, masując bok.
-Dziękuję, że zrobiłeś mi miejsce. - uśmiechnął się słodko.
Akurat w tym momencie Eva wsiadła do samochodu, na tylne miejsce.
-Widziałaś to? - zapytałem. - On jest nienormalny!
Lou poprawił włosy i nacisnął pedał gazu. Eva podała swój adres i po piętnastu minutach znaleźliśmy się pod jej domem.
-Wow, niezła chata. - widziałem jej dom po raz pierwszy.
-Dzięki - powiedziała z lekkim uśmiechem i dodała: - Pa!
-Paaa! Mogę cie uściskać? - Lou uśmiechnął się jak mały chłopiec.
-Em... Po dłuższym zastanowieniu... nie. - wyszczerzyła zęby i wysiadła z samochodu.
Zaśmiałem się z Louis'a.
-Widzisz? Nie wszystkie. - przypomniałem mu.
Louis spojrzał na mnie jak morderca i nacisnął pedał gazu.
Po dwudziestu minutach znaleźliśmy się pod klubem.
-Dobra. Powaga. - powiedziałem do Louis'a, który właśnie skończył udawać kierowcę rajdowego.
-Jasne. - kiwnął głową. - Sprawdź mi oddech.
Chuchnął mi w twarz, co jak zwykle spowodowało u mnie śmiech.
-Jest okej. - teraz ja mu chuchnąłem.
Zamyślił się.
-Guma. - powiedział po chwili.
-Dobra. - wyjąłem z kieszeni paczkę gum miętowych i włożyłem sobie do ust dwie drażetki. -Idziemy - dodałem i wysiadłem z samochodu.
Lou tez wysiadł i zamknął samochód. Podeszliśmy do klubowego wejścia.
-Cześć - powiedziałem do ochroniarza.
Ten zlustrował nas wzrokiem i kiwnął głową.
-Właźcie. - mruknął.
Szybko znaleźliśmy się w środku. Od razu usłyszeliśmy - zresztą trudno byłoby nie usłyszeć - głośną muzykę. Podeszliśmy z Louis'em do barku i wzięliśmy po drinku. Piliśmy kolejne i kolejne, za każdym razem wymyślając różne, śmieszne toasty.
-Mi już wystarczy. - zeskoczyłem z wysokiego krzesełka.
-Mi też. Nie chcę potem rzygać. - Lou też zsiadł z krzesła.
Ruszyliśmy razem, rozglądając się dookoła. Już po chwili znaleźliśmy jakieś partnerki do tańca. Zacząłem tańczyć z brunetką, która się do mnie przyczepiła. Przy okazji rozkoszowałem się uczuciem, które spowodował alkohol. Wszystko widziałem jak przez mgłę, właściwie nie zdawałem sobie do końca sprawy z tego co robię.
Potem były kolejne dziewczyny. Kolejne i kolejne. Wszystkie były podobne. Zgubiłem gdzieś Louis'a, dziwne, przecież go spotykałem co jakiś czas, a teraz długo się nie pojawiał. Pomyślałem, ze może sobie znalazł jakąś koleżankę. Zaśmiałem się głośno, a moja aktualna partnerka mi zawtórowała.
-Sory, idę poszukać kumpla. - powiedziałem, bo nie miałem już zbytniej ochoty na taniec.
Ile mogło minąć czasu od początku? Nie wiedziałem. Ale pomyślałem, ze Lou może być w łazience. Skręciłem szybko w odpowiednią stronę. Wkroczyłem do męskiej toalety i natychmiast zobaczyłem Louis'a. Odetchnąłem, że nie robił nic głupiego. Po prostu opierał się czołem o lustro.
-Siema, co jest? - przywitałem go.
-Szukałem cię, chodź. - natychmiast oderwał się od lustra i objął mnie ramieniem.
Wyszliśmy z toalety. Teraz postanowiliśmy spędzić czas razem, oboje już się natańczyliśmy. Weszliśmy na parkiet i zaczęliśmy się z czegoś śmiać, opowiadając sobie różne głupoty. Nie musiałem mieć do towarzystwa dziewczyny, żeby się dobrze bawić. Pijany Lou był jeszcze śmieszniejszy niż zwykle.
Po dłuższym - albo i krótszym, nie mam pojęcia - czasie poczułem, że muszę iść za potrzebą.
-Zaraz wracam. - oznajmiłem i po raz kolejny skierowałem się do łazienki. Tuż przed toaletą dostrzegłem blondynkę, która siedziała przy ścianie. Wyglądała na nie w najlepszym stanie. Kucnąłem przy niej.
-Hej. - zagadnąłem.
Podniosła głowę. Z zaskoczeniem odkryłem, że płacze.
-Co się stało? - zapytałem z zainteresowaniem.
Nie odpowiedziała, tylko wyciągnęła z kieszeni paczkę chusteczek i wytarła nos.
-Nic. - powiedziała po dłuższej chwili.
Dziewczyna szybko wstała i wyciągnęła do mnie rękę.
-Chodź ze mną - powiedziała z uśmiechem.
Bezwiednie podałem jej dłoń i powoli wstałem.
-Jestem Harry - mruknąłem na wszelki wypadek.
-Amy - zaczęła mnie gdzieś ciągnąć.
W sumie było mi wszystko jedno gdzie idziemy. Kręciło mi się w głowie, ale byłem już chyba mniej pijany. Zataczając się, weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Nagle, ku mojemu zdziwieniu, Amy przycisnęła mnie do ściany i przybliżyła swoje usta do moich. Była już naprawdę blisko, gdy zdałem sobie sprawę z tego, co robię. I co będzie z Violet?
Szybko odwróciłem głowę na bok. Ujrzałem wnętrze łazienki. O nie.
-Emily... - wychrypiałem.
-Jestem Amy - przypomniała mi.
-Amy. Ja mam dziewczynę - wymamrotałem.
Blondynka oparła się plecami o ścianę. Zjechała po niej i usiadła na ziemi.
-A ja mam chłopaka - dodała i schowała twarz w dłoniach.
Usiadłem obok niej.
-Więc czemu to zrobiłaś? - zapytałem.
-Przepraszam. Mam zły dzień - mruknęła odwracając ode mnie głowę.
-Pokłóciliście się? - zgadłem od razu.
-Tak.
Zapanowała cisza.
-Ja też się pokłóciłem z Violet. - powiedziałem cicho.
Amy od razu sie domyśliła, że Violet to moja dziewczyna.
-Eh... on po prostu zachowuje się jakbym była jego i tylko jego! Nie pozwala mi nikogo widywać, zastrasza, szantażuje... Na początku byłam z nim, bo byłam zakochana, a teraz już sama nie wiem... To się zrobiło chore! - wybuchnęła nagle Amy.
Byłem zaskoczony, że jest ze mną taka szczera. W końcu jej w ogóle nie znałem.
-Czemu go nie zostawisz? - zapytałem z miną wyrozumiałego psychologa.
-Powiedział, że jeśli to zrobię, to popełni samobójstwo. - powiedziała z obrzydzeniem.
-On jest nienormalny! - zdziwiłem się. - Po prostu go zostaw, nie przejmuj się tym kretynem!
Dalej namawiałem Amy, żeby zerwała ze swoim durnym chłopakiem i nim się zorientowałem, to ja zacząłem opowiadać o Violet, a Amy dawała mi rady.
Mówiąc o tym wszystkim, powoli trzeźwiałem. Z zaciekawieniem słuchałem tego, co nowo poznana blondynka miała do powiedzenia. Gdy się dowiedziała, że jestem piosenkarzem, na początku była zdziwiona, w chwilę później oburzona, że Violet tego nie rozumie i mnie nie wspiera.
Mijały minuty... później godziny... a my cały czas siedzieliśmy w tej łazience. W końcu skończył się temat naszych związków i zaczęliśmy rozmawiać o czymś innym. Potem znowu o czymś innym. I znowu.
Szczerze mówiąc, nawet nie zauważałem tych wszystkich ludzi, przechodzących przez toaletę. Podczas rozmowy z Amy, byłem skupiony tylko na tym, co mówiła. Już po godzinie byłem trzeźwy i spokojnie mogłem stwierdzić, że Amy jest naprawdę miła. Do tego mnie rozumiała.
-Dziękuję, że tu jesteś - powiedziała nagle i spojrzała na mnie z powagą.
-Ja też dziękuję - powiedziałem z uśmiechem.
Zamknąłem na chwile oczy, bo byłem już bardzo zmęczony. Obsunąłem się powoli na ramię Amy i nim się obejrzałem, zasnąłem.


*oczami Mabel*
Reszta podróży minęła nam bardzo szybko. Tym razem nie siedzieliśmy w milczeniu, tylko rozmawialiśmy, co chwile wybuchając głośnym śmiechem.
-Liam poszedł dziś do Danielle i pewnie zostanie u niej na noc - zaśmiał się Zayn.
Zachichotałam. Nagle usłyszałam, że w radiu gra piosenka "I'm sexy and i know it". Od razu przypomniał mi się jej teledysk i z trudem powstrzymałam śmiech.
-Zatańczyć ci? - uśmiechnął się słodko Zayn.
-Jasne. Tylko nie zapomnij włożyć mankini - powiedziałam z sarkazmem.
-Właściwie, to mam takie jedno i... - zaczął, ale reszty nie usłyszałam, bo dziecinnym ruchem zatkałam sobie uszy.
-Dobra, nie chcę o tym słuchać! - jęknęłam i zobaczyłam - nie usłyszałam, bo uszy wciąż miałam zatkane - jak Zayn się śmieje.
-Em... ile lat mają twoje siostry? - zmieniłam temat, jednocześnie odtykając uszy.
Chłopak znowu się zaśmiał i odpowiedział:
-20, 12 i 8.
Potem zajęłam się rozmową, mówiąc dużo więcej niż zazwyczaj. I mimo, że tak bardzo się starałam, obraz Zayn'a w mankini pozostał w mojej głowie. I pewnie pozostanie tam juz na zawsze.


***


Moim oczom ukazał się mały, angielski domek z cegły. Przyjrzałam mu się dokładniej i uśmiechnęłam się do siebie. Od razu przypadł mi do gustu. Przez chwilę żałowałam, że przyjechaliśmy tu tylko na jedną noc, ale potem przypomniało mi się, że możemy tu przyjechać tu z Zayn'em jeszcze kiedyś w przyszłości.
Mimo wszystko, ciągle się bałam, że nie przypadnę do gustu mieszkańcom tego domu. Nie umiałam robić dobrego pierwszego wrażenia.
Zacisnęłam dłoń w pięść.
-Boję się. - wymamrotałam.
Złapałam Zayn'a za rękę i spojrzałam mu niepewnie w oczy.
-Będzie okej. - przytulił mnie.
Jak zawsze poczułam od niego perfumy, które przyprawiały mnie o szybsze bicie serca.
Tym razem jednak poczułam tez coś innego. Coś nowego. Ogromną chęć żeby... No właśnie, żeby co? Przytulając Zayn'a, chciałam być jeszcze bliżej. Na tyle blisko na ile tylko może być mężczyzna z kobietą. Moje ciało przeszły dreszcze, oddech mi przyspieszył. Oblała mnie fala gorąca, gdy tylko w pełni zdałam sobie sprawę z mojego odkrycia.
O Mój Boże, przecież jesteśmy razem dopiero od niecałych trzech miesięcy! Mimo, że przyszło mi to z trudem, czym prędzej oddaliłam się od Zayn'a. Jeszcze bym...
Stop. Przestań. Starałam się równo oddychać, ale nie za bardzo mi to wychodziło. Zayn widząc co się ze mną dzieje, powiedział:
-Nie denerwuj się tak.
Uśmiechnął się zachęcająco. Jezu, dobrze że nie wiedział o co tak naprawdę mi chodziło. Po prostu myślał, że stresuję się przed spotkaniem z jego rodzicami.
Gdy tylko sobie o tym przypomniałam, moje nerwy zwiększyły się dwukrotnie.
Poczułam jak Zayn głaszcze moja dłoń. Ciekawa byłam czy on kiedys poczuł to co ja. A jeśli kiedys mu sie to przytrafiło? Czy możliwe, że on by chciał...?
Nie potrafiłam opanować moich myśli. Ani oddechu. Zayn widząc to, zmarszczył czoło.
-Hej. - złapał mnie za brodę.
Spojrzałam mu w oczy. W najpiękniejsze na świecie czekoladowe oczy, które sprawiły, że jeszcze bardziej zaczęłam myśleć o tym, o czym chciałam w tej chwili zapomnieć.
Zayn pochylił się, aby pocałować mnie w usta. O nie. Nie zbliżaj się do mnie! O cholera, zaraz zwariuję.
Czym prędzej położyłam Malikowi dłoń na ustach i lekko go odepchnęłam. Spojrzał na mnie zdezorientowany. Super. Jeszcze tego brakowało, żeby się teraz na mnie wkurzył.
-Jest okej. Chodźmy. - powiedziałam szybko.
I mimo, że w ogóle nie byłam gotowa, wygramoliłam się z auta. Nie chciałam zostać z Zayn'em w samochodzie sam na sam ani chwili dłużej.
Poczekałam chwilę na mojego chłopaka.
-Przepraszam. - mruknęłam, nie patrząc na niego.
Zayn złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę furtki. Przez chwilę się zastanawiałam, która jest godzina. Nie mogło być zbyt późno, bo niebo nawet się nie ściemniło. Ale w sumie był czerwiec. Może już ósma. A tak w ogóle... kogo by to w takiej chwili obchodziło?
Weszliśmy do ogródka. Był bardzo... zielony. Wszędzie rosła równiutka trawa - taka, o jakiej mój tata zawsze marzył - wśród której ciągnęło się kilka ścieżek. Jedna prowadziła w lewo, na tyły ogrodu, druga w prawo, a trzecia prosto, pod ganek. Przełknęłam ślinę. 
Ciągle niebezpiecznie zbliżaliśmy się do drzwi, więc żeby uspokoić myśli, z powrotem skupiłam swoją uwagę na ogródku. Przeważały w nim drzewa. Jedynymi kwiatkami były te, zasadzone wokół ganku.
Zorientowałam się, że wbijam Zayn'owi paznokcie w dłoń. Szybko poluzowałam uścisk i z ciężkim sercem weszłam po schodkach na ganek. Mój chłopak bez wahania otworzył drzwi do domu. 
Czułam się jakby serce miało mi zaraz wyskoczyć z piersi. Oddychałam szybko i płytko, czując okropny ucisk w brzuchu. Wolną ręką odgarnęłam grzywkę z czoła.
Znaleźliśmy się w środku. Najspokojniej jak umiałam, puściłam rękę Zayn'a i zdjęłam buty. Ułożyłam je równo - gdy byłam zdenerwowana zachowywałam się jak pedantka - przy kremowej ścianie. 
-Zayn! - krzyknął ktoś i coś mignęło mi przed oczami.
Spojrzałam w lewo i zobaczyłam jak najmłodsza siostra Zayn'a przytula się do niego.
-Cześć! - zaśmiał się mój chłopak i mocniej przytulił siostrę.
Nawet się nie zorientowałam, że się uśmiecham. Po chwili dziewczynka - na oko ośmioletnia - odkleiła się od brata i spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
-Cześć. Jestem Mabel. - uśmiechnęłam się.
-Saffa. - powiedziała i uśmiechnęła się słodko.
-Chodźcie. - pogonił nas Zayn i złapał nas obie za ręce.
Ruszyłam korytarzem, starając się nie zemdleć. W końcu stanęliśmy przed jakimś pokojem. Zayn mocniej ścisnął mnie za rękę i otworzył drzwi.
Od razu dobiegły mnie krzyki. Cofnęłam się trochę do tyłu, puszczając rękę Zayn'a i przyglądając się jak obejmuje swoją mamę. Potem tatę, pozostałe dwie siostry... Przez chwilę stałam tam zupełnie niezauważona, przyglądając się rodzinie Zayn'a. Wszyscy wykrzykiwali radośnie jak to się stęsknili i jaki duży urósł. Chyba go tu nie było bardzo długo.
Jednak po chwili Zayn odwrócił się do mnie i uśmiechnął się zachęcająco.
-Poznajcie Mabel. - przesunął mnie trochę bliżej reszty.
Ku mojemu zdziwieniu mama Zayn'a podeszła do mnie i mnie przytuliła. Potem podchodziła reszta i też mnie ściskała. Stałam tam zdenerwowana, ale powoli było już lepiej. Chyba nie jest najgorzej... Właściwie nie musiałam nic robić, tylko odpowiadać uśmiechem i przytulać się do wszystkich. Ale było miło.
Podeszła kolejna siostra Zayn'a.
-Jestem Waliya. - uśmiechnęła się dwunastolatka.
-Mabel. - też się uśmiechnęłam.
Zrobiła miejsce dla swojej najstarszej siostry.
-Hej. Doniya. - podała mi rękę.
Po chwili odeszła i podszedł do mnie tata Zayn'a. Nie wiem czemu, ale to spotkania z nim najbardziej się bałam. Starając się nie panikować, uśmiechnęłam się. Poczułam ulgę, gdy on odpowiedział tym samym.
-Cześć. - powiedział z uśmiechem i wrócił do reszty rodziny.
Odetchnęłam.
Po chwili - już wyściskana przez wszystkich - podeszłam powoli do kanapy i usiadłam na niej.
-Przynieść ci herbatę? - uśmiechnęła się do mnie mama Zayn'a, siadając naprzeciwko.
-Nie trzeba... - uśmiechnęłam się nieśmiało.
Widocznie się nie przejęła tym co powiedziałam, bo natychmiast wstała.
-Ale pewnie chce ci się pić! - zawołała.
Nawet nie zdążyłam zaprotestować, bo mama Zayn'a już poszła do kuchni. Wow. Moja mamcia chyba nie jest aż tak miła.


***


Poprawiłam się na łóżku.
Dom Zayn'a był naprawdę duży, toteż znalazła się dla mnie wolna sypialnia. Chociaż... żałowałam, że nie śpię z moim chłopakiem. Ale głupio było tak poprosił o wspólny pokój. Jeszcze jego rodzina pomyślałaby, że jestem jakąś rozpustną... dziewuchą. O tak, to dobre słowo. Tak więc byliśmy skazani na osobne pokoje. Szkoda. We dwójkę zawsze raźniej.
Chociaż może lepiej, bo po tym co poczułam w samochodzie... O Boże. 
Jak to w ogóle możliwe? Opatuliłam się mocniej kołdrą i spojrzałam w sufit. Właściwie... nie chciałam jeszcze uprawiać seksu. Nie byłam na to gotowa. A z drugiej strony... O Boże, ale ja jestem skomplikowana.
Postanowiłam nie rozmyślać nad tym kłopotliwym tematem. 
Mimowolnie jeszcze raz przypomniałam sobie rozmowę z rodziną Zayn'a. Gdy jego mama przyniosła nam wszystkim herbaty, zaczęły się pytania. Duża ilość. Czułam się jak w jakimś teleturnieju. Jedna zła odpowiedź i przegrywam. To było podobne uczucie. Starałam się wypaść dość dobrze i teraz tak sobie myślę, że chyba mi się udało. Nie było najgorzej, bo wszyscy byli bardzo mili. Uśmiechnęłam się do siebie i przymknęłam oczy.
Jeszcze raz pożałowałam, że nie ma tu ze mną Zayn'a. Westchnęłam i starałam się zasnąć. Już prawie mi się udało, gdy usłyszałam ciche skrzypienie drzwi. O Boże, kto to?
Otworzyłam jedno oko i wpatrzyłam się w wejście do pokoju.
-Mogę? - usłyszałam szept.
Zayn.
-Wchodź. - usiadłam na łóżku z szerokim uśmiechem.
Chciałam Zayn'a, mam Zayn'a.
Zamknął drzwi i podszedł do mojego - tylko dzisiaj - łóżka. 
-Wiesz, nie mogłem spać. - Zayn usiadł koło mnie.
-Ja też nie. - uśmiechnęłam się. 
Zauważyłam, że ma na sobie same bokserki. Jak zwykle.
-Chodź tutaj, bo zmarzniesz. - zrobiłam minę troskliwej mamusi i odchyliłam kołdrę.
Zayn się cicho zaśmiał i ułożył się koło mnie. Nakryłam go pościelą i położyłam głowę na poduszce.
-Chyba nie było najgorzej, co nie? - zapytałam.
Wiedział o co chodzi.
-Była całkiem dobrze. - uśmiechnął się.
Na moje szczęście nie poczułam teraz tego, co w samochodzie. Po prostu leżeliśmy sobie we dwójkę na łóżku i nic więcej. Przytuliłam się do boku Zayn'a.
-Opowiesz mi coś? - zapytałam, czując że coraz bardziej mi się chce spać.
-Co na przykład?
-Co chcesz. - mruknęłam i zamknęłam oczy.
Więc Zayn zaczął opowiadać o tym co robił przez te dwa tygodnie. Mówił mi, jak wygląda nagrywanie piosenek, kręcenie teledysków. A ja z uśmiechem go słuchałam.
Po pewnym czasie, w ogóle nie rozumiałam tego co mówi. Tak bardzo chciało mi się spać, że jego głos był dla mnie tylko mruczeniem. Nie rozróżniałam poszczególnych słów. Ale to i tak było miłe. Bardzo miłe. Liczyło się tylko to, że do mnie mówił.

 
 
*oczami Harry'ego*
-Harry! - zawołał jakiś facet.
-Tak? - wymamrotałem z zamkniętymi oczami.
-Wstawaj!
Wcale nie chciałem wstawać. Powierciłem się trochę i próbowałem z powrotem zasnąć. Już zupełnie nie kontaktowałem, gdy nagle poczułem, że ktoś z całej siły przywalił mi w głowę.
-Odbiło ci, idioto?! - wrzasnąłem na osobę, która mnie uderzyła i momentalnie otworzyłem oczy.
-Wyśpisz się w domu. - oznajmił Louis, pochylony nade mną z miną niewiniątka.
Ach, to on. No bo kto inny? Skrzywiłem się i stanąłem na nogach, starając się zignorować ból głowy, spowodowany nie tylko ciosem Louis'a.
-Chodź. - mruknąłem i nie patrząc, czy idzie za mną, wyszedłem z toalety.
Nagle zauważyłem znaczek na drzwiach. Damska toaleta? Co ja tu...?
Zaczerpnąłem głośno powietrza, bo przypomniała mi się Amy. Ignorując zdziwione spojrzenie Tomlinsona, wbiegłem z powrotem do łazienki.
-Amy? - zawołałem i zacząłem rozglądać się dookoła.
Sprawdzałem właśnie kabiny, gdy do łazienki wrócił Lou.
-Możemy już iść? - ziewnął.
Starając się nie śmiać z jego potarganych włosów, zapytałem:
-Widziałeś Amy?
Louis wytrzeszczył oczy.
-Tylko rozmawialiśmy. - powiedziałem szybko.
Czemu on mnie strzegł jak jakiegoś małego dziecka? Chyba sam umiem się upilnować, tak? Chociaż nawet ta szczera rozmowa z Amy, wzbudziła we mnie lekkie wyrzuty sumienia.
-Nie podoba mi się to. - pokręcił głową Lou.
-Eh... nieważne. I tak już jej nigdy nie spotkam. - sapnąłem i szybkim krokiem wyszedłem z łazienki.
Louis podążył za mną. Przeszliśmy przez korytarz, na którym walały się puste butelki i w końcu dotarliśmy do wyjścia.
Po chwili staliśmy już przy samochodzie Louis'a. Tomlinson jak gdyby nigdy nic zasiał za kierownicą.
-Ee... Lou? - zacząłem.
-Tak?
-Jesteś w stanie prowadzić? - uśmiechnąłem się krzywo.
-No pewnie! Nie jestem pijany, tylko trochę skacowany! - obruszył się.
-Ale mimo to...
-Wsiadaj! - jęknął Lou.
Westchnąłem i pełen obaw usiadłem na miejscu dla pasażera.
Przez całą podróż musiałem tłumaczyć się Louis'owi, że do niczego nie doszło między mną a Amy. W końcu Lou mi uwierzył, a ja wreszcie mogłem się go zapytać czy kogos poznał.
-Nie. - odpowiedział ze skwaszoną miną.
-W sumie... lepiej jest poznać kogoś, gdy jest się trzeźwym. - odparłem.
Lou pokiwał głową. Widać, że męczy go ciągłe bycie singlem. W sumie - jak już mówiłem - mógł mieć każdą. Przynajmniej każdą fankę. Ale nie. Dobrotliwy Lou nie chciał wykorzystywać swojej sławy w taki sposób. Taki już był ten mój kochany Louis.
Szczęście nam dopisało i nie spotkaliśmy żadnych glin, uzbrojonych w alkomaty, więc po dwudziestu minutach wysiadaliśmy z samochodu i wchodziliśmy do naszego domu.
-Prysznic i do łóżka. - ziewnąłem.
-Nooo. - przytaknął Louis.
Chyba było jeszcze dość wcześnie, bo nie zastaliśmy na dole Niall'a. Przy okazji... Liam chyba nie wrócił do domu na noc. A wieczorem mówił, że idzie do Danielle. Uśmiechnąłem się do siebie i zawlokłem się jakoś do łazienki. Zacząłem zrzucać z siebie spocone i ubrudzone alkoholem ciuchy. Zdejmując spodnie, zauważyłem, że coś wypadło mi z kieszeni. Z bijącym sercem schyliłem się po małą karteczkę. Rozłożyłem ją i przeczytałem:

"Jeśli jednak wam
nie wyjdzie"

Pod spodem znajdował się numer telefonu. O Mój Boże. To Amy. Wyszedłem szybko z łazienki i wciąż trzymając w dłoni karteczkę, niemal pobiegłem do mojego pokoju. Uklęknąłem przy szafce nocnej. Złożyłem z powrotem wiadomość od Amy, otworzyłem szufladę i troskliwie położyłem tam karteczkę. Szybko wsunąłem półeczkę i wstałem. Do łazienki wróciłem jak na skrzydłach.
Ale zadzwonię do Amy, tylko jeśli mi nie wyjdzie z Violet. I tylko wtedy. 



***********************************************************************************************


Hahaha ;D Nawet nie wiecie jak się śmiałam, pisząc tę scenę w samochodzie z Zayn'em :PP No ale już jest okej ;p Haha XD
Więc na początek... dodałam dopiero teraz, bo co..? a zresztą szkoda gadac. brak internetu, rozwalona klawiatura, szlaban i wiele wiele innych ;D A po za tym wolę pisać dłuższe rozdziały :P
No ale już jestem. Jest 11.500 wejść <3 Kolejny obserwator i 12 komentarzy ;pp Dziękuję że mnie nie zostawiliście mimo tego ze teraz rzadziej dodaję rozdziały ;( Chyba bd pisać krótsze rozdziały ale częściej. O tak. Dobry plan ^^

+Co do Louis'a... i tego że jest go tutaj mało. Postaram się to zmienić xdxd Ale wiecie, jak sie to wszystko troche uspokoi xd Po za tym mam jeszcze Petera, Stana, Tracy i pewnie jeszcze jakąś postac o której zapomniałam ;o Postaram się ogólnie pisać tak żebyście nie zapominali tych postaci. O ile już nie zapomnieliście XD

 Więc... do 30 rozdziału! Trzydziesty uhuhu ;pp Sporo tego XD

To paa :**

PS. Mimo że sa wakcje, moze mniej osób ma czas czytac i komentować... ale mimo to prosze was o co najmniej 10 komentarzy :]

20 lipca 2012

Rozdział 28. *nowy po przerwie*

*oczami Harry'ego*
Yeah. Wreszcie sobota. Koniec wczesnego wstawania i spędzania całych dni w studiu. Chociaż może było warto poświęcić te dwa tygodnie... Przynajmniej mamy nową piosenkę.
Dobra, dobra, teraz trzeba korzystać z życia! Najchętniej bym poszedł z chłopakami do klubu, ale oni już mają plany na dzisiaj. No i wypadałoby umówić się z Violet. Sapnąłem cicho i wlepiłem wzrok w wyświetlacz telefonu. Moja dziewczyna była coraz bardziej uciążliwa. Nie dość, że się wściekała o to, że jestem w pracy - tak, nagrywanie piosenek, wyjazdy to moja praca - to jeszcze oczekiwała, że będę jej poświęcał każdą wolną chwilę. Bez przesady, mam też kumpli i rodzinę, ich też ostatnio zaniedbuję!
Szczerze mówiąc, powoli zaczynałem tęsknić za czasami beztroskiego singla. Spędzanie całych nocy w klubach, poznawanie nowych lasek...
"Przestań!" rozkazałem sobie w myślach.
Powoli wykręciłem numer mojej dziewczyny.
-Hej - odebrała już po pierwszym sygnale.
Pewnie wiedziała kto dzwoni po jakiejś idiotycznej nazwie, którą  opatrzyła mój numer.
-Cześć kotku! - zawołałem. - Wyjdziemy gdzieś dzisiaj?
-Em... okej - powiedziała bez entuzjazmu.
Hej, no co jest? Zignorowałem jej ton głosu i oznajmiłem:
-To podjadę do ciebie za godzinę.
-Dobra. Pa - wychrypiała.
Oj, chyba była coś nie w formie.
-Cześć - powiedziałem, ale Violet już się rozłączyła.
A tej co? Jęknąłem. Miesiąc temu było dobrze. A teraz... Pokręciłem głową z dezaprobatą. Ostatnio byłem coraz bardziej sceptycznie nastawiony do tego związku. Ale to nie tak, że nie zależało mi na Violet. Bo zależało. Tylko męczyło mnie jej zachowanie, przez co czasem...Sam nie wiem. Dzisiaj z nią pogadam.
Ale jeśli mam być szczery miałem wielką ochotę zadzwonić do mamy i się jej poradzić. Może potem.
Zerknąłem na zegarek. Była 11 rano. Cóż, przyzwyczaiłem się ostatnio do wczesnego wstawania. Podniosłem się z łóżka i się przeciągnąłem. Ruszyłem w kierunku drzwi od pokoju i po chwili znalazłem się na korytarzu. Ku swojemu przerażeniu, uświadomiłem sobie, że wczoraj wieczorem się nie myłem. Byłem po prostu wykończony po całym dniu w studiu.
Zmarszczyłem brwi i ruszyłem do łazienki. Przypomniało mi się, jak spotkałem niedawno półnagą Mabel w toalecie. Zachichotałem, wspominając jej zakłopotanie.
Nie mając się z czego rozbierać, od razu wszedłem do kabiny prysznicowej.. Dziesięć minut i już byłem czysty, pachnący, wytarty, ale niekoniecznie ubrany. Zerknąłem tylko na moje mokre, oklapnięte loki, odbijające się w lustrze i wyszedłem z łazienki. Odwiedziłem mój pokój i wskoczyłem w parę przypadkowych ciuchów. Wsadziłem trampki pod pachę i opuściłem sypialnię. Zbiegłem szybko po schodach i wpadłem do salonu, zastając chłopaków, leżących na kanapie i oglądających telewizję.
-Uau, Harry jest ubrany! - wrzasnął zachrypniętym, rannym głosem Lou.
Zaśmiałem się. To chyba było jego powitanie.
-Jadę po Violet - oznajmiłem.
-Tylko oddaj mi samochód na drugą - powiedział Zayn, nawet na mnie nie patrząc.
Pożyczałem Malikowi auto, żeby miał czym pojechać z Mabel do Bradford. Głupek nie kupił sobie własnego samochodu, to teraz pożyczał ode mnie. Właściwie nie miałem nic przeciwko, tylko że  strasznie się bałem o mój wóz. Był dla mnie jak... własne dziecko?
W każdym bądź razie... ostrzegłem Malika, że samochód ma wrócić w nienaruszonym stanie.
-To mój wóz, zwrócę go o której będę chciał, koniec kropka! - krzyknąłem i ruszyłem w kierunku drzwi wejśćiowych.
Właściwie powiedziałem to pół żartem, ale i tak byłem zły, gdy chłopacy zaczęli się ze mnie śmiać.
Taki tam najmłodszy członek zespołu.


***

-Co się dzieje? - zapytałem, wpatrując się w Violet.
-Nic - odparła zdziwiona.
Znajdowaliśmy się w przytulnej kawiarni w centrum Londynu. Wszystko w tym lokalu było kiczowate. Stolik, przy którym siedzieliśmy, pokryto bladoróżowym obrusikiem, który zupełnie nie pasował do mojego nastroju. W tle grała cicha, nastrojowa muzyka. Powstrzymałem westchnienie.
-Pytam się, co się dzieje z nami - zacisnąłem wargi. 
Violet zrozumiała, że nie ma sensu udawać, że nie wie o co chodzi.
-Harry... - zaczęła.
Odchyliłem się do tyłu na kremowym krześle i założyłem ręce.
-Zrozum, wkurza mnie to, że w ogóle nie masz dla mnie czasu! - wybuchnęła nagle.
"Znowu to samo" pomyślałem.
-Violet... - tym razem to ja wymówiłem jej imię. - Jestem w zespole - powiedziałem powoli.
-Wiem, ale jak ty to sobie wyobrażasz?! Że będziemy się widywać raz na dwa tygodnie?! - krzyknęła.
Zepsuła nastrój kawiarenki. Zaskoczone pary wpatrywały się w moją dziewczynę. Dobrze, że ja przynajmniej nie straciłem nerwów.
-Wcześniej widywaliśmy się codziennie. Tylko teraz tak wyszło, że... - zacząłem, ale Violet nie dała mi skończyć.
-Potem wyjedziesz w trasę, zostawisz mnie na pół roku i co?! - wrzasnęła.
Nie wytrzymałem. Moje zachowanie zmieniło się zupełnie.
-Ale chyba wiedziałaś, co będzie gdy się zaczniesz ze mną spotykać?! I chyba wiedziałaś jaka jest moja praca?! Tyle, że wtedy jakoś ci to nie przeszkadzało! A czy tobie właściwie na mnie zależy?! Po co się ze mną zaczęłaś umawiać, skoro wiedziałaś, że tak będzie?! - krzyczałem.
Violet chyba była wstrząśnięta moim wybuchem. Przez chwilę zrobiło mi się jej szkoda, ale szybko mi minęło.
-Jasne, że mi na tobie zależy! Nie jestem z tobą po to, żeby być sławną, jeśli to sugerujesz! - zawołała.
Rzeczywiście, chyba to niechcący zasugerowałem.
-Myślałaś, że mimo pracy będę z tobą spędzał każdą chwilę?! - wrzasnąłem.
Violet się zawahała.
-Tak, tak myślałam! - zawołała, wstając.
-To co, mam rzucić zespół?! - ryknąłem i wstałem, przewracając krzesło.
Ludzie dookoła na początku chyba nie wiedzieli o co mi chodzi. Potem, nasłuchując naszej  kłótni, zaczęli się stopniowo orientować, o co się spieramy. Szczerze mówiąc, miałem tych wszystkich "gapiów" gdzieś. Może jeszcze zaczną nam robić zdjęcia?!
Miałem ochotę coś rozwalić. Rzucić, pobić, nie wiem. Cokolwiek.
-Tego nie powiedziałam - odparła, trochę zpuszczając z tonu.
-Ale tak to zabrzmiało. - warknąłem i wyszedłem z tej idiotycznej kawiarni, najpierw przewracając nasz stolik.
Ale zrobiłem to przypadkiem. Chyba.


*oczami Evy*
-Kochanie,nie będziesz miała nic przeciwko temu, że wrócę już do pracy? - tata przyjrzał mi się uważnie.
-No pewnie, że nie! - zawołałam szczerze. - I tak już ze mną siedziałeś wystarczająco długo. Dam sobie radę, naprawdę. - uspokoiłam go, żeby się ze mną nie kłócił.
-Skoro tak... - wzruszył ramionami.
Zarówno on, jak i mama wciąż mieli wyrzuty sumienia, że przytrafiło mi się to... co mi się przytrafiło. Chociaż nie mieli na to żadnego wpływu, wyrzucali sobie, że poświęcali mi za mało uwagi przed wypadkiem. Chociaż to akurat było prawdą. Dom wiecznie pusty, nikt sie mną nie interesował... Na szczęście teraz wiele się zmieniło.
Po pierwsze opowiedziałam mamie o Niall'u. Rodzicielka na początku słuchała o jakichkolwiek chłopakach kręcących się obok mnie z zaciętym wyrazem twarzy, jednak gdy tylko poznała Niall'a osobiście, zaczęła o nim mówić: "ten twój ładny chłopaczek", co zawsze powodowało u mnie dziki śmiech. Ogólnie mama bardzo polubiła Horana - co mnie bardzo cieszyło - i zazwyczaj obdarzała go tyloma zdrobnieniami ile się dało.
Oprócz tego zamiast przesiadywać godzinami u koleżanek, mama zaczęła spędzać czas ze mną, z czego się bardzo cieszyłam.
Po drugie zbliżyłam się z tatą. Jakoś nigdy nie byliśmy szczególnie blisko, ale od kiedy zaczęliśmy przesiadywać we dwójkę w naszej małej domowej bibliotece, znaleźliśmy wiele wspólnych tematów. Czytaliśmy podobne książki, interesowaliśmy się geografią i innymi kulturami... Wyposażyłam naszą biblioteczkę w tony komiksów, przy okazji odkrywając, że mój ojciec też jest ich fanem.
Jeśli mam być szczera, wcześniej uważałam mojego tatę za snoba. Ale po wielu godzinach spędzonych razem z nim, zmieniłam zdanie.
Jeszcze raz powtórzyłam tacie, że może wrócić do pracy i poszłam wypatrywać Niall'a w oknie. Dzisiaj miałam się z nim zobaczyć po raz pierwszy od dwóch tygodni.
Po krótkim czasie zobaczyłam jak srebrny wóz Louis'a podjeżdża pod mój dom. Moje serce zaczęło bić szybciej, więc czym prędzej oderwałam się od szyby i pobiegłam w kierunku drzwi wejściowych.
-Eva, koledzy przyjechali. - powiedziała moja mama z nosem przyklejonym do kuchennego okna.
Westchnęłam. Wspominałam, że moja mama uwielbia chłopaków? Nie, nie jest ich fanką - i Bogu dzięki za to - ale uważa, że to "chłopcy idealni". Uroczy, mili, porządni... Nawet tata twierdził, że to "wymarzeni zięciowie", na co zawsze reagowałam rumieńcami. Póki co nie miałam zamiaru wyprowadzać rodziców z błędu i opowiadać im co chłopacy wyprawiają po nocach. Stłumiłam chichot i rzuciwszy mamie jakieś pożegnanie, wybiegłam z domu.
Samochód Louis'a zdążył już odjechać i pod moją furtką został jedynie Niall.
-Cześć! - zawołałam radośnie.
Pchnęłam furtkę i znalazłszy się wystarczająco blisko mojego chłopaka, przytuliłam się do niego. To miał być zwykły, powitalny uścisk, ale zapach Niall'a sprawił, że szybko zapomniałam o moich zamiarach. Zamiast oddalić się po paru sekundach, pozostałam w ramionach Horana przez długi, długi czas. Dopiero po chwili zdałam sobie z tego sprawę.
-Ups. Przepraszam. - zmieszałam się i odsunęłam się szybko od Horana, czując że mam rumieńce na twarzy.
To dziwne, ale ciągle się przy nim rumieniłam.
-Nic nie szkodzi. - powiedział wesoło i złapał mnie za rękę. - Chodź.
Zaczął iść przed siebie, a ja posłusznie podreptałam za nim. Oczywiście ciągle trzymając go za dłoń.


***


Spacerowaliśmy główną ulicą Londynu, rozglądając się wokół i komentując wszystko, co zobaczyliśmy. Była już 4 po południu, a żadne z nas nie miało jeszcze ochoty wracać do domu. 
Mijając scenę - rozstawioną zawsze w tym samym miejscu - usłyszeliśmy głośną muzykę.
-Chodź tu na chwilę - zaproponował Niall.
-Okej - uśmiechnęłam się.
Podeszliśmy do ostatniego rzędu krzeseł i usadowiliśmy się na dwóch.
Gdy siadaliśmy, nasze splecione dłonie opadły na moje udo. Zareagowałam przyśpieszonym oddechem.
To dziwne, ale od czasu "wypadku" takie drobne gesty budziły we mnie niepokój. Tak jak mówiłam, nie pamiętałam nic z tamtej nocy, ale to nie zmieniało faktu, że poczułam się teraz nieswojo. 
"Przecież to Niall" pomyślałam, wkurzona sama na siebie, że tak zareagowałam na jego dotyk.
Spojrzałam dyskretnie na mojego chłopaka. Był wpatrzony w zespół taneczny, który właśnie wypruwał sobie flaki na scenie. Niall się uśmiechał, blond włosy - które w nim uwielbiałam - opadały mu w nieładzie na czoło. Wyglądał teraz tak niewinnie, że kąciki moich warg same uniosły się do góry.
No i po się tak przejmuję tym gestem? Sapnęłam cicho, ciągle zła na sama siebie.
-Jak chcesz, możemy stąd iść. - powiedział Niall, usłyszawszy moje westchnienie.
-Nie, jest fajnie - uśmiechnęłam się ciepło.
Przy Niallu ciągle się uśmiechałam. Zauważyłam to już bardzo dawno. "Więc nie ma potrzeby się przejmować" skarciłam się w myślach.
Uścisnąwszy mocniej dłoń Niall'a, zaczęłam obserwować zespół na scenie, który jak się właśnie okazało, całkiem dobrze tańczył.
Jednak z czwartej szybko zrobiła się piąta, a z piątej szósta. Niebo się pociemniało, co mnie zdziwiło, był przecież początek czerwca. Ale kto tam zrozumie londyńską pogodę...
Po chwili już wiedziałam co spowodowało ciemną barwę nieba. U góry zaczęły się pojawiać chmury, coraz to gęstsze i gęstsze, aż w końcu usłyszałam głośny grzmot gdzieś nad nami.
-Chyba musimy już iść - skuliłam się, kurczowo łapiąc Niall'a za rąbek bluzy.
-Boisz się burzy? - nie mógł powstrzymać uśmiechu.
-Nie.. tak. Znaczy... - zająknęłam się. - Niall, możemy już iść?
Uśmiechnął się jeszcze szerzej i wstał z krzesełka.
-Ty powinieneś mnie wspierać, a nie się ze mnie nabijać. - zmarszczyłam czoło, szybko wstając i przestępując z nogi na nogę. Ach, ta burza.
-Nie nabijam się z ciebie. - nie mógł wytrzymać i parsknął śmiechem.
-Wiesz co...? No właśnie. - spojrzałam na niego groźnie i odwróciłam się na pięcie.
-No czekaj! - znowu się zaśmiał i złapał mnie wpół.
Czy on w ogóle potrafił coś powiedzieć, nie śmiejąc się? 
-W którą stronę mamy iść? Nie znam się na Londynie. - powiedziałam, jednocześnie podskakując na dźwięk kolejnego grzmotu.
Może i miałam to osiemnaście lat, ale w dalszym ciągu bałam się burzy i gubiłam w centrum Londynu.
Ludzie dookoła nas zaczęli zrywać się z krzeseł i maszerować szybkim krokiem zapewne w kierunku swoich domów.
-Tam. - Niall wskazał jakąś uliczkę.
Nie czekając nawet na Horana, podążyłam szybko w odpowiednim kierunku.
-Możesz z łaski swej na mnie zaczekać? - usłyszałam głos za sobą.
Odwróciłam się do blondyna i z zaciśniętymi wargami pokręciłam przecząco głową. Chłopak parsknął śmiechem i narzucił na głowę kaptur od bluzy.
Czemu on się ze mnie ciągle śmiał? Co we mnie jest takiego śmiesznego? Zapytałam o to Niall'a, gdy tylko do mnie dołączył.
-No nie wiem...po prostu jesteś zabawna. - wzruszył ramionami, oczywiście się uśmiechając.
Zmarszczyłam brwi. Nie zadowoliła mnie ta odpowiedź.
-Nie ma w tym nic złego. - powiedział szybko, widząc moją minę. - To słodkie.
Totalnie go nie rozumiałam, ale wiedziałam, że nie ma nic złego na myśli, więc tylko się uśmiechnęłam. Niall objął mnie w pasie. Poczułam przyjemne dreszcze. Czasami cieszyłam się dotykiem Horana, czasami z niewiadomych powodów panikowałam. Nie wiedziałam od czego to zależy. 
Ale wiedziałam, że bardzo, ale to bardzo podoba mi się Niall. Przecież gdyby było inaczej nie czułabym tych dreszczy, co nie?
"Ciekawe jak on reaguje na mój dotyk?" zastanowiłam się, przyśpieszając kroku.
I w końcu zaczął padać deszcz. No cóż, to musiało się tak skończyć. Gdy padał deszcz, pioruny wydawały się jeszcze groźniejsze... Sama nie wiem co mnie w nich przerażało. Po prostu ten huk, który był charakterystyczny dla grzmotów, sprawiał że czułam się taka mała... Jedno uderzenie pioruna mogłoby mnie zabić... 
Starałam się przestać myśleć o tym wszystkim. "Przecież koło mnie jest Niall" pomyślałam z radością.
Burza była naprawdę potężna, ale krótka. Już po pięciu minutach - w czasie których Niall usiłował założyć mi swoją bluzę, a ja oczywiście się buntowałam - deszcz przestał padać, a wszelkie huki minęły.
-Proszę - oddałam mu bluzę z tryumfalnym uśmiechem.
Przymrużył jedno oko i założył ubranie z powrotem na siebie. Zaczął się przyglądać rozkładowi jazdy autobusów, bo byliśmy na przystanku.
-Nie chcę wracać do domu - powiedziałam ze smutkiem.
Horan przerwał zaznajamianie się z rozkładem i obrócił się w moim kierunku.
-Czemu nie? - przyjrzał mi się.
-Chcę jeszcze z tobą pobyć - odpowiedziałam i spuściłam głowę.
Niall'owi najwyraźniej spodobało się to, co powiedziałam.
-To chodź do nas - zaproponował, łapiąc mnie za rękę.
-Dobra - uśmiechnęłam się szeroko.
Niall także się do mnie uśmiechnął i zbliżył swoją twarz do mojej. Zaczęłam szybciej oddychać.
-Mogę cie pocałować? - zapytał cicho.
Powstrzymałam śmiech.
-Po co się pytasz? - uśmiechnęłam się.
-Bo chcę być grzeczny... miły... - po każdym słowie następował delikatny pocałunek. - ...i jakiś tam jeszcze. - zakończył i wreszcie pocałował mnie tak, jak powinien.
Jezu, ten chłopak doprowadzał mnie do szaleństwa. Położyłam mu rękę na plecach i przycisnęłam go do siebie. Teraz jego zapach stał się jeszcze bardziej intensywny. To była najpiękniejsza chwila mojego życia. Jezu, zaraz zwariuję. Jego usta na moich, jego ciało przy moim, ten zapach, który mnie zewsząd otaczał...
-Eva...
Powoli powróciłam do rzeczywistości.
-Autobus. - powiedział Niall lekko zachrypniętym głosem.
Na początku zamiast skupiać się na tym co mówi, skupiłam się na tym JAK mówi. Zaczęłam rozkoszować się brzmieniem jego głosu, gdy nagle dotarł do mnie sens jego słów.
-Aa. Okej. - powiedziałam rozkojarzonym głosem i weszłam do autobusu - młody kierowca spojrzał na nas rozbawionym wzrokiem - lekko się zataczając.
Ale jak już wspomniałam... Niall tak na mnie działał.


*oczami Mabel*
Ku mojemu zdziwieniu, rodzice bardzo szybko zgodzili się na wyjazd do Bradford. Znali Zayn'a, lubili go, a mnie ufali. Więc bez problemu mogłam wyjechać.
Była 2 po południu, byłam umówiona z Malikiem za piętnaście minut, więc już spakowana i wyszykowana siedziałam przy kuchennym stole. Naprzeciwko mnie usadowiła się moja mama  i korzystała z ostatnich chwil przed rozstaniem, aby dać mi jakieś bzdurne rady.
-Nigdzie nie chodź sama. Zwłaszcza gdy będzie ciemno. Nikogo tam nie znasz i nie wiadomo czego się tam można spodziewać wieczorami. - nawijała moja mama.
Zawsze to samo. Wszyscy rodzice tacy są, czy tylko moi? Stłumiłam westchnienie, pocieszając się, że został tylko kwadrans.
-Zjadaj wszystko, co ci dadzą, nie głoduj mi tam. Nie zapomnij umyć wieczorem zębów i nie siedź za długo pod prysznicem. - kontynuowała.
-Mamoo... - jęknęłam.
-No co? Zawsze marnujesz za dużo wody, jak się myjesz. Także pilnuj się tam.
-Jasne. Ee... muszę coś jeszcze wziąć spokoju. - skłamałam, wstałam z krzesła i pobiegłam po schodach na górę.
Oczywiście za mną podreptał mój wierny pies, którego nazwałam Clifford, z czego śmiali się moi rodzice.
Gdy tylko znalazłam się w pokoju opadłam na łóżko, a szczeniak wdrapał się tam za mną. Przytulił mi się do boku, a ja go pogłaskałam po główce.
Z Bradford planowaliśmy wrócić jutro wieczorem. To miał być tylko jeden nocleg, a moja mama zachowywała się jakbym wyjeżdżała na rok. Przeciągnęłam się leniwie i zamknęłam na chwilę oczy.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.
:Nareszcie" pomyślałam i zerwałam się z łóżka.
Zeszłam na dół i chwyciwszy za rączkę mojej walizki, przeszłam do przedpokoju. Moja mama i Clifford podążyli za mną.
-Pamiętaj, żeby... - zaczęła rodzicielka.
-Wiem, wiem - przerwałam jej. - Muszę iść. To pa!
-No pa. - uśmiechnęła się i uścisnęła mnie.
Po chwili wyswobodziłam się z jej uścisku i kucnęłam przy moim piesku,a by go pogłaskać.
-Pa mały. - podrapałam go za uchem.
Uśmiechnęłam się ostatni raz do mamy i  wyszłam z domu. Zawlekłam walizkę do czarnego, drogiego samochodu, który stał niedaleko. O aoto opierał się Zayn.
-Czekaj, pomogę ci. - odkleił się od samochodu i podszedł do mnie.
Podniósł moją walizkę i wrzucił ją bezceremonialnie do otwartego bagażnika.
-Uważaj. - syknęłam.
-Za późno. - uśmiechnął się złośliwie Zayn i zatrzasnął z hukiem bagażnik.
Podszedł do drzwi od strony pasażera i otworzył je.
-Dzięki. - powiedziałam i w ułamku sekundy znalazłam się w samochodzie.
Wow. Od środka był jeszcze lepszy. Wydawało mi się, że kiedyś jechałam tym autem.
Po chwili Malik znalazł się na siedzeniu obok.
-Twój samochód? - zapytałam, chociaż jakoś nigdy nie zauważyłam, żeby Zayn miał własny wóz.
-Harry'ego - oznajmił, wkładając kluczyki do stacyjki. - Aż boję się go dotykać.
Wskazał głową wnętrze samochodu.
-Czemu? - zainteresowałam się.
-Gdybym go rozwalił Harry chyba by mnie zabił - uśmiechnął się krzywo.
-A ty mnie myślałeś o własnym samochodzie? - zapytałam.
-Myślałem. Będę niedługo kupował, muszę sobie tylko wybrać.
Nie kontynuowałam tematu, bo kompletnie nie znałam się na samochodach. Tymczasem auto ruszyło, a ja odwróciłam twarz w stronę szyby. Zdążyłam tylko pomachać do rodziców - przyklejonych do kuchennego okna - i mój dom zniknął mi z oczu. Przyglądałam się dalej wszystkiemu, co mijaliśmy. Na początku były ostatnie zabudowania Londynu, potem już tylko lasy i rzadko rozmieszczone wiejskie domki.
Po jakimś czasie przeciągnęłam się ze steknięciem.
-Staniemy coś zjeść? - zapytałam, rozprostowując nogi.
-Ee... poszukam czegoś. - odpowiedział Zayn.
Z tonu jego głosu wywnioskowałam, że właśnie wyrwałam go z rozmyślań.
Zaczęliśmy się rozglądać i już po pięciu minutach wysiadaliśmy z auta, zaparkowanego pod McDonaldem. Ruszyliśmy w kierunku drzwi do lokalu. Kątem oka dostrzegłam jak dwóch facetów, którzy dotychczas opierali się o maske czarnego samochodu, odrywają się od niego i ruszają za mną i za Zayn'em. Zrobiłam niepewna minę i weszłam do McDonalda. Od razu po wejściu zrobiło mi się cieplej - na zewnątrz panowała niska temperatura, mimo że był początek czerwca. Podeszłam z Zayn'em do lady.
-Zajmę stolik, a ty zamów co tam tylko chcesz. - powiedziałam szybko.
Zayn kiwnął głową. Odchdząc od niego, zobaczyłam jak tych dwóch facetów z parkingu wchodzi do lokalu. Przez chwilę sie rozglądali, a potem ich wzrok padł na mnie.
Podeszłam szybko do najbliższego stolika, licząc że nieznajomi się odczepią. Jednak tak się nie stało. Wyższy z nich trącił swojego współtowarzysza i wskazał podbródkiem stolik, znajdujący się nieopodal mojego. Szczerze mówiąc, zaczęłam się bać. Na szczęście chwilę później zjawił się Zayn z zamówiony, jedzeniem i piciem. Przechodząc obok siedzących już mężczyzn, zmierzył ich wzrokiem, a potem swobodnie minął ich i usiadł na kanapie obok mnie.
-Dzięki - powiedziałam i zerknęłam ponownie na facetów przy sąsiednim stoliku.
Z zaskoczeniem ujrzałam jak wyjmują aparaty. To byli paparazzi!  Zachciało mi się śmiać z samej siebie. A ja ich wzięłam za jakichś seryjnych zabójców! Zatkałam usta dłonią, powstrzymując śmiech.
-Co jest? - Zayn zbliżył się do mnie.
-A nic. - powiedziałam wesołym tonem.
Zayn uśmiechnął się i przybliżył się do mnie jeszcze bardziej.
-Hej, oni mają aparaty. - zaprotestowałam i się trochę odsunęłam.
-No to co?
-To, że zrobią nam zdjęcie. - położyłam Malikowi dłoń na klatce piersiowej i spróbowałam go odsunąć.
Zayn nic nie odpowiedział, tylko jeszcze bardziej się zbliżył, prawie przewracając mnie do tyłu.
-Odsuń się. - mruknęłam z niezadowoleniem.
-Ale ja chcę cię pocałować. - zmarszczył czoło.
-Nie teraz... - jęknęłam.
Krępowało mnie, że paparazzi już zaczęli robić nam zdjęcia. Po co oni w ogóle to robili? Po co się wtrącali?
-Przestań! - rozkazał mi Zayn i złapał mnie za ramiona. - I się nie ruszaj!
Zaśmiałam się krótko. Ta sytuacja zaczęła mnie bawić.
Zastygłam w bezruchu, a gdy Zayn znowu się przybliżył, w ostatniej chwili odwróciłam głowe i jego usta wylądowały na moim uchu.
Zachichotałam, widząc jego naburmuszoną minę.
-Oj, przepraszam. - uśmiechnęłam się i mocno go przytuliłam, wtulając twarz w jego szyję.
-Teraz, to spadaj. - mruknął.
-Hej! Nie mów tak do mnie! - zawołałam i uderzyłam go lekko w ramię , jednocześnie się odsuwając.
Założyłam ręce i wpatrywałam się w Zayn'a, który sprawiał wrażenie obrażonego. Znowu się przysunęłam, ale tym razem po to, aby pocałować go w usta.
-Wygrałem. - wymamrotał i z uśmiechem odwzajemnił pocałunek.
Pstrykanie aparatu było coraz bardziej natarczywe. Westchnęłam i nie przerywając pocałunku, ułożyłam z rąk serduszko - jak Justin Bieber - i pokazałam je do aparatu.
Po chwili odsunęliśmy się od siebie z Zayn'em. Poprawiłam się na kanapie i upiłam parę łyków coli.
-A teraz chcielibyśmy zjeść. - powiedział znacząco Zayn.
Wyszczerzone paparazzi schowało aparaty i podeszło do kasy, zamówić sobie cos do jedzenia.
Zaśmiałam się głośno i zatopiłam zęby w hamburgerze.


**************************************************************************************************


Hej! Wracam po długiej przerwie. Wróciłam kilka dni temu, ale musiałam jeszcze napisać ten rozdział, także przepraszam, że musieliście tyle czekać ;/ Ale tez nie mogę spędzać całych dni przed kompem.
Wracam i patrzę : 10 000 wyświetleń! ;o WOW. Dziękuje wam <3
Wiem, że któraś z was prosiła o więcej Mabel i Zayn'a, ale uznałam, że zbytnio zaniedbałam resztę par, więc napisałam też o nich . Za to w następnym rozdziale bd głównie Zayn, Mabel i Hazza, a w kolejnym postaram się tylko o Zayna i Mabel w roli głównej xdxd

+ Więc... piszcie też co myślicie na ten temat, czyli ilość par, tyle ile im poświęcam czasu w rozdziałach... kogo chcecie mniej, kogo więcej... wiecie o co cmn.

Co jeszcze... no więc teraz postaram się dodawać rozdziały jak najczęsciej, zbytnio was zaniedbałam ;/ no ale wiecie, to przez ten wyjazd.







Takie tam ulubione animacje... xd mam ich więcej ;DD