25 czerwca 2012

Rozdział 27.

Weszliśmy po schodach na górę, od czasu do czasu spotykając jakichś zataczających się znajomych. Zayn otworzył drzwi od swojego pokoju i puścił mnie przodem.
-Dużo piłeś? - zapytałam, bo chciałam wiedzieć w jakim jest stanie.
-Nie. Jednego drinka. - wszedł za mną do pokoju i zamknął drzwi piętą.
Usiadłam na łóżku i ułożyłam koło siebie talerzyk i widelce.
-Siadaj. - poklepałam miejsce koło siebie.
-Już. - wyszczerzył zęby.
Rzucił wszystko co miał na rękach na materac i usiadł na przeciwko mnie.
-Dzięki, że mnie zabrałeś. Naprawdę nie chciało mi się tam siedzieć. - powiedziałam i usiadłam po turecku.
-Spoko. - Zayn przybliżył się do mnie i ułożył dziwnie nogi.
Siedzieliśmy w naprawdę śmieszny sposób, ale co tam. Zayn złapał butelkę wina i otwieracz. Przez chwilę przyglądałam mu się jak otwiera „flaszkę”. Po chwili usłyszałam "cmoknięcie" korka.
-Lej. – wyszczerzyłam zęby i podałam mu kieliszki.
Zayn nalał po równo do każdego z kieliszków, butelkę odłożył na podłogę i przytulił się do mnie.
-Zadowolona jesteś z dzisiejszego dnia? – zapytał.
-Dzień się nie skończył. Jeszcze dużo się może zdarzyć. – mrugnęłam do niego.
Spuścił głowę i się cicho zaśmiał. Ups, to chyba zabrzmiało inaczej niż przypuszczałam.
-Znaczy… nie mam nic nieprzyzwoitego na myśli… - zaczęłam się jąkać.
-A szkoda. – spojrzał na mnie z dziwnym uśmiechem.
Uśmiech ten tak mnie rozbawił, że mimo całej sytuacji, wybuchnęłam śmiechem.
-Nie rób takiej miny. – zachichotałam.
Kiwałam się w przód i w tył, popijając wino i prawie je rozlewając. Do tego ciągle się śmiałam, ale to była głównie kwestia mojego zakłopotania poprzednią sytuacją. Bo co on niby powiedział?! Że szkoda? O Boże… Potrząsnęłam głową, udając że nie słyszałam tamtego tekstu.
-Jemy tort? – zapytałam po kolejnym łyku wina.
-Okej. – mruknął Zayn i z zamkniętymi oczami pocałował mnie w szyję.
Starając się zignorować uczucie gorąca, które mnie ogarnęło, sięgnęłam po talerzyk, leżący na ziemi. Został na nim ostatni kawałek ciasta, więc musieliśmy jeść go na spółę. Co było całkiem romantyczne. A jeszcze bardziej romantyczne było to, że Zayn chciał mnie karmić tym tortem. Zaczął mi wymachiwać widelczykiem przed nosem.
-Aaaam! – powiedział jak do małego dziecka.
Nie wiem czemu, ale to mnie tak rozbawiło, że zaczęłam się śmiać. Ze śmiechu wsadziłam twarz w ciasto. Wytarłam sobie czubek nosa z kremu i rękę otarłam o koszulkę Zayn’a.
-Ej! – zawołał ze śmiechem.
-Tylko teraz bez smarowania jedzeniem! – ostrzegłam go, bo nie miałam ochoty na powtórkę z pieczenia ciasta.
-Przecież to ty mnie wysmarowałaś! – odpowiedział oburzony i starł ze swojej bluzki krem.
W rzeczywistości tylko go rozmazał.
-Super. – zmrużył oczy.
-Oj tam, oj tam. – wzruszyłam ramionami. – Am!
Hamując śmiech, zbliżyłam widelczyk z kolejnym kawałkiem tortu do ust Zayn’a. Posłusznie go zjadł.
-Brawo. - poklepałam go po ramieniu.
Nagle rozległ się ochrypły krzyk Louis'a: Hazzaaaaaa! Zachichotałam, rozmyślając o tym co się dzieje na dole. Oparłam się o Zayn'a i zaczęliśmy jakiś mało ważny temat, od czasu do czasu karmiąc się nawzajem tortem. Kiedy się skończył, odłożyłam talerzyk i widelce z powrotem na ziemię. Zastanawiałam się czy poinformować Malika, o tym co zrobił Stan, ale stwierdziłam, że nie będę psuła atmosfery. Może jutro mu powiem.
-Jeszcze wina. - mruknęłam i podałam Zayn'owi swój kieliszek.
Dolał zarówno sobie jak i mi. Wypiliśmy prawie całe wino, ciągle się śmiejąc. Żartowaliśmy i się przytulaliśmy. Po pewnym czasie odłożyłam pusty już kieliszek i położyłam głowę na poduszce.
-Kładź się. - uśmiechnęłam się do Zayn'a, nie otwierając oczu.
Poczułam, że położył się obok mnie. Przytulił mnie. Obróciłam sie do niego i położyłam mu głowę na klatce piersiowej.
-Lubię Cię, Zayn. - powiedziałam z zamkniętymi oczami.
Zaśmiał się cicho.
-Też Cię lubię, młoda.
Uśmiechnęłam się do siebie. Zayn jeszcze coś cicho powiedział, ale nie zrozumiałam co, bo byłam strasznie zmęczona. Po chwili już spałam.



***


Otworzyłam oczy i się przeciągnęłam. Rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam Zayn'a, śpiącego obok mnie. Uśmiechnęłam się do siebie i pochyliłam się nad nim, żeby go pocałować w policzek. Zwlokłam się z łóżka. Chciałam wziąć prysznic, ale nie miałam żadnych ubrań na zmianę. Przeszłam się po pokoju, oglądając zdjęcia, porozwieszane na ścianach. Dłużej zatrzymałam się przy fotografii rodziny Zayn'a. Mama, tata, trzy dziewczyny i młodszy o kilka lat mój chłopak. Zastanawiałam się, kiedy ich poznam. Westchnęłam. Moje zadanie - znaleźć sobie tymczasowe ubranie. Żałowałam, że nie pomyślałam i nie zabrałam żadnych ciuchów na zmianę z domu. Jedyne co miałam to czysta bielizna, zawsze ją nosiłam w torebce. Zaśmiałam się z siebie bezgłośnie. To, bo robiłam było głupie i bezużyteczne, ale wreszcie się przydało. Podeszłam do mojej torebki, leżącej na ziemi i wyjęłam z niej świeżą bieliznę. Następnie podreptałam do szafki i cicho ją otworzyłam. Wyjęłam z niej jakąś bluzę Zayn'a. Okej. Wyszłam bezszelestnie z pokoju i poszłam korytarzem w kierunku łazienki, z której zawsze korzystałam, gdy nocowałam u chłopaków. Weszłam do środka. Zamknęłam drzwi na klucz, rozebrałam się i szybko weszłam pod prysznic. Nie chciałam korzystać z męskich żelów, więc użyłam mydła. Umyłam się tak jak zwykle - w dwadzieścia minut. Wyszłam z kabiny i zaczęłam rozglądać się za ręcznikiem. Przeszukałam wszystkie kąty, szufladki, półeczki... Jedyne co znalazłam to mały ręcznik do rąk. Zacisnęłam zęby. Ale ze mnie idiotka! Nawet nie sprawdziłam, czy jest się czym wytrzeć! Pff... Spróbowałam się owinąć tamtą ściereczką. Super, sięgała mi do pępka. Spróbowałam inaczej. Zasłoniłam sam przód. Ok. Nic nie widać. Przynajmniej z przodu... Cały tył był odsłonięty. Wywróciłam oczami i mając nadzieję, że nikogo nie spotkam, wyszłam z łazienki. Uważnie stawiając stopy, szłam korytarzem w kierunku kolejnej łazienki. Tam musi być jakiś ręcznik. Gdy dotarłam do odpowiednich drzwi, pchnęłam je i wkroczyłam do środka. I w tym samym momencie odbiłam się od czegoś i odskoczyłam. Tym czymś okazał się być... Harry. Na szczęście miał bokserki.
-O Mój Boże, zamknij oczy! - zawołałam i położyłam mu rękę na oczach.
-Co ty robisz? - zapytał.
-Szukam ręcznika. - wyjąkałam. - Daj mi jakiś!
Hazza odwrócił się i wszedł z powrotem do łazienki.
-Masz. - rzucił mi ręcznik.
Chwyciłam go i szybko go założyłam na siebie. Odetchnęłam. 
-Harry.. - zaczęłam niepewnie.
-No? 
-Widziałeś coś? - wyjąkałam.
-Emm... Tak. - przekrzywił głowę i wyszczerzył zęby.
-O Boże. - złapałam się za włosy.
-Dobra, luz. Dla mnie to codzienność. - uśmiechnął się szeroko i poklepał mnie po ramieniu.
Spojrzałam na niego w taki sposób, że od razu przestał się uśmiechać.
-Okej, ja wracam do łazienki. - wywróciłam oczami i cała czerwona ruszyłam korytarzem.
Do tego cały czas czułam na sobie wzrok Hazzy. Kiedy wpadłam do "mojej" toalety, odetchnęłam. Zamknęłam drzwi na kluczyk i oparłam się o ścianę. Zjechałam po niej na dół. Schowałam głowę między kolana i zaczęłam głęboko oddychać. Jezu, jak ja mu się teraz pokażę? Będę się cały czas wstydzić tamtej sytuacji. Jeszcze raz odetchnęłam i zaczęłam się wycierać. Umyłam zęby, uczesałam się, zrobiłam lekki makijaż. Przy okazji - zawsze ze sobą nosiłam kosmetyki do makijażu. Ubrałam się w swoją bieliznę i bluzę Zayn'a. Nie chciałam zakładać teraz rurek, zwłaszcza, że bluza zasłaniała mi tyłek, a w domu zawsze rano chodziłam bez spodni. Przewiesiłam je więc sobie przez ramię i wróciłam do pokoju Zayn'a. Położyłam rurki koło mojej torebki i wyszłam znowu z pokoju. Zeszłam na dół, wciąż ziewając i się przeciągając. Usłyszałam hałasy w kuchni. Weszłam do środka i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zobaczyłam tam Evę i Stana.
-Hej. - powiedziałam ostrożnie.
Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej parę rzeczy do zrobienia kanapek. Już po chwili były gotowe. Usiadłam koło dziewczyny Niall'a i wgryzłam się w kromkę.
-Nie widziałam cię na dole wczoraj. Poszłaś gdzieś z Niall'em? - zaczęłam rozmowę z Evą.
-Noo tak.. Nie chciałam właściwie pić po ostatnim... - wywróciła oczami. - ...no i Niall zaproponował mi spacer. No i wyszliśmy sobie, spacerowaliśmy i gadaliśmy...
-To fajnie. - powiedziałam z uśmiechem.
-A ty się dobrze bawiłaś? - zapytała Eva.
-Ee... - zerknęłam szybko na Stan'a, który ciągle mi się przyglądał. - Nie. Więc poszliśmy z Zayn'em na górę. No i... gadaliśmy i takie tam. - wyszczerzyłam zęby.
Specjalnie tak powiedziałam, żeby Stan się odczepił. Ja do cholery mam chłopaka, niech idzie szukać lasek gdzie indziej!
-Oł, szalejesz! - wyszczerzyła zęby Eva i klepnęła mnie w ramię. Chyba wiedziała, że tak naprawdę nic wieczorem nie było.
Pochyliłyśmy się, każda nad swoim śniadaniem i zapanowała cisza. Rozmowa z Eva była zupełnie inna  niż z Violet. Nie trzeba było ciągle gadać, można było pomilczeć. I to lubiłam.
 -Fajna bluza. - powiedział nagle Stan. To były jego pierwsze słowa, odkąd weszłam do kuchni.
-Dzięki.. - mruknęłam i uśmiechnęłam się znacząco do Evy.
-Dobra, idę się umyć. - powiedziała nagle i wstała.
Odłożyła talerz do zlewu i wyszła z kuchni. Atmosfera się od razu zrobiła napięta. Ani ja ani Stan się nie odzywaliśmy. Po chwili postanowiłam jednak coś powiedzieć.
-Dużo wczoraj wypiłeś? - spojrzałam na niego, żeby wiedział o co chodzi.
Żeby wiedział, że chcę pogadać o tym co wczoraj zrobił.
-Nie. Byłem trzeźwy. - powiedział wrogo.
To mnie zdziwiło. Pokręciłam głową z dezaprobatą i zamilkłam. Oczekiwałam, że Stan mnie przeprosi czy coś. Ale nic takiego nie nastąpiło.Wstałam i odłożyłam talerz do zlewu. Wyszłam szybkim krokiem z kuchni, potrącając Harry'ego, który właśnie do niej wchodził. Zapiekły mnie policzki, ale zignorowałam to i poszłam dalej. Wbiegłam po schodach na górę i weszłam do pokoju Zayn'a. Siadłam na łóżku, odwrócona plecami do mojego chłopaka, który chyba ciągle spał. Spuściłam głowę i złapałam się za nią.
-Ej, wszystko w porządku? - usłyszałam senny głos Zayn'a.
Przestraszyłam się, bo myślałam, że śpi.
-Tak, okej. - mruknęłam.
Chłopak chyba mi nie uwierzył, bo wkrótce pojawił się obok mnie. Przytulił mnie. Oparłam swoją głowę o jego ramię.
-No chyba widzę. - zaprotestował.
-Nie chcę o tym gadać. - zamknęłam oczy.
Zapanowała cisza. Zayn pogłaskał mnie po ramieniu, a ja wtuliłam mu twarz w szyję. Siedzieliśmy tak przez chwilę.
-Fajna bluza. - zaśmiał się.
Zmroziło mnie, bo dokładnie to samo powiedział niedawno Stan. W końcu jednak wyluzowałam.
-Nie jesteś zły, że ją wzięłam? Bo poszłam się myć no i chciałam się w coś przebrać... - zaczęłam.
-No pewnie, że nie jestem. - pocałował mnie w policzek. - Muszę cię o coś zapytać. - powiedział szybko i oddalił się.
-No?
-Bo... przez dwa najbliższe tygodnie będziemy z chłopakami pracować nad nową piosenką... Jakieś nagrywanie, próby takie tam... No i nie będziemy się za często widzieć, więc pomyślałem sobie, że za dwa tygodnie w weekend mogę cię zabrać do Bradford. - powiedział to wszystko bardzo szybko.
Szczerze mówiąc, zdziwiłam się.
-Przedstawię cię rodzinie, pokażę ci gdzie dorastałem... znaczy jeśli chcesz. - spuścił trochę głowę.
-No jasne, że chcę. - uśmiechnęłam się szeroko.
Zayn też się uśmiechnął.
-To jesteśmy umówieni. - poklepał mnie po plecach.



***


Rzeczywiście przez te dwa tygodnie wcale się nie widywałam z Zayn'em, ani z Louis'em, ani z kimkolwiek innym z zespołu. Trochę mnie to smuciło, ale wiedziałam, że to ich praca. A po za tym wiedziałam, że jeśli wytrzymam te dwa tygodnie, Zayn zabierze mnie do swojej rodziny. Bardzo mnie to cieszyło. 
Violet radziła sobie dużo gorzej. Kiedy u niej nocowałam, powiedziała, że ostatnio bardzo jej brakuje Hazzy. Jak zwykle na jego imię zareagowałam rumieńcem, bo przypomniała mi się sytuacja z łazienki. Postanowiłam nikomu o niej nie mówić, ewentualnie Louis'owi, ale póki co nie miałam okazji. A po za tym... Harry pewnie mnie już ubiegł. 
Potrząsnęłam głową i przyjrzałam się Violet.
-To jego praca, zrozum to. - wytłumaczyłam jej.
-Ja wiem, ale to jest męczące! Coraz rzadziej go widzę, prawie już nie chodzimy na randki...
Westchnęłam.
-Przecież mam tak samo z Zayn'em, ale daję radę! - powiedziałam.
-Ja wiem, ale ty... to inna sprawa. Potrafisz bez niego wytrzymać tyle. A ja... bez Harry'ego nie. - spuściła głowę.
Poprawiłam się na materacu, na którym miałam spać.
-Musisz być silna. - uśmiechnęłam się do niej. - I spotykać się z innymi. Na przykład w sobotę możemy iść na zakupy!
-No dobra... Bierzemy Evę?
Nagle pacnęłam się w czoło. Obiecywałam Peterowi, że z nim pójdę! Mogłam go wziąć jutro z nami, ale obawiałam się, że nie wytrzyma tyle godzin z Violet na zakupach. Bo jak ona wchodziła do galerii, to wychodziła z niej najwcześniej po kilku długich godzinach. Czasami nawet mnie to męczyło. Zwykle jeśli chodziło o ubrania, byłam niezdecydowana, ale i tak w porównaniu z Violet to pestka! Stwierdziłam jednak, że jutro może być całkiem miło.
-Ok, Eva. A weźmiemy Petera? - obiecałam mu.. - zrobiłam słodkie oczy.
-Jasne... A co on chce kupować? - zmrużyła oczy. Pewnie podobnie jak ja nie wierzyła, że jakikolwiek chłopak wytrzyma tyle czasu w centrum handlowym.
-Mówił coś ogólnie o ciuchach. Pobawię się w jego stylistkę! - wyszczerzyłam zęby. Uwielbiałam ubierać chłopaków. Jednak zwykle nie miałam okazji. Brata nie miałam, więc wyżywałam się na Louis'e. Jednak z nas dwojga, to on lepiej znał się na modzie, więc nie potrzebował żadnej stylistki. Właściwie to on mi pomagał z ciuchami, nie ja jemu.
Violet też się zaśmiała.
-Okej, to w sobotę. - uśmiechnęła się.
Następnego dnia - była sobota, dokładnie tydzień przed moim wyjazdem do Bradford - wstałam wcześnie. Zjadłam szybko śniadanie, umyłam się, uczesałam, umalowałam i ubrałam się w jakąś sukienkę, bo dzień był wyjątkowo ciepły. Pożegnałam się z rodzicami i wyszłam przed dom. Zaczęłam iść w kierunku przystanku autobusowego, który był ulicę dalej. Nagle rozległ się dźwięk mojego telefonu.
-Halo - odebrałam.
-Hej, tu Eva. Nie mogę dzisiaj z wami iść. - powiedziała szybko.
-Oo, a czemu? - zmartwiłam się.
-Mam gości. - powiedziała niechętnie.
-Eh... szkoda. No ale jak nie teraz, to innym razem. - westchnęłam.
-Ok. To pa!
-No cześć.
Rozłączyłam się i włożyłam komórkę z powrotem do małej torebki, którą miałam przewieszoną przez ramię. Czyli będę tylko ja, Peter i Violet. No dobra.
-Ej! Mabel! - usłyszałam krzyk Violet.
-Hej! - pomachałam jej i odwróciłam się do niej.
Podbiegła do mnie. Też miała na sobie jakąś letnią sukienkę. Zaczęłyśmy iść we dwie w kierunku przystanku, rozmawiając i się śmiejąc.
Po czterdziestu minutach stałyśmy pod wielkim centrum handlowym, w którym dzisiaj mieliśmy robić zakupy.
-Gdzie czeka na nas Peter? - zapytała Violet.
-Emm... - ścisnęłam w ręce swój telefon. - Napisał mi, że będzie w takiej kawiarni, ona się nazywała... - zerknęłam szybko na wiadomość od przyjaciela i podałam Violet nazwę kawiarenki.
-Okej, to chodź. - powiedziała i weszła przez obrotowe drzwi.
"Dawno nie byłam na zakupach" - pomyślałam. 
-Mabel! - usłyszałam.
-Cześć! - krzyknęłam do Petera, który machał mi z jakiejś kawiarni. 
Zawołałam Violet, która już stała z nosem przylepionym do jakiejś szyby i podeszłyśmy we dwie do Petera.
-Poznajcie się. Violet, Peter. - powiedziałam, uśmiechając się.
Podali sobie ręce, szeroko się uśmiechając. 
-Jemy najpierw coś? - zaproponował Peter.
-Jasne. - wyszczerzyłam zęby.
Zresztą zawsze się przy Peterze szczerzyłam. Wybraliśmy po ciastku i po kawie, zamówiliśmy i siedliśmy pogadać.
-Właśnie, mam prezent! - zawołał nagle Peter.
-Nie musiałeś. - uśmiechnęłam się lekko, patrząc jak przeszukuje reklamówki, leżące u jego stóp.
-Już o tym gadaliśmy. - spojrzał na mnie groźnie.
Zaśmiałam się. Peter złapał jedną z reklamówek i postawił ją na stole.
-Proszę. - wyjął z reklamówki poduszkę i rzucił mi ją na twarz.
-Oo, dzięki, to słodkie. - uśmiechnęłam się uroczo. 
Włożyłam poduszkę z powrotem do reklamówki i zajęłam się jedzeniem ciastka, które właśnie przyszło.
-Mogę? - zapytał się Peter i zaczął mi wymachiwać widelczykiem koło talerza.
-Jasne. - chwyciłam swój widelec i zaczęłam gmerać mu w cieście, podczas gdy on brał kawałek z mojego.
-Dobre. - stwierdził i wziął jeszcze kawałek.
-Twoje lepsze. - pokręciłam głową.
-Wiem, ale twoje też nie najgorsze. - uśmiechnął się szeroko.
Violet uniosła jedną brew i się lekko uśmiechnęła. 
-Co? - zapytał Peter.
-Nic. - wyszczerzyła zęby.
Po chwili wstaliśmy od stolika i ruszyliśmy w kierunku pierwszego sklepu.
-Idę na męską część! - zawołał Peter.
-Idę z tobą! - zaczęłam go gonić.
-O nie. - zażartował.
-Cicho. - uderzyłam go w ramię. - Chcesz spodnie?
Wskazałam na wieszak z kolorowymi rurkami.
-No może jedne... - mruknął.
-Super! - klasnęłam w ręce. - Czekaj chwilę.
Spojrzał na mnie przerażony, gdy zaczęłam zdejmować z wieszaka kolejne pary spodni.
-Do przymierzalni. - pogoniłam go.
Spojrzał na mnie dziwnie i zaczął iść w odpowiednim kierunku.
-Masz. - wcisnęłam mu w ręce rurki i wepchnęłam go do kabiny.
-Dzięki. - westchnął.
Uśmiechnęłam się do siebie i odeszłam parę kroków, żeby zobaczyć męskie bluzy. Wybrałam dwie najładniejsze i przerzuciłam je górą do Petera.
-To też przymierz! - zawołałam.
-O Boże. Po co mi były te zakupy...? - jęknął.
Zaśmiałam się głośno.
-Nie będzie tak źle. - pocieszyłam go przez zasłonkę od przebieralni.




*********************************************************************************************************


Hej. ;) Nw czy rozdział się wam spodoba, ale jestem padnięta, nie mam na nic siły, byłby dłuższy, ale rodzice -,- Jednak mam nadzieję, że nie jest tak źle ;pp
1. ZAPRASZAM NA MOJEGO TWITTERA @ooMabel Oficjalnego TT nie mam, to jest mój, założony w związku z tym blogiem ;) Chętnych będe powiadamiać, gadać, może jakieś twitcamy jak przybędzie ludu, który czyta mojego bloga xdxd. Obserwujcie, mówcie kogo powiadamiać ;)
2. W najbliższą niedzielę wyjeżdżam na dwutygodniowe wakacje. Także od 1-15 lipca nic nie dodam ;( Możliwe że przed wyjazdem dodam jeszcze jeden rozdział, ale nic nie obiecuję, bo pakowanie, takie tam, a po za tym moja mama zawsze w takich sytuacjach jest... ehm... nazwijmy to rozdrażnieniem ;D
3. OMG, 8100 wejść! xdxd <600 od ostatniego rozdziału> kocham was <3
4. POWIADAMIAJCIE SWOICH ZNAJOMYCH O TYM BLOGU. Macie jakąs koleżanke, która tez czyta takie blogi? Powiedzcie jej o tym ;)
5. Mam 10 obserwatorów! uhuhuhu! :**

 + Jedna z moich ulubionych animacji xdxd

21 czerwca 2012

Rozdział 26.

Po wyjściu Louis'a dalej bawiłam się z psiakiem. Nie mogłam uwierzyć, że rzeczywiście mam psa! I to takiego słodkiego. W międzyczasie zadzwoniłam do Petera i zaproponowałam mu udział w dzisiejszej imprezie. Niestety nie mógł. Chociaż może i dobrze... Miał w końcu piętnaście lat, a ja nie chciałam sprowadzać go na "złą drogę".
Zabawiałam psa jeszcze przez pięć minut, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Spodziewając się kto to może być, chwyciłam szczeniaka na ręce i zbiegłam na dół. Poszłam do przedpokoju i otworzyłam drzwi. Ujrzałam przed nimi Zayn'a z rękami schowanymi za plecami.
-Hej. - uśmiechnął się szeroko. - Fajny pies.
-Dzięki. - też się uśmiechnęłam i cofnęłam się. - Wchodź.
Chłopak się nie ruszył.
-Najpierw prezent. - wyszczerzył zęby i wyjął zza pleców bukiet i wielkiego misia.
-Dzięki. - przytuliłam go jedną ręką, bo w drugiej miałam psa.
Staliśmy tak przez chwilę. Nie miałam zamiaru go puścić. Przymknęłam oczy i  wdychałam zapach mojego chłopaka. O Boże. Jednak gdy pięć sekund zmieniło się w dwie minuty, a gnieciony między nami piesek zaczął się wiercić, oddaliłam się.
-Mam siedemnaście lat, rozumiesz? - uśmiechnęłam się szeroko i wzięłam moje prezenty.
Zayn się zaśmiał i weszliśmy do środka. Wspięliśmy się po schodach na górę i już po chwili byliśmy w moim pokoju. Usiedliśmy na dywanie obok tych wszystkich psich zabawek.
-Wiesz co? - zapytał nagle Zayn.
-No?
-Jak byłem mały to znosiłem do domu mnóstwo takich piesków. - uśmiechnął się na to wspomnienie.
-To ile miałeś psów? - spojrzałam na niego z ciekawością.
-Nie miałem. - parsknął śmiechem. - Mama kazała mi je odnosić.
-To smutne. - powiedziałam, ale mimo tego się uśmiechnęłam, bo nagle sobie wyobraziłam małego Zayn'a ze szczeniakiem na rękach.
Zamaskowując uśmiech, zajęłam się głaskaniem pieska. Ten obwąchiwał właśnie dużą maskotkę, którą dostałam w prezencie. Zayn chwycił jakąś psią zabawkę i zaczął ją pokazywać szczeniakowi. Teraz się nie przyłączyłam do zabawy, tylko się przyglądałam. Widok Zayn'a, bawiącego się z malutkim psiakiem był naprawdę słodki. Oczywiście znowu zostałam zapytana o imię dla psa. I znowu udzieliłam odpowiedzi "nie wiem".
Zostawiłam pieska na dywanie i razem z Zayn'em usiedliśmy na łóżku. Gadaliśmy głównie o zbliżającej się imprezie. Ja jakoś szczególnie nie miałam dzisiaj ochoty na dzikie tańce w towarzystwie alkoholu, ale czego się nie robi dla przyjaciół...? Tak się dla mnie starali. I byłam im za to wdzięczna. Była dopiero 14:00, a ja już byłam pewna, że to będą najlepsze urodziny w moim życiu.
-Będą jeszcze jacyś ludzie oprócz was? - zapytałam.
-Ee... zaprosiliśmy paru znajomych.
-Okej. - pokiwałam głową.
Nagle Zayn zerwał się z łóżka. Spojrzałam na niego pytająco.
-Idziemy na obiad. - uśmiechnął się czarująco. - Chodź.
Wstałam zdziwiona z łóżka.
-Dobraa. Mogę się tak pokazać? - okręciłam się wokół własnej osi.
-No pewnie. Wyglądasz bardzo, bardzo ładnie. - Zayn zbliżył się i pocałował mnie w usta.
Staliśmy tak chwilę - ale i tak krótką jak na nas - i oddaliliśmy się. Wzięłam psa z dywanu.
-Dam go rodzicom. - oznajmiłam, żeby nie myślał, że zabieram szczeniaka z nami na obiad czy coś.
Zeszliśmy na dół, oddaliśmy pieska mojej mamie i oznajmiliśmy, że idziemy na obiad.
-Potem od razu pójdę do chłopaków. - oznajmiłam.
-Dobra, dobra. - moja mama już była zajęta głaskaniem małej, futrzastej kulki.
Po upewnieniu się, że wszystko gra w moim wyglądzie, wyszliśmy na zewnątrz.


***


Po obiedzie pojechaliśmy do domu chłopaków.
-Cześć. - rzuciłam do rozwalonej na kanapie czwórki.
Usiadłam obok Liam'a.
-To kto jeszcze przyjdzie na tą domówkę? - zapytałam.
-Ee... pięciu chłopaków. - odpowiedział Payne.
-Ooo, chłopacy. - powiedziałam z miną wygłodniałego psa, a reszta wybuchnęła śmiechem.
Eh... akurat dzisiaj nie miałam ochoty na melanż... 
-A która w ogóle godzina? - zapytał Niall.
Lou westchnął, wyjął z kieszeni swojego iPhona - nawiasem mówiąc mógłby mi takiego kupić - i powiedział:
-Siedemnasta. Za trzy godziny będą ludzie przychodzić.
-Macie wszystko kupione? - zapytałam.
-Ee... właściwie to nie. - jęknął Louis. - Hazzuś, wyskocz do sklepu.
-Teraz to Hazzuś. - parsknął Harry i rzucił w Lou poduszką.
-No weź idź... co to za impreza z wodą zamiast alkoholu? - zaśmiał się Tomlinson.
-Idę. Ale żeby mi to było ostatni raz. - Styles podniósł się z kanapy.
-Czekaj, idę z tobą. - powiedziałam szybko.
-Okej. - Harry obejrzał się na mnie i ruszył w kierunku drzwi wyjściowych. 
Podążyłam za nim. Założyliśmy trampki i wyszliśmy przed dom.
-Zapraszam do mojego samochodu. - powiedział dumny Harry i wskazał na drogie, czarne auto.
-Ładne, ładne. - wyszczerzyłam się i wsiadłam od strony pasażera.
Wkrótce w samochodzie znalazł się także Hazza.
-Daleko jest ten sklep, czy gdzie my tam jedziemy? - skonstruowałam dziwne zdanie.
Styles zaśmiał się z mojego pytania i odpowiedział:
-Ulicę dalej.
Podczas jazdy nie rozmawialiśmy za dużo. Nie wiedziałam w sumie o czym. Co innego wygłupiać się z całą piątką, a co innego gadać sam na sam. 
Sklep rzeczywiście był ulicę dalej. Po krótkiej jeździe wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy do zwykłego spożywczego sklepu.
-Chodź na dział z alkoholem. - mruknął Harry i nałożył swoje przeciwsłoneczne okulary.
-Po co ci te okulary? - zaśmiałam się.
-Żeby mnie nie rozpoznali. - uśmiechnął się uroczo "Hazzuś" i zaczął iść w kierunku odpowiedniego działu.
Poszłam za nim.
-Co bierzemy? Ja się nie znam. - przyznałam się.
Głównie Harry wybierał butelki, ja czasami tylko rozstrzygałam, "która lepsza". Wzięliśmy naprawdę dużo. Nie wierzyłam, że można tyle wypić w jeden wieczór... Ale w sumie One Direction jest do tego zdolne. Hazza wziął nawet wino, chociaż zupełnie go już nie potrzebowaliśmy.
-Dobra. Wystarczy. - oznajmił Harry.
-Naprawdę? - powiedziałam z sarkazmem.
-Chodź. - wyszczerzył się.
Obładowani mnóstwem flaszek, ruszyliśmy w kierunku kasy. Obok nas przeszła jakaś dziewczyna. Obejrzała się za Hazzą. Uśmiechnęłam się pod nosem i niosłam dalej butelki. Postawiliśmy je przy kasie. Mnie osobiście było głupio, kupować takie ilości alkoholu, ale Harry się tym wcale nie przejmował. Kasjerka spojrzała na nas z dezaprobatą i przyjęła pieniądze od Hazzy. Jakoś sobie poradziliśmy z przeniesieniem butelek do samochodu. Ustawiliśmy je pod moimi nogami. Tym razem podczas jazdy rozmawiałam z Harry'm. Głównie o imprezie i o tym kto na niej będzie. 
Po chwili wysiadaliśmy z samochodu, wyjmując jednocześnie alkohol.
-Jesteśmy! - krzyknął Harry, gdy weszliśmy do domu.
Nikt nam nie odpowiedział.
-Nawet nie podziękują. - mruknął Harry. - Chodź, zaniesiemy to do kuchni.
Poszliśmy w odpowiednim kierunku i poustawialiśmy butelki w najróżniejszych zakamarkach kuchni. Potem wróciliśmy do salonu.
-Cześć. - powiedziałam z akcentem.
Odpowiedziały mi jakieś mruknięcia, bo wszyscy byli wpatrzeni w telewizor. Wywróciłam oczami i usiadłam obok Louis'a.
-Dobrze, że jesteś, coś mi się przypomniało. - Lou spojrzał na mnie.
-Naprawdę? - mruknęłam, nie patrząc na niego.
-Dzisiaj rano bardzo boleśnie mnie pobiłaś... Miałem się z tobą policzyć. - oznajmił, robiąc "smutną" minę.
-Ale tego nie zrobisz. - odpowiedziałam, zaniepokojona.
-Raczej zrobię. 
Rozejrzałam się i zauważyłam, że nie ma Zayn'a. W takim razie mogę się trochę pobić z Louis'em... Co mi tam.
-Spadaj. - odepchnęłam go, ale tylko po to, żeby go sprowokować.
-O nie! - krzyknął Louis i przewrócił mnie na kolana siedzącego obok Hazzy. - Umieraj!
To powiedziawszy, zaczął mnie łaskotać. Zacisnęłam mu paznokcie na ramieniu, żeby mnie puścił.
-Auuuua! - jęknął. - Zostaną mi ślady!
Zostawił mnie na chwilę, żeby rozmasować ramię.
-A masz! - zawołałam i popchnęłam go mocno.
Upadł na Niall'a.
-Spadaj Louis! - jęknął Horan i zepchnął "duże dziecko" na ziemię.
Wybuchnęłam śmiechem i zeskoczyłam z kanapy na Lou. Teraz zaczęliśmy się turlać i łaskotać. Wyglądało to naprawdę dziwnie. W końcu Tomlinson wylądował na mnie. Przygniótł mnie swoim ogromnym, słoniowatym cielskiem i krzyknął:
-Hurra! Wygrałem! 
Wstał ze mnie i podał mi rękę. Pozwoliłam, żeby mnie podniósł.
-Jaki dżentelmen. - powiedziałam z sarkazmem.
-Do usług. - pokłonił się ze złośliwym uśmiechem.
Poprawiłam sobie włosy i usiadłam na kanapie, dokładnie w chwili, gdy do pokoju wszedł Zayn. Uff, dobrze, że nie widział tej bójki.
Siedzieliśmy sobie tak jakiś czas. Minęła godzina, druga... a nikomu się nie chciało ruszyć. W końcu Liam wyłączył telewizor.
-Ej!! Oglądałem to! - zaprotestował Louis.
-Mamy pół godziny. - powiedział wyraźnie Liam.
-Okej. Wygrałeś. - powiedział i szybko się podniósł z kanapy. - Chodź, to przesuniemy meble.
Liam podszedł do niego i wygoniwszy wszystkich z sofy, zaczęli ją przesuwać. Potem telewizor i całą resztę. Harry przyniósł jakieś kolorowe światła, a Niall z Zayn'em głośniki. Ja siedziałam tylko na odsuniętej pod samą ścianę kanapie i od czasu do czasu wpuszczałam do domu przychodzących gości. Teraz trochę żałowałam, że nie będzie Petera. 
Przywitałam się z Violet, która wzięła jakąś swoją koleżankę, Evą, która obiecała sobie, że tym razem nie będzie pić, Danielle i pięcioma nieznajomymi chłopakami, którzy oblukali mnie od góry do dołu. Poczułam zakłopotanie, bo nie należałam do dziewczyn, za którymi oglądają się faceci. Chociaż... ostatnio się trochę zmieniłam. Zaprowadziłam wszystkich do przyciemnionego salonu, który wyglądał już jak wnętrze klubu. Uśmiechnęłam się do siebie i poszłam z dziewczynami do kuchni. Zostałam zapoznana z koleżanką Violet - Margaret i zaczęłyśmy zawzięcie plotkować. W pewnym momencie do kuchni weszła cała reszta.
-Teraz pora na tort! - zawołał Lou.
-Tort? - zdziwiłam się.
-Noo. - wyszczerzył zęby.
Podbiegłam do chłopaków i zaczęłam ściskać każdego po kolei. 
-Dzięki, dzięki. - mówiłam do wszystkich.
Gdy przerwałam przytulanie i wróciłam do dziewczyn, jeden z nieznanych mi chłopaków powiedział:
-A nas nie przytulisz?
 Zaśmiał się razem ze swoim kumplem, z którym przyszedł.
-Mogę przytulić. - wzruszyłam ramionami z uśmiechem, chociaż zrobiło mi się bardzo gorąco.
Poklepałam każdego z nich po plecach. Zauważyłam, że jeden z nich - ten który sprowokował mnie do przytulania - używa takich perfum jak Lou.
-Pachniesz jak Louis. - zauważyłam i natychmiast się zarumieniłam, zdziwiona własną śmiałością.
-Te same perfumy. - Tomlinson trącił wyszczerzonego chłopaka ramieniem.
-Jestem Stan. - przedstawił się chłopak, chociaż właściwie już się domyśliłam, jak ma na imię.
To był najlepszy przyjaciel Louis'a. Oczywiście nie licząc Hazzy i reszty zespołu. Stan do najszczuplejszych nie należał, ale nie był też jakimś "zapaśnikiem".
Podałam mu rękę i wycofałam się do dziewczyn. Zbyt długie gadanie z nieznajomymi zawsze mnie stresowało.
-Wyjmujemy ten tort! - zawołał zniecierpliwiony Niall.
Otworzył lodówkę i starając się ukryć panujący w niej bałagan, wyciągnął kartonowe pudełko. Postawił je na stole i otworzył moim oczom ukazał się wielki śmietankowy tort.
-Dzięki. Nie musieliście. - uśmiechnęłam się szeroko.
-Oj, dobra, dobra. - Lou klepnął mnie w plecy i nagle wyciągnął zza pleców urodzinową czapeczkę.
-O nie. - pokręciłam głowa, patrząc przerażona na Louis'a.
-I tak cię zmuszę. - spojrzał na mnie, hamując śmiech.
Nie dość, że jest silniejszy, to jeszcze perfidnie to wykorzystuje! Złośliwa małpa.
-Sama założę. - wyrwałam mu czapeczkę z rąk i ignorując śmiechy reszty włożyłam sobie to głupstwo na głowę.
Było mi podwójnie głupio, bo wokół mnie byli tez ludzie, których kompletnie nie znałam.
-Dla nas też mam! - krzyknął Lou i wszystkich zeszły z twarzy uśmiechy.
Tomlinson dał każdemu czapeczkę i niektórym papierowe trąbki. Wybuchnęłam śmiechem na widok Hazzy i Zayn'a w czapkach. Wszyscy wyglądali śmiesznie, ale oni najlepiej. Niall, który, widocznie nie mógł się doczekać jedzenia, zapalił mi siedemnaście świeczek.
-Najpierw się śpiewa, czy najpierw dmuchasz? - zapytał się Lou.
O Mój Boże, nie wiem.
-Nie musicie śpiewać. - powiedziałam szybko.
Gdyby mi zaśpiewali, czułabym się bardzo, ale to bardzo głupio.
-Ale możemy zatańczyć! - krzyknął Louis. 
Potem odprawił jakiś dziwny taniec. Wywróciłam oczami. Jak zwykle się wydurniał. Wszyscy dookoła śmiali się z jego wygłupów.
-Dobra. Dmucham. - to powiedziawszy, pochyliłam się nad tortem i zdmuchnęłam siedemnaście świeczek.
-Jeeeest! - krzyknął Lou i podbiegł do mnie.
Chciał mnie wziąć pod pachy, ale na szczęście udaremniłam mu to porządnym kopniakiem w piszczel. Narobiłby mi jeszcze więcej wstydu. Louis złapał się za pokrzywdzoną nogę i zaczął trąbić swoją trąbką. O Boże. Nagle wyjął z kieszeni torebkę konfetti i zarządził zbiorowe zdjęcie. Wyciągnął z kieszeni telefon i zwołał wszystkich do siebie. Przytuliliśmy się razem. Ja znalazłam się stanowczo za blisko Stana. To niby był przypadek, ale i tak czułam się zakłopotana.
-Wszyscy mówią "Hazza"! - zawołał Lou.
Wybuchnęłam śmiechem.Nawet jak na Louis'a, to było dziwne zachowanie. Rzadko mu się zdarzało, aż tak przesadzać. Na myśl o tym, że Lou jeszcze poprawi alkoholem, śmiać mi się chciało. Przecież on już był w takim stanie, co dopiero potem...
-Hazzaaaaaaaaaaaaaaa!!! - zawyliśmy, a Lou w tym samym czasie rzucił go góry konfetti.
Błysnęła lampa błyskowa i najgorsze zdjęcie stulecia było zrobione. Spojrzeliśmy wszyscy na wyświetlacz telefonu Louis'a i wybuchnęliśmy śmiechem. Zdjęłam szybko czapeczkę i rzuciłam ją w kąt kuchni. Spojrzałam na Niall'a, który szybko wyjmował świeczki z tortu. Pomogłam mu i wkrótce zajęłam się krojeniem ciasta pomogła mi jak zwykle uczynna Danielle. Polubiłam ją.
Po chwili wszyscy już jedli tort. Był naprawdę dobry. Zastanawiałam się, czy chłopcy sami go zrobili, czy zamówili.Już miałam się o to zapytać, gdy Harry krzyknął:
-Dobra, chodźcie ludzie!
Niechętnie wstałam i poszłam za Hazzą. Weszliśmy do salonu. Alkohol był przyniesiony i ustawiony na wysokim stole przy przeciwległej ścianie.
-Włączę muzykę! - zawołał Zayn i pobiegł w kierunku rogu pokoju.
Już po chwili grała jakaś piosenka. Było naprawdę głośno. Dobrze, że chłopcy nie mają żadnych sąsiadów. Dopiero by mieli życie... Louis nie chciał zaczynać zabawy bez alkoholu, więc od razu popędził do stolika, obstawionego flaszkami. Nie miałam ochoty na picie. Poszłam z Liam'em usiąść sobie na kanapie. Gadaliśmy i śmialiśmy się. Liam był spokojny, a miło czasem pospędzać sobie czas z kimś takim. Powiedział mi, że jeden z chłopaków to jego kumpel. Podczas, gdy my spokojnie i kulturalnie debatowaliśmy, reszta obalała kolejne butelki. Śmiali się przy tym głośno i krzyczeli jakieś głupoty. Najgłośniejszy był Louis, który już nim tknął alkohol, był jak nienormalny.
-Lou chyba dawno nie imprezował. - powiedziałam z sarkazmem.
-Ooo tak, stęsknił się za bibami. - zaśmiał się Liam.
Louis właśnie skakał prze poprzewracane krzesła. Wywróciłam oczami. Podeszła do nas Danielle. Zaczęła rozmawiać ze mną i z Liam'em, ale ja się tak zapatrzyłam na resztę, że po pewnym czasie wyłączyłam się z rozmowy. Postanowiłam się przejść. Wstałam i podeszłam do stolika, który robił za ladę barową. Usiadłam na krześle obok Violet i przyglądałam się jak Zayn i Louis okładają się czymś po głowach.
-Nie chce mi się tu siedzieć! - powiedziałam do mojej przyjaciółki, starając się przekrzyczeć muzykę.
-Baw się! To twoja impreza! - zawołała i upiła łyk jakiegoś drinka.
-Chyba tak zrobię. - westchnęłam i mimo, że nie miałam na to ochoty, wlałam w siebie czyjegoś drinka. Dobry był.
-Hej, to było moje! - zawołał ktoś.
Obejrzałam się i zobaczyłam Stana.
-Przepraszam. Tu masz jeszcze. - podałam mu szklanki z gotowym drinkiem.
-Dzięki. - uśmiechnął się do mnie dziwnie i wychylił zawartość szklanki.
Poszłam w jego ślady.
-Czemu się nie bawisz? - zapytał.
-Nie mam ochoty. A dziwne, bo zwykle zawsze mam ochotę na takie rzeczy. - uśmiechnęłam się lekko.
-Zatańczymy? - zapytał.
-Jasne. - westchnęłam, chociaż to była ostatnia rzecz, jaką chciałabym teraz zrobić.
Wstaliśmy i poszliśmy na środek parkietu, mijając Margaret, która właśnie przysiadała się do Violet. Złapałam Stana za ręce i zaczęliśmy tańczyć wolnego, mimo że była szybka piosenka. Nie podobało mi się, że przyjaciel Louis'a stał tak blisko mnie. Bliżej niż wymagał tego taniec. Szczerze mówiąc, nie polubiłam Stana. Wydawał mi się zbyt pewny siebie. I do tego jakby... sama nie wiem. Miałam mieszane uczucia. Jego usta znalazły się tuż przy mojej szyi. Zaczęłam szybciej oddychać. Chłopak musnął wargami moją skórę. Zadrżałam i delikatnie się oddaliłam.
-Przestań. - powiedziałam.
-Nie robię nic złego.
-Robisz. Ledwo się znamy. - odwróciłam się od niego i wróciłam do Violet. Teraz już zupełnie straciłam ochotę na imprezowanie.
Jednak zamiast mojej przyjaciółki, na jej miejscu dostrzegłam Margaret.
-Hej, gdzie Violet? - zapytałam.
-Tańczy z Harry'm. - odpowiedziała.
Po jej minie, widać było, że jej zazdrości Stylesa. Nie wiem czy to był dobry pomysł, żeby ją tu przyprowadzać.
-Chłopcy są cudowni. - powiedziała po chwili ciszy.
 -Taa... zwłaszcza teraz. - mruknęłam, a w oddali rozległ się czyjś ochrypły wrzask.
Reszta rozmowy jakoś się nam kleiła. Margaret była całkiem miła, jednak nie byłam do niej do końca przekonana. Oj, coś dzisiaj nie mam szczęscia do poznawania nowych ludzi. Miałam już dość siedzenia tutaj i wysłuchiwania krzyków reszty. Odetchnęłam, gdy Niall zabrał Margaret do tańca. Do mnie podszedł Harry.
-Tańczysz? - zapytał, uśmiechając się jak pijany aniołek.
Zaśmiałam się z jego miny i zgodziłam się, żeby nie zrobić mu przykrości. Wyszliśmy na środek i zatańczyliśmy przytulańca. Wtuliłam się w ramię Harry'ego, bo nie miałam już siły na nic. Hazza gadał jakieś głupoty, zupełnie bez sensu, a ja tylko przytakiwałam i mówiłam : "no tak, masz rację". Po chwili zorientowałam się, że mówi coś o Violet. Zaczęłam go słuchać.
-Ona mnie zostawiła i tańczy sobie z jakimiś chłopakami... - tu Styles wstawił przekleństwo, a ja się skrzywiłam. Nie lubiłam jak ludzie przeklinali. - I ona ostatnio wiesz co robi? No właśnie.
-Co robi? - zapytałam.
-Oddala się, rozumiesz?
-To znaczy co robi? - zaciekawiłam się. Chciałam potem powiedzieć przyjaciółce, żeby się poprawiła.
-Ona nie rozumie, że ja jestem sławny. Nie rozumie. Jest zła, że nie jestem ciągle z nią, jest zła, że muszę jeździć na koncerty, jest zła, że ją hejtują, jest zła, jest zła... - zaczął bełkotać.
-Chodź usiądziemy sobie. - powiedziałam do niego ciepło i zaprowadziłam go w stronę kanapy, która teraz stała pusta.
Usadziłam Hazzę i nachyliłam się nad nim.
-Porozmawiam z nią o tym. - powiedziałam mu do ucha, żeby usłyszał mnie, mimo muzyki.
-Okej. - Harry przetoczył się na bok.
Odeszłam, zapisując sobie w myślach, żeby pogadać z Violet. I wtedy zauważyłam siedzącego samotnie Zayn'a przy stoliku z alkoholem. Skorzystałam z okazji i podeszłam do niego.
-Cześć. - rzuciłam i siadłam obok.
-Cześć. - mruknął zamyślony.
-Co jest?
-Aa... nic. - potrząsnął głową i spojrzał na mnie. - Chcesz iść na górę?
-Okej. Tak średnio się bawię. - wyznałam szczerze, uszczęśliwiona jego prośbą.
Wstaliśmy z krzesełek i Zayn objął mnie ramieniem.
-Bierzemy coś do jedzenia? - zapytał, wchodząc ze mną do kuchni.
-Możemy wziąć tort, chyba jeszcze został. - powiedziałam i podeszłam do lodówki.
Nagle zauważyłam jakieś dwie całujące się osoby. Okazało się, że to Margaret i jeden z chłopaków, których nie znałam. Wzruszyłam ramionami. Niech robią co chcą. Wyjęłam z lodówki ostatni kawałek tortu, z szuflady dwa widelczyki i spojrzałam na Zayn'a. Ten zerknął szybko na całującą się parę i sięgnął na najwyższą półkę. Zdjął z niej wino i pomachał mi nim przed nosem.
-Harry to jednak ma głowę. - uśmiechnął się do mnie i chwycił dwa kieliszki.
-Teraz możemy iść. - wyszczerzyłam się i zaczęłam iść w kierunku schodów.




****************************************************************************************************



Aaaa, takie tam masło-maślane. Przepraszam, że tak wyszło, ale jestem taka senna ;( i otępiała - jak to mówią w reklamie Lokomotivu xd OOOoaooaoaoaoooo I remember every sunset ! Słyszeliście to? SUMMER PARADISE <3
Ups faza ;D
No ale do rzeczy ;p Dzięki za komentarze :** naprawdę są dla mnie b. ważne. ;) Iii .... 7500 wejść!!
+Następny kiedy napiszę, jakoś tak w tym tygodniu. Ale kolejny postaram sie, żeby był lepszy ;D

17 czerwca 2012

Rozdział 25.

*miesiąc później*

Przeciągnęłam się. Dzisiaj 20 maja. A jutro moje 17 urodziny. Uśmiechnęłam się do siebie i zwlokłam się z łóżka. Nie miałam na dzisiaj planów. No może oprócz szkoły. Skrzywiłam się i zeszłam na dół na śniadanie. Pochłonęłam je w pięć minut i wróciłam na górę, aby się wyszykować. Dwadzieścia minut później - mój rekord - stałam już gotowa na dole. Poczekałam chwilę na tatę, który miał mnie zawieźć do szkoły. Podczas jazdy siedziałam cicho i rozmyślałam. O czym? O wszystkim.
O tym jak hejterzy dręczą Violet. O tym jak się Harry wkurzył, gdy się o tym dowiedział. I jak zaczął pisać na Twitterze, żeby zostawili moją przyjaciółkę w spokoju. Myślałam też o tym, jak Niall wraca do siebie. Znów był starym, wiecznie wesołym Horanem. No i naprawdę dużo myślałam o Zayn'ie. Z każdym dniem byliśmy coraz szczęśliwsi. I mimo że ostatnio dużo czasu spędzał w pracy - nagrywanie nowej piosenki, wywiady, śpiewanie w radiu -  nie miałam mu tego za złe. W końcu to była chyba najważniejsza rzecz w jego życiu.
Poprawiłam grzywkę, bo znaleźliśmy się pod szkołą. Pożegnałam się z tatą i wysiadłam z samochodu. Minęłam jakąś grupkę dresów i weszłam do budynku szkolnego. Od razu jakieś wytapetowane pindy zaczęły mi machać. Uśmiechnęłam się sztucznie i pognałam do odpowiedniej szatni. Zastałam tam Violet.
-Hej. - uśmiechnęłam się do niej.
-Hej. - odpowiedziała mi.
-I jak, lepiej już? - spytałam. Dobrze wiedziała o co chodzi.
-Właśnie, że tak. - uśmiechnęła się. - Po tym jak Harry napisał na Twitterze, żeby mnie zostawili, rzeczywiście się odczepili.
-Serio? To świetnie! - ucieszyłam się.
Wyszłyśmy z szatni, mijając Tracy. Powiedziała nam nieśmiałe cześć i przyspieszyła kroku. Ostatnio zbytnio z nami nie gadała, wszystko dzięki akcji z Zayn'em.
Dzisiaj dzień w szkole wyjątkowo mi się dłużył. Nie mogłam się doczekać końca lekcji i moich jutrzejszych urodzin. Z tej okazji mieliśmy iść do chłopaków na jakieś małe party.
W końcu jednak ostatnia lekcja się skończyła. Wyczerpana wyszłam ze szkoły. Wsiadłam do autobusu i po chwili już byłam koło mojego domu. Weszłam do środka i przywitawszy się z mamą, pobiegłam na górę. Tam rzuciłam torbę koło drzwi i położyłam się na łóżko.O Boże, jaka ja byłam zmęczona. Nie wyspałam się dzisiaj w nocy. W końcu, po jakichś trzydziestu minutach, wyszłam z pokoju. Zeszłam do kuchni i zjadłam kanapkę z dżemem. Potem zrobiłam sobie kawę i wypiłam ją, żeby nie paść na nos. Nie miałam pojęcia co robić. Było straszliwie nudno. Chłopaki właśnie pracowali nad jakimś nowym teledyskiem, więc nie mogłam do nich wpaść. Violet jechała dziś z rodzicami na jakąś wycieczkę. A może...? Wyjęłam szybko telefon z kieszeni i wybrałam numer Petera. Dawno się z nim nie widziałam.
-Halo? - usłyszałam jego głos w słuchawce.
-Hej! - Powiedziałam z entuzjazmem.
-Czeeść! Co słychać? - spytał.
-A dobrze. Możesz wyjść?
-No jasne. To za czterdzieści minut przy Big Benie? - zaproponował.
-Jasne. Brać deskorolkę? - zapytałam.
-Ee... może pojeździmy kiedy indziej, co?
-Okej. To pa! - powiedziałam głośno i po jego "cześć" się rozłączyłam.
Poprawiłam ubranie, fryzurę i makijaż. Zajęło mi to niewiele czasu. Siadłam sobie jeszcze na chwilę i poczytałam książkę. W końcu jednak wyszłam z domu. Najpierw na przystanek, potem jazda autobusem, w końcu krótki spacer do Big Bena. Peter już czekał.
-Hej! - pomachałam mu.
-No cześć. - uśmiechnął się, gdy podeszłam bliżej.
-Dawno się nie widzieliśmy. - stwierdziłam z uśmiechem.
-Nareszcie! - podniósł ręce do góry i zaczął nimi wymachiwać. Zaśmiałam się.
-Co u ciebie słychać? - zapytałam.
-Nic. Jest dobrze. - spojrzał na swoje trampki.
Ruszyliśmy ulicą. Rozglądałam się dookoła, rozkoszując się widokiem Londynu. To stanowczo moje ulubione miasto. Takie... oryginalne.
-Miałeś mi opowiedzieć o tych swoich siostrach ciotecznych co przyjechały do ciebie. - zauważyłam.
-A, faktycznie. No to... wiesz, one mają po pięć lat, są bliźniaczkami. No i po prostu stwierdziły, że byłaby ze mnie dużo lepsza dziewczynka, niż chłopiec. - spojrzał na mnie z rozbawieniem.
Parsknęłam śmiechem.
-I co robiły? - zaśmiałam się.
-Malowały mnie. I przebierały. - skrzywił sie.
Zaczęłam się śmiać.
-Dobre! Masz zdjęcia? - zapytałam, trzymając się za brzuch.
-Na szczęście nie. - mruknął z lekkim uśmiechem.
Ciągle się śmiałam.
-Dobra, przestań. - spojrzał na mnie groźnie. A przynajmniej starał się tak spojrzeć.
-Okej, ale to jest naprawdę śmieszne. - zachichotałam.
-Nie, nie jest. - uniósł brwi.
-Jest.
-Nie.
-Tak.
Dalej się sprzeczając, ruszyliśmy ulicą. W końcu jednak Peter zapytał:
-A ty chyba masz juro urodziny, prawda?
-No. - pokiwałam głową.
-Które, czternaste? - wyszczerzył się.
-Wyobraź sobie, że nie jesteś w ogóle śmieszny dzieciaku. - przymrużyłam jedno oko.
Kurde, w końcu to on był ode mnie młodszy.
-Nie mam dzisiaj prezentu, dam ci przy następnym spotkaniu. - uśmiechnął się słodko.
-Nie musisz mi dawać prezentu. - zawstydziłam się.
-No raczej muszę. W końcu jesteśmy przyjaciółmi, prawda? - wyszczerzył się.
Jeszcze nigdy nie użył tego określenia. W sumie... rzeczywiście byliśmy przyjaciółmi.
-No tak, tak. - pokiwałam głową.
-To co, kumple? - zapytał i chwycił mnie w ramiona.
Ścisnął mnie tak mocno, że prawie popękały mi kości.
-Auua! - jęknęłam tylko.
Peter puścił mnie i się zaśmiał.
-Nigdy więcej tak nie rób. - syknęłam.
Spacerowaliśmy jeszcze jakieś dwie godziny. Niebo zaczęło się robić szarawe.
-Będę się już zbierać. - oznajmiłam.
-Noo, ja też. - przytaknął.
-Pojedziemy kiedyś razem na zakupy? - zaproponowałam.
-No pewnie. To zadzwonię kiedy będę mógł. - powiedział. - To idę.. hej!
-No cześć. - mruknęłam i odwróciłam się na pięcie. Dzisiejszy spacer był udany. Wróciłam szybko na przystanek autobusowy i po pięciu minutach wsiadłam do nadjeżdżającego dwupiętrowego pojazdu. Podróż nie zajęła mi długo. Dwadzieścia minut i byłam już na miejscu. Weszłam do domu.
-Cześć! - krzyknęłam do rodziców.
-Cześć. - odpowiedzieli mi zgodnie.
-Co to za film? - usiadłam koło nich na kanapie.
-Jakiś durny romans. - mruknął mój tata pod nosem.
-Przestań. - syknęła moja mama. - Jest bardzo fajny.
-Ja ocenię. - zadecydowałam i wpatrzyłam się w ekran.
Po dziesięciu minutach stwierdziłam:
-Przykro mi, ale tu się nie da usiedzieć. Ten film jest trochę bardzo beznadziejny.
Przybiłam z tatą piątkę, a potem wstałam z kanapy.
-O której wrócisz jutro od chłopaków? - zapytał tata. Miałam iść do nich na imprezę.
-Ee... - zająknęłam się.
-Z okazji urodzin pozwolę ci zostać dłużej. - uśmiechnął się promiennie.
-Znaczy ja planuję wrócić nad ranem.... - spuściłam głowę.
Czy on myślał, że idę do nich na kulturalną kolację, z której wraca się o 19?!
-Jak to? - zdziwił się.
-To będzie takie... nocowanie.? - wyszczerzyłam się sztucznie.
-Nocowanie. - prychnęła moja mama, na chwilę odwracając wzrok od telewizora.
-No co? - spojrzałam na nią zdziwiona.
-Ja już dobrze wiem jak się ci twoi chłopcy zabawiają. - spojrzała na mnie spode łba.
Zachciało mi się śmiać.
-No jak? - nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
-Wódka, papierosy i jakieś modelki, kurna. - mruknęła moja mama.
Wybuchnęłam śmiechem.
-Wcale nie! To są kulturalni młodzi ludzie. - zachichotałam. - Przy mnie się pilnują. A po za tym i tak nie masz racji. - założyłam ręce i spojrzałam groźnie na mamę.
-Niech ci będzie. Tylko pamiętaj - nie przesadzaj z alkoholem, nie uprawiaj seksu. - zarządziła moja mama.

-Jasne, jasne. - mruknęłam i wyszłam z salonu.
Moi rodzice czasem doprowadzali mnie do szału.


***


Otworzyłam oczy. Położyłam się na plecach na łóżku i zaczęłam się gapić w sufit. Zaczęłam rozmyślać o moim życiu. Jaką jestem szczęściarą. Uśmiechnęłam się do siebie i nagle się poderwałam. Dzisiaj moje siedemnaste urodziny! Jest! Mam siedemnastkę!
Zeskoczyłam z łóżka, natychmiast się rozbudzając. Zaczęłam skakać po pokoju i wymachiwać rękami. Stop! Mam siedemnaście lat. To już nie przystoi.
Moi rodzice chyba usłyszeli hałasy, dochodzące z mojego pokoju, bo zapukali do drzwi.
-Wstałaś już? - spytali.
-Tak! - zawołałam wesoło.
Otworzyli drzwi. O Boże, chyba dzisiaj dostanę psa.
-Prezent dostaniesz dzisiaj po południu. - oznajmił mój tata na wejściu.
-Jasne, jasne. - wyszczerzyłam się. Najważniejsze było, że jestem już o rok starsza!
-Także... wszystkiego najlepszego! - wyszczerzyła się moja mama.
-Sto lat, sto lat...! - zaczął się wygłupiać mój tata. Śpiewanie mu nie szło zbyt dobrze.
Teatralnym gestem zatkałam sobie uszy. 
-Nie! Proszę, wyjdźcie stąd! - zawyłam.
Mój ojciec się zaśmiał, a mama powiedziała:
-Zejdź zaraz na śniadanie. 
-Okej. - uśmiechnęłam się.
Ach, jaka byłam szczęśliwa. Gdy mama i tata wyszli z mojego pokoju, natychmiast wzięłam się za ubieranie. Potem makijaż i poranna toaleta. Gdy już byłam gotowa, zeszłam na śniadanie. Moja mama zrobiła mi dwa wielkie omlety z szynką i serem. Podziękowałam jej i zaczęłam jeść, popijając herbatą. W tym czasie zastanawiałam się jak potoczy się dzisiejszy dzień. W końcu skończyłam posiłek, który był tak duży, że musiałam leżeć pół godziny, aby uczucie wypchanego brzucha zniknęło. Przez ten czas zdążyłam obejrzeć kawałek Toy Story 2. Wiedziałam, że Liam byłby ze mnie dumny. W końcu podniosłam się z kanapy, wyłączyłam telewizor i poszłam na górę. Z Violet miałam się zobaczyć dopiero wieczorem, u chłopaków. Natomiast wkrótce miał przyjść Louis. Mówił, że ma dla mnie prezent, z którego na pewno się ucieszę. Zobaczymy, zobaczymy. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Otworzę! - wrzasnęłam i zbiegłam po schodach na dół.
Tak jak myślałam, za drzwiami stał Lou.
-Hej! - wyszczerzyłam się.
-Cześć. - poklepał mnie po ramieniu.
Dopiero teraz zauważyłam, że w ręce trzyma koszyk.
-Co to jest? - zaciekawiłam się? 
-Prezent. - uśmiechnął się i wszedł do mojego domu.
Zachowywał się tu jak u siebie. Zresztą też się tak u niego zachowywałam, chociaż dawno go nie odwiedzałam.
-Chodź do mnie. - powiedziałam i zaczęłam wchodzić po schodach.
Gdy weszliśmy do mojego pokoju, Lou od razu rozwalił się na moim obrotowym krzesełku.
Usiadłam na łóżku na przeciwko niego.
-Więc... wszystkiego najlepszego! - wyszczerzył się głupio i zrobił gest, jakby chciał mnie przytulić.
-Dzięki! - wstałam i się przytuliłam. - Chcesz jeść, pić?
-Niee.. dzięki. - pokręcił głową.
-Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale właśnie po raz pierwszy odmówiłeś. - wytrzeszczyłam na niego oczy.
Jakoś nigdy nie miał problemu z opróżnianiem mojej lodówki do końca. 
Zaśmiał się.
-No bo dziś jest wielki dzień! Mała Mabel jest mniej mała! - uśmiechnął się szeroko.
Rzuciłam w niego poduszką. Zaśmiał się jeszcze głośniej. 
-To teraz pora na prezent. - stwierdził, nagle poważniejąc.
-Już się boję. - mruknęłam.
-Niepotrzebnie. - uśmiechnął się i sięgnął po koszyk, który leżał mu koło nóg. - Proszę.
Wręczył mi koszyk, a ja wstałam z łóżka. Lou podniósł się z krzesła. Zaciekawiona podniosłam wieko koszyka i moim oczom ukazał się... maleńki piesek.
 




-O Mój Boże. - otworzyłam szeroko usta.
Wyjęłam szczeniaka i spojrzałam na niego z miłością. To było najpiękniejsze zwierzę na świecie. Przytuliłam je do szyi. Piesek był taki ciepły... Pogłaskałam go po futerku. Jezu. Nie wierzę w to. Mam psa! Drżącymi rękami odstawiłam go na biurko i rzuciłam się Lou w ramiona.
-Kocham Cię! - krzyknęłam, bo nie mogłam się powstrzymać.
On zaczął się śmiać i razem ze mną skakał po całym pokoju.
-Jest piękny! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - zapiszczałam i przewróciłam się z Louis'em na łóżko.
Śmialiśmy się i przytulaliśmy. Czy można być bardziej szczęśliwym? Byliśmy tak głośno, że do pokoju weszła moja mama.
-Co się dzieje? - zaśmiała się. Widok szczeniaka na biurku wcale jej nie zdziwił, co umocniło mnie w przekonaniu, że wiedziała o wszystkim już od samego początku. Moja rodzicielka zawołała tatę.
-Chodź tu i weź prezenty! - krzyknęła.
Prezenty? To będzie ich więcej niż jeden? Usiadłam na łóżku, a Lou za chwilę poszedł w moje ślady. Był tak potargany, że wybuchnęłam śmiechem.
-Fryzura ci się zepsuła. - zaśmiałam się z niego.
-Nie jestem Zayn'em i mogę mieć czasem zepsutą fryzurę. - uśmiechnął się drwiąco.
-Przestań. - zaśmiałam się i uderzyłam go lekko w krocze.
-Auua! - zawył.
-Przecież zrobiłam to lekko! - zaprotestowałam ze śmiechem.
-Ale to i tak boli! - krzyknął i nie zważając na obecność mojej mamy, zaczął mnie okładać po klatce piersiowej.
-Zwariowałeś?! - wrzasnęłam i próbowałam odtrącać jego ręce. Niezbyt skutecznie.
Co chwilę krzywiłam się z bólu. Oddałam porządnie Louis'owi tam gdzie boli najbardziej. Akurat wszedł mój tata z wielką reklamówką.
-Żarty żartami, ale Lou nigdy nie zostanie ojcem. - zauważył tata.
Wybuchnęłam śmiechem.
-Zobaczymy potem. - powiedział cicho Louis i spojrzał na mnie groźnie. 
Szybko zeskoczyłam z łóżka, żeby mój kumpel nie mógł mnie już dosięgnąć.
-To co tam macie? - wyszczerzyłam zęby i zerknęłam na dużą reklamówkę.
-Wyprawkę dla nowego członka rodziny. - uśmiechnął się szeroko mój ojciec.
Zdębiałam. Mama jest w ciąży?! Mój tata sięgnął do reklamówki i wyciągnął z niej... gumową kość. Wybuchnęłam śmiechem.
-A tobie co? - zdziwiła się mama.
-Dla psa. - zachichotałam.
Moi rodzice i Louis wymienili spojrzenia między sobą.
-Tak, Mabel, ta kość jest dla psa. - mój tata pokiwał głową z dziwną miną.
Na szczęście już się opanowałam i mogłam się dalej przyglądać prezentom. Podczas gdy tata wyjmował z reklamówki psie legowisko, podeszłam do biurka i wzięłam na ręce szczeniaka. Zaczęłam go głaskać i mówić do niego, patrząc jednocześnie na psią karmę, miski, smycz, obrożę, szczotki, psi szampon i kolejne zabawki.
-Dużo tego. - stwierdziłam, biorąc do ręki piszczącego kameleona i pokazując go szczeniakowi.
-No tak. - wyszczerzył się mój tata.
Nacisnęłam lekko zabawkę, która cicho pisnęła. Piesek powąchał gumowego zwierzaka.
-On jest taki słodki... - uśmiechnęłam się do siebie.
-On? A może ona? Lepiej sprawdź. - mój tata wyszczerzył się do mnie i razem z mamą wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
-Trzeba to sprawdzić. - uniosłam brew.
-Więc... - zaczął Louis podnosząc pieska i przyglądając się mu. - To jest chłopiec.
-Pokaż. - powiedziałam i już chwilę później trzymałam w rękach psiaka. - Chyba zwariowałeś, to jest dziewczynka!
-A zakład? - zapytał Lou, zakładając ręce.
-Zakład. - położyłam szczeniaka na łóżku i podałam rękę mojemu przyjacielowi. - O co?
-O psa. - zaśmiał się.
-No chyba nie. On by tam u was zwariował. - powiedziałam z drwiną.
-Tylko żartowałem. Ee... o dziesięć funtów. - uśmiechnął się słodko.
-To za dużo. - skrzywiłam się.
-Osiem, koniec kropka. - zadecydował i "przeciął" zakład.
-To co, szukamy na internecie? - uniosłam brwi. Byłam niemal pewna, że wygram.
-Okej.
Włączyliśmy mój laptop i już po chwili wstukiwałam dziwne hasło w wyszukiwarce. Lou się zaśmiał.
-Określ to inaczej. - wyszczerzył zęby.
Zarumieniłam się i poprawiłam hasło wyszukiwania. Już po chwili wiadomo było kto wygrał.
-No nie! - jęknęłam. - Chłopiec? Czemu nie mogłeś być dziewczynką? - spojrzałam na pieska błagalnie.
-Osiem funtów jesteś mi winna. - uśmiechnął się złośliwie Louis.
-Masz i się zamknij. - wyjęłam z kieszeni parę monet i rzuciłam mu je.
-Jak go nazwiesz? - zapytał Lou.
-Ee... jeszcze pomyślę. - przyjrzałam się małej, włochatej kulce.
-Dobra, ja już będę spadał, bo imprezę trzeba przygotować, a zaraz do ciebie przyjdzie Zayn. - mruknął Louis i podniósł się z łóżka.
-Zayn? - ucieszyłam się.
-Tak, ten kochany Zayn. - Lou wywrócił oczami.
-Zostań jeszcze trochę. - poprosiłam, wskazując na psa. - Pobawimy się z nim.
-Pięć minut. - powiedział Louis.
-Dziesięć.
-No dobra. - uśmiechnął się uroczo - nawiasem mówiąc ładny z niego chłopak - i usiadł na dywanie.
Chwyciłam psa i usiadłam koło mojego przyjaciela. Zebrałam wszystkie zabawki z podłogi i zaczęłam je pokazywać na razie bezimiennemu pieskowi. Lou chwycił piszczącego kameleona i zaczął go ściskać. Chwilę później Louis odłożył gumowego zwierzaka, a sam zaczął wydawać dziwne odgłosy. Poszłam w jego ślady. W pewnym momencie wybuchnęliśmy śmiechem, bo zaczęliśmy chrumkać. Pies patrzył z zainteresowaniem to na mnie to na Lou. W końcu jednak psiak podszedł powoli do mnie i zaczął mnie lizać po twarzy. Ja go pocałowałam w czubek nosa. Potem Tomlinson złapał szczeniaka i zaczął go lekko podrzucać.
-Ej, on zaraz zwymiotuje! - zaprotestowałam i zabrałam zwierzaka Louis'owi.
Sama posadziłam sobie pieska na brzuchu i zaczęłam z nim rozmawiać. Mówiłam mu jaki jest słodki i uroczy.
-A ja nie jestem słodki i uroczy? - zapytał Lou i przechylił głowę na bok. Rzeczywiście wyglądał teraz jak szczeniak.
Zaśmiałam się i złapałam go za policzki.
-Mój mały piesek, ale ty jesteś słodki! - gruchałam do Louis'a.
Lou zaczął szczekać. Wybuchnęłam śmiechem i przetoczyłam się na bok. O Boże, ja z nim nie mogę.



******************************************************************************************************


Przepraszam, że rozdział dopiero teraz. Naprawdę, to chyba jest rekord ;/ Ale teraz mam zamiar się poprawić, bo sie juz wgl nie uczę ani nic nie robię do szkoły. Po prostu nie mogłam wcześniej napisac tego rozdziału. Przepraszam tez za nudny początek, ale miałam chwilowe zamroczenie. -.-

Ok. Więc dziękuję za ponad 6500 wyświetleń & 14 komentarzy do poprzedniego rozdziału.

-->Dacie radę CO NAJMNIEJ 15 KOMENTARZY? Jeśli można trochę dłuższych. Proszę :** xdxd

-----> Dodawajcie się do OBSERWATORÓW . :**

Kolejny rozdział w środę. xd  Pzdr ;pp I przypominam o podpisach anonimów xd

*sprostowanie. Kolejny rozdział W ŚRODĘ jeśli będzie to 15 komentarzy ^^ Po prostu chcę wiedzieć czy to całe moje pisanie ma sens i ile naprawdę osób to czyta. Każdy komentarz jest dla mnie ważny i każdy dokładnie czytam.  Dzięki za miłe opinie ! ;p

10 czerwca 2012

Rozdział 24.

*oczami Mabel*

Zayn już dawno wyszedł, moi rodzice wrócili. Oczywiście chcieli ze mną pogadać o moim chłopaku. Na szczęście go polubili. Mówili, że sprawia dobre wrażenie. Uff.
Posprzątałam trochę w domu, a potem wróciłam z powrotem przed laptopa. Chciałam sprawdzić co o mnie piszą fanki. Zalogowałam się na Twittera. Wow, miałam kilkadziesiąt obserwujących więcej, do tego mnóstwo wiadomości. Zaczęłam je czytać.
Na początku się uśmiechałam. Fanki były miłe - pisały, że pasuję do Zayn'a i sprawiam dobre wrażenie.  Dopiero jakaś dziesiąta wiadomość pokazała, że nie wszyscy mnie lubią. Wzdrygnęłam się, gdy czytałam okropne słowa na mój temat. Przebiegłam oczami po tekście i szybko skasowałam wiadomość. Czytałam kolejne. Większość była miła. Cieszyło mnie to. Jednak niektóre sprawiały, że robiło mi się zimno. Oczywiście, mieli mnie prawo nie lubić, ale dlaczego? Co ja im zrobiłam? Gdy skasowałam z obrzydzeniem ostatnią wulgarną wręcz wiadomość, zamknęłam laptopa. No cóż, przecież One Direction też ma wrogów. To było oczywiste, że spotkają mnie takie wyzwiska. Wzruszyłam ramionami. Szczerze mówiąc, aż tak bardzo się tym nie przejmowałam. Owszem, było mi przykro, ale wiedziałam z czym się wiąże to, że chodzę z Zayn'em. Właściwie spodziewałam się czegoś takiego. Ale dla niego było warto.
Przejechałam ręką po włosach i weszłam pod kołdrę. Po chwili zapadłam w głęboki sen.
Obudziłam się o jakiejś dziewiątej. Był piątek. Mało tego, Wielki Piątek. Jutro miałam pojechać do chłopaków i robić razem z nimi pisanki. Natomiast na dzisiaj nie miałam jakichś nadzwyczajnych planów. Sprzątanie, gotowanie, upieczenie placka (na szczęście już bez Zayn'a). Wstałam więc szybko i od razu zeszłam na dół na śniadanie. Zrobiłam sobie dwa tosty i do tego kakao. Usiadłam przy stole. W domu było cicho, pewnie rodzice jeszcze spali. W kuchni było tak duszno, że podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież. Do pokoju wtargnął chłodny wietrzyk. Dzisiejszy dzień był piękny. Usiadłam z powrotem przy śniadaniu i uporałam się z nim w zaledwie pięć minut. Talerzyk i kubek odniosłam do zlewu i poszłam na górę.
Postanowiłam odpocząć po jedzeniu. Usiadłam na łóżku i zaczęłam czytać książkę. Potem włożyłam sobie do uszu słuchawki i puściłam jakąś piosenkę Katy Perry. W tym samym czasie przeglądałam Twittera na telefonie. Znowu kilka nowych wiadomości, zaproszeń do znajomych.
Jakieś 20 minut po śniadaniu zwlekłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Szybko zrobiłam, to co miałam zrobić i wróciłam do sypialni. Ubrałam się w jakieś zwykłe ciuchy, w końcu miałam cały dzień spędzić w domu.
Już ogarnięta, zeszłam na dół. Zauważyłam moją mamę, krzątającą się po kuchni.
-Hej. - mruknęłam. - Tata już wstał?
-Ee... jest w salonie, ogląda telewizję. - odpowiedziała moja mama, odwracając się od ekspresu do kawy.
-Okej. - powiedziałam i poszłam do pralni. Wyjęłam szybko pranie z pralki i zeszłam na dół. Weszłam do salonu.
-Do roboty! - zawołałam i rzuciłam w mojego tatę jakimś mokrym ciuchem.
-Ej! - krzyknął ojciec, zdejmując z oka przemoczoną skarpetkę. - Uważaj sobie!
Zaśmiałam się i poszłam do pokoiku, w którym zawsze rozwieszaliśmy pranie.
Pracowałam już jakąś godzinę, gdy postanowiłam zrobić sobie przerwę. Planowałam coś przekąsić. Zaczęłam iść w kierunku kuchni, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Otworzę! - zawołałam i pobiegłam do przedpokoju.
Otworzyłam drzwi i ku mojemu zdziwieniu ujrzałam zapłakaną Violet.
-Co się stało? - przeraziłam się.
Moja przyjaciółka wychlipała coś pod nosem, a potem wydukała:
-Mogę wejść?
-Jasne! - pokiwałam głową i wpuściłam ją do środka.
Poszłyśmy od razu do mojego pokoju.
-To co się stało? - zapytałam ponownie, gdy usadziłam Violet na łóżku.
-Pokażę ci. - zapłakała. - Daj laptopa.
Zdziwiona podałam jej mojego laptopa i przy okazji paczkę chusteczek.
-Uspokój się, a ja przyniosę ci wodę. - powiadomiłam i wybiegłam z pokoju.
Wstrząśnięta zeszłam do kuchni i ignorując pytania moich rodziców, napełniłam wodą dwie szklanki. Zaniosłam je na górę. Wchodząc do pokoju, zatrzasnęłam drzwi. Usiadłam na łóżku obok Violet, patrząc jak włącza przeglądarkę. Podałam jej wodę i sama też upiłam łyk ze swojej szklanki.
Moja przyjaciółka się już uspokoiła, otarła z twarzy rozmazany tusz. Weszła na Twittera. Szybko wpisała swój login i hasło. Następnie przeszła do wiadomości.
-Patrz na to. - powiedziała ze ściśniętym gardłem.
Spojrzałam na treść wiadomości i przeczytałam okropne słowa. Podobne jak u mnie na Twitterze.
-Nie martw się, też dostaję takie wiadomości! - pocieszyłam ją.
-Naprawdę? - powiedziała z sarkazmem i otworzyła kolejną.
Po przeczytaniu tej wiadomości byłam w szoku. To co jej ludzie pisali było naprawdę okropne! Nawet do mnie czegoś takiego nie wysyłali.
-Patrz, wszystkie są takie same! - jęknęła i zaczęła otwierać kolejne.
Byłam w szoku. Żadnej pozytywnej wiadomości?
-Chyba jest ktoś kto cie lubi? - zapytałam z nadzieją.
-Tak, trzy osoby. - pokazała mi jedną z tych trzech wiadomości, ocierając łzy.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Podczas gdy u mnie większość wiadomości była pozytywna, u Violet większość byłam negatywna. Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Nie przejmuj się, przecież oni cię nie znają. Są chamskie, zazdrosne i... głupie. - zaczęłam szybko mówić. - Nie powinnaś na to zwracać uwagi.
Violet pociągnęła nosem.
-One nie mają racji! Skąd mogą wiedzieć jaka jesteś? - tłumaczyłam jej. - Nie martw się tym. Przestaną! Wkrótce się zorientują, że tak naprawdę jesteś fajna. Zobaczysz, jeszcze cię będą przepraszać!
Violet chyba nie za bardzo w to uwierzyła, ale mimo to się trochę uspokoiła. Wytarła twarz chusteczką i dopiła do końca swoją wodę.
-A Harry wie? - zapytałam.
-Ee... nie. Nie chcę go martwić. - mruknęła i spojrzała w dół.
-Powiedz mu jak najszybciej. Nie mówię, że dzisiaj czy coś, ale musisz mu to w końcu powiedzieć. - zadecydowałam.
-Wiem. - wymamrotała.
-Chcesz dzisiaj spać u mnie? - zaproponowałam jej.
-No nie... Przecież są święta! - zaprotestowała.
Parsknęłam śmiechem zapomniałam.
-A chcesz trochę ciasta? - spytałam.
-Jeśli możesz, to daj. - uśmiechnęła się.
-Okej, to zaczekaj. - powiedziałam i zbiegłam na dół po schodach.
Rodzice znowu się wypytywali co się stało.
-Aa... już nic, jest lepiej. - mruknęłam tylko i z ciastem pobiegłam z powrotem na górę.
Wręczyłam placek Violet i usiadłam koło niej.
-Idziesz jutro do chłopaków rano? - spytałam.
-No pewnie. - uśmiechnęła się.
Poprawił jej się humor.
-A ty? - spytała.
-No, ja bym nie poszła...? - zadałam retoryczne pytanie i zaczęłam się śmiać.
Violet zresztą też.
-Boję się, co to będzie, ale dobra. - pokręciła głową z dezaprobatą.
Spędziłyśmy jeszcze chwilę, a potem Violet zaczęła się zbierać.
-Muszę sprzątać w domu. - tłumaczyła się.
-Jasne, rozumiem. - wyszczerzyłam się do niej.
Gdy poszła, ja też wróciłam do sprzątania. Nie było już tego dużo. Postanowiłam zadzwonić do Evy. Ostatnio się bardzo o nią martwiłam.
-Hej Eva! Co u ciebie słychać? - zapytałam, gdy tylko odebrała.
-Em... Dobrze. Naprawdę jest lepiej. - odpowiedziała.
-A jak tam z Niall'em? - zmartwiłam się.
-Czuje się już lepiej. Chyba mu się poprawiło. No ale zobaczymy jutro... - westchnęła.
Współczułam jej i Horanowi.
-Właśnie, idziesz? - zapytałam.
-No tak. Ty pewnie też. - to nie było pytanie.
-No jasne, że idę. - uśmiechnęłam się do siebie.
Pogadałyśmy jeszcze trochę o świętach i rozłączyłam się. Wszystko posprzątane, upieczone, właściwie nie było co robić w domu. Zaczęłam się zastanawiać, czy Peter może wyjść. Po chwili zastanowienia zadzwoniłam do niego.
-Halo? - powiedział sennym głosem.
-Ee... spałeś? - zdziwiłam się.
-Em.. nie. Czemu? - wymamrotał.
-A taki masz głos zmęczony. - powiedziałam.
-Wieeem. To o co chodzi? - zapytał.
-Możesz wyjść? - spytałam.
-Znaczy... mam gości i wiesz...
-To dlatego taki jesteś zmęczony? - zaciekawiłam się.
-Noo, coś w tym stylu. Przyjechały moje siostry cioteczne i... dobra, zresztą kiedyś ci opowiem. - mruknął.
-No dobra. To... szkoda. - westchnęłam. - Kiedy indziej.
-No ja bardzo chętnie. - powiedział.
-To hej! - pożegnałam się.
-Cześć.
Odłożyłam telefon ze smutną miną. Po Tracy nie zadzwonię, nie ma mowy. Chyba że... zajrzałam od łóżko i wyciągnęłam spod niego starą deskorolkę od Petera. Wsadziłam ją pod ramię i zbiegłam po schodach na dół.
-Wychodzę! - krzyknęłam.
-Gdzie? - zawołała mama.
Wywróciłam oczami. Zawsze te same pytania: gdzie, z kim, o której wrócisz... Westchnęłam, gdy moja mama weszła do kuchni.
-Przejechać się. - pomachałam jej deskorolką przed nosem. - Wrócę o normalnej porze.
I nie czekając na odpowiedź mojej mamy, po prostu wyszłam z domu. Zastanawiałam się, gdzie mogę pójść. Postanowiłam odwiedzić skate park, na którym Peter nauczył mnie podstaw jazdy na desce. Znalazłam się tam w ciągu dwudziestu minut. Ignorując dwójkę skejtów, którzy ćwiczyli obok, zaczęłam jeździć. Próbowałam robić jakieś triki, ale mi nie wychodziły, bo nie było osoby, która mogłaby mi je pokazać. Po godzinie jazdy, doszłam do wniosku, że pójdę na lody. Wsadziłam deskorolkę pod pachę i ruszyłam w kierunku pobliskiej budki. Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie za ramię.
-Hej! - powiedziała osoba, która mnie zaczepiła.
Była to jakaś dziewczyna. Miałam wrażenie, że już ją gdzieś spotkałam.
-Jestem Rebecca. - przypomniała mi.
Aa, no tak! Dziewczyna z którą spotykał się Peter!
-Hej! - uśmiechnęłam się do niej. - Idziesz ze mną na lody?
-Jasne. - powiedziała i zabrawszy swoją deskorolkę, ruszyła za mną.
Podeszłyśmy do budki z lodami i każda z nas zamówiła sobie po gałce. Potem usiadłyśmy na ławce, która stała obok.
-Nie poznałam cię na początku. - wyjaśniłam.
-Spoko, ja tez nie byłam pewna, czy to ty. - wzruszyła ramionami.
-Jak ci się układa z Peterem? - zaciekawiłam się.
-Skąd wiesz, że..?
-No powiedział mi. - uśmiechnęłam się.
Zaczęłyśmy gadać. Spędziłyśmy może czterdzieści minut na jakimś ogólnym poznawaniu się i na gadaniu o Peterze. Potem Rebecca zaproponowała mi, że nauczy mnie paru trików.
-Okej! - ucieszyłam się i wróciłyśmy na skatepark.
Byłam tam jeszcze kolejną godzinę, gdy stwierdziłam, że pora wracać do domu. W końcu nie chciałam zadzierać z rodzicami. Wzięłam numer telefonu od Rebecci i w dwadzieścia minut wróciłam do domu.


***


Ziewnęłam. Była ósma rano. Stanowczo nie moja pora na wstawanie. Przeciągnęłam się i zeszłam na dół. Nie miałam ochoty stać przy garach, więc posmarowałam sobie dwie kromki nutellą i napełniłam szklankę wodą. Już. Śniadanie gotowe. Pochłonęłam je jeszcze szybciej, niż je zrobiłam. Poszłam na górę, umyłam się, ubrałam, umalowałam. Gotowe. Zbiegłam z powrotem na dół i szybko napisałam kartkę rodzicom. Wiedzieli, że dziś wychodzę do chłopaków, ale mimo to zostawiłam im wiadomość.
Wyszłam z domu, zamartwiając się o Violet. Miałam  nadzieję, że ci hejterzy w końcu dadzą jej spokój. W ogóle ich nie rozumiałam. Nie znali mojej przyjaciółki, a wypowiadali się na jej temat.
Martwiłam się także o Evę i Niall'a. O Boże, niedawno było tak cudownie. Wszyscy byliśmy szczęśliwi i radośni. A teraz... Westchnęłam. Miałam tylko nadzieję, że wszystko wróci do normy.
Po dwudziestu minutach dotarłam do domu chłopaków. Zapukałam do drzwi. Chyba nikt mnie nie słyszał, bo czekałam naprawdę długo, a ze środka dochodziły wrzaski. Nie wiedziałam, czy ktoś się kłóci, czy chodziło o coś innego. Postanowiłam wejść do środka.
Po otworzeniu drzwi, krzyki się nasiliły. Skrzywiłam się. Zaczęłam iść w kierunku kuchni.
-Nie! Źle to robisz, nie widzisz? - zawołał Harry.
Weszłam do pomieszczenia, z którego dochodziły wrzaski i stanęłam jak wryta.
-O Boże. - powiedziałam do siebie.
Wszyscy spojrzeli na mnie.
-O cześć, już jesteś! - zawołał Lou i podbiegł do mnie. 
Miał na sobie kremowy fartuszek, ubrudzony farbkami. Nawet włosy miał w farbie.
-Co tu się stało? - zdziwiłam sie i jeszcze raz przyjrzałam się kuchni.
Był tu okropny bałagan. Na stole leżało jakieś czterdzieści jajek, część rozbita. Po ziemi walały się różnokolorowe koszyczki. Na blacie było mnóstwo białych serwetek i obrusów, natomiast obok Harry'ego leżał chyba tuzin żółtych kurczaczków. Zayn i Niall robili sobie śniadanie, a Liam gotował jakiś fioletowy roztwór w garnku.
Wybuchnęłam śmiechem.
-Malowaliśmy pisanki. - uśmiechnął się szeroko Lou. - Siadaj. - pokazał mi krzesło.
-Cześć. - mruknęłam do reszty.
-Hej. - Zayn się do mnie uśmiechnął.
-Nie możecie tego posprzątać? - zapytałam z dezaprobatą i podniosłam z ziemi dwa koszyczki wielkanocne.
-Ty możesz. - wyszczerzył się Harry.
-Pewnie, że mogę. - powiedziałam, mrużąc oczy i wzięłam się za zbieranie wszystkiego z podłogi.
Po chwili kuchnia prezentowała się lepiej. Tylko ten stół...
-Idźcie z jedzeniem gdzie indziej! - wygoniłam Zayn'a i Niall'a z kuchni. - Liam, co ty gotujesz?
-Wrzucimy tu jajka i będą fioletowe! - zawołał z entuzjazmem.
Zachichotałam.
-Dobra. Ale to zaraz. - zadecydowałam.
Nagle usłyszałam śmiech. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam Violet, stojącą na progu.
-Hej! - zawołał Hazza i natychmiast podbiegł do swojej dziewczyny.
Przytulił ją mocno i pocałował.
-Oni to się umieją witać. - mruknęłam pod nosem i spojrzałam groźnie na Zayn'a, który właśnie wszedł do kuchni.
-Przyszedłem po Pepsi. - wyszczerzył się do mnie.
-Poproś mnie jeszcze kiedyś o umycie włosów. - powiedziałam do niego.
Zaśmiał się głośno.
-Wyjdź stąd, bo zaraz będziesz miał jajko na twarzy. - mruknęłam i wzięłam się za sprzątanie stołu.
Zayn jeszcze raz się zaśmiał i wyszedł z kuchni z napełnioną szklanką.
-Też chcę pepsi! - zawołał Hazza i podszedł do blatu.
Otworzył butelkę i zaczął wlewać napój do szklanki.
-Wow, piana! - krzyknął i zaczął spijać pianę.
Zaśmiałam się.
-Robiłam tak, jak miałam dziesięć lat. - nabijałam się z niego.
-To chyba całkiem niedawno. - spojrzał na mnie spod kręconej grzywki.
-Mam siedemnaście lat! - krzyknęłam, a wszyscy dookoła zaczęli się śmiać z mojej reakcji.
-Jeszcze nie. - uśmiechnął się słodko Harry.
-Ale prawie. - tupnęłam nogą.
Natychmiast tego pożałowałam.
-Uu, Mabel jest zła! - podsumował Styles.
-Po prostu się zamknij. - spojrzałam na niego z powagą. 
Śmiał się ze mnie. Dobra, wszyscy się ze mnie śmiali.
-Violet jest w moim wieku. - spojrzałam na moją przyjaciółkę.
-Ale to ty jesteś taka maleńka, drobniutka i do tego... - zaczął.
-Przestań! - wrzasnęłam i złapałam go za włosy. - Jak nie przestaniesz, to wyrwę ci te twoje śliczne loczki. - zagroziłam.
-Nie, błagam, tylko nie loki! - zawołał z udawanym przerażeniem.
-To się uspokój. - krzyknęłam na niego i go puściłam.
Ignorując śmiechy reszty, siadłam przy stole. 
-Liam, zaraz cię utopię w tym garku. - zagroziłam, bo to Payne śmiał się najgłośniej.
-Przepraszam. - wybełkotał, śmiejąc się.
-Louis, to jajko jest brzydkie! - wrzasnęłam na mojego przyjaciela, bo byłam wkurzona na wszystko i wszystkich.
-Ranisz mnie. - wytarł niewidzialną łzę.
-Mówiłem mu, że źle to robi. - wtrącił Hazza.
Zignorowałam go. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. 
-Otworzę. - powiedziałam szybko i wyszłam z kuchni.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Evę. Chyba była smutna.
-Co jest? - zapytałam.
-Patrz. - podała mi jakąś plotkarską gazetę, którą miała schowaną za plecami.
Na pierwszej stronie zobaczyłam nagłówek: "Niall Horan kłóci się ze swoją dziewczyną!"
-Są nasze zdjęcia. - skrzywiła się.
Otwórzyłam czasopismo na odpowiedniej stronie i ujrzałam zdjęcia Niallera i Evy w pizzeri. Na jednej fotografii Niall coś krzyczał, a na drugiej jego dziewczyna. Trzecie zdjęcie przedstawiało Evę, jak wychodzi z lokalu, a czwarte samotnego Niall'a, siedzącego przy stole. Sapnęłam.
-Nie pokazuj tego Niall'owi. - mruknęłam.
-Nie widziałam jak robili nam zdjęcia. - powiedziała cicho, gdy weszliśmy do domu chłopaków.
-Dobra... nieważne. Tylko, żeby Niall się o tym nie dowiedział.
Weszłyśmy do kuchni. Eva wcisnęła gazetę do kieszeni bluzy.
-Cześć! - powiedziała wszystkim. 
-Hej! - zawołali.
Siedliśmy wszyscy przy stole i malowaliśmy jajka. Kilka z nich wrzuciliśmy do fioletowej mikstury, przygotowanej przez Liam'a. Po jakichś dwudziestu minutach do kuchni przyszli Zayn i Niall.
-Cześć. - Niall przytulił się do Evy.
Ucieszyło mnie to.
Wkrótce wszystkie jajka były gotowe. Wzięliśmy się za strojenie koszyczka.
-Dobra, więc na spód będzie serwetka... - mruknęłam do siebie.
Oczywiście, każdy chciał mieć swój koszyk. Jak dzieci. Na szczęście wszystkiego wystarczyło.
-Niall, zostaw tą kiełbasę! - krzyknęłam na blondyna, który wyjadał mięso z koszyczka.
Horan zaśmiał się cicho i odszedł na bok. Był już w o wiele lepszym humorze. Nagle usłyszałam głos Lou:
-Ee... to jest ten...
Spojrzałam zaskoczona na Tomlinsona i zobaczyłam go z zamkniętymi oczami, zajadającego coś, co Harry przed chwilą wcisnął mu do buzi.
-Zapomniałem jak to się nazywa. - mruknął niezadowolony.
-Chrzan, Lou. To jest chrzan. - powiedział Harry z miną troskliwej mamy. - A teraz...
Hazza sięgnął do koszyczka i wyciągnął z niego żółtego, futerkowanego kurczaka i wcisnął go Louis'owi do buzi.
-Łe, Harry! - zawołał Lou i wypluł kurczaczka na kolana Stylesa.
Wybuchnęłam śmiechem.
-Czy wy jesteście normalni?! - zawołałam i wyrwałam Hazzie koszyczek. - Wywalcie tego kurczaka!
Wskazałam na kolana Harry'ego, gdzie spoczywała żółta, wymemłana kulka.
-Wychodzimy już! - zadecydowałam.
Dłużej tu nie wytrzymam.


***


Święta Wielkanocne minęły mi w miłej i wesołej atmosferze. Mogłam choć na chwilę zapomnieć o problemach moich przyjaciółek - tak, Evę mogłam już nazwać swoją przyjaciółką - i odprężyć się. Chłopaki, Danielle, rodzina Violet i rodzina Evy przyjechali do mojego domu na tą Wielkanoc. Pierwszy raz spędzałam święta w tak dużej grupie. Moi rodzice poznali resztę zespołu i od tamtego czasu zachwycają się moimi wspaniałymi przyjaciółmi. 
Te święta były naprawdę przyjemne.



*****************************************************************************************************


Długi rozdział ;pp Nie wiem jak go napisałam... Bo u mnie zawsze albo nie ma netu, albo komp się psuje, albo matula każe sprzątać albo musze się uczyć -,- Soł... jest jak jest. Ale dziś wyjątek xdxd
Laptopa dostanę na święta, ale do tego czasu już będę miała kolejnego bloga albo nawet i następnego ;D Właśnie, po skończeniu tego bloga, chcę pisać następny. Spodobało mi się  to, ale z dwoma na raz bym się nie wyrobiła ;(

Dobrze, więc...

1. Dziękuję za podpisy anonimów (proszę tak dalej xd)
2. Dziękuję za kolejnego obserwatora ;* (zapisujcie się, jeśli macie konto google! jaram się każda kolejną osobą ;PP)
3. OoooOo! Mam ponad 6000 wejść ;** dzięki <3
4. I JESZCZE... chcę was powiadomić, że od teraz będzie normalna godzina na tym blogu ;) Po prostu było źle ustawione, teraz jest normalnie ;p

Jak wam się podoba ten rozdział? ^^

+Następny rozdział( 25 ;o) dodam jak bd co najmniej 10 komentarzy :3

PROSZĘ O REAKCJE    ;pp