29 grudnia 2012

Rozdział 36.

-Uważaj na siebie i… zostaw w spokoju tę głupią dietę. I jeszcze…  - Zayn przestąpił z nogi na nogę. – No, nie wiem… nie zapomnij o mnie przez ten miesiąc.
Uśmiechnął się niepewnie.
-Przestań gadać głupoty – zaśmiałam się nerwowo, walcząc ze łzami.
To tylko miesiąc, tylko cztery tygodnie. Mabel, pamiętaj o tym.
-Zayn… - przytuliłam się do niego.
Odwzajemnił uścisk.
-Nie chcę, żebyś jechał – wymamrotałam mu w ramię.
-Też nie chcę jechać – odpowiedział cicho, głaszcząc mnie po plecach.
Staliśmy dalej w uścisku. Gdzieś obok nas pewnie żegnali się Niall i Eva. Ciekawa jestem jak oni to znoszą. Może wcale nie lepiej ode nas? A Liam i Danielle? Chociaż bardzo mnie ciekawiło, co w tej chwili robią, nie mogłam się zmusić, aby oderwać się od Zayn’a. Wzięłam głęboki oddech, wdychając zapach chłopaka. Będzie mi tego brakować.
Kątem oka zobaczyłam jak Louis i Harry siedzą przytuleni na ławeczce na wprost terminalu numer 3. Przez pewną miałam ochotę zachichotać. Ponieważ żaden z nich nie miał aktualnie dziewczyny, zaczęli spędzać ze sobą jeszcze więcej czasu, przez co odżyły plotki Larry’m.  Ich dwóch też będzie mi brakować. Ich głupich odpałów i gejowskich zachowań. Z takimi przyjaciółmi nie dało się nudzić.
Przypomniałam sobie moje zaskoczenie, kiedy dowiedziałam się od Violet, że już nie jest z Harry’m. Chociaż właściwie spodziewałam się tego. Moja przyjaciółka zawsze była surowa dla Hazzy.
Przegoniłam z głowy wszystkie niepotrzebne myśli, żeby wykorzystać do granic możliwości ostatnie chwile z Zayn’em. Przesunęłam rękę na jego głowę i wplotłam mu dłoń we włosy. Dotknęłam policzkiem jego żuchwy i poczułam na twarzy kłujący zarost. Jezu, jeśli się teraz puścimy, stracę go na miesiąc.
-Pasażerowie, lecący do Nowej Zelandii powinni stawić się przed terminalem numer 6 w ciągu najbliższych pięciu minut – rozległ się damski głos, płynący z zawieszonych u góry głośników.
Pociągnęłam nosem, starając się nie rozpłakać. Poczułam, że Zayn powoli się ode mnie odsuwa. Pocałował mnie delikatnie w czoło.
-No to idę – powiedział z delikatnym uśmiechem.
-No to idź – musnęłam jego usta.
Przez chwilę staliśmy w ciszy – nie licząc krzyków setek innych pasażerów, którzy czekali na swój lot – stykając się nosami.
-Musisz mnie puścić – wyczułam, że się uśmiecha.
-Ach – uświadomiłam sobie, że trzymam w zaciśniętej pięści koszulę Zayn’a.
Puściłam go i odsunęłam się odrobinę.
-Kocham cię – powiedział, łapiąc mnie za rękę.
-Ja ciebie też – mimo wszystko nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
-Ej, gołąbki! – krzyknął ktoś, stojący zaledwie pół metra od nas.
No tak. Louis.
-Pa, Lou – przytuliłam się do niego.
Nie chciałam się już dłużej żegnać z Zayn’em. Pod wpływem emocji mogłabym go… no nie wiem, porwać i schować w damskiej toalecie, tylko żeby nie jechał.
-Pa, Mabel – poklepał mnie po plecach Tomlinson. – Musisz beze mnie przeżyć jakoś ten miesiąc.
Parsknęłam cicho śmiechem, jednocześnie walcząc ze łzami, cisnącymi mi się do oczu. Powoli się od niego odsunęłam i rzuciłam ostatnie spojrzenie Zayn’owi. Uśmiechnęłam się niepewnie.
-No to cześć – powiedział chłopak i powoli się odwrócił w drugą stronę, rzucając mi ostatni uśmiech.
Pociągnęłam nosem, spoglądając z nadzieją na Louis’a.
-Niedługo wrócimy, dzieciaku – poklepał mnie po policzku i spojrzał na mnie ze współczuciem.
Nawet się nie zdenerwowałam za tego „dzieciaka”. Było mi wszystko jedno.
-Będę tęsknić za twoją głupotą – zaśmiałam się cicho, a Louis mi zawtórował.
Po chwili zapanowała cisza.
-No to… cześć? – spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Cześć – uśmiechnęłam się niepewnie, patrząc jak chłopak się odwraca i podąża za reszta zespołu.
Przełknęłam ślinę. Widziałam w oddali niewyraźną sylwetkę Zayn’a. Pomachał mi. Uniosłam dłoń i wykonałam jakiś niemrawy ruch w lewo i w prawo.
Wkrótce cała piątka zaczęła przechodzić przez bramkę. Wytężyłam wzrok, ale już nic nie widziałam. Westchnęłam głęboko. Znowu zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo chce mi się płakać. Postanowiłam wziąć się w garść.
Nagle poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Eva.
-Idziemy? – zapytała się.
Wyglądała nie lepiej ode mnie.
-Mhmm – mruknęłam, bo tylko na to było mnie stać.
Stojąca obok Danielle uśmiechnęła się ponuro.
Ponownie przełknęłam ślinę i ruszyłam za dziewczynami, starając się ukryć zaczerwienione oczy. Dziękowałam Bogu, że godzina wylotu chłopaków nie dostała się do mediów. Przynajmniej nie złapały nas żadne fanki.
Wzięłam głęboki oddech. Miesiąc, Mabel, miesiąc. Za miesiąc znowu będziecie razem.



***


-No heeej – wyszczerzyłam zęby i zrobiłam jakąś głupią minę.
-Hej – dojrzalsza ode mnie Eva jedynie się uśmiechnęła.
-Siema – niewyraźny Liam, widoczny na ekranie mojego laptopa, uśmiechnął się przyjaźnie. – Czemu nie dzwonicie do Niall’a albo Zayn’a?
-Tylko ty jesteś dostępny – zmarszczyłam czoło. – Ale możesz ich zawołać.
Liam odchylił się na krześle.
-Zaaaaayn! Niaaaaall! – wrzasnął.
Zaśmiałam się.
-Jak wam w ogóle mija czas? – zapytałam się.
-Dobrze, dobrze. Dzisiaj wieczorem mamy trzeci już koncert – wyjaśnił.
Wow, trzy koncerty w ciągu pierwszego tygodnia.
 -Macie w ogóle czas wolny? – zaciekawiłam się.
-No pewnie, w sumie całkiem dużo. Po prostu ten tydzień jest najbardziej… no, pracowity – tłumaczył Liam, podczas gdy Eva siedziała spokojnie obok, jedynie przysłuchując się naszej rozmowie.
W końcu na ekranie pojawił się też Niall.
-Cześć – wyszczerzył do nas zęby.
-Hej – powiedziałyśmy z Evą jednocześnie.
-Ej, ja też chce pogadać! – zawołał osoba, owinięta w pasie ręcznikiem, która nagle pojawiła się na ekranie.
Słynny Harry Styles, jak zwykle bez ubrania. Zachichotałam.
-Coo? – zainteresował się chłopak, siadając obok Liam’a.
-Czy ty zawsze musisz być rozebrany? – zaśmiałam się.
Niall parsknął śmiechem.
-Teraz jest w ręczniku, to i tak dobrze – wyszczerzył zęby.
-Hej – powiedział Zayn, pojawiając się na ekranie.
Odruchowo uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Cześć – powiedziałam z szerokim uśmiechem.
-A gdzie Louis? – odezwała się Eva.
Harry obejrzał się za siebie.
-Looooouuu! – zawył, a ja teatralnym gestem zakryłam uszy.
Usłyszałam czyjeś niewyraźne wołanie po drugiej stronie połączenia.
-Emm… jest zajęty – wymamrotał Hazza.
Któryś z chłopaków odchrząknął.
-Co jest? – zdziwiłam się.
Harry spojrzał z uśmiechem na resztę chłopaków.
-Louis znalazł sobie koleżankę – oznajmił ciągle się uśmiechając. – Właśnie do niej wychodzi.
Uniosłam brew.
-Koleżankę, powiadasz? – wyszczerzyłam zęby. – Z Nowej Zelandii?
-Z Anglii – poprawił mnie Styles, dokładnie w momencie, w którym zadzwonił telefon Liam’a.
Payne zerwał się z kanapy i wyszedł z zasięgu kamerki.
-Przyjechała tu z rodziną na urlop – dokończył Harry.
-Wow – zrobiłam minę – Ciekawa jestem co z tego będzie.



***


Przeciągnęłam się i spojrzałam na zegarek. Dziesiąta. Wywróciłam oczami, przeczuwając, że będzie to kolejna beznadziejna niedziela. Ale od kiedy Zayn wyjechał raczej nie robiłam zbyt wielu rzeczy w weekendy. Czasami zapraszałam Violet i Evę, czasami nawet Danielle. Ale i tak przez większość czasu przeraźliwie się nudziłam.
Zaczęłam macać pościel w poszukiwaniu telefonu. Kiedy go znalazłam, otworzyłam spis kontaktów i pochyliłam się nad wyświetlaczem. Może kogoś znajdę. Ale niestety większość numerów należała do moich wstrętnych koleżanek z klasy, do których - byłam tego absolutnie pewna – nigdy, ale to nigdy nie zadzwonię. Wypuściłam ze świstem powietrze z płuc i szukałam dalej. Przypomniała mi się Tracy i przez chwilę – ale naprawdę bardzo krótką – zastanawiałam się, czy do niej nie napisać. Jednak już chwilę później pacnęłam się w czoło. Dwa tygodnie bez Zayn’a, a ja jestem już tak zdesperowana, że chcę się zaprzyjaźnić z Tracy. Brrr… A tak właściwie… dziewczyna dała mi już spokój. Już nie chodziła za mną po szkole ani nie próbowała się zakolegować. Może to była kwestia tego, że jest starsza i dojrzalsza – w końcu byłyśmy już klasę wyżej – ale szczerze w to wątpiłam. Może zniechęcił ją widok mnie i Louis’a, wychodzących z damskiej toalety. Tak, to pewnie było to. Zachichotałam na wspomnienie.
Nagle mój wzrok przykuło pewne imię. Peter. Jezu, kiedy my się ostatnio widzieliśmy? Niewiele myśląc, wybrałam jego numer. Czekając, aż mój przyjaciel odbierze, wyrzucałam sobie to, że tak łatwo o nim zapomniałam.
-Halo? – odezwał się głos w słuchawce.
-Hej – powiedziałam z lekkim wstydem.
-Żyjesz jeszcze? – zażartował.
-Emm… no  tak – wymamrotałam. – Co słychać?
-Dobrze. Chociaż właściwie to mi się nudzi. – oznajmił.
-To tak samo jak mnie – skrzywiłam się. – Chciałbyś się spotkać?
-No jasne – odpowiedział. – Dzisiaj?
-Taak. Choćby za godzinę – poprosiłam.
Jeszcze chwila samotności, a zwariuję, przysięgam.
-Dobra. Emm… przychodzisz sama? – zapytał po chwili.
-Tak, a co? – zaciekawiłam się.
-Możesz wziąć ze sobą… jakąś koleżankę – wyczułam, że się uśmiecha.
Parsknęłam śmiechem.
-Daj spokój – zaśmiałam się.
-No co? – obruszył się, wybuchając śmiechem.
-Nie mam koleżanek dla ciebie – zmarszczyłam brwi, zapominając, że mnie nie widzi. – Chyba, że…
-No?
-Pamiętasz Violet? – zapytałam.
Wstałam z łóżka i podeszłam do komody z ubraniami.
-Taak… ale ona chodzi z Harry’m, co nie? – upewnił się.
-Już nie – poinformowałam, otwierając szafkę i przeglądając ubrania.
-Jak to nie? – zdziwił się.
Wydobyłam z półki jakąś pomiętą bluzkę i obejrzałam ją, przytrzymując telefon ramieniem.
-Zerwali. Violet nie chciała się na tak długo rozstawać – wyjaśniłam. – A w sumie, to chyba nawet dobrze. Znając Harry’ego właśnie kogoś zalicza – parsknęłam śmiechem i natychmiast się zreflektowałam.
Odchrząknęłam.
-Sory, nie powinnam ci takich rzeczy mówić – zawstydziłam się. – Harry wcale nie jest… Emm… ja tylko żartowałam.
Peter się zaśmiał.
-Dobra, nieważne – powiedział. – Możesz przyprowadzić Violet.
-Chociaż… chyba i tak ma cię za dzieciaka – zaśmiałam się.
-Ej! – oburzył się. – Jestem tylko rok od was młodszy!
Zachichotałam, przypominając sobie o tym, że miałam wybrać ubrania na dzisiejsze spotkanie z Peterem. Bluzkę, którą wybrałam, rzuciłam na łóżko.
-Ona lubi starszych – parsknęłam śmiechem. – Ale i tak ją zabiorę ze sobą.
-Okej – powiedział zrezygnowany.
Uśmiechnęłam się do siebie.
-Za godzinę pod Big Benem – pożegnałam się.
-Jasne. Cześć – odpowiedział i się rozłączył.
Odrzuciłam telefon na łóżko i z uśmiechem na twarzy, wróciłam do wybierania spodni. Rozmowa z Peterem jak zwykle poprawiła mi humor.
Przypomniało mi się, żeby zadzwonić do Violet i zapytać się, czy może jechać. Wróciłam po komórkę i wybrałam numer przyjaciółki.
-Halo? – usłyszałam.
-Hej, nudzi ci się może? – zapytałam z uśmiechem.
-Nie, właśnie w tym rzecz, że mi się nie nudzi – powiedziała dziwnym tonem.
-Co jest? – zmarszczyłam brwi.
-Mój brat przyjechał z Nottingham – wyjaśniła. – Włóczy mnie teraz po jakichś wesołych miasteczkach – wyczułam, że się krzywi.
Parsknęłam śmiechem. Jej brat studiował w Nottingham prawo. Natomiast jego ulubionym zajęciem w wolnym czasie było udawanie, że Violet w dalszym ciągu jest małą dziewczynką. Ale mimo to Jackson – bo tak miał na imię brat mojej przyjaciółki – był całkiem miły. Mogłam nawet powiedzieć, że go lubię.
-Ojj, wyrazy współczucia – zachichotałam.
-Nie śmiej się – burknęła.
-Mogliście mnie zabrać. Lubię Jacksona i może mniej by ci się nudziło – powiedziałam z uśmiechem.
-No tak. Nie pomyślałam. Ale mniejsza z tym, co chciałaś? – spytała.
-Emm… umówiłam się z Peterem, chciałam żebyś ze mną poszła – wytłumaczyłam.
Jęknęła.
-Zamienimy się? – zapytała retorycznie. – Jesteśmy całkiem podobne, możemy się podmienić i przy odrobinie szczęścia… Jackson nie zauważy, że obok niego na karuzeli siedzi Mabel zamiast Violet… – zaczęła nawijać.
Wybuchnęłam śmiechem.
-Okej – zaśmiałam się.
Violet westchnęła, a ja ponownie zachichotałam.
-Kończę, niedługo mam autobus. Przeżyj i pozdrów brata – powiedziałam z uśmiechem.
-Okeeeej – powiedziała z rozpaczą.
-To cześć – parsknęłam śmiechem i się rozłączyłam.
Ciągle się śmiejąc, wybrałam numer Evy. Może ona się zgodzi?
-Halo?
-Cześć, tu Mabel – przywitałam się, starając się zapanować nad śmiechem.
-No czeeeść – odpowiedziała Eva.
-Chciałam się zapytać… czy miałabyś dzisiaj czas wyjść ze mną i z Peterem? – zapytałam, chichocząc pod nosem.
-Ale… ja nie znam Petera – powiedziała niepewnie.
-Nie martw się, jest bardzo fajny – pewnie się go wstydziła.
-No… okej – odpowiedziała z wahaniem. – Z czego się tak śmiejesz?
Szybko streściłam jej całą sytuację z Violet. Po chwili Eva także zaczęła się śmiać.
-Wyobrażam ją sobie teraz w takiej różowej karecie, która kręci się w kółko – zaśmiała się głośno.
Zawtórowałam jej i powiedziałam coś równie głupiego i bez sensu, natychmiast sobie przypominając sobie, że niedługo mam autobus.
-Eva, muszę wychodzić – zaśmiałam się, patrząc w dół na swoją piżamę w księżyce i gwiazdki.
-Jasne, ja też. To czeeeść – powiedziała.
-Cześć, cześć – odpowiedziałam i odrzuciłam na bok telefon.
Okej, rurki już wybrane. Pobiegłam do łazienki, aby się umyć. Potem szybko się uczesałam, zostawiając włosy rozpuszczone. Jeszcze makijaż. To wszystko zajęło mi pół godziny. No ale ja, to ja. Wróciłam do pokoju, martwiąc się, czy zdążę na autobus. Szybko się ubrałam w wybrane przez siebie ubrania i schowawszy do kieszeni telefon i pieniądze, niemal zbiegłam na dół.
W międzyczasie wysłałam sms'a do Petera.



"Violet nie mogła, przyjade z Evą .
Ale łapy przy sobie bo oberwiesz od Nialla xD"



Jedzenie, jedzenie… muszę coś zjeść. Dopadłam do lodówki i w szaleńczym tempie wyjęłam z niej parę produktów do zrobienia kanapki. Rozkroiłam bułkę, posmarowałam ją masłem i położyłam na tym ser żółty. Chwyciłam jedzenie w dłoń i wyszłam z kuchni. Na korytarzu spotkałam moją mamę i mojego jeszcze nienarodzonego braciszka.
-Hej, mały! – zawołałam do brzucha.
-Wychodzisz gdzieś? – zapytała się mama.
-Emm… do Petera – wyjaśniłam, prostując się.
-Okej – kiwnęła głową – nie wracaj późno.
Uśmiechnęłam się i ruszyłam w kierunku drzwi.
-Pa, Jacob! – zawołałam, oglądając się przez ramię.
-Jacob…? Jak ten wilkołak? – zmarszczyła brwi moja mama, a ja parsknęłam śmiechem. – Nie zgadzam się.
Uśmiechnęłam się do siebie.
-Pogadamy o tym jak wrócę – pomachałam mamie i włożyłam kurtkę.
Jeszcze ją namówię na tego Jacoba. Ewentualnie Seth’a.


**************************************************************************

Przepraszam, że tak króciutko ;< I że mało chłopców. Ale kolejny będzie tylko o nich, możecie być tego pewni ;DD Oprócz tego szykuję małą niespodziankę w kolejnym rozdziale... xD

+Dziękuję wiernym czytelniczkom mojego bloga, które komentują nawet po dwóch miesiącach przerwy <3



Harry i jego zalotne spojrzenia xdxd

Hahha xD



Umieraaaam X_X

Słodki Niall z fb ;pp

Czy wy widzicie te ręce?? O.o i szyję???
Omg , sdjncductzbhjxz *.*
W poniedziałek najprawdopodobniej one-shot z Zarry'm (bez zboczeniowości Of Kors XD) ;pp

////Właśnie ponownie przeczytałam ten rozdział... jest chyba najkrótszym i najnudniejszym rozdziałem na świecie O.o Postaram sie jutro/ pojutrze nadrobić, żeby jeszcze cos dodac w tym roku xD

25 grudnia 2012

Przeprosinowy Rozdział 35. o_O

Rozdział 36. pojawi się jutro (29.12.2012) ^.^



-Chodźmy najpierw tutaj - poprosiłam i zrobiłam słodkie oczy.
Louis wywrócił oczami i ruszył za mną. Uśmiechnęłam się do siebie i przekroczyłam próg sklepu z dziecięcymi ubrankami. Nie czekając na przyjaciela, pobiegłam w kierunku chłopięcego działu. Gdzieś po drodze dorwałam koszyk, więc teraz już pakowałam do niego wszystko, co tylko mi się spodobało. Nie obchodziło mnie, że zapłacę za to fortunę. Przecież dla brata mogę się poświęcić.
-Mabel! - przeraził się Lou, który jakimś cudem znalazł mnie w tym wielkim sklepie.
-Co? - zdziwiłam się.
Po prostu kupowałam młodemu ubranka! Chciałam, żeby dobrze wyglądał. Wiem, że w niemowlęcym wieku nie jest to zbytnio ważne, ale co w tym złego?
-Przystopuj - pokręcił głową z dezaprobatą i chwycił w dwa palce sandałka, którego wrzuciłam do koszyka. - On się urodzi w zimie.
Zrobiłam niezadowoloną minę.
-A lepiej wszystko teraz kupić, a potem... - zaczęłam.
-Nie. - pokręcił głową i wyjął z koszyka drugą parę buta.
W sumie zdziwiłam się, że letnie ubranka sprzedają w listopadzie.
Louis wyrzucał po kolei wszystkie niepotrzebne  rzeczy z koszyka, a ja przyglądałam się temu z obrażoną miną.
-No wiesz co, kąpielówki w listopadzie? - zdziwił się Lou i odłożył na miejsce miniaturowe slipki.
-To moje pieniądze i mogę z nimi robić co...
-Twojej mamy, a nie twoje - przypomniał Tomlinson i zlustrował wzrokiem wnętrze koszyka.
Westchnęłam i założyłam ręce. O co mu chodziło?
-Wow! - zawołał nagle Lou i wyłowił coś z kupki ubrań. - Jestem z ciebie dumny.
Pomachał mi szelkami przed nosem. Parsknęłam śmiechem.
-Jeszcze tylko brakuje bluzki w paski - zaśmiałam się.
-Eee... - Louis rozejrzał się dookoła. - Proszę bardzo.
Rzucił w moim kierunku maleńką koszulkę. Pośmiałam się trochę, a potem zaczęłam wybierać buty. W końcu zdecydowałam się na dwie pary trampek (czerwone i czarne), na białe adidasy i jakieś zimowe buty. Louis brwi, gdy to zobaczył. Usłyszałam, że mruknął pod nosem coś w stylu: "instynkt macierzyński". Założyłam ręce i wrzuciłam do koszyka ciepłą kurtkę.
-Tylko jedna. Zadowolony? - spojrzałam na niego ze złością.
Lou parsknął śmiechem.
-Dobra, dobra, kupuj ile chcesz. - zaśmiał się.
-Oo, dziękuję - powiedziałam z sarkazmem.
-Weź to - zaproponował i wrzucił do koszyka granatowy szalik.
Spojrzałam na niego podejrzliwie, zastanawiając się skąd ta zmiana. Ale już chwilę później stwierdziłam, że nie bardzo mnie to obchodzi.



***



-To będzie... równo 148 funtów* - uśmiechnęła się do mnie ekspedientka.
Wytrzeszczyłam na nią oczy.
-Ee... słucham? - musiałam się przesłyszeć.
-148 funtów - oznajmiła.
Spojrzałam z przerażeniem na Louis'a.
-Wiesz, malutkie, markowe adidaski trochę kosztują - powiedział z uśmiechem.
Złapałam się za głowę.
-Możesz z czegoś zrezygnować - poradził mi.
Jeszcze raz przyjrzałam się moim zakupom i pokręciłam głową z zaciętym wyrazem twarzy.
-Masz może pożyczyć 28 funtów? - zapytałam, krzywiąc się.
Zaśmiał się głośno i odliczył pieniądze. Podałam je ekspedientce, jednocześnie zastanawiając się, czy mama mnie zabije. Chyba raczej tak. No trudno, przynajmniej będę miała modnego brata.
Sprzedawczyni jeszcze raz się do mnie uśmiechnęła.
-Który to już miesiąc? - zapytała miło, zerkając na mój brzuch.
No kurde, nie. To już druga osoba. Która. Stwierdziła. Że. Jestem. W. Ciąży. Spojrzałam ze złością na Louis'a, który wybuchnął śmiechem i zgiął się wpół. Zacisnęłam usta i wtedy ekspedientka zdała sobie sprawę, że palnęła głupstwo.
-Om. Przepraszam - wydukała.
-Nie ma sprawy - uśmiechnęłam się blado i z całej siły przywaliłam Lou w plecy, aż stęknął.
Kobieta za ladą parsknęła śmiechem. Och, zapomniałam być dyskretna. Co za szkoda.
-Proszę zakupy - powiedziała sprzedawczyni, ciągle mając lekko zawstydzony wyraz twarzy.
Podała mi cztery papierowe torby.
-Dziękuję - kiwnęłam głową, zmuszając się do uśmiechu. - Idziemy - warknęłam do Louis'a i złapałam go za szelki, które dzisiaj miał na sobie.
-Do wiedzenia - rzucił Lou z uśmiechem i jeszcze raz się zaśmiał.
Miałam ochotę go pobić. Tak, pobić. To dobre słowo.
Kiedy wreszcie znaleźliśmy się poza terenem sklepu, puściłam Louis'a i spojrzałam na niego gniewnie.
-Przestań się śmiać! - zawołałam ze złością.
-Chyba ktoś tu musi zrzucić brzuszysko! - zaśmiał się i klepnął mnie w brzuch.
Żarty żartami, ale teraz to już przesadził. Zwłaszcza, że ostatnio byłam drażliwa na tym punkcie.
-Zginiesz, Tomlinson! - ostrzegłam i zamachnęłam się na niego, oczywiście nie trafiając.
Jednak szybko się zorientowałam, że jestem w publicznym miejscu i nie wypada zachowywać się jak dziecko. Odchrząknęłam i poprawiłam bluzkę.
-Przy tobie zachowuję się niepoważnie - wyszczerzyłam zęby do Louis'a.
-Zauważyłem - pokiwał głową z głupim uśmiechem.
-Idziemy coś zjeść? - zaproponowałam nagle, przekładając torby z ubraniami z jednej ręki do drugiej.
Lou przytaknął.
-Może chcesz, żebym poniósł zakupy? - zapytał się ze słodkim uśmiechem.
Uniosłam brew.
-Louis jest miły. Podejrzane - udałam zdziwienie i oddałam mu połowę toreb.
Zaśmiał się i ruszył ulicą. Dogoniłam go. Przez chwilę szliśmy obok siebie nie rozmawiając zbyt dużo, ale w pewnym momencie Louis się odezwał.
-Chcesz tutaj? - wskazał palcem jakąś budkę z kebabem i kulawy stolik z dostawionymi do niego dwoma plastikowymi krzesełkami.
-Wow, romantycznie - parsknęłam śmiechem. - Ale i tak może być.
Z głupim wyrazem twarzy - zawsze miałam głupi wyraz twarzy, gdy przebywałam z Tomlinsonem - ruszyłam w kierunku budki.
Zamówiłam największego kebaba i butelkę pepsi, a potem usiadłam na niezbyt zachęcającym krzesełku. Zaczęłam jeść swój posiłek, nawet nie czekając na Louis'a. Ale w końcu byłam strasznie głodna. Po chwili mój przyjaciel znalazł się naprzeciwko mnie, tuż po tym jak skończyłam jeść. Lou obdarzył mnie przerażonym spojrzeniem i wypił trochę swojej pepsi. Zaczęłam uważnie obserwować jedzenie Louis'a. Ciągle byłam głodna.
-Co jest? - zapytał po chwili Lou, zaniepokojony moim wzrokiem.
Poprawiłam się na krzesełku.
-Będziesz to jadł? - zapytałam się z niewinną miną.
Zmarszczył brwi.
-Nie wiem o co ci chodzi... ale odczep się od mojego jedzenia - zaśmiał się pod nosem i zjadł kolejny kawałek kurczaka.
Zapanowała cisza, a ja w dalszym ciągu przypatrywałam się kebabowi. Mój przyjaciel wywrócił oczami i wyciągnął z kieszeni parę monet.
-Czasami mnie przerażasz - powiedział, podając mi pieniądze.
-Wszystko ci oddam - wyszczerzyłam zęby, przypominając sobie, kto mi pożyczył 28 funtów w sklepie z ubraniami.
Wstałam od stołu i z tryumfalnym uśmiechem ruszyłam w kierunku małej budki.
-Jeszcze raz to samo - mruknęłam z lekkim wstydem.
Ale przecież wolny kraj, każdy może jeść tyle, ile chce, prawda?
Po chwili dostałam kolejnego kebaba, więc zadowolona wróciłam do Louis'a. Pochłonęłam szybko swój posiłek i rozłożyłam się wygodnie na krzesełku.
-Jeszcze jesteś głodna? - zażartował Louis.
-Ej! Odczep się! - zrobiłam groźną minę i położyłam dłonie na swoim brzuchu.
-No cooo? Zjadłaś więcej ode mnie - wyszczerzył zęby.
-Ale przynajmniej się najadłam - uśmiechnęłam się szeroko, rezygnując z dalszej kłótni.



***



-Mamo, już wróciłam! - zawołałam, wchodząc do kuchni.
Moja mama wstała z krzesła i podeszła do mnie.
-Ou, dużo tego - uniosła brwi i spojrzała na papierowe torby, które trzymałam w rękach.
-Eee...
-Ile masz reszty? - zapytała.
-Znaczy... em... nie wystarczyło mi i... Louis musiał się dołożyć, także... no, nie ma reszty - powiedziałam ze wstydem i spuściłam lekko głowę.
-Słucham?! - zawołała.
-Przepraszam? - spojrzałam się na nią z nadzieją.
-I jeszcze naciągnęłaś Louis'a, tak? - spytała ze złością.
-O niego to już się nie martw, tak łatwo nie zbankrutuje - wyszczerzyłam zęby.
Mama wywróciła oczami.
-Tu nie chodzi o to, czy zbankrutuje! - prawie krzyknęła. - Tylko o to, że zapłacił za twoje zakupy, za rzeczy dla twojego brata!
-Przecież mu wszystko oddam! - zaprotestowałam.
-Mam nadzieję.
Zapanowała cisza.
-To chociaż powiedz mi na co wydałaś tyle kasy - wywróciła oczami.
Uśmiechnęłam się i postawiłam torby na kuchennym stole. Zaczęłam z nich wyjmować wszystkie bluzki, koszule, spodnie, buty, kurtki... Był nawet krawat. Moja mama wytrzeszczyła oczy, a potem zaczęła się śmiać. Uśmiechnęłam się, zadowolona z siebie i powiedziałam:
-A Louis dostanie kasę z powrotem, nie martw się.
Zostawiłam zakupy na stole i ruszyłam w kierunku schodów. Weszłam na górę i już po chwili znalazłam się w swoim pokoju. Oczywiście pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po położeniu się na łóżku było włączenie laptopa. Włączyłam wyszukiwarkę i zaczęłam leniwie przeglądać najświeższe informacje. W końcu zalogowałam się na Twittera. Wiadomości od miłych fanek, groźby od tych mniej miłych... Nic nowego. Ale... ktoś dał mi link do jakiegoś artykułu plotkarskiego. O nie... Żeby to nie była ta strona, co ostatnio... Ploteczki, ploteczuszki... czy jakoś tak. Z westchnieniem otworzyłam link i wytrzeszczyłam oczy. Zawsze tak miałam, gdy czytałam głupoty, które ktoś wypisywał na mój temat.


DZIEWCZYNA ZAYN'A MALIKA JEST W CIĄŻY!


Zrobiłam dziwną minę, niepewna czego się spodziewać w takim artykule. Ja jestem w ciąży, czy Zayn ma jakąś drugą dziewczynę? Ciekawe. Zjechałam niżej.


"Dzisiaj, zaledwie parę godzin temu
przyłapaliśmy...


Parsknęłam śmiechem.


...dziewczynę Zayn'a (Mabel) i Louis'a,
kupujących dziecięce ubranka.
Po zakupach przyjaciele poszli coś zjeść.
Mabel pochłonęła aż dwa kebaby!
Do tego widocznie przytyła (zdj. 3).
Dla nas to wszystko jest jednoznaczne.
A dla Was?"


Skończyłam czytać artykuł, jednak cały czas miałam otwarte usta. Pokręciłam głową z niedowierzeniem i zjechałam niżej, aby obejrzeć zdjęcia. W sklepie, przy koślawym stoliczku i ostatnie, na którym leżę na krzesełku. W jakimś programie obrysowano mój brzuch czerwonym pisakiem. Nosz kurde, tak nie będzie! Chociaż akurat na tym zdjęciu wyszłam faktycznie... grubo. Przeszedł mnie dreszcz. A jeśli... Louis ma rację? Jeśli rzeczywiście ważę za dużo? Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że Lou dzisiaj żartował, ale mimo wszystko... to była taka aluzja z jego strony? Całkiem możliwe. Chyba... pora na dietę. Ale póki co... wróciłam na Twittera. Napisałam parę słów o wcześniej przeczytanym artykule.


"Niektórzy nie mają chyba nic innego do 
roboty jak pisanie o tym ile 
zjadłam kebabów. NIE jestem w ciąży, 
dziękuję za uwagę ;d"



Westchnęłam głęboko. Od dzisiaj o połowę mniej jedzenia.




*dwa dni później*



Zastukałam w ich drzwi. Nikt nie otwierał. Wywróciłam oczami - wiedziałam, że w domu na pewno ktoś jest - i zapukałam jeszcze raz. Kurde, ile można czekać? Ze złością pchnęłam drzwi i nie czekając, aż ktoś łaskawie przyjdzie mnie przywitać, ruszyłam korytarzem w kierunku kuchni. Weszłam do środka i zobaczyłam całą piątkę, siedzącą przy stole. Harry najwyraźniej coś mówił, ale gdy zorientował się, że przyszłam, zamilkł. Zdenerwowało mnie to.
-Ja tu próbuję być kulturalna i pukam do drzwi, a wy nawet nie wstaniecie i mi nie otworzycie, co? – założyłam ręce.
Louis i Zayn spojrzeli po sobie. Super, jeszcze mają jakieś tajemnice.
-Co jest? – zrezygnowałam z pretensjonalnego tonu i opadłam na jedyne wolne krzesło.
Żaden z nich mi nie odpowiedział. Zacisnęłam usta i przyjrzałam się Harry’emu, który sprawiał wrażenie zdenerwowanego.
-Coś ci się stało? – uniosłam brew.
Pokręcił głową.
-Muszę porozmawiać z Violet – oznajmił i nagle wstał.
Ku mojemu zdziwieniu, wyszedł z kuchni. Zapanowało milczenie, a ja spojrzałam podejrzliwie na resztę. Chyba nikt nie miał zamiaru się odezwać. W końcu wywróciłam oczami i podniosłam się z krzesła. Starając się opanować złość, szybkim krokiem opuściłam kuchnię.
-Spotkajmy się – usłyszałam głos Harry’ego.
Obejrzałam się zdezorientowana i dostrzegłam Hazzę, rozmawiającego przez telefon.
-Okej, to przyjedź skoro możesz – powiedział szybko do słuchawki.
Zrobiłam parę kroków w stronę Styles’a.
-Cześć – zakończył rozmowę i się rozłączył.
Odchrząknęłam. Podniósł ze zdziwieniem głowę.
-Harry, powiesz mi , co się dzieje? – uniosłam brew.
Westchnął.
-Właściwie to nic wielkiego… ale Violet i tak będzie zła – wzruszył ramionami. – Wiesz, jaka ona jest.
-Czemu ma być zła? – dopytywałam się.
-Emm… dzisiaj się dowiedzieliśmy, że wyjeżdżamy z chłopakami do Nowej Zelandii – powiedział.
-Ach. To chyba nic złego – przekrzywiłam głowę na bok.
Więc, czemu oni tak panikują?
-W sumie miesiąc to nie tak długo. Mimo wszystko boję się rozmowy z Violet – skrzywił się.
Wytrzeszczyłam na niego oczy.
-Miesiąc…?
-To nie tak długo, jak się wydaje – uśmiechnął się.
-Niby tak… - mruknęłam.
Ale… jak ja wytrzymam miesiąc bez Zayn’a? Dotąd nigdy się nie rozstawaliśmy na dłużej niż… parę dni. Pocieszała mnie tylko myśl, że wyjazd do Zelandii jest lepszy niż półroczna trasa koncertowa.
Harry poklepał mnie po ramieniu.
-Nim się obejrzysz, wrócimy - pocieszył mnie.
Przybliżyłam się do niego. W sumie nigdy nie byliśmy sobie jakoś szczególnie bliscy, ale teraz... Otoczyłam go ramionami. Posłusznie mnie przytulił.
-Muszę pogadać z Zayn'em - oznajmiłam po chwili.
Uśmiechnął się lekko i jeszcze raz poklepał mnie po plecach.
-Powodzenia czy tam czego potrzebujesz - powiedział.
-Dzięki - mruknęłam. - Ale tobie bardziej się przyda.
Uśmiechnęłam się znacząco. Znałam moją przyjaciółkę na tyle dobrze by wiedzieć, że się zdenerwuje. Chociaż nie miałam pojęcia dlaczego. Przecież to nie wina Harry'ego, że musi ją opuścić na miesiąc.
No, ale Violet to jednak Violet.
Harry też zrobił minę i ruszył w kierunku kuchni. Poszłam za nim.
-Wiesz już? - wypalił Lou, gdy tylko weszłam do kuchni.
Kiwnęłam powoli głową i opadłam na wolne krzesło. Zerknęłam na Zayn'a.
-Przepraszam - skrzywił się.
-Daj spokój - wywróciłam oczami.
Za co on mnie niby przepraszał? Za to, że spełnia swoje marzenia?
Wstałam z krzesła - mimo że spędziłam na nim zaledwie kilkanaście sekund - podeszłam do kuchennego blatu i nalałam soku do stojącej nieopodal czystej - lub nie - szklanki.
Byłam w dość... parszywym - że tak powiem - nastroju.W końcu właśnie się dowiedziałam, że mój chłopak wyjeżdża na miesiąc do jakiejś... Zelandii. Może źle to o mnie świadczy, ale nawet nie wiedziałam, gdzie ten kraj leży. Moja znajomość geografii nie była zbyt zachwycająca.
Jedyne czego się bałam to to, że przez ten miesiąc nasza... ehm, nasza relacja się rozpadnie. Przecież nie będziemy się widzieć przez tak długi czas...
Westchnęłam, a chłopcy się na mnie spojrzeli. Jak gdyby nigdy nic wróciłam do picia soku. Ale jednego nie rozumiałam. Skoro wyjeżdżają dawać koncerty, śpiewać i spotykać się z fanami to czemu się nie cieszą? Owszem, trudno jest się rozstać z rodzinami i ze znajomymi ale przecież właśnie w taki sposób realizują swoje marzenia!
Pokręciłam głową i odwróciłam się do chłopaków. Chciałam coś powiedzieć, ale nawet nie wiedziałam co. Uratował mnie dzwonek do drzwi.
-Otworzę - Harry zerwał się na równe nogi i wręcz wybiegł z kuchni.
-Chodź na górę - powiedział nagle Zayn.
Okazało się, że mówi do mnie. Kiwnęłam głową i odstawiłam szklankę na blat. Bez słowa opuściliśmy kuchnię i weszliśmy po schodach na górę. Znaleźliśmy się w pokoju Zayn'a. Usiedliśmy na łóżku. Przez chwilę milczeliśmy.
-Myślisz, że... - przerwałam ciszę - miesiąc to długo?
Spojrzał na mnie.
-Właściwie to... mogło być gorzej - uśmiechnął się niepewnie.
Kiwnęłam głową z lekkim uśmiechem.
-Ale mimo wszystko...  miesiąc to za dużo jak dla mnie - uniosłam kącik ust i spojrzałam Zayn'owi w oczy.
Przez chwilę panowała cisza.
-Będę tęsknić - obdarzył mnie smutnym uśmiechem.
-Ja też - wymamrotałam i wyciągnęłam do niego ręce.
Bez słowa mnie przytulił. Jeśli wcześniej byłam zdenerwowana, to teraz... jego zapach mnie uspokoił.



*oczami Harry'ego*



Nerwowo odgarnąłem włosy z czoła.
-Miesiąc? - Violet założyła ręce.
Miała zaciśnięte usta.
-Violet, nic na to nie poradzę - spuściłem lekko głowę.
Wiedziałem, że będzie straszliwie zła.
-Kurwa, to nie ma sensu - powiedziała głośno i opadła na kanapę.
Spojrzałem na nią z zaskoczeniem.
-Co nie ma sensu? - zapytałem, podchodząc do niej bliżej.
Przełknęła ślinę. Domyślałem się, co chce powiedzieć, ale miałem nadzieję, że instynkt mnie myli.
-Harry, to mnie naprawdę wkurza, że ciebie nigdy nie ma! - spojrzała na mnie gniewnie. - Jestem wiecznie sama.
-Nie przesadzaj - mruknąłem. 
Nie chciałem się kłócić. Naprawdę chciałem porozmawiać z nią na spokojnie, ale się nie dało. Ona miała taki charakter.
-Ja mam nie przesadzać?! Uważasz, że nie mam racji? - dopytywała się z groźną minę.
No tak, Violet nie umie inaczej.
-Zawsze jestem sama! A ty albo masz jakiś koncert albo wywiadzik i... w ogóle nie masz dla mnie czasu! - krzyknęła.
Nie spodobało mi się, że powiedziała... "wywiadzik". Myślałem, że szanuje moją pracę. Bo jaka by nie była, właśnie w taki sposób zarabiałem.
Wziąłem głęboki oddech.
-Violet, jeśli chcesz ze mną zerwać, zrób to teraz - powiedziałem, patrząc jej ze spokojem w oczy.
Zdziwiłem sam siebie swoją bezpośredniością. Violet odwróciła wzrok, by po chwili z powrotem spojrzeć mi w oczy.
-Więc... rozstańmy się - powiedziała dziwnym głosem.
Kiwnąłem głową, ciągle na nią patrząc. Przez chwilę stała w miejscu. W końcu jednak wzięła głęboki oddech i podeszła bliżej mnie.
-To... cześć - mruknęła i już chciała się odwrócić, gdy złapałem ją za ramię.
-Zobaczymy się jeszcze? - zapytałem, bo nie mogłem się powstrzymać.
Mimo wszystko, naprawdę lubiłem Violet. Nie chciałem tracić z nią kontaktu. 
-Emm.. mam nadzieję - uśmiechnęła się.
Odwzajemniłem uśmiech i odprowadziłem ją wzrokiem do drzwi, jednocześnie czując jakąś dziwną ulgę wewnątrz klatki piersiowej. Zaraz... chyba nie cieszyłem się z tego, że właśnie zerwaliśmy z Violet? Po prostu... nie wiem. Dziwne uczucie. Byłem wolny. Obserwowałem jak Violet zamyka za sobą drzwi. Uwielbiałem ją. Ale... czy kochałem? Jeśli się kogoś kocha, akceptuje się wszystkie jego wady. Więc...
Potrząsnąłem głową i poprawiłem włosy. Ruszyłem powolnym krokiem w kierunku kuchni, w której najprawdopodobniej siedziała reszta chłopaków. Czułem się lekko. Nie byłem z tego powodu zadowolony.




****************************************************************************************************



*148 funtów = około 750 zł . xd


Okej. Tu Mabel. Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie o.O Chociaż zasługuję. X_X Nie wiem czy chcecie jeszcze czytać mojego bloga, czy już nie, no ale... napisałam ten rozdział. Weszłam na ostatniego posta i zobaczyłam 15 komentarzy. Myślałam, że o mnie zapomnieliście i wgl... ale niektórzy z was ciągle pisali, żebym wróciła itd. <3 . No więc... wstyd mi bardzo, bez względu co bym teraz tutaj napisała to i tak nie ma sensu, po prostu miałam załamanie (kolejne o_o) i nie pisałam i pewnie i tak mi nie wybaczycie . PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM ! WSTYD MI BARDZO BARDZO BARDZO BARDZO. No ale już nie zmienię tego co zrobiłam.  Straszliwie mi głupio, że po prostu przestałam pisać, że... "zapomniałam" o blogu. Nie wiem jak wam to wynagrodzić.



Może Harry wam trochę poprawi humor i zapomnicie jakie jesteście na mnie złe...?
No dobra, nawet słitaśny uśmiech Harry'ego mnie nie uratuje xd

Możecie pisać jak bardzo mnie nie cierpicie i wgl... nie będę miała nic przeciwko. Wiem, że możecie być złe o_O

+ Mam one-shota z Zarry'm. NIE MA tam żadnych SCEN (If You Know What I Mean . xD ), ale jeśli ktoś nie lubi tego typu tematów, to nie lubi ;d Moje pytanie: Chciałybyście go przeczytać? Jest już napisany i może dzięki niemu mnie nie zjecie za tą dłuuuugą nieobecność na blogu ^.^

Jaki Liaaam xD


Seksownie xD
Ja tak mam kiedy widzę coś słodkiego xD
Marchewka151523 coś o tym wie XD
I oczywiście moja ulubiona mina Zayn'a XD

Do następnego .! Jeszcze raz PRZEPRASZAM ! Jakby to Louis i Zayn powiedzieli... "Kochamy Was!" <3

+A właśnie, nawet opisałam w pamiętniku to ich "Kochamy Was" XDXD #głupiaja