27 maja 2012

Rozdział 21.

-Wracajcie. - powiedział Liam i się rozłączył.
-I co jest? - zapytał zdenerwowany Niall.
-Mamy wracać, wiedzą gdzie jest. - powiedziałam szybko, a Horan ostro skręcił.
Drogę powrotną pokonaliśmy naprawdę szybko. Gdy znaleźliśmy się pod domem chłopaków, wyskoczyłam szybko z samochodu i wpadłam na Louis'a, stojącego przy vanie.
-Gdzie ona jest? - powiedziałam głośno i usłyszałam jak Niall wychodzi z auta.
-W... szpitalu. - powiedział zdenerwowany Lou.
-Czemu?! - krzyknął Niall.
-Nie powiedzieli nam. Zadzwonili tylko i kazali nam przyjechać. - mruknął Louis. - Chodźcie.
Cała nasza trójka wsiadła do vana. Byli już tam Zayn, Harry, Liam i Danielle.
Martwiłam się o Evę jak nie wiem. Co jej się mogło stać, że trafiła do szpitala?! Jezu, chyba już nigdy nie pójdę na melanż... Podczas jazdy nikt się nie odzywał. Louis jechał stanowczo za szybko, ale miałam to gdzieś. Stukałam stopą o podłogę i ciągle odgarniałam grzywkę. Zawsze tak robiłam, gdy się denerwowałam.
W końcu samochód się zatrzymał. W ułamku sekundy wyskoczyliśmy z vana i pobiegliśmy w kierunku szpitalnego wejścia. Szliśmy naprawdę szybko w kierunku lady, za którą siedziały dwie pielęgniarki.
-Gdzie leży Eva Flint? - wypaliłam szybko imię i nazwisko Evy.
Pielęgniarka spojrzała na mnie spode łba, mrucząc pod nosem coś o "dzień dobry" i szacunku do starszych. Zagotowało się we mnie.
-Ee... już patrzę... W sali 67, ale nie wolno tam teraz... - zaczęła.
Ale my już szliśmy w kierunku odpowiedniej sali. Chcieliśmy się jak najszybciej dowiedzieć, co się stało Evie. Stanęliśmy pod odpowiednią salą. Harry już chciał wejść do środka, gdy nagle z pomieszczenia wyszedł lekarz. Był to ten sam mężczyzna, który badał Louis'owi rękę. Facet miał markotną minę.
-Dzień dobry, co się jej stało? - wypalił Niall.
Lekarz podniósł głowę i dopiero teraz nas zobaczył.
-Witam. - przyjrzał nam się uważniej, chyba nas rozpoznał. - Wy jesteście do Evy?
Pokiwaliśmy głowami.
-Przykro mi, mam smutną wiadomość. - powiedział, patrząc na nas ze smutną miną.
O Boże. Zrobiło mi się zimno. Facet wyglądał jakby chciał powiedzieć, że Eva... nie żyje. Zacisnęłam ręce w pięści.


*oczami Evy*


Otworzyłam powoli oczy. Było biało. Wszędzie. Czy ja jestem do cholery w niebie? Momentalnie parsknęłam śmiechem. Na pewno nie. Otworzyłam szerzej oczy i ujrzałam wnętrze szpitalnej sali. Odetchnęłam. Przynajmniej żyję. Chociaż z jakiej racji jestem w szpitalu? Co się stało? Uniosłam się delikatnie na łokciach i natychmiast poczułam ból całego ciała. Jezu, co mi się stało? Wszystko mnie bolało. Czemu? Nagle w oczy rzuciły mi się liczne siniaki na rękach. Co to ma znaczyć?!
Nie miałam pojęcia co się dzieje. Chyba pozostało mi tylko czekać na lekarza. Z korytarza dobiegły mnie głosy. Nie byłam w stanie określić, o czym rozmawiają tamci ludzie. Nie obchodziło mnie to. Postanowiłam czekać.
Póki co chciałam sobie przypomnieć co się wczoraj stało. To nie było łatwe. No ale dobra... Koncert, na którym Niall zaśpiewał dla mnie. Zrobiło mi się cieplej na sercu. Potem... ach tak, pamiętam. Potem poszliśmy do klubu. Nie piłam za dużo. Niall też nie. Pamiętam jak z nim tańczyłam... Potem z Harry'm, Liam'em... Generalnie tylko z ludźmi, których znałam. A potem co? Próbowałam sobie przypomnieć. Nie mogłam. Zaczęła mnie boleć głowa. Stęknęłam głośno i opadłam na poduszki. To wszystko na nic. Nie przypomnę sobie. Chociaż... Przed oczami pojawił mi się obraz jakiegoś faceta z zarostem. Ale co... Popukałam się w głowę. Poczułam, że mam plaster na skroni. Kurde. 
No i co z tym facetem? Zaczęłam intensywniej myśleć. Nagle zaczerpnęłam głośno powietrza. W jednej chwili przypomniałam sobie wszystko. Taniec. On zaprosił mnie na spacer. Zgodziłam się, nudziło mi się już trochę. Przechodziliśmy przez jakieś ciemne ulice. A potem...
Wybuchnęłam płaczem. Już wiedziałam co się stało.
Nakryłam sobie głowę poduszką i ignorując straszliwy ból mięśni, zaczęłam płakać jeszcze głośniej. To niemożliwe... Jak to się w ogóle mogło zdarzyć. Mi?! Przecież jestem jedną z brzydszych dziewczyn, które mieszkają w Londynie. Do cholery, ten facet mógł zabrać ze sobą każdą... Płakałam naprawdę głośno. Lada chwila ktoś tu przyjdzie. Ale miałam to gdzieś. Po tym co się stało... Nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Chyba pozostało mi tylko płakać.
Nagle usłyszałam otwierane drzwi. Zamarłam.
-Eva... - powiedziała dziewczyna, która weszła do sali.
Powoli zdjęłam z głowy poduszkę. Ujrzałam jak przez mgłę dwie postacie. Miały damskie sylwetki. Jedna z nich podeszła szybko do mnie i usiadła na skraju łóżka. Chwyciła mnie w ramiona. Nie wiedziałam kto to jest, ale mnie to nie obchodziło. Znowu zaczęłam płakać. Moje łzy moczyły koszulkę siedzącej obok osoby. Druga natomiast podeszła do mnie i pogłaskała mnie po głowie.
-Wiem. Przykro mi. - powiedziała cicho.
Nagle rozjaśniło mi się w głowie. Obok siedziała Mabel, a przed chwilą odezwała się do mnie Violet. Ucieszyłam się, że tu są.
Czas mijał, a ja powoli się uspokajałam. Przestałam płakać, tylko pociągałam  nosem co jakiś czas. Właściwie nie pamiętałam szczegółów tamtej nocy. Płakałam tylko dlatego, że przerażał mnie ten fakt.
Już byłam spokojna.
-Nie płacz już. Jest dobrze. - powiedziała cicho Mabel, cierpliwie trzymająca mnie w objęciach. 
Pokiwałam głową.
-Wiem.
Wyprostowałam się.
-Dzięki. - powiedziałam cicho.
-Nie ma sprawy. - uśmiechnęła się lekko Mabel.
Milczałyśmy prze chwilę.
-A... są chłopaki? - zapytałam cicho.
-Są na korytarzu. - mruknęła Violet.
-A Niall? - spuściłam głowę.
Zauważyłam, że dziewczyny spojrzały szybko po sobie. Jasne. Nie przyszedł. Co ja sobie w ogóle wyobrażałam? Że kim dla niego jestem? Znowu zapiekły mnie oczy.
-On... - zaczęła Mabel. - zdenerwował się i... wyszedł. Liam za nim poszedł. 
Trochę mi ulżyło. Jednocześnie się martwiłam.
Rozległo się ciche pukanie. Mabel spojrzała na mnie niepewnie.
-Mogą wejść? - zapytała mnie.
-Jasne. - zgodziłam się.
-Wchodźcie. - powiedziała głośniej Violet. 
Drzwi sali powoli się otworzyły.
-Cześć. - powiedział nieśmiało Lou.
-Jak się czujesz? - zapytał Zayn.
Zastanawiałam się przez chwilę co powiedzieć. W gruncie rzeczy... mogło być gorzej.
-Dobrze. - mruknęłam, chodź to nie było do końca zgodne z prawdą.
Louis, Zayn i Harry podeszli do mnie. Usiedli na łóżku, a Mabel zeszła, ignorując Zayn'a. Violet przyglądała się im uważnie. 
-Pokłóciliście się? - zapytała Violet bardzo cicho, aby nikt inny nie słyszał.
Jednak ja usłyszałam.
-O co chodzi? - zainteresowałam się.
-Aa... o nic. Nie będę teraz ci opowiadać. - Mabel zerknęła nieśmiało na Zayn'a i spuściła natychmiast wzrok.
Wzruszyłam ramionami.
-Pogadajmy o czymś... - przerwałam ciszę.
-Zayn, przepraszam. - wypaliła nagle Mabel. - Przesadziłam.
Malik spojrzał na nią lekko zdziwiony.
-Spoko. Ja... też przepraszam. - uśmiechnął się delikatnie.
Mabel usiadła Zayn'owi na kolanach i się do niego przytuliła.
-Ale wiesz... to była Violet. - powiedział cicho.
-Ale co? - zdziwiła się Mabel.
-Zataczała się... i chciałem żeby gdzieś usiadła. - wytłumaczył.
Zdenerwowało mnie, że o niczym nie wiem.
-Opowiadajcie. - powiedziałam.
Zayn szybko streścił mi, jak Mabel zobaczyła go na parkingu. On przytulał jakąś dziewczynę, którą okazała się być Violet. Ponoć Mabel się obraziła, nie wiedziała kto to jest. Pokiwałam głową. Już rozumiałam.
Spędziliśmy jeszcze trochę czasu, gadając o głupotach. Denerwowało mnie, że Harry zerkał na mnie potajemnie co jakiś czas. Jakby bał, że coś ze mną jest nie tak. Wkurzyłam się. Miałam ochotę na niego nawrzeszczeć, ale się powstrzymałam.
-Możecie już wyjść? - zapytałam cicho. Chciałam odpocząć.
-Jasne. - powiedział Lou i wszyscy zerwali się na równe nogi. 
Westchnęłam. Traktowali mnie jak... kalekę. Wszyscy wyszli już z sali. Położyłam się delikatnie na poduszkach. Ignorując ból, zasnęłam.



***


W szpitalu byłam jeszcze cztery dni. Chodziło głownie o to, aby siniaki poznikały, żeby się wszystko zagoiło. I tak w domu miałam brać parę rodzajów leków. Ale ogólnie czułam się dobrze. Praktycznie nic mnie nie bolało, nie miałam żadnych trwałych uszkodzeń.
W szpitalu proponowano mi parę razy pomoc psychologa. Osobiście uważałam, że to nic nie da, bo przecież nie pamiętam nic z tamtej nocy. Jednak się zgodziłam. Lecz już po jednej konsultacji stwierdziłam, że nie chcę tego kontynuować. Chciałam tylko zapomnieć, że coś takiego w ogóle się przydarzyło.
Muszę przyznać, że byłam miło zaskoczona ilością odwiedzin w szpitalu. Oczywiście, nie przyszedł nikt z mojej szkoły, ale miałam to gdzieś. Był Niall. Przyszedł dopiero dwa dni później. Przeprosił mnie, że przychodzi dopiero teraz, ale on też musiał się ogarnąć. Chodził ciągle zły. W sumie mu się nie dziwiłam. Gdy był ze mną w sali, powoli się uspokoił, wrócił do siebie.
Oprócz niego odwiedzały mnie Mabel, Violet, Danielle i pozostała czwórka chłopców. Przy nich zawsze się rozluźniałam. Jednak najbardziej zdziwiły mnie odwiedziny rodziców. Niby nic dziwnego, że do mnie przychodzili, w końcu byłam ich córką. Ale nie wiedziałam, że się o mnie tak martwią. To było miłe. Zwykle mieli mnie gdzieś. Liczyła się dla nich tylko praca i znajomi. Teraz... miałam nadzieję, że to się odmieni. Nawet przyjechała moja starsza siostra Kate, która przecież nigdy się mną nie interesowała.
Po czterech dniach z pomocą Danielle spakowałam wszystkie moje rzeczy. Louis podjechał pod szpital i zabrał nas do ich domu. Chciałam im tylko podziękować za opiekę i pojechać do swojego domu. W końcu rodzice mieli teraz dla mnie więcej czasu.
-Hej! - krzyknęłam.
-Eva! - usłyszałam radosne krzyki i do przedpokoju wbiegło stado "dzikich bawołów".
-Normalnie jak sawanna. - zachichotałam. Ostatnio powrócił mi humor.
Chłopcy łapali mnie w ramiona i podrzucali do góry.
-Hura! - zaczęli krzyczeć.
Wszyscy się śmiali. Nawet Niall. Cieszyło mnie to.
-Dobra, zaraz mnie udusicie! - zawołałam ze śmiechem. - Jadę teraz do domu.
-A przyjedziesz potem? - Liam zrobił słodkie oczka.
-Uważaj sobie kolego. - zawołała Danielle i uderzyła go lekko w ramię.
Zaśmiałam się.
-Oczywiście, też chcę żebyś przyjechała. - uśmiechnęła się Danielle.
Dzisiaj z dziewczyn była tylko ona. No tak, przecież Mabel i Violet też mają swoje domy. Muszą w nich spędzać trochę czasu.
-Póki co nie. Odnawiam relacje z rodzicami. - powiedziałam. - To lecę! Pa! 
-Paaaa! - usłyszałam i uśmiechnęłam się do siebie.
Wyszłam z domu i od razu wskoczyłam do samochodu Louis'a.
Mój dom leżał niedaleko, więc podróż była krótka. Gdy dotarliśmy, wysiedliśmy z samochodu i Lou pomógł mi wyjąć walizkę z bagażnika.
-Dzięki. Hej! - powiedziałam.
-Cześć. - uśmiechnął się lekko.
Wsiadł z powrotem do środka. Spojrzałam na odjeżdżający samochód. Westchnęłam.
Weszłam do domu. Powitali mnie rodzice.
-Chodź do salonu!- zawołała mama, odkładając na bok mój bagaż.
-Po co? - zaciekawiłam się.
-Zobaczysz. - powiedział tajemniczo tata i zaprowadził mnie do odpowiedniego pokoju.
Gdy tylko weszliśmy do salonu, szeroko się uśmiechnęłam.
-Uau! - krzyknęłam.
Nie mogłam w o uwierzyć. Salon był cały w serpentynach, balonach i Bóg wie czym. Wszędzie walało się konfetti, a długi stół zastawiony był wspaniałym jedzeniem.
-Dziękuję! - zawołałam i wyściskałam rodziców.
Byłam przeszczęśliwa. Rzuciłam się od razu na jedzenie. Było pyszne. Ciastka, ciasteczka, chrupki, cukierki. Był nawet tort.
-Sama robiłam. - pochwaliła się moja mama, gdy pochłonęłam już trzeci kawałek.
-Jest pyszny. - uśmiechnęłam się. - I... dziękuję, że to wszystko dla mnie zrobiliście.
Rodzice uśmiechnęli się szeroko. Mam nadzieję, że już zawsze będziemy tacy szczęśliwi jak teraz.
Przez resztę dnia oglądaliśmy filmy familijne, przeglądałyśmy zdjęcia z albumu i ogólnie cieszyliśmy się moim powrotem do zdrowia. Było cudownie. Dopiero wieczorem poszłam na górę. Umyłam sie dokładnie, przebrałam w piżamę i usiadłam na łóżku. Najpierw postanowiłam zadzwonić do Mabel i poprosić ją o coś. Zawsze wolałam ją od Violet. Nie wiem czemu. Po prostu.
-Hej. - powiedziałam wesoło, gdy Mabel odebrała.
-Cześć! - krzyknęła. - Już jesteś w domu?
-Tak, tak.
-I jak się czujesz? - zapytała.
-O wiele lepiej, dzięki. Wiesz, chciałam cie poprosić o coś... - zaczęłam niepewnie.
-Tak?
-Spotkasz się jutro ze mną, chciałam się o coś spytać... - mruknęłam.
-Jasne. Nie idziemy jutro do szkoły, mamy wolne, bo jest Wielki Czwartek. - powiedziała.
-A, no tak! W niedzielę Wielkanoc! No to... jutro o 10:00 w kawiarni koło Big Bena, tej co ostatnio. - zadecydowałam.
-Ok. - zgodziła się Mabel. - To do jutra!
Też się pożegnałam i rzuciłam telefon na łóżko. Teraz postanowiłam trochę pouzupełniać mój komiks. Tak wiele się zmieniło od kiedy rysowałam w nim ostatnio... Uśmiechnęłam się do siebie. Teraz już nie potrzebowałam wymyślania historii o 1D.  Teraz byłam częścią prawdziwej historii. Uśmiechnęłam się do siebie. Zielony zeszyt wrzuciłam pod łóżko. Może kiedyś.
Odpaliłam laptopa i usiadłam na pościeli. Już po chwili wchodziłam na jakąś plotkarską stronę, gdzie były same newsy o One Direction. Chciałam się tylko rozejrzeć. Nagle coś mi się rzuciło w oczy. Nagłówek: "Dziewczyna Niall'a chora?!"
Westchnęłam. W sumie czego się spodziewałam. Kliknęłam w link i spojrzałam na stronę. Znajdowały się na mnie moje zdjęcia, jak wychodzę ze szpitala w towarzystwie Danielle. Na szczęście nie było zdjęć z klubu. Odetchnęłam. Postanowiłam już nie czytać więcej tej strony. Jednym ruchem wyłączyłam laptopa i zagrzebałam się w pościeli. Powoli zasypiałam, gdy usłyszałam dźwięk sms'a. Zaklęłam w myślach i sięgnęłam po telefon. Gdy zobaczyłam nadawcę wiadomości, moja złość minęła. To był Niall. Uśmiechnęłam się do siebie. Przeczytałam miłego sms'a na dobranoc. Odpisałam cos równie miłego i opadłam na poduszki.
Wiedziałam, że teraz znowu zacznę myśleć o tamtym wieczorze. Po prostu... miałam już w nawyku, że przed snem zawsze sobie to przypominałam. Byłam zła na siebie. W końcu chciałam jak najszybciej o tym zapomnieć! Wrócić do normalnego życia! Ale się nie dało.
Po godzinie idiotycznych rozmyślań zasnęłam.


*oczami Mabel*


Wstałam o 8:30. Dzisiaj byłam umówiona z Evą. Miała przerażony głos jak prosiła o spotkanie, ciekawe o co może chodzić. Martwiłam się o nią. Przecież naprawdę dużo przeżyła. Owszem, nie pamiętała tego, ale jednak... Sama świadomość, że jej się to przytrafiło...
Potrząsnęłam głową. Nie będę się tak zamartwiać. A po za tym... Mam jeszcze jedno zmartwienie...
Dzisiaj postanowiłam przedstawić moim rodzicom Zayn'a. Denerwowałam się jak nigdy. Mojego byłego nie przedstawiałam, powiedziałam tylko rodzicom, że mam chłopaka. Ale Zayn... to inna sprawa. Jego muszę przedstawić. Jest dla mnie naprawdę ważny.
O 9:15 byłam już gotowa. Poprawiłam grzywkę i z ciężkim sercem zeszłam na dół. Zastałam tam rodziców, mieli wolne z okazji Wielkiego Czwartku.
-Mamo, tato! - zawołałam, czując, że zaraz mi wyskoczy serce z piersi.
-Tak? - zapytała mama, opierając się o kuchenny blat.
-Ee... chciałam wam coś powiedzieć. - zarumieniłam się i spojrzałam na dół.
-O co chodzi? - zdziwiła się moja mama. Tata się tylko przyglądał.
-No bo... e... wiecie, ja... - zaczęłam się jąkać i nagle wypaliłam: - Mam chłopaka.
Czułam się okropnie. Nienawidziłam takich sytuacji. Nie wiedziałam czego się spodziewać po rodzicach.
-Znowu? - zaśmiał się tata.
Odetchnęłam. Przynajmniej trochę rozładował atmosferę.
-To dopiero mój drugi. To nie jest dużo. - zaprotestowałam.
-Wiem, wiem, żartuję. - uśmiechnął się tata.
-Kto to jest? - zapytała mama.
-Ee... kumpel Louis'a. - powiedziałam, zadowolona z siebie.
Imię Tomlinsona zadziałało na moich rodziców jak zwykle pozytywnie. Obydwoje uśmiechnęli się szerzej.
-Oo, z tego zespołu? - powiedziała słodko mama. Jezu, jak ona ubóstwiała Louis'a.
-Tak. - mruknęłam.
-Aa, to ja już wiem, czemu ty tak do nich ostatnio często jeździsz! - zauważył mój tata, uśmiechając się pod nosem.
-Po prostu ich lubię. - powiedziałam zażenowana.
-A ja ci pozwalałam tam jeździć na noc... - westchnęła moja mama. - Teraz nawet nie wiem, czy jesteś dziewi...
-Ej! - krzyknęłam. - Przestań!
To już była przesada! Mój tata wybuchnął śmiechem.
-Śmiej się, śmiej. - pokręciła głową mama. - Jak kiedyś przyjdzie z brzuchem, to zobaczysz.
O nie. Jak ja jej nienawidzę.
-Mamo. Proszę cię. Siedź cicho. - warknęłam, czując że się rumienię.
-Żartuję, Mabel. - zaśmiała się moja mama.
-Ha ha ha. - powiedziałam z sarkazmem.
-Tylko wiesz... Jak się coś zdarzy to mi powiedz. - rozkazała mama.
-Jasne. Żebyś mi znowu gadała takie rzeczy. - pokręciłam głową.
-Przecież tylko żartowałam. - uśmiechnęła się moja mama.
Skrzywiłam się.
-Przyprowadzisz go dzisiaj? - zapytał mój tata.
-Jeśli chcecie...
-Chcemy, chcemy. - powiedziała moja mama. - Tylko przed 16:00, idziemy wtedy do kościoła.
-Okej. Ja już wychodzę. - odeszłam parę kroków. - Umówiłam się z koleżanką.
-Koleżanką... Już to widzę. - zaśmiał się mój tata.
-Naprawdę. - mruknęłam ze złością i trzasnęłam frontowymi drzwiami.


******************************************************************************************************

Hey ;D
Nienawidzę mojego kompa -,- zacina się co dziesięc minut <grrr> Dodałam w weekend, tak jak obiecałam ;DD

No więc... ktoś się już domyślał, że Eva bd w szpitalu, wiec was pewnie nie zaskoczyłam. Ale pewnie sie nie domyślaliście że stanie jej sie to co napisałam. I mam nadzieje że nie przesadziłam z tym gwałtem. Ale w końcu ona tego nie pamięta, wiec nie byłam aż taka okrutna .

+Przepraszam że w tym rozdziale tak mało 1D, ale za to... w następnym będzie caaaaały czas o nich ;DD Właściwie to o Zayn'ie xd Nie mg sie doczekac tamtego rozdziału, mam super pomysł *.* Tylko nie wiem czy bd w nastepnym rozdziale czy jeszcze kolejnym ;D

*Proszę o co najmniej 10 komentarzy  ;**

23 maja 2012

Rozdział 20.

Poszłam w kierunku lady. Usiadłam na wysokim krześle i oparłam ręce o blat. Podszedł do mnie barman.
-Co podać? - zapytał.
-Ee... Piwo. - odpowiedziałam, zezując na siadającego obok Liam'a. - Będziesz pił?
Pokręcił głową.
-Nie mogę. - mruknął. - Nerka.
No tak, wspominał kiedyś.
-To co będziesz robił? - spytałam, biorąc szklankę piwa od barmana.
-Bawił się po trzeźwemu.
Zaśmiałam się. Gadałam jeszcze trochę z Liam'em, który chwilę później gdzieś poszedł. Po piwie nie zostało już ani kropli, więc zamówiłam kolejne. Siedziałam tak sobie i powoli sączyłam napój, gdy podszedł do mnie jakiś facet. Na oko 25 lat.
-Hej mała, zatańczysz? - zapytał, puszczając mi oko.
Byłam już trochę wstawiona, więc bez zastanowienia się zgodziłam. Weszliśmy na środek parkietu i zaczęliśmy tańczyć. Czułam, że nie mogę trochę utrzymać równowagi. Ledwo byłam świadoma tego, co robię. Nagle poczułam czyjąś dłoń na tyłku. To ten facet z którym tańczyłam.
-Ee... wiesz, muszę już iść... - bąknęłam, mrugając oczami.
-Niee, nie idź! - usłyszałam.
-Ale...
-No czekaj! - krzyknął.
Nagle zauważyłam Louis'a, idącego w moją stronę. Uff.
-Hej, teraz ja z nią tańczę. - powiedział Lou do mężczyzny, z którym tańczyłam.
-Nie-e-e. - pokręcił głową.
-Ta-a-k. - przedrzeźnił go Lou i złapał mnie za rękę.
Odeszliśmy gdzieś na bok i wykonaliśmy dziwaczny taniec.
-Dobra, dobra, dzięki. - wymamrotałam i odsunęłam się od Louis'a.
-Ej, czekaj! - zawołał.
-Później! - krzyknęłam.
Podeszłam do lady i wypiłam kolejne piwo. Potem wstałam i zaczęłam spacerować po klubie. Szukałam Violet. Chodziłam wśród podskakujących ludzi. Słyszałam śmiechy, krzyki i muzykę. Nigdzie nie było mojej przyjaciółki, ani nikogo znajomego. W końcu jednak natrafiłam na Hazzę. Właśnie zaczęło się Ai se eu te pego. Zdziwiłam się, że taka piosenka leciała w klubie.
-Zatańczmy! - krzyknęłam do Stylesa.
Ten pokiwał ochoczo głową i zaczęliśmy się dziwnie gibać na parkiecie.
-Patrz na to! - krzyknęłam i po jakimś nienormalnym ruchu po raz kolejny wybuchnęłam śmiechem.
Harry też się zaśmiał. Nagle usłyszałam znajomy głos:
-A patrz na to!
Odwróciłam głowę i zobaczyłam Zayn'a. Zayn'a, który tańczył najlepszy taniec, który kiedykolwiek widziałam. Po prostu nie mogłam. To co on wyprawiał, nie mieściło się w głowie. Zaczęłam się potwornie głośno śmiać i nie mogłam przestać. Złapałam trzęsącego się ze śmiechu Hazzę za ramię i zgięłam się w pół. Jezu, zaraz nie wytrzymam. Zerknęłam jeszcze raz na Zayn'a i natychmiast tego pożałowałam. I mimo że to niemożliwe, zaczęłam się śmiać jeszcze głośniej. Byłam pewna, że będąc trzeźwa bym nie zareagowała na to w ten sposób. Owszem, śmiałabym się, ale nie tak jak teraz.
-Czekajcie, zaraz wracam! - zaśmiałam się głośno i na trzęsących się nogach odeszłam gdzieś na bok.
O Boże. To była najlepsza rzecz, którą widziałam w życiu. Powoli podeszłam do stojącej w rogu klubu kanapy. Usiadłam na niej obok jakiejś całującej się pary. Siedziałam tam naprawdę długo. Po chwili jednak poczułam wyjątkowo silną potrzebę. W sumie po tylu piwach, to nic dziwnego. Wstałam i zaczęłam szukać toalety. W końcu natrafiłam na jakiś drogowskaz na ścianie. Poszłam w odpowiednim kierunku. Nagle usłyszałam głos Louis'a:
-Mabel!
Wywróciłam oczami.
-Coo? - spytałam się, patrząc na wychodzącego z męskiej toalety Lou.
-Przytulmy się! - rozłożył szeroko ramiona i uśmiechnął się.
-Dobra. - powiedziałam wesoło i podeszłam do niego.
Uścisnęliśmy się. Louis oparł mnie o ścianę. Zaśmiałam się głośno. Nagle poczułam, że Tomlinson ugryzł mnie w ucho.
-Co ty robisz? - zaśmiałam się i odsunęłam się od niego.
-Podgryzam cię. - uśmiechnął się szeroko i zbliżył się znowu do mnie.
-Ee... Muszę już iść. - zaprotestowałam i nim Lou zdążył zareagować, weszłam do damskiej toalety.
Ciągle będąc w szoku, po tym co zrobił mój przyjaciel, podeszłam do lusterka. Niezbyt skutecznie poprawiłam włosy i weszłam do kabiny. Załatwiłam się szybko i po umyciu rak wyszłam z łazienki. Żeby znowu nie spotkać Louis'a zaczęłam iść szybkim krokiem. Postanowiłam wyjść na dwór i się przewietrzyć. Nagle wpadłam w kogoś. Przewróciliśmy się.
-Pomóż mi. - jęknęłam i nie patrząc kto to, podniosłam się chwiejnie.
-W czym?
-Liam?! - zdziwiłam się bardziej niż by wypadało.
-Noo, jak widać. - Payne rozłożył szeroko ramiona.
Rzeczywiście, tak jak mówił, został trzeźwy.
-Wyjdźmy na dwór. - pokręciłam z niezadowoleniem głową.
Z pomocą Liam'a, znalazłam się na zewnątrz. Usiedliśmy na schodkach do klubu. Przy wejściu stał już inny ochroniarz.
-O Boże... - westchnęłam. - Która godzina, Lili?
Liam spojrzał się na mnie dziwnie. W końcu nie na co dzień wymyślałam ludziom takie idiotycznie zdrobnienia.
-Druga. - odpowiedział.
Jęknęłam.
-Ja już chcę do domu. - powiedziałam z niezadowoleniem.
-Zaprowadzić cię? - zaproponował.
-Taak. A co z... jak ona miała?? Dianą? Daisy?
-Ee... Danielle?
-Oo, tak. - pokiwałam głową. - Co z nią?
-Najwidoczniej świetnie się bawi. - prychnął.
-Co się stało, Lili? - przytuliłam go.
-Nieważne.
-Powiedz mi.
-Nie. - pokręcił głową.
-Powiedz! - krzyknęłam.
Liam spojrzał na mnie zdziwiony i mruknął:
-Jest nieźle pijana, przytula się z każdym facetem, jakiego napotka.
-To jej nie zostawiaj w takim stanie! - zaprotestowałam.
-Ee... Wrócę tu. Jak cię odprowadzę. - powiedział ze spuszczoną głową. - Chodź.
Wstał i podał mi rękę. Z jej pomocą, również się podniosłam. Zaczęliśmy iść przez ciemny parking. Pod jakimś drzewem stało dwóch facetów, którzy wyglądali jak dilerzy.
-Czeeść! - pomachałam im.
Spojrzeli się na mnie dziwnie, a Liam złapał mnie za rękę, którą machałam i opuścił ją na dół.
-Przestań. - mruknął.
Ale ja go zignorowałam, bo zobaczyłam coś, czego nie chciałam nigdy zobaczyć.
-Zayn! - wrzasnęłam.
Zaledwie parę metrów dalej stał mój chłopak i przytulał jakąś laskę. Zrobiło mi się zimno.
-Jak mogłeś! - krzyknęłam i pociągnęłam za sobą Liam'a. - Idziemy stąd.
Spodziewałam się, że Zayn za mną pójdzie. Ale nie. On tylko zaczął szybko iść w drugą stronę. Byłam wściekła. Zaczęłam płakać i skarżyć się Liam'owi. Ten wyprowadził mnie z parkingu i zaczął pocieszać.
-Może to nie on...?
-To był on! - krzyknęłam.
-Ale to nic nie znaczy, że ją przytulił! - zaprotestował Payne. - Przecież nawet teraz ty mnie przytulasz.
To była prawda. Wtulałam się w Liam'a. Ale to dlatego, że potrzebowałam pocieszenia. Szliśmy dalej ciemnym chodnikiem. Nie wiedziałam ile może nam zająć powrót do domu, ale mnie to nie obchodziło. Płakałam jeszcze trochę. Ale potem się uspokoiłam. Nagle wraz z Liam'em zatrzymaliśmy się.
-Co jest? - zapytałam.
-Jesteśmy. - oznajmił.
Spojrzałam w bok i ujrzałam mój dom.
-Nie! - krzyknęłam.
Liam spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Co, nie? - spytał.
-Ja chcę do was! - powiedziałam głośno i wyraźnie.
-Aa. - zaśmiał się. - No to chodź.
Odwróciliśmy się i zaczęliśmy iść w kierunku domu chłopaków. Moich rodziców i tak nie było w domu, więc mogłam nocować u Louis'a i reszty. Resztę drogi spędziłam na wysłuchiwaniu Liam'a, który usiłował mnie przekonać do niewinności Zayn'a. Szczerze mówiąc, powoli zaczynałam w to wierzyć. Ale sama już nie wiedziałam. Po chwili dotarliśmy do domu chłopaków.
-Idź spać, ja wracam po Danielle. - oznajmił "Lili" z markotną miną.
-Będzie dobrze. - poklepałam go po ramieniu. - Dzięki, że mnie odprowadziłeś.
-Nie ma sprawy. Pomóc ci jeszcze w czymś? - zapytał.
-Nie, umiem sama się położyć. - powiedziałam z sarkazmem.
-No nie wiem...
-Ej! - uderzyłam go w ramię. Powoli wracałam do siebie.
Liam się zaśmiał.
-To cześć! - zawołał i wyszedł z domu.
Powoli weszłam po schodach na górę. Dom bez chłopaków wydawał się taki pusty... Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jaki jest duży. Ciemność trochę mnie przerażała. Weszłam do sypialni Louis'a i runęłam na łóżko. Już po chwili spałam.


***


Zamrugałam oczami. Jezu, moja głowa. Podniosłam się powoli i zobaczyłam, że jestem w pokoju Louis'a. Jakim cudem? Zeszłam pomału z łóżka. Naprawdę bolałam mnie głowa. Wyszłam z pokoju i przeszłam przez pogrążony w ciszy korytarz. Zeszłam po schodach na dół. Wbiłam do kuchni i otworzyłam szafkę z lekami. Złapałam jakieś przeciwbólowe tabletki i popiłam je wodą. Wkrótce opróżniłam całą szklankę tego płynu. Zrobiłam sobie kanapki i pochłonęłam je szybko, mimo że było mi trochę niedobrze. Pierwszy kac. Parsknęłam śmiechem. Ciekawe jak reszta. Na razie postanowiłam ich nie budzić. Przeszłam do salonu i wybrałam płytę "Jak wytresować smoka". Włączyłam film i usiadłam na kanapie z kolejną szklanką wody. Bajka, którą właśnie oglądałam kojarzyłam mi się z wakacjami, na których byłam z rodzicami, gdy miałam jakieś 12 lat. Byliśmy wtedy w Hiszpanii. Wspaniałe przeżycie. Pamiętam moje hiszpańskie koleżanki, z którymi ciągle przesiadywałam na placu zabaw. To były wspaniałe wakacje.
Nim się obejrzałam, znowu chciało mi się pić. Zastopowałam film i pobiegłam do kuchni po kolejną szklankę wody. Po chwili wróciłam do salonu. Oglądałam dalej bajkę, popijając napój.
Minęły jakieś dwie godziny, odkąd wstałam, gdy usłyszałam czyjeś kroki na schodach. Do salonu wszedł ziewający Liam.
-Hej. - uśmiechnęłam się do niego szeroko, zatrzymując film.
-Hej. Jak się czujesz? - zapytał.
-Ujdzie. A ty? Jak... poszło z Danielle? - zająknęłam się.
-Dobrze. Wróciłem do klubu, ona na mnie już czekała. Poszliśmy do parku, gadaliśmy. Jak jej powiedziałem co robiła, przeprosiła mnie. - powiedział Liam.
-To dobrze. - odetchnęłam. - A wiesz może jak reszta?
Zaśmiał się.
-Obawiam się, że nie najlepiej. - oznajmił i usiadł obok mnie na kanapie. - Włączysz Toy Story?
-Ee... zaraz się skończy to. Poczekaj z dziesięć minut. - powiedziałam i włączyłam z powrotem film.
Siedzieliśmy sobie razem i oglądaliśmy bajkę, która rzeczywiście skończyła się po jakichś dziesięciu minutach.
-To teraz Toy Story? - zapytałam.
Liam pokiwał ochoczo głową.
-Szczerze mówiąc, nigdy tego nie oglądałam. - przyznałam się, wybierając odpowiednią płytę.
-Co?! Żartujesz sobie? - wytrzeszczył oczy Li.
Zaśmiałam się.
-Nie, nie żartuję. A teraz cicho, pora nadrobić zaległości. - nastawiłam płytę i rozwaliłam się na kanapie.
Muszę przyznać, że ulubiona bajka Liam'a wywarła na mnie dość dobre wrażenie. Nie rozumiałam jednak czemu Payne tak za nią szalał.
-Pamiętasz jak mówiłaś do mnie Lili? - zapytał nagle Liam.
Zaczerwieniłam się.
-Chyba tak. To było głupie. Sory. - wydukałam, a Liam się zaśmiał.
-Nie ma sprawy. - odparł wesoło.
Chwilę później na dół zszedł Niall. Nie był w aż tak złym stanie.
-Jak tam? - zapytałam z uśmiechem. - Trzymasz się?
-Na razie nie. - mruknął Niall i poszedł do kuchni.
Teraz zaczęła schodzić cała reszta. Najpierw Danielle, potem Lou, Violet z Harry'm i na końcu Zayn. Eva ciągle nie schodziła.
-Co jej się stało? - zmartwił się Niall, który teraz siedział obok nas na kanapie i zajadał kanapki.
-Idź sprawdź. - zaproponowałam, bo tez się martwiłam o Evę.
Horan poszedł na górę. Nie było go chyba dziesięć minut. Potem zszedł na dół.
-Nie mogę jej znaleźć. - powiedział ze zdziwioną miną.
-Jak to? - wytrzeszczyła oczy Violet.
-Po prostu jej nie ma w tym domu. - powiedział Niall, łapiąc się za głowę.
-Czekaj, poszukamy ją jeszcze. - zerwałam się przerażona na nogi.
Po chwili dołączyła do mnie reszta i zaczęliśmy poszukiwania. Głośno wołaliśmy Evę, jednak bez skutku. Dziewczyny Niall'a nigdzie nie było.
-O Boże, co my zrobiliśmy... - opadł na kanapę Niall. - Gdzie ona może być?!
-Normalnie jak w Kac Vegas. - pokręcił głową Louis.
Niall zerwał się na równe nogi i pobiegł na górę. Nie wiedziałam o co mu chodziło, ale też byłam przestraszona. Wszyscy byli. Spojrzałam na Zayn'a. Wyglądał na naprawdę zmartwionego. Chciałam podejść do niego i się przytulić, ale przypomniało mi się co zrobił wczoraj w klubie. Obściskiwał się z jakąś laską. Wzdrygnęłam się i usiadłam na kanapie obok Hazzy. Zayn usiadł koło mnie i chciał mnie przytulić. Ja pozostałam niewzruszona. Nawet lekko się otrząsnęłam.
-Co jest? - zdziwił się.
-Nic. - powiedziałam z sarkazmem. - Może przypomnij sobie co robiłeś wczoraj na parkingu.
Wszyscy, włącznie z Zayn'em spojrzeli na mnie zaskoczeni. Wiedziałam, że to nie najlepszy moment na kłótnię, ale byłam naprawdę wkurzona.
-Nie wiem o co ci chodzi! - zaprotestował.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc po prostu zignorowałam go. Wstałam i poszłam na górę. Umyłam się i ubrałam, jednocześnie wkurzona i przerażona. Wyszłam na korytarz i tam wpadłam na Niall'a. Też był już ubrany.
-Idziesz ze mną szukać Evy? - zapytał nerwowym głosem.
-Jasne. Gdzie chcesz jej szukać? - zapytałam licząc, że poszukiwania pomogą mi ochłonąć.
-W tamtym klubie. U niej w domu. Nie wiem. - poprawił bluzę i zaczął schodzić po schodach.
Pobiegłam za nim. Na dole spotkałam Zayn'a, który chciał ze mną gadać.
-Potem. - mruknęłam i wyszłam z domu za Niall'em.
Niby nie miałam wielkiego powodu, żeby się obrażać. To mogło nic nie znaczyć. Dotarło do mnie, że przesadzam. Postanowiłam, że po powrocie, wyjaśnię tę sprawę z Zayn'em. Miałam zamiar się z nim pogodzić. Ale jednak... Nie wiedziałam, czemu mnie to tak ruszyło. Potrząsnęłam głową i żeby zapomnieć o sprawie z Malikiem, zaczęłam rozmowę z wsiadającym do samochodu Niall'em. Najpierw mieliśmy przejrzeć tereny klubu, w którym wczoraj się bawiliśmy. Nie spodziewałam się, że jedna impreza może wywołać tyle kłopotów... Nagle zadzwonił telefon Niallera.
-Odbierz. - powiedział.
Chwyciłam jego komórkę i nacisnęłam zielony przycisk.
-Halo? - mruknęłam, zdołowana.
-Mabel? - usłyszałam głos Liam'a.
-Co się stało? - przestraszyłam się jego zdesperowanym głosem.
-Wiemy gdzie jest Eva. - powiedział zdenerwowany.


*************************************************************************************************


Trochę dramatu ;pp tak jak chcieliście xd
I teraz chciałam przeprosić, że rozdział dodałam po sześciu dniach ;/ Ale szkoła, zajęcia dodatkowe, wyjazdy i przez to wszystko nie dodałam wcześniej rozdziału. ;( Za to obiecuję, że w weekend będzie kolejny rozdział <3

Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba, nie wiem czy wyszedł mi taki jak chciałam, no ale kij z tym ;DD

Komentujcie ;**

17 maja 2012

Rozdział 19.

Ujrzałam pozostałą czwórkę, siedzącą na fotelach. Stylistki układały im włosy.
-Cześć. - powiedziałam nieśmiało.
Bałam się reakcji reszty na nasze spóźnienie.
-Bogu dzięki, już są. - mruknęła jakaś kobieta, siedząca na kanapie.
Podbiegła do Zayn'a i zaprowadziła w kierunku fotela.
-Siadaj. - zaczęła zdejmować mu mokrą kurtkę. - O Boże, trzeba ci wysuszyć te włosy.
Dotknęła jego mokrej czupryny. Chciałam się szybko przemycić gdzieś na bok.
-Gdzie są dziewczyny? - podeszłam do Louis'a.
-Ee.... w tamtym pokoju. - wskazał palcem. -Oo, ładnie wyglądasz!
Uśmiechnęłam się.
-Dzięki. - powiedziałam i ignorując komplementy reszty, weszłam do sąsiedniego pomieszczenia.
Zobaczyłam tam Evę i Violet. Wyglądały naprawdę ślicznie.
-Ładnie wyglądacie. - wyszczerzyłam się.
-Nawzajem. - Violet zmierzyła mnie groźnie wzrokiem. - Gdzie wy byliście, co?
Zarumieniłam się. Głupio mi było, że się spóźniliśmy.
-Ee... nie ważne. Sory, że się nie byliśmy na czas. - spuściłam głowę.
Nagle do pokoju weszła jakaś ciemnowłosa dziewczyna z burzą loków na głowie. Wyglądała na starszą nawet od Evy.
-Właśnie, poznaj Danielle. - przyjaciółka popchnęła mnie w kierunku nowo przybyłej.
-Cześć, jestem Mabel. - uśmiechnęłam się i uścisnęłam dłoń dziewczynie, z którą spotykał się Liam.
-Danielle. - uśmiechnęła się.
Przemknęło mi przez głowę, że teraz tylko Louis został singlem. Oj, biedactwo. Powstrzymałam chichot.
-Idziemy zobaczyć, jak przygotowują chłopaków? - zaproponowała Eva.
-Jasne. - potwierdziłam i we cztery wyszłyśmy z salki.
Zobaczyłyśmy jak makijażystki nakładają chłopakom na twarze coś w stylu make-upu. Tylko Zayn'owi robili jeszcze fryzurę. Przeszłam koło Liam'a i momentalnie wybuchłam śmiechem. Reszta spojrzała na mnie zdziwiona.
-Fajne miny. - zachichotałam i odeszłam na bok, żeby nie pomyśleli sobie, że jestem walnięta.
Rzeczywiście Payne robił świetne miny. Krzywił się i marszczył czoło. Wyglądało to komicznie. Usiadłyśmy na kanapie i przyglądając się chłopcom, zaczęłyśmy gadać. Danielle opowiedziała nam, że jest tancerką i że poznała Liam'a już w X-Factor.
Po jakichś piętnastu minutach One Direction wylądowało w garderobie. Nie chcieliśmy im przeszkadzać, gdy nagle usłyszałam krzyk Louis'a:
-Mabel, chodź tu na chwilę!
Zdziwiona wstałam i podeszłam do chłopaka, wychylającego się zza drzwi garderoby.
-Wchodź. - powiedział i wciągnął mnie do środka.
Skrzywiłam się. Reszta chłopaków łaziła w samych bokserkach. Również Lou.
-Po co ci jestem potrzebna? - z trudem spojrzałam mu w oczy, a nie gdzie indziej.
-Musisz nam coś doradzić. - zaczął mnie prowadzić w kierunku jakiejś kobiety, trzymającej dwa zestawy ubrań.
Dziwne, że miałam JEJ doradzać, no ale cóż...
-Nie możemy się zdecydować. Ten strój... - podniosła prawą rękę. - ...czy ten?
-Ja jestem za tym. - wtrącił Lou, wskazując lewy zestaw.
-Tak, tak, stanowczo ten. - pokiwałam głową.
-Dzięki. - przytulił mnie Louis.
-Spadaj golasie. - uciekłam mu z uśmiechem.
On się tylko zaśmiał. Już miałam wyjść, gdy usłyszałam głos Harry'ego:
-Hej Mabel!
Wywróciłam oczami. Co znowu?
-Tak? - odwróciłam się do Stylesa.
Na szczęście miał na sobie koszulkę. Zbliżał się do mnie z jakimś dzieckiem na rękach.
-To jest Lux? - moja twarz się rozpogodziła.
Ten dzieciak był przesłodki.
-Tak. - wyszczerzył się Harry. - Weźmiesz ją do tamtej sali?
-Jasne. - przejęłam niemowlaka. - Jest za młoda na takie porno sceny.
Obok właśnie przebiegł Niall w samych bokserkach. Harry się zaśmiał.
-Właśnie. Dzięki.
Uśmiechnęłam się i wyszłam z garderoby.
-Cześć, jestem Mabel. - powiedziałam do dziewczynki, którą miałam na rękach.
Ta spojrzała na mnie swoimi słodkimi oczkami.
-Podasz mi rączkę? - zapytałam i wyciągnęłam w jej kierunku własną dłoń.
Ku mojemu zdziwieniu Lux podała mi rękę.
-Dziękuję. - uśmiechnęłam się promiennie.
Usiadłam z nią na kanapie. Chwilę później doskoczyły do mnie Violet i Eva.
-Ojejku, jaka ona słodka! - wykrzyknęły.
Zaczęliśmy się z nią bawić. Robiłyśmy śmieszne miny - aż dziwię się, że się nie przestraszyła - klaskałyśmy, śpiewałyśmy (muszę przyznać że okropnie), pokazywałyśmy jej różne rzeczy z naszych torebek. Lux była naprawdę rozkoszna.
Po dłuższej chwili podeszła do nas jakaś kobieta.
-O widzę, że dorwałyście moją córkę. - zaśmiała się.
Uśmiechnęłyśmy się i oddałyśmy Lux mamie. Opowiedziała nam o pracy makijażystki. Po chwili oznajmiła:
-Już zebrały się fanki. Za chwilę rozpocznie się koncert. Lepiej już chodźmy.
Wstałyśmy i razem z Danielle, która wcześniej na chwilę gdzieś zniknęła, skierowałyśmy się do salki, w której jeszcze nie byłyśmy.
-Tu się wychodzi na scenę. - mama Lux wskazała jakieś drzwi.
Dostrzegłyśmy chłopaków, zaszytych w jakimś kącie. Widać, że się stresowali. Podeszliśmy do nich.


*oczami Evy*


-Dobrze się czujesz? - zapytałam Niall'a, choć było jasne, że nie.
-W miarę.
-Nie denerwuj się. Będzie dobrze, tyle razy już śpiewaliście. - próbowałam go pocieszać.
-Wiem, wiem masz rację. - uśmiechnął się lekko - Po za tym, ładnie wyglądasz.
Zaczerwieniłam się. To głupie, ale zawsze tak reagowałam na komplementy.
-Dzięki. Ty też ładnie wyglądasz. - przejechałam po nim wzrokiem.
-Podziękuj ekipie. - wskazał głową makijażystki i całą resztę.
-Podziękuję. - spuściłam głowę.
-Ej, chłopaki! Wychodzimy! - zawołał jakiś facet.
Zagadywałam, że to Paul - menadżer chłopaków. Wspięłam się na palcach i pocałowałam lekko Niall'a w usta.
-Powodzenia. - popatrzyłam nieśmiało w jego piękne, błękitne oczy.
Spojrzał na mnie z zachwytem.
-Ej, Irlandczyk! - krzyknął Louis.
-Dzięki. - uścisnął mi rękę Niall i odszedł z uśmiechem.
Czym ja sobie zasłużyłam na takiego chłopaka jak Niall? Westchnęłam i patrzyłam jak cała piątka znika na scenie. Po chwili dobiegły mnie piski i krzyki fanek. O Boże. Pomyślałam, że gdyby mnie widziały teraz dziewczyny z mojej szkoły, zżerała by je zazdrość. Wzruszyłam ramionami i dołączyłam do Mabel, Violet i Danielle, trzymających kciuki za chłopaków.
Zaczęli śpiewać.
Najpierw było "One Thing". Potem "What makes you beautiful". Właśnie nadchodziła solówka Harry'ego, gdy usłyszeliśmy Louis'a:
-Violet!  Chodź na scenę!
Violet otworzyła szeroko usta.
-Po co? - spytała.
Louis tylko przywołał ją gestem ręki.
-Idź. - szepnęła Mabel i popchnęła lekko przyjaciółkę.
Ta pokiwała głową i chwiejnie ruszyła w kierunku sceny. Zżerała mnie ciekawość. Już po chwili dowiedziałam się po co zaprosili Violet na scenę. Harry chciał zaśpiewać dla niej solówkę. Od razu się uśmiechnęłam. Hazza był taki słodki. Gdy fanki wstrzymywały oddech na widok Stylesa z jakąś nieznana im dziewczyną, ja z Mabel podskakiwałyśmy z radości. W końcu piosenka się zakończyła. Usłyszałyśmy głos Harry'ego:
-A teraz chcę przedstawić wszystkim moją cudowną dziewczynę Violet.
Zaczęłam się martwić jak fanki zareagują na tą wiadomość. W końcu Hazza, jego loczki... No cóż wiele dziewczyn na to leciało i pewnie wyobrażało sobie nie wiadomo co.
Lecz nie potrzebnie się martwiłam. Nagle usłyszeliśmy radosne krzyki. Ucieszyłam się, że są prawdziwe fanki, które cieszą się ze szczęścia chłopaków.
-Dzięki że się cieszycie. - usłyszałyśmy nieśmiały głos Violet, która się pewnie zestresowała całą sytuacją.
Fanki jeszcze trochę pokrzyczały, a potem ujrzałyśmy Violet, wracająca do nas.
-Zabiję go. - szepnęła ze wzrokiem wbitym w przeciwległą ścianę.
Podbiegłyśmy do niej i zaczęłyśmy jej mówić, że przecież wszystko dobrze poszło. Pokiwała głową i usiadła na kanapie.
-Wszystko dobrze? - upewniłam się, gdy chłopacy zaczęli śpiewać "I Wish".
-Tak. - mruknęła Violet.
Potem chłopacy wykonali jeszcze kilka piosenek. Ja z Mabel i Danielle wciąż trzymałyśmy kciuki za chłopaków. Violet powoli wracała do siebie. Koncert trwał już naprawdę długo. Nagle głos zabrał Zayn.
-Teraz wykonamy piosenkę More Than This. I chcieliśmy zaprosić na scenę dziewczyny, które naprawdę wiele dla nas znaczą.
Zobaczyłam jak Zayn odwraca się w stronę Mabel. Uśmiechnął się do niej.
-Chodźcie. - powiedział cicho.
Skinął głową na mnie, Violet, Mabel i Danielle. Zrobiło mi się gorąco. Ja miałam teraz tam wyjść, na scenę?! Dobre. Zatrzęsły mi się nogi. Spojrzałam na Mabel, która była w podobnym stanie.
-Musimy iść, chodźcie. - powiedziała do nas Danielle.
Zaczęłam powoli wchodzić po schodkach za dziewczyną Liam'a. Za mną były Mabel i Violet. O Boże. Każda z nas stanęła przy swoim chłopaku. Na drżących nogach podeszłam do Niall'a, który uśmiechał się zachęcająco. Mi nie było do śmiechu. Starałam się nie patrzeć na fanki. Gdybym zobaczyła ile ich jest, pewnie uciekłabym z krzykiem. A tego wolałabym nie robić. Spojrzałam w oczy Niallera. Ich błękit sprawił, że trochę się odstresowałam.
-Ee... ja postanowiłem zaprosić na scenę fankę. - usłyszałam głos Louis'a.
Fanki wstrzymały oddechy. Każda miała nadzieję, że Lou wybierze właśnie ją. Ciągle uparcie nie patrzyłam na widownię. Podeszłam bliżej Niall'a i lekko się uśmiechnęłam. On też patrzył tylko na mnie. Kątem oka dostrzegłam, że Louis wskazuje kogoś palcem.
-Mogę cie prosić? - uśmiechnął się słodko.
Jedna fanka wybuchła płaczem. Pewnie z żalu, że to nie ona wchodzi na scenę. Lou udał, że tego nie słyszał i podał rękę roztrzęsionej dziewczynie, wchodzącej na scenę. Widać było, że się strasznie denerwowała. Wyglądała na nieśmiałą. Pewnie Louis specjalnie ją wybrał.
-Dzięki. Nie chciałem śpiewać dla Lux. - powiedział z uśmiechem.
Sporo osób się zaśmiało. Nagle usłyszeliśmy muzykę.
Liam zaczął śpiewać. Danielle była przeszczęśliwa.Potem nadszedł czas na solówkę Harry'ego. Ten po raz drugi dzisiejszego wieczoru zaczął śpiewać dla Violet. Wiedziałam, że już wkrótce zaśpiewa Niall. Stresowałam się. Po chwili usłyszałam jego głos. Śpiewał dla mnie. Patrzył mi głęboko w oczy. Nie mogłam w to uwierzyć. Ja, jakaś walnięta kujonka, stałam teraz na scenie przed setkami ludzi. I śpiewał dla mnie Niall Horan. Starałam się nie rozpłakać, ale naprawdę byłam wzruszona. Pod koniec solówki blondyn złapał mnie za rękę i pocałował mnie w policzek. Na oczach tylu ludzi. Spłonęłam rumieńcem. Zaśpiewał Louis. Dziewczyna, która stała z nim na scenie była w stanie podobnym do mojego. Miała ogromne szczęście, że spośród tych wszystkich fanek Lou wybrał właśnie ją.
Teraz śpiewała cała piątka. Mój stres powoli się zmniejszał i zniknął zupełnie, gdy zaczął śpiewać Zayn. Mabel patrzyła na niego zauroczona. Widać było, że już się nie denerwuje. W końcu musiała być naprawdę szczęśliwa. Wtedy dotarło do mnie, że ja też jestem. Spojrzałam kątem oka na Niall'a. Uśmiechnął się do mnie. Mabel i Zayn wtulili się w siebie, gdy nadszedł refren. Tym razem czułam się lepiej. Już nie stałam w miejscu jak kołek. Poczułam się tak dobrze, że nawet żałowałam, że skończyła się piosenka. Fanki zaczęły wydawać głośne krzyki. Śmiały się i machały rękami. Może rzeczywiście, nie były takie złe? Może rzeczywiście nie chciały mnie oskalpować za to że jesteś z Niall'em? Tak obawiałam się ich reakcji. A teraz... z żalem schodziłam ze sceny.
-Dziękuję. - powiedział mi do ucha Niall.
Uśmiechnęłam się.
-To ja dziękuję.
I zeszłam ze sceny.


*oczami Mabel*


-Uczcijmy to! - wrzasnął Louis.
Staliśmy na ciemnym już parkingu. Koncert się skończył, fanki poszły do domów. Autografy porozdawane, fotki z idolami porobione. Niektóre dziewczyny chciały nawet zdjęcie ze mną. Zdziwiło mnie to, ale chętnie pozowałam. 
-Jak? - zapytałam.
-W klubie! - odkrzyknął Lou.
-Oo, dobre! - klepnął go w ramię Hazza.
-Tylko mamy tu dwie nieletnie. - zmrużył oczy Liam, patrząc na mnie i na Violet.
Nawet Eva miała już tą osiemnastkę.
-Wyglądam dorośle. - uniosłam dumnie głowę.
-Nie wiem z której strony. - parsknął śmiechem Louis.
-Z każdej! - uderzyłam go w rękę, a chłopcy się zaśmiali.
-Dobra, chodźcie. - zadecydował Harry. - Mam nadzieję, że was wpuszczą.
-Wpuszczą, wpuszczą. - pokiwała głową Violet i złapawszy Harry'ego za rękę, ruszyła w kierunku vana chłopaków.
-My przyjechaliśmy samochodem Zayn'a. - powiedziałam.
-To za dziesięć minut pod klubem. Wiesz którym Zayn? - zapytał Niall.
-Wiem, wiem. Chodź. - powiedział do mnie i wsiedliśmy do samochodu.
Podczas krótkiej jazdy gadałam z Malikiem o koncercie. Podziękowałam mu - po raz kolejny - za to, że zaśpiewał dla mnie solówkę. 
Po krótkiej chwili auto się zatrzymało. Wysiedliśmy. Czekaliśmy trochę na resztę. Gdy się zjawili, pierwszą rzeczą którą zauważyłam było to, że Violet sprzeczała się o coś z Harry'm. Po tym jak dla niej zaśpiewał? Jak ona mogła.
-Myślałam że tam umrę na środku! - powiedziała ze śmiechem moja przyjaciółka do swojego chłopaka.
Ucieszyłam się, że to bardziej tak na żarty, niż na poważnie. Podeszliśmy do jakiegoś wielkiego ochroniarza, stojącego przed klubem, do którego chcieliśmy wejść. Facet od razu poznał chłopaków. Musieli to często bywać. Zmarszczyłam czoło.
-Oo! To wy! Wchodźcie, wchodźcie! - zawołał, potem dostrzegł mnie. - Trochę młoda ta laska. Ale róbcie co chcecie.
Obruszyłam się za tą "młodą laskę". Burknęłam coś pod nosem.
-Ej. - spojrzał na niego z groźną miną Zayn, wiedziałam jednak że nie ma żadnych złych zamiarów.
-Dobra, dobra, luz. - wyszczerzył się ochroniarz.
-Nie przejmuj się, on tak zawsze. - pocieszył mnie Malik.
-Zawsze? To ile tu już zabrałeś "młodych lasek"? - spojrzałam na niego z rozbawieniem.
-Ktoś mówił, że ja? To raczej Harry. - zaśmiał się.
Tez się zaśmiałam.
-No więc... - zaczął Liam. - Tylko mi się nie pogubcie. Rano wszystkich was widzę w domu.
Spojrzał na nas z uśmiechem.
-Dobrze, tato. - poklepałam go po ramieniu. 


****************************************************************************************************

Przepraszam, że dopiero dzisiaj dodałam rozdział ;/ Ciężki tydzień, wróciłam do sql po parodniowej chorobie ;[
No a po za tym wtorek był dla mnie wielkim dniem. Dostałam pierwszą W ŻYCIU jedynkę .! Od kiedy za grę w "klaskanki" dostaje się jedynkę, hę? 
A dzisiaj druga pała xd

*Niestety z przykrością muszę zawiadomić, że ani jutro, ani w sobotę nie dodam rozdziału gdyż wyjeżdżam na weekend. Może w niedzielę... Ale nie wiem. Chciałabym zobaczyc chociaż OSIEM komentarzy, proszę ;**
I piszcie kto weźmie udział w konkursie! Więcej info w poście "Dwa miesiące bloga xd"

<3

12 maja 2012

Rozdział 18.

Uff. Właśnie skończyły się piątkowe lekcje. Violet znowu nie było w szkole, ale rozmawiałam z nią i mówiła, że będzie na jutrzejszym koncercie. To dobrze. Przecież nie po to kupowała sukienkę, żeby teraz jej nie wykorzystać!
Jadąc autobusem rozmyślałam nad tym jak może się potoczyć moje dzisiejsze spotkanie z Peterem. Oby nie wydarzyło się nic niepożądanego.
-Cześć mamo! - krzyknęłam wchodząc do domu.
-Czeeść, możesz tu przyjść na chwilę? - zawołała moja mama.
-Dobra. - powiedziałam lekko zdziwionym tonem i weszłam do kuchni. - Co?
-Ee... mogłabyś jutro nocować u chłopaków? - zapytała mama.
Że co?
-Czemu? - zdziwiłam się.
-Ee... ja z tatą znowu wyjeżdżamy na weekend. - uśmiechnęła się mama.
Te ich nocne wypady skończą się dzieckiem, słowo daję. W sumie zawsze chciałam mieć rodzeństwo...
-Dobra. Zapytam się Lou. - stwierdziłam i pobiegłam na górę.
Uau! Jeśli rodziców nie ma w domu, to oznacza, że będę mogła nawet na całą noc wyjść i nikt mnie nie będzie pilnował. Oo, coś mi się zdaje, że po koncercie będzie niezła zabawa. Uśmiechnęłam się szeroko do siebie.
Dobra. Teraz Peter. Poprawiłam strój, makijaż i włosy i ponieważ miałam jeszcze chwilę, włączyłam laptopa. Postanowiłam poszukać jakiejś fajnej rasy psa. W końcu na urodziny rodzice mają mi kupić szczeniaka. Chyba. Jeszcze z nimi pogadam. Najpierw wstukałam w wyszukiwarce "rasy psów". Włączyłam jakąś ciekawie wyglądającą stronkę i czekałam aż mi się naładuje. Przeglądałam kolejne rasy. Marzyłam o psie, który nie będzie zbyt duży.
Nagle spostrzegłam fotografię jakiegoś wyjątkowo ładnego psiaka. Kliknęłam na zdjęcie, a pod nim wyskoczyło mi: cocker spaniel angielski.Zwierzak był naprawdę ładny. Zadowolona dodałam stronę do zakładek i zamknęłam przeglądarkę. Teraz wzięłam się za kończenie jednego z moich opowiadań. Potem napisałam jakiś krótki wiersz i wyłączyłam komputer.
Ostatnio wpadłam na dość ciekawy pomysł. Postanowiłam napisać książkę. Wiedziałam, że mając niecałe siedemnaście lat, nie wypocę nic nadzwyczajnego, ale wierzyłam w siebie i postanowiłam spróbować. A po za tym naprawdę uwielbiałam pisanie. Jeszcze nie miałam pomysłu, ale ostatnio rozważałam różne tematy. Kto wie, może coś z tego wyjdzie.
Zbiegłam po schodach na dół.
-Mamo mogę wyjść? - zapytałam ostrożnie.
-A z kim? - mama na chwilę oderwała się od telefonu, przez który rozmawiała z jakąś koleżanką.
-Ee... z kolegą. - bąknęłam.
-Jakim?
-Takim Peterem... - zająknęłam się. - Wrócę najpóźniej o dwudziestej.
Mama zacisnęła wargi, a potem pokiwała głową.
-Niech ci będzie.
-Dzięki! - zawołałam i wybiegłam z domu.
Pół godziny później już szłam w kierunku Big Bena. Dookoła był tłok, a Petera nie było widać. Nagle go zauważyłam. Stał jakieś piętnaście metrów ode mnie i rozglądał się wkoło.
-Hej, Peter! - zawołałam.
Spojrzał na mnie i natychmiast się uśmiechnął. A może on wyobrażał sobie nie wiadomo co? Przygryzłam wargę. A w ogóle będziemy mieli o czym rozmawiać?
-Cześć. - uśmiechnął się promiennie, gdy do mnie podszedł. - Idziemy na London Eye? - zaproponował natychmiast.
Pokiwałam głową. Co ja tu robię z niemal dwa lata młodszym chłopakiem? Nagle przypomniało mi się, że jestem od Zayn'a młodsza o dokładnie tyle samo lat. Skrzywiłam się. Dobra, powstrzymam się od komentowania wieku.
-Co u ciebie słychać? - zagadnął piętnastolatek.
-Ee... dobrze. - mruknęłam.
Niby o czym miałam mu opowiadać?!
-I co, byliście w końcu w zoo? - zapytał Peter.
-Noo, jednak tak. Mówiłeś, że to dla dzieci, ale było fajnie. - uśmiechnęłam się lekko.
Zaśmiał się głośno.
-Twoi kumple i tak się zachowują jak dzieci, więc nie było problemu. - wyszczerzył zęby.
-Ej, piętnastolatek! Cicho! - fuknęłam na niego.
Zachichotał.
-Masz rację, One Direction to dzieciaki. - westchnęłam. - Ja tam jestem najpoważniejsza.
-Jakie One Direction? - zmarszczył brwi.
-Ee... to taki zespół. - zająknęłam się.
Peter chyba nie wiedział kim oni są. A nie chciałam, żeby wyszło tak, że się przechwalam czy coś.
-Tamci chłopacy są znani? - uśmiechnął się szeroko.
-Taak. Sory, myślałam że wiesz. - zrobiło mi się głupio, z powodu całej tej sytuacji.
-Mogłaś mi powiedzieć wcześniej, dostałbym autografy. - wyszczerzył zęby.
Wzruszyłam ramionami. Nie chciałam gadać na ten temat.
-Śpiewają? - zapytał Peter po chwili milczenia.
-Tak.
-Masz jakieś ich piosenki na telefonie? - spojrzał na mnie z ciekawością.
Pokiwałam głową i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Puściłam mu One Thing. Zmarszczył czoło.
-Ty pewnie lubisz inną muzykę. - uśmiechnęłam się na widok jego miny.
-R & B. - wyszczerzył zęby.
Zaśmiałam się.
-Co? - poczuł się chyba urażony.
-Nie... po prostu też tego słucham. - uśmiechnęłam się. - I nikt o tym nie wie. - Zrobiłam tajemniczą minę.
Teraz to on się zaśmiał.
-Te piosenki nie pasują mi jakoś do ciebie. - przekręcił głowę na bok. - R & B i pop?
Pokiwałam głową.
-Słucham tego od trzynastego roku życia.
Stanęliśmy na końcu kolejki po bilety do London Eye.
-A fani wiedzą, że chodzisz z tym mulatem? - spytał.
-Zayn'em. - poprawiłam go.
-Zayn'em. - pokiwał głową.
-Niee. Nawet moi rodzice nie wiedzą. I wiesz co...?
-No co? - przesunął się krok do przodu.
-Ee... przepraszam cię za to, co zrobił. - spuściłam głowę.
Miałam na myśli tę scenę zazdrości, którą urządził mi Zayn na biwaku.
-Dobra. - powiedział Peter. - On mnie chyba nie lubi.
Piętnastolatek miał rację. Mój chłopak za nim nie przepadał.
Wzruszyłam ramionami. Na szczęście podeszliśmy właśnie do kasy i kupiliśmy bilety. Miałam nadzieję, że wkrótce wywiążą się inne tematy, nie tylko związane z  zespołem.
-Co lubisz robić? - zapytałam, gdy ładowaliśmy się do "wagonika".
-Ee... jeździć na desce. - uśmiechnął się lekko Peter.
-Zawsze chciałam się nauczyć. Możesz mi potem pokazać jakieś e... triki? - spojrzałam na niego z ciekawością.
-Okej. - pokiwał głową.
Stanęliśmy przy ścianie szklanego wagonika.
-Uwielbiam Londyn z tej perspektywy. - powiedziałam do mojego towarzysza, przyklejając nos do szyby.
Na szczęście potem rozmawialiśmy o różnych rzeczach, nie tylko o One Direction. W pewnym momencie Peter mi powiedział, że jest adoptowany.
-Naprawdę? - zmartwiłam się. - A... od kiedy masz e... rodziców?
Krępował mnie trochę ten temat. Nie chciałam zranić Petera.
-Zaadoptowali mnie jak miałem dziesięć lat.
-Jak jest... w sierocińcu? - nie byłam pewna, czy mogę zadać to pytanie.
Na szczęście Peter się nie obraził. Zaczął mi opowiadać. Wtedy zaczęłam doceniać to co mam. Rodziców, dom. Ale ostatecznie mój towarzysz też nie miał tak źle. W końcu od pięciu lat też miał rodzinę.
-Ale czasami sobie myślę, że chciałbym mieć rodzeństwo. - stwierdził chłopak.
-Oo, ja tez. I pewnie będę miała. - zaśmiałam się. - Moi rodzice ostatnio... spędzają ze sobą więcej czasu.
Wyszczerzył zęby. Tymczasem po jakichś czterdziestu minutach szklany wagonik powoli zwalniał. W końcu całkowicie się zatrzymał. Zaczęliśmy się przepychać do wyjścia.
-Idziemy teraz do mnie po deskę? - zapytał.
Zaśmiałam się.
-Co? - zapytał.
-Nic, nic. - pokręciłam głową. - Daleko masz do domu?
-Jest ulicę dalej.
I zaczęliśmy iść. Po niedługim czasie, Peter zaczął wchodzić do jakiejś kamiennicy. Pewnie tu mieszka. Przeszliśmy parę pięter i zatrzymaliśmy się przed drzwiami nr. 89.
-Wchodź. - otworzył mi drzwi.
Przeszliśmy przez ciemny hol i weszliśmy do jego pokoju.
-Ładnie tu. - uśmiechnęłam się.
-Dzięki. - wyszczerzył zęby i otworzył szafę.
Najpierw wyciągnął jedną, nową deskorolkę, a potem drugą starą i podniszczoną.
-Dobrze, że trzymałem tego starocia. Wreszcie się przyda. - uśmiechnął się. - Masz moją nową. - powiedział i wręczył mi deskę.
Podziękowałam i po chwili wyszliśmy już z jego domu. Zaczęliśmy iść ulicą, z deskorolkami pod pachami.
-Tu niedaleko jest skatepark. - zawiadomił mnie. - Jeździłaś w ogóle kiedykolwiek?
-Ee... właściwie nie. - spuściłam głowę.
-Nie szkodzi. - odpowiedział wesołym tonem.
Podobało mi się, że Peter zachowywał się jak na kolegę przystało. Nie miał żadnych romantycznych odpałów. I dobrze. Po dwudziestu minutach rozmowy, ujrzeliśmy skatepark. Były już na nim jakieś dwie dziewczyny.
-Siema! - krzyknął i pomachał im ręką. -Dobra. Zaczynamy. - powiedział ze złowrogim uśmiechem.
Zaśmiałam się. Peter działał na mnie tak dobrze jak One Direction - ciągle się śmiałam.
Zaczęliśmy od podstaw - jak utrzymać równowagę, jak się poruszać, jak skręcać.
-Dobrze ci idzie! - pochwalił mnie Peter.
-Dzięki. - uśmiechnęłam się słodko.
-Chyba pora na małą przerwę. - wyszczerzył się i usiadł na pobliskiej ławeczce.
Pomachał ręką na spotkaną wcześniej dziewczynę - druga poszła do domu - i zawołał ją do nas.
-Rebecca, Mabel. - przedstawił nas.
Podałam rękę Rebecce. Była chyba w wieku Petera. Miała długie blond włosy, podobne do moich. Zaczęli gadać o jakichś głupotach, wspólnych znajomych. Zupełnie się nie orientowałam.
-Pogadajcie sobie jeszcze, ja idę poćwiczyć. - mruknęłam i z deską Petera w ręku odeszłam parę kroków na bok.
Zaczęłam ćwiczyć. Rozpędzałam się i skręcałam. Postanowiłam zjechać z łagodniejszej rampy. W sumie to nic trudnego. Wdrapałam się na jej szczyt i zjechałam po łagodnej stronie. Po chwili Rebecca odeszła, a Peter dołączył do mnie.
-Przepraszam, dawno się z nią nie widziałem. - usprawiedliwił się.
-Nie ma sprawy.
Przez chwilę Peter przyglądał się moim poczynaniom.
-Wiesz... ona mi się podoba. - powiedział nieśmiało.
Zrobiło mi się ciepło na sercu.
-Mogłabyś mi coś doradzić? - spytał, patrząc na swoja deskorolkę.
-Jasne. - powiedziałam z uśmiechem. Uwielbiałam doradzać chłopakom w takich sprawach.
A Peterowi nie brakowało urody, był bardzo miły, więc to nie powinno być problemem.
-Ona chyba też cię lubi. - uśmiechnęłam się lekko.
-Tak myślisz? - zapytał, siadając z powrotem na ławeczce.
-Tak. Więc... wystarczy ją gdzieś zaprosić. Masz jej numer? -spytałam.
Pokiwał głową.
-Więc po prostu zadzwoń i się umów. Możecie iść na... lody. - powiedziałam. - To nic trudnego poderwać dziewczynę.
Zaśmiał się.
-Fajnie o tym mówisz. - stwierdził.
Wzruszyłam ramionami z uśmiechem.
-Fajny jesteś Peter, dasz radę. - uśmiechnęłam się.
-Dzięki. Rzeczywiście nic trudnego poderwać dziewczynę. - wyszczerzył zęby.
-Oo, mój drogi, poczekaj aż się zgodzi. - wystawiłam mu język. - Noo, muszę już iść.
-Czekaj! Chcę ci tylko coś dać. - powiedział i dodał - którą chcesz deskę?
-O niee... One są twoje. - pokręciłam głową.
-Po co mi dwie? - wzruszył ramionami.
-Naprawdę mogę? - upewniłam się.
-No pewnie. Będziesz tu przychodziła kiedy chcesz i ćwiczyła. - uśmiechnął się.
-Oo... dzięki. - powiedziałam z uśmiechem na twarzy i chwyciłam starą deskorolkę. - Powodzenia z Rebeccą!
Pomachałam mu na pożegnanie i ruszyłam w kierunku przystanku. W czerwonym autobusie przyciskałam sobie deskorolkę do piersi, aby jej przypadkiem nie zgubić. W końcu znalazłam się w swoim domu.
-Cześć mamo! Patrz co mam! - zawołałam i podeszłam do rodzicielki.
Moja mama dostrzegła deskę.
-Oo, dostałaś ją od tego chłopca? - uśmiechnęła się.
-No. - wyszczerzyłam zęby.
-Gorzej, że nie umiesz jeździć. - zaśmiała się mama.
-No właśnie zaskoczę cię, że trochę już umiem. - dodałam i pobiegłam na górę.
Była dopiero dwudziesta, a ja nie miałam co robić. Postanowiłam upiec rodzicom placek. W końcu musiałam się troszkę podlizać, skoro wkrótce przedstawię im swojego chłopaka. Właśnie miałam zejść z powrotem na dół, gdy usłyszałam piosenkę Levels, wydobywającą się z mojego telefonu.
-Halo?
-Cześć. - usłyszałam głos Zayn'a.
-No hej. - odpowiedziałam uradowana.
-Nie poszłabyś jutro ze mną przed koncertem do kawiarni? - zapytał szybko.
-Ee... a o której koncert?
-Jest o 18, my musimy być już o 15. To możemy tak o 13. - zaproponował.
-Dobra. - powiedziałam, starając się nie skakać z radości.
-To do jutra kotku. - usłyszałam.
Rozłączyłam się. Z uśmiechem zeszłam do kuchni, cały czas ściskając w ręce komórkę. Zastanawiałam się, czy to co czuję do Zayn'a to... miłość. Oczywiście, byłam w nim zakochana, podobał mi się, ale nie wiedziałam czy mogę to nazwać miłością. Chyba było jednak trochę za wcześnie na to. W końcu byliśmy parą od bardzo niedawna. Westchnęłam. Ale z każdą chwilą, z każdym dniem coraz mocniej przywiązywałam się do Zayn'a.
Potrząsnęłam głową. Nie upiekę żadnego placka, myśląc o moim chłopaku. Ciągle z uśmiechem na ustach, podeszłam do kuchennej szafki i wyciągnęłam z niej mój zeszyt z przepisami. Zdecydowałam się na ciasto, które nauczyła mnie piec moja babcia z Polski. Przygotowałam wszystkie rzeczy do zrobienia karpatki i po chwili wzięłam się do roboty.
-Mabel, co ty robisz? - zapytał tata, gdy włączyłam mikser.
-Placek dla was. - uśmiechnęłam się słodko do ojca, gdy wszedł do kuchni.
Tata uniósł brwi.
-Czy ty chcesz mi się podlizać? - spytał.
-Nie! Przecież ja nigdy wam się nie podlizuję! - skłamałam ze śmiechem.
-No to o co chodzi? - ojciec usiadł na kuchennym krześle, także się śmiejąc.
-O nic, naprawdę. - powiedziałam,  niezgodnie z prawdą.
-To rób ten placek. - uśmiechnął się tata i poszedł do salonu.
W piętnaście minut ciasto na spody było gotowe. Wstawiłam je do piekarnika i w tym czasie wzięłam się za przygotowywanie kremu. Był gotowy w pięć minut. Wyjęłam upieczone już ciasto z piekarnika. Przekroiłam je wzdłuż i dodałam krem pomiędzy warstwy. Zrobione!
-Mamo! Tato! - krzyknęłam.
Rodzice przyszli do kuchni.
-Jedzcie. - uśmiechnęłam się i każdemu ukroiłam po kawałku.
-Mm, dobre. - stwierdziła moja mama, przełykając pierwszy kawałek.
-Zgadzam się. - pokiwał głową mój tata.
-Tez się zgadzam. - zaśmiałam się.
Rzeczywiście, wyszło całkiem niezłe.
-A teraz idę spać. - powiedziałam i pobiegłam na górę.
umyłam się i przebrałam w piżamę. Gdy leżałam już w łóżku, postanowiłam napisać do Petera.
"Dzwoniłeś już do Rebecci?" - wysłałam mu.
Zaledwie po trzech minutach przyszła odpowiedź.
"Taak! Zgodziła się! Dzięki ;)"
Zaśmiałam się. Przyszedł kolejny sms. Myślałam, że to też od Petera. Otworzyłam go szybko.
"Dobranoc. Słodkich snów <3"
Co ten Peter daje? Nagle zobaczyłam kto jest nadawcą. Zayn. Uśmiechnęłam się. Odpisałam coś podobnego i nakryłam się kołdrą. Jedyne co mnie martwiło to to, jak zareagują fani na to, że chodzę z Malikiem. Przecież wkrótce mieli się dowiedzieć.


***


Już 13:00. Czekałam niecierpliwie na Zayn'a. Przygładziłam jeszcze raz nową sukienkę. Byłam ciekawa jak zareaguje na nią mój chłopak. Nagle usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Pobiegłam otworzyć, w końcu byłam sama, bo rodzice znowu wyjechali.
-Cześć. - powiedziałam z uśmiechem do Malika, opartego o framugę drzwi.
-Hej. - uśmiechnął się, a w chwilę później zrobił bardziej skupiony wyraz twarzy.
Zlustrował mnie wzrokiem.
-Wyglądasz ślicznie. - powiedział z szerokim uśmiechem.
Przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
-Dzięki. - wymamrotałam z lekkim uśmiechem.
Zayn podał mi rękę. 
- Idziemy? - zapytał, ciągle mi się przyglądając.
-Jeśli chcesz, mogę cię poczęstować plackiem.
-Możesz. - wyszczerzył zęby i wszedł do mojego domu. - Okropna pogoda, zaraz będzie padać. - skrzywił się.
-Oby wam to koncertu nie zepsuło. - zmartwiłam się.
-No co ty, moje fanki wytrzymają wszystko. - uśmiechnął się szeroko.
-A idź! - parsknęłam śmiechem.
Weszliśmy do kuchni, a Zayn opadł na krzesło.
-Proszę. - podałam mu ciasto.
-Jak to się nazywa? - przyjrzał się uważnie "temu".
-Karpatka. Nie patrz się tak. Nie zatruję cię. - zmrużyłam oczy.
Zayn zjadł pierwszy kęs. Wstrzymałam oddech.
-No, ale z ciebie kucharka... dobre jest. - wyszczerzył zęby.
Odetchnęłam.
-To dobrze. - uśmiechnęłam się lekko.
Zayn szybko pochłonął posiłek.
-Wpadnę jeszcze kiedyś. - uśmiechnął się. - Pokażesz mi swój pokój?
-Jasne. - wstaliśmy od stołu.
Weszliśmy po schodach. Otworzyłam drzwi od mojego pokoju i wkroczyłam do środka.
-Ładnie masz tu. - powiedział, zamyślony.
Pokiwałam głową. Usiadłam na łóżku, a Zayn do mnie dołączył.
-O, nasz plakat. - uśmiechnął się na widok tego co miałam na ścianie. - To słodkie.
Wywróciłam oczami.
-Wiesz co? Jest taka dziewczyna... Tracy. - zaczęłam.
-No i co z nią?
Streściłam szybko wszystko co ona robi. Zayn się zaśmiał.
-Dobra, chodźmy już. Nie chcę się spóźnić na koncert.
Uśmiechnęłam się i zeskoczyłam z łóżka. Malik jeszcze przez chwilę mi się przyglądał.
-Naprawdę wyglądasz prześlicznie. - uśmiechnął się.
-Dziękuje, dziękuję. - wywróciłam oczami i zwlekłam go z łóżka.
Wychodząc z domu, zamknęłam drzwi. Podeszliśmy do samochodu Zayn'a.
-Wchodź. - otworzył mi drzwiczki.
-Dzięki. - uśmiechnęłam się i wskoczyłam do środka.
Zayn po chwili do mnie dołączył i zaczęliśmy jechać  w kierunku centrum. Malik zatrzymał samochód na jakiejś ulicy. Wysiedliśmy z auta i zaczęliśmy iść. Po dłuższym czasie dotarliśmy do małej kawiarni. Weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsca przy oknie.
-O nie. - jęknął Zayn. - Pada.
Rzeczywiście, właśnie rozpadał się deszcz. Tuż po tym jak weszliśmy do środka.
-Może przejdzie. - powiedziałam z nadzieją.
Podeszła do nas kelnerka.
-Dzień dobry, co podać? - zapytała.
-Ee... ja latte, poproszę. A ty? - spojrzał na mnie Zayn.
-Też latte. - mruknęłam.
-To wszystko? - upewniła się kelnerka.
-Tak. - oznajmił Zayn.
Babka odeszła, a my zajęliśmy się rozmową. Deszcz ciągle padał. Gdy dostaliśmy kawy, Malik spojrzał na zegarek.
-Już 14.30. - jęknął.
-Wypiję szybko. - obiecałam.
Jednak gdy upiłam pierwszy łyk, skrzywiłam się.
-Co to jest? - zdziwiłam się.
Zayn spojrzał na mnie zdumiony i tez wypił łyk swojej kawy. Zakrztusił się.
-Jezu, to jest okropne! - powiedział odrobinę za głośno.
Pokiwałam głową. Wypiłam jeszcze łyk.
-Nie wypiję tego. - mruknęłam. 
-Zemdliło mnie. - sapnął Zayn i opadł na oparcie krzesła.
Zachichotałam.
-Nie wiem z czego się śmiejesz. - jęknął. - Musimy już być na koncercie.
Deszcz padał jeszcze mocniej.
-Czemu tak daleko zaparkowałem?! - złapał się za głowę Zayn.
Zaczął stukać palcami w blat stolika. 
-Musimy iść. - przygryzł wargę.
Mogłam na niego patrzeć godzinami, gdy się stresował. To był takie... urocze.
-Chodź, nic się nie stanie, jak zmokniemy. - powiedziałam.
-No dobra. - wstał. - Tylko zapłacę. Zaczekaj.
Odszedł od stolika i podszedł do lady, za którą stało kilka kelnerek. Wręczył jednej z nich jakiś banknot i nie czekając na resztę, podszedł z powrotem do mnie. 
-Masz moją bluzę. - powiedział.
-Przeziębisz się. - pokręciłam głową, gdy został w samym T-shircie.
-Daj spokój. - prychnął i zaczął wkładać mi swoją bluzę.
-Dam sobie sama radę. - wymamrotałam.
Bluza Zayn'a pachniała cudownie. Zakładając ją, wzięłam głęboki wdech. Malik naciągnął mi na głowę kaptur.
-Chodź. - złapał mnie za rękę i wyszedł z lokalu, jednocześnie zerkając na zegarek.
-Nie martw się. Zdążymy. - poklepałam go po ramieniu, gdy wyszliśmy w deszcz.
Zaczęliśmy biec. Nagle zatrzymałam się w miejscu. Ujrzałam tęczę.
-Patrz na to! - uśmiechnęłam się i wskazałam palcem do góry.
Ulewa powoli przechodziła. Zayn zapatrzył się na chwilę w niebo. Wtuliłam się w chłopaka, jednocześnie wdychając jego zapach.
-Umiesz tańczyć? - zapytałam.
-Po pijaku umiem. - zaśmiał się.
Zachichotałam.
-Ale tak naprawdę. - uśmiechnęłam się i jedną rękę położyłam mu na ramieniu.
-Trochę. - spojrzał mi w oczy z uśmiechem.
Widocznie już zapomniał o tym, że musimy się spieszyć na koncert. Przejechałam mu ręką po mokrych włosach.
-To mnie naucz. - pocałowałam go lekko w usta.
Ku mojemu zdziwieniu nie zaprotestował. Nawet się nie zaśmiał. Po prostu zaczął tańczyć. Staliśmy tam w deszczu, zapominając o całym świecie. Robiliśmy jakieś piruety, okręcaliśmy się wkoło. Po kilku minutach, może po kilkunastu, a może po godzinie, stanęliśmy w miejscu. Patrzyliśmy sobie długo w oczy. Zbliżyłam się powoli. Pocałowałam go delikatnie w usta. Staliśmy tak jeszcze chwilę, złączeni pocałunkiem.
-Musimy iść! - odskoczył ode mnie Zayn.
Zaczęliśmy biec. Na szczęście samochód był już niedaleko. Wskoczyliśmy do środka. Zaczęliśmy jechać tak szybko, że aż obawiałam się wypadku.
-Przepraszam. - powiedział z uśmiechem, spuszczając głowę. 
Jakoś wcale mi nie było przykro.
-Dobra, mniejsza z tym. - uśmiechnął się.
W czasie jazdy samochodem, telefon Zayn'a dzwonił chyba tysiąc razy. W końcu zaparkowaliśmy na jakimś obskurnym parkingu.
-Tutaj. - Zayn wskazał jakieś stare drzwi.
Wysiedliśmy z auta. Deszcz już nie padał. Stanęliśmy przed drzwiami.
-Myślisz, że coś nam zrobią? - spojrzałam na niego ze strachem.
Była już 15.20. Pokręcił głową.
-Dobra, wchodzimy. - zagryzł wargę i otworzył drzwi.


**************************************************************************************************

Rozdzial dłuższy, bo nie chciałam, żeby cały był o Peterze, no więc dodałam tez drugą część. ;) Liczę, że się podoba xd

I chciałam was spytać co byście chcieli z okazji urodzin? Mam parę swoich pomysłów, ale co wy chcecie? ;p
Jeśli przeczytałeś, komentuj ;* Ma być co najmniej osiem <3

10 maja 2012

Rozdział 17.

Usiadłam samotnie na ławce. Violet nie było dzisiaj w szkole, wymiotowała w nocy. Pewnie nie pójdzie ze mną i Evą do chłopaków dzisiaj. Harry będzie niepocieszony. Nagle zobaczyłam dziewczynę w charakterystycznych czerwonych okularach. Westchnęłam.
-Cześć Mabel! - zawołała Tracy z fałszywym entuzjazmem.
-Hej. - mruknęłam.
-Wiesz co? Mam do ciebie prośbę. - zaczęła, siadając koło mnie.
-Taak? - spytałam znużonym głosem.
-Bo ty się kolegujesz z... chłopakami. Wiesz o czym mówię?
-Wiem. - wycedziłam. Znowu się zaczyna.
-Poznasz mnie z nimi? - zrobiła słodką minkę.
Nie przeszkadzało mi to, że za nimi szaleje i chce ich poznać. Przeszkadzało mi to, że grała moją przyjaciółkę, podlizywała się i mnie wykorzystywała. Gdyby jakaś moja zwykła koleżanka chciała poznać chłopaków, bym ich poznała. Chodziło tylko o to, że Tracy łaziła za mną nie dlatego, że mnie lubiła, tylko dlatego, że chciała poznać zespół. I to mnie wkurzało.
Przypomniałam sobie radę Louis'a - wygarnąć Tracy co o niej myślę. Jednak nie potrafiłam.
-Na razie są zajęci. Przygotowują się do jakichś występów, i tak dalej. Jak będą mniej zajęci, przedstawię ci ich. - oczywiście kłamałam.
Nie miałam zamiaru uprzykrzać chłopakom życia tą idiotką. Wstałam i podeszłam do jakichś znajomych. Teraz naprawdę było trudno poznać kto jest moim prawdziwym przyjacielem, a kto koleguje się ze mną tylko dla One Direction. No ale... dla Louis'a, Zayn'a i reszty było warto. Uśmiechnęłam się do siebie.
Po lekcjach skierowałam się do domu. Wyjątkowo mogłam wrócić sama autobusem. Właściwie to moi rodzice ostatnio wyluzowali. Wbiegłam do kuchni, przywitałam się z mamą, pochłonęłam pierogi i poszłam na górę. Tam rzuciłam torbę w kąt i rzuciłam się na łóżko. Miałam jeszcze trochę czasu, więc postanowiłam coś poczytać. Po dwudziestu minutach "Serce w chmurach" było skończone. Fajna książka. Przeczytam ją jeszcze nie raz. Wstałam i poszłam do łazienki. Uczesałam włosy i poprawiłam makijaż. Gotowe. Wrzuciłam do ust miętową gumę do żucia i zeszłam na dół.
-Mamo, ja już wychodzę do chłopaków! - krzyknęłam.
Mama pokiwała i wróciła do oglądania wiadomości. Wyszłam z domu i stanęłam przed furtką. Czekałam na Liam'a. Po chwili zobaczyłam znajomy samochód.
-Cześć. - rzuciłam, wsiadając do środka.
-Hej. - odpowiedział i nacisnął pedał gazu.
-Słyszałam, że umówiłeś się z Danielle. - zagadnęłam.
Pokiwał głową z lekkim uśmiechem.
-Straszna plotkara z tego Louis'a. - mruknął.
Parsknęłam śmiechem. Nie wiedziałam, czy mam rację, ale wydawało mi się, że już się nie podobam Liam'owi tak jak dawniej. Zachowywał się jak przyjaciel i to mnie cieszyło. Moje rozmyślania przerwał dźwięk telefonu. Nieznajomy. Wzruszyłam ramionami i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Halo? - powiedziałam.
-Cześć! - usłyszałam znajomy głos.
-Ee... kto mówi? - wymamrotałam.
-Tu Peter. - usłyszałam.
No tak. Chłopak poznany na biwaku.
-Sory, nie poznałam cię. Co chciałeś? - spytałam.
-Spytać czy gdzieś ze mną wyjdziesz.
Zapanowała chwila milczenia. No ale w końcu chłopak mówił, że to będzie taki przyjacielski wypad. Dobra, przecież jak mam chłopaka, to nie znaczy, że nie mogę mieć kumpli.
-Dobra.Kiedy? - odpowiedziałam po krótkim milczeniu.
-Dzisiaj?
-Niee, dzisiaj nie mogę. - mówiąc to, ujrzałam jak Liam marszczy czoło.
-A jutro? - spytał Peter.
-Mogę. To o szesnastej pod Big Benem? - zaproponowałam.
-Okej. - usłyszałam wesoły głos. - To pa!
Rozłączyłam się. Miałam nadzieję, że Peter sobie za wiele nie obiecuje.
-Kto to był, jeśli mogę spytać? - Liam spojrzał na mnie.
-Możesz, możesz. Peter. - powiedziałam.
-Kto?
-Ee... ten chłopak z biwaku. - mruknęłam trochę skrępowana.
Liam uniósł brew. Wiedziałam co sobie myślał.
-To nie jest nic... to tylko kumpel. - burknęłam.
-A czy ja coś mówię?
Westchnęłam.
-Po prostu nie myśl sobie, że olewam Zayn'a, czy coś. - powiedziałam.
Samochód się zatrzymał i do środka wskoczyła Eva. Przywitała się z nami i znowu ruszyliśmy.
-Właśnie, czemu nie ma Violet? - zapytał Liam i zerknął na mnie.
-Jest chora. - skrzywiłam się. - Ale na koncert raczej przyjdzie.
W końcu wymioty przejdą jej najpóźniej jutro, w piątek.
-A wy będziecie na koncercie? - spytał Li.
-Tak. - odpowiedziała Eva, a ja pokiwałam głową. - Nawet kupiłyśmy już sobie odpowiednie ciuchy. - wyszczerzyła zęby.
-Tylko nie mów jakie! - fuknęłam na nią. - To niespodzianka.
Uśmiechnęłam się szeroko. Po chwili zaparkowaliśmy przed domem chłopaków. Ja z Evą wysiadłyśmy z samochodu, a Liam został.
-Nie wysiadasz? - zdziwiłam się.
-Ja... e... teraz jadę do Danielle. - lekko się zarumienił.
Uśmiechnęłam się.
-Ładnie wyglądasz. - stwierdziła, teraz dopiero zwracając uwagę na jego strój.
Wyglądał ładnie, lecz zwyczajnie, a przecież o to chodziło. Liam uśmiechnął się delikatnie i odjechał.
Weszłyśmy z Evą do środka. Stwierdziłyśmy, że chłopcy muszą być w salonie. Skierowałyśmy się więc tam.
-Cześć. - powiedziałam nieśmiało.
-No cześć! - usłyszałyśmy krzyki i cała czwórka podbiegła nas wyściskać.
-Gdzie Violet? - zapytał Harry.
-Ee... jest chora. Nie przyszła. - powiedziałam zmieszana.
Harry trochę oklapł, ale i tak podszedł nas przytulić.
-To gdzie ta pizza, Niall? - spytałam z uśmiechem.
-Już dzwonię. - blondyn dorwał telefon i wykręcił numer.
Cała reszta położyła się na kanapie.
-Uwaga! Co powiedzie na magiczne sztuczki? - wrzasnął Louis i pomachał nam przed nosem pudełkiem z kartami.
-Taak! Ja pierwszy! - krzyknął Harry.
We dwójkę zaczęli się wygłupiać, wrzeszczeć, śmiać i łaskotać. Po chwili karty latały po całym pokoju.
-Ej Louis, twoje sztuczki są bez-na-dziej-ne. - zaśmiałam się.
-Ach tak? - wkurzył się Louis i popchnął Harry'ego na bok.
Lou skoczył na mnie i zaczął mnie łaskotać prawą ręką, bo lewą miał w gipsie.
-Auuua! - krzyknęłam. - Przestań!
-Ej! Nie rób jej tak! - powiedział głośno Zayn i zepchnął ze mnie Lou. - Tylko ja mogę jej tak robić!
Zayn wybuchnął śmiechem, usiadł na mnie i zaczął mnie łaskotać.
-Ej! Potwory! Złaźcie! - zaczęłam bić Zayn'a po rękach, lecz nie dało to zadowalających skutków. - Harry! Ratuj mnie!
Harry tylko zaśmiał się głośno. Ze śmiechem skoczył na Zayn'a.
-Kanapka! - krzyknął Lou i upadł na naszą trójkę.
Niall właśnie skończył zamawianie pizzy, więc z donośnym śmiechem zrobił rozbieg, złapał Evę za rękę i we dwoje skoczyli na całą resztę.
-Aaaaaa! - zaczęłam wrzeszczeć.
Do cholery, byłam na samym dole. Po długim, długim czasie, spędzonym na krzykach i śmiechu, jakoś znowu mogłam oddychać. Czułam, że jestem cała w siniakach. Podniosłam się chwiejnie i doszłam do kanapy.
-Wyobraźcie sobie, że nie ważycie trzy kilo. - warknęłam, masując obolałą rękę.
-Kotku, mięśnie muszą ważyć. - powiedział z powagą Zayn.
Reszta się zaśmiała.
-Mięśnie! Ciekawe jakie! - zaśmiałam się.
-Te mięśnie. - powiedział dumny Lou i napiął muskuły.

Musiałam to dodać o_O  <3


-Jaki lanser... - zachichotałam - No może ty masz jakieś tam mięśnie, ale reszta... - pokręciłam głową.
-Hej! Nie żartuj sobie! - parsknął śmiechem Zayn.
Podszedł do mnie i jednym, szybkim ruchem wziął mnie na ręce. Reszta wybuchnęła śmiechem.
-Dobra, dobra, koniec popisywania. - wywróciłam oczami. - Teraz mnie postaw.
Zayn pokręcił głową. I zaczął mnie nieść w kierunku schodów.
-Gdzie mnie ciągniesz? - spytałam.
-Do sypialni. - podniósł jedną brew.
Reszta chłopaków zaśmiała się głośno z naszego dialogu.
-Teraz zobaczysz, że Zayn ma mięśnie! - wybuchnął śmiechem Harry.
Zrobiło mi się gorąco. Malik się zaśmiał. Po chwili znaleźliśmy się w jego pokoju. Położył mnie na łóżku.
-Dzięki. - mruknęłam.
Zayn usiadł koło mnie.
-Co chcesz dostać na urodziny? - spytał.
No tak za miesiąc moje 17 urodziny.
-Nic nie musisz mi dawać. - uśmiechnęłam się.
-A jeśli chcę? - zaczął się droczyć. - O czym marzysz?
-Ee... w takim razie... chcę mieć psa. Ale rodzice mają mi go dać. - uśmiechnęłam się lekko. - Znaczy... chyba mi go dadzą.
-No to sam będę musiał coś wymyślić. - westchnął.
-Nie musisz mi nic dawać. - wywróciłam oczami.
-Muszę. - uśmiechnął się. - Mogę o coś spytać?
-Jasne.
-Miałaś kiedyś chłopaka? - zapytał po chwili ciszy.
Przygryzłam wargę. Nikomu oprócz Violet o tym nie opowiadałam.
-Tak. - powiedziałam cicho, natychmiast poważniejąc.
-Opowiesz mi o nim? - zapytał powoli Zayn.
-No.... dobra.
I zaczęłam opowiadać o Chrisie.
Miałam piętnaście lat, gdy poznałam mojego byłego. On miał siedemnaście. Poznaliśmy się przez jakąś wspólną koleżankę. Od razu przypadł mi do gustu. Starszy o dwa lata, z przystojną twarzą i brązowymi włosami. Właściwie nie był jakiś nadzwyczajny. Ale mimo to uwielbiałam go. Zawsze prawił mi komplementy, czułam się ważna i piękna. Adorował mnie na każdym kroku. Wszystkie koleżanki mi go zazdrościły. Teraz tak myślę, że on chyba też mnie kochał tak jak ja jego. Ale... Chris miał jedną potworną wadę. Straszliwie kłamał. I to zarówno w zwykłych codziennych sprawach - z kim wychodzi, gdzie idzie- jak i w tych poważnych. Skończyło się tak, że zobaczyłam go kiedyś całującego jakąś dziewczynę. To bardzo bolało. On potem próbował przepraszać, ale miałam już dość chłopaka, który stale kłamał i do tego mnie zdradził. Ale jemu na mnie zależało. Wiedziałam o tym. Ale nie wiedziałam jak w takim razie mógł mnie zdradzić. Nigdy sobie tego nie wyjaśniliśmy.
Gdy skończyłam opowiadać, zapanowała cisza.
-Przykro mi. - powiedział po chwili Zayn.
-Nie ma sprawy... to było rok temu. - mruknęłam.
Wtuliłam się w Zayn'a. Powiedzenie mu tego wszystkiego, bardzo mi pomogło. Nagle usłyszeliśmy krzyk Louis'a:
-Zayn! Pizza przyjechała!
Gdy wyszliśmy na schody, usłyszeliśmy jak Niall mówi:
-Ech.. byłoby więcej dla nas.
Uśmiechnęłam się. Po chwili znaleźliśmy się w salonie, gdzie leżało sześć wielkich pizz.
-Ja mam jedną taką zjeść? - zdziwiłam się.
-Ee... jak nie dasz rady, to wiedz że możesz na mnie liczyć. - uśmiechnął się Niall.
Zachichotałam.
-I jak, Zayn pokazał jaki jest silny? - mrugnął do mnie Harry.
Oblałam się rumieńcem i rzuciłam w Hazzę poduszką. Ten się tylko zaśmiał. Zaczęliśmy jeść. Ja pochłonęłam "jedynie" cztery kawałki, a w tym czasie Niall zjadł całą swoją pizzę.
-Chcesz? - spytałam i podsunęłam mu resztę swojego posiłku.
-Dzięki. - rzekł Nialler i rzucił się na pizzę.
Ciągle bolała mnie ręka. Spojrzałam na Evę która przyglądała się, jedzącemu Niall'owi.
-Ej, nie gap się tak na niego! - zaśmiał się Harry do Evy.
-Louis, kiedy ci zdejmą gips? - zapytałam.
-Ee... lekarz mówił, że za trzy tygodnie. Także na twoja urodzinową bibę będę miał sprawne obie ręce. - wyszczerzył się Lou.
-Nie będzie żadnej biby! - zaśmiałam się.
Potem zaczęliśmy grać w karty. Puste pudełka po pizzach wylądowały w rogu pokoju. Louis rozdał karty i powiedział:
-Gramy w... Harry'ego.
Wybuchłyśmy razem z Eva śmiechem.
-Co to za w ogóle nazwa? - zachichotałam.
Harry zmierzył mnie wzrokiem.
-Przepraszam. - zaśmiałam się i zaczęłam się przysłuchiwać Lou, który wytłumaczył mi zasady.
Zmrużyłam oczy.
-Czyli gramy w cygana? - spytałam, podsumowując w głowie zasady gry.
-Nazywaj to sobie jak chcesz. - uśmiechnął się Lou. - My to nazywamy Harry.
Wywróciłam oczami i zaczęliśmy grać. A granie z One Direction w karty jest naprawdę zabawne. Co chwilę wybuchałam śmiechem, gdy chłopacy wyczyniali niestworzone rzeczy i co kilka minut zmieniali zasady gry. Nagle usłyszeliśmy czyjeś kroki w korytarzu. Okazało się, że to uśmiechnięty Liam.
-Cześć! - powiedział wesoło i klapnął na kanapę.
-Oo, aleś ty dziś wesoły. - zaśmiał się Zayn.
Liam wyszczerzył zęby. Cieszyłam się, że mu się układają sprawy sercowe.
Nim się obejrzeliśmy, była już dwudziesta druga. Eva już poszła.
-Muszę wracać do domu. - jęknęłam.
-Odprowadzić cię? - zaproponował Zayn.
Pokiwałam głową. Pięć minut później szliśmy już ciemną ulicą w kierunku mojego domu.
-Ee... Zayn? - zaczęłam.
-No?
-Nie będziesz miał nic przeciwko, że jutro się spotykam z Peterem? - upewniłam się.
Chciałam, żeby wiedział i żeby się ewentualnie przyzwyczaił.
Po dłuższej chwili pokręcił głową:
-Nie, nie będę miał.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Możesz mi zaufać. - powiedziałam i pocałowałam go lekko w szyję, bo nie chciałam stawać na palcach.
-Już ci ufam. - uśmiechnął się lekko i pocałował mnie delikatnie w usta.
Już chciał się oddalić, ale go przytrzymałam.
-Czekaj. - mruknęłam.
Objęłam go w pasie jedną ręką, a drugą złapałam jego szyję. Zayn złapał moją głowę w obie ręce. Całowaliśmy się przez chwilę delikatnie, potem coraz bardziej namiętnie.
-Lubię się z tobą całować. - wymamrotałam z uśmiechem, ledwo odrywając swoje usta od jego.
-Nawzajem. - uśmiechnął się i cmoknął mnie lekko w nos. - Idziemy? - złapał mnie za rękę.
-Taak. - uśmiechnęłam się.
Zayn był naprawdę świetny w roli chłopaka. Przytuliłam się do niego.
-Za jakiś czas przedstawię cię rodzicom. - mruknęłam cicho.
-Dobrze. - odpowiedział.
Już byliśmy przed moim domem. Patrzyłam się przez chwilę Zayn'owi w oczy. Wyglądał , jakby chciał coś powiedzieć. Ale się powstrzymał. Już chciałam go zachęcić, żeby mówił, ale on szepnął:
-Do soboty.
Uśmiechnęłam się.
-Pa.
Patrzyłam jak się oddala, a potem na miękkich nogach weszłam do domu.


***************************************************************************************************

Jestem chora, nie chodzę do szkoły więc piszę bloga ;)) Wiem, że post miał być w piątek, ale teraz jest, to chyba dobrze ;D
I mam dla Was parę ogłoszeń:

1. Jeśli masz konto google i wchodzisz tu często, to mógłbyś się dodać do obserwatorów?? ;p

2. ANONIMOWI. Podpisujcie się w komentarzach i to jakimś w miarę stałym nickiem. Po prostu chciałam wiedzieć czy komentują te same osoby, co w poprzednich rozdziałach, czy nowi ;) Dziękuję tym, którzy sie podpisują xd

3. Wkrótce (bo 15.05 - we wtorek) będziemy obchodzić małą rocznicę - dwa miesiące bloga. Przygotuję urodzinkowego posta ;]]

Mamy ponad 2500 wejść xd Pora podsumować ankietę:

Jak oceniasz tego bloga?
a) bardzo dobrze ;P     -    68%
b) dobrze ;)                   -     24%
c) w miarę xd                -     4%
d) średnio ;/                  -      4%
e) slaby ;[                      -      0%  <Weeeee>

Więc 96 % ocenia go pozytywnie (bardzo dobrze, dobrze i w miarę) ;PP
Dziękuję i do następnego ;D

9 maja 2012

Rozdział 16.

*oczami Mabel*

-Cześć! - krzyknęłam do Violet.
Właśnie stałyśmy pod salą matematyczną i czekałyśmy na pierwszą tego dnia lekcję. Szczerze mówiąc, szkoła była mi już zupełnie obojętna. Olewałam ją sobie teraz.
-Hej! - odpowiedziała mi przyjaciółka. - Masz matmę?
Zaśmiałam się krótko.
-Jaja sobie robisz? - wyszczerzyłam się. Ja i matma? Dobre.
-Musze ci coś pokazać. - powiedziała tajemniczo i ze swoim telefonem w ręku, odepchnęła mnie na bok. - Wieczorem pisałam z Harry'm.
Uśmiechnęła się. Nagle zobaczyłyśmy, że ku nam podąża brunetka w wielkich czerwonych okularach. Jęknęłam. 
-Tracy idzie. - wycedziłam.
Tracy była jedną z dzikich fanek One Direction. Ostatnio nie dawała mi i Violet spokoju. Wszędzie za nami chodziła, chciała się "zaprzyjaźnić", a wszystko po to, żeby poznać chłopaków. Na szczęście nie wiedziała o tym, że jestem z Zayn'em, a Violet z Harry'm. Wtedy po pierwsze by zaczęła o nas wszędzie plotkować i wszyscy by już o tym wiedzieli. A po drugie... by jeszcze więcej za nami łaziła. A już była wyjątkowo okropna.
-Siema, Tracy. - powiedziała bez entuzjazmu Violet. Nie wiadomo kiedy schowała swój dotykowy telefon.
-Co tam u was słychać? Czemu was nie było w szkole wczoraj? - zaczęła nas zasypywać pytaniami.
Pewnie miała nadzieję na jakieś świeżutkie plotki o chłopcach.
-A tak jakoś źle się czułyśmy. - uśmiechnęłam się pod nosem. Wręcz przeciwnie - czułyśmy się doskonale.
Na szczęście uratował nas dzwonek. Na matmie Tracy nie mogła nas nękać, bo siedziała na drugim końcu sali. Wcześniej nawet się do nas nie odzywała. Gdy babka od matmy odwracała się, żeby napisać coś na tablicy, Violet ukradkiem pokazywała mi smsy z Harry'm. Były słodkie, nie powiem. Uśmiechnęłam się i pokazałam przyjaciółce smsy z Zayn'em.
-Chłopcy aż do piątku będą mieć próby rano. - szepnęłam do niej. - Wtedy jak jesteśmy w szkole.
-Ale po południu będą wolni? - upewniła się Violet.
-Tak. - pokiwałam głowa z uśmiechem, który się jeszcze powiększył, gdy dostrzegłam wiercącą się na krześle Tracy. Pewnie chciała do nas dołączyć. Sorry, bejbe.
-Pamiętaj w środę po szkole zakupy z Evą. - przypomniała przyjaciółka.
-Dzisiaj umówiłam się z Lou'im, to w czwartek możemy wpaść do chłopaków. - zaproponowałam. 
Violet pokiwała energicznie głową i wyprostowała się na krześle, bo nauczycielka niebezpiecznie się do nas zbliżyła.
Po szkole usiadłyśmy z Tracy w szatni. Wkurzające było nie mieć ani chwili z przyjaciółką. Na szczęście po szkole Tracy już nas nie kontrolowała. Oczywiście ciągle nas oblegała w domach i organizowała jakieś idiotyczne wypady na miasto, ale wtedy było ją łatwiej spławić. No cóż nasza szkoła jest mała - nie ma wielu kryjówek. Chociaż zwykle, gdy uciekamy przed namolną "koleżanką", siadamy w takim zaułku blisko schodów. Tam nas jeszcze nigdy nie znalazła.
W końcu skłamałam, że mam autobus - i tak Louis mnie odbierał - i wybiegłam jak najszybciej ze szkoły. Odetchnęłam.
Usiadłam na przystanku i po chwili zjawił się samochód Lou.
-Siema. - powiedziałam, wsiadając do auta.
-Hej. - mruknął i zmienił stację w radiu. - Co w szkole?
-Nic. Nawet nie dostałam żadnego buta. - wyszczerzyłam zęby.
Parsknął śmiechem.
-A jak z Tracy? - zapytał.
Zrzedła mi mina.
-Weź mi nawet nie przypominaj. - jęknęłam. - Jak zwykle za nami łaziła i się pytała czemu nas w szkole wczoraj nie było.
Louis znowu się zaśmiał.
-Powiedz jej co o niej myślisz i się odczepi. - stwierdził.
-Pff. Powiedziałabym, ale ona może coś nazmyślać na mój temat i wiesz...
-Jak chcesz. - zakończył temat.
-A jak wam szło na próbie? - zainteresowałam się.
-Ja byłem najlepszy. Jak zwykle. - uśmiechnął się słodko.
-Patrz na drogę i nie gadaj głupot. - spojrzałam na niego z irytacją.
-Zayn za tobą tęsknił. - westchnął.
Zrobiło mi się gorąco.
-Oj Louis, Louis... zazdrościsz mi? - uniosłam brwi.
-Czego? Zayn'a? - zaśmiał się.
-Nie. Mówiłam raczej o tym, że nie masz dziewczyny. - wystawiłam mu język.
-Nie nabijaj się ze mnie, bo wjadę do rowu. - zagroził.
-Oo nie, przepraszam! - krzyknęłam ze śmiechem. - Ale wiesz... ja umiem swatać.
Parsknął śmiechem.
-Sam sobie poradzę, naprawdę. - zatrzymał wóz przed moim domem.
-Ale jakbyś potrzebował pomocy, to wiesz do kogo się zgłosić. - uśmiechnęłam się szeroko.
-Wysiadaj. - wycedził.
-Okej. - powiedziałam wesołym tonem.
Po chwili znaleźliśmy się w domu.
-Cześć mamo! My idziemy na górę! - krzyknęłam po zdjęciu butów.
Mama wychyliła się z kuchni.
-Louis? - musiała się upewnić. Wywróciłam oczami.
-Dzień dobry. - Lou uśmiechnął się grzecznie jak niewinny chłopiec.
-Cześć, cześć. Chcecie naleśniki? - spytała moja mama.
-Za chwile. - powiedziałam i nim Louis zdążył coś powiedzieć, już wciągnęłam go na górę.
-Ej, ja chciałem te naleśniki. - spojrzał na mnie z dezaprobatą.
-O Boże, Lou, zaraz zejdziemy je zjeść. - mruknęłam i usiadłam na łóżku. - Siadaj.
Mój przyjaciel dołączył do mnie. Przez chwilę panowała cisza, a potem powiedziałam:
-Kim właściwie jest baby Lux?
Louis się uśmiechnął.
-To dziecko naszej makijażystki. Kiedyś was poznamy.
Nagle Louis spoważniał.
-Wiesz, że Liam zadzwonił ostatnio do Danielle i się z nią umówił? - zapytał.
-Na serio? - ucieszyłam się.
-No. - Lou pokiwał głową.
-Uff. To dobrze.
Spędziliśmy jeszcze w chwilę w moim pokoju, a potem zeszliśmy na naleśniki. Louis usadowił się na krześle.
-Dziękuję. - powiedział do mojej mamy, gdy ta podała mu kilka naleśników.
Ja także podziękowałam i wzięłam się za jedzenie. Moja mama się przysiadła i zaczęła wypytywać Louis'a o różne rzeczy.
-A jak u twoich rodziców? Dawno się z nimi nie widziałam. - powiedziała moja mama.
-Wszystko dobrze. Zdrowi i tak dalej. - mruknął Lou pomiędzy jednym kęsem, a drugim.
-A u chłopaków?
-Bardzo dobrze. Nawet, wie pani, Zayn'owi się polepszyło odkąd spędza więcej czasu z...
Kurde co on robi?! W mojej głowie włączył się czerwony alarm. Zareagowałam błyskawicznie. Wymierzyłam Lou pod stołem silnego kopniaka.
-Au! - krzyknął i mimowolnie złapał się za piszczel.
-Co się stało? - zmartwiła się moja mama.
-Ee... tak mnie noga jakoś nagle zabolała. - wycedził i spojrzał mi się ze złością w oczy.
-A ty chyba już musisz iść, Louis. - warknęłam. - Masz jakąś próbę czy coś...
Moja mama wyglądała na zbita  z tropu.
-Wszystko dobrze Lou? - jak zwykle zdrobniła jego imię.
-Ta... tak. - mruknął Tomlinson i niezdarnie się podniósł z krzesła. - Dziękuję za naleśniki. Były pyszne.
-Tak, tak, dzięki. - złapałam Louis'a za nadgarstek i wyciągnęłam go na dwór. - Musimy pogadać. - warknęłam.
-Tak? - spytał zdziwiony.
-Moim rodzice nie wiedzą o Zayn'ie. - powiedziałam wyraźnie.
-Nie powiesz im? - zdziwił się.
-Powiem. Sama. - warknęłam. - W swoim czasie.
-Oj, przepraszam, nie wiedziałem. - uniósł ręce do góry w obronnym geście. - Nikomu nic nie powiem. - uśmiechnął się zadziornie. - Mam już iść?
-Niee.- mruknęłam. - Chodź do altanki.
Skierowaliśmy się na tyły mojego podwórka. Usiedliśmy w altance i zaczęliśmy gadać.
-Gramy w nożną? - zapytał nagle Lou.
-Słucham? - zaśmiałam się. - Chyba cię pogrzało.
-Czemu nie?
-Nie chce mi się. Nie lubię nożnej. - powiedziałam znudzonym głosem.
-No chodź! - krzyknął i poderwał się z ławeczki.
Złapał mnie za rękę i podniósł.
-Przestań... - jęknęłam.
-Jak tak dalej pójdzie to będziesz małym grubaskiem. - zaśmiał się i klepnął mnie lekko w brzuch.
-EJ! - wrzasnęłam. - Nie będę żadnym grubaskiem!
Zaczęłam go gonić po podwórku wymachując rękami.
-Zagramy? - spytał się, robiąc słodkie oczka.
-Niech ci będzie. - warknęłam.
W sumie nie przypuszczałam, że granie w piłkę nożną może być takie fajne. Przecież nie lubiłam tej gry. No ale Louis potrafił wszystko uatrakcyjnić.
-Uważaj! - wrzasnął i podłożył mi nogę.
Złapałam go za rękę żeby nie upaść, ale i tak po chwili leżałam. Lou upadł na mnie.
-Auuuuaaa! - krzyknęłam. - Złaź ze mnie, grubasie! Wiesz ile ty ważysz?!
-Okej już schodzę. - powiedział Lou i zaczął się okręcać na bok, żeby uprzykrzyć mi życie.
Tak mnie pogniótł, że gdy tylko zszedł zwinęłam się w kulkę z bólu.
-Nienawidzę cię! - jęknęłam, a on głośno się zaśmiał. - Nigdy więcej żadnej nożnej!
Wstałam niezdarnie, otrzepałam ubranie z ziemi i zignorowałam leżącego Louis'a który wyciągnął rękę.
-Nie podniosę cię. - warknęłam.
Znowu się zaśmiał i wstał samodzielnie.
-Coś ci się stało? - spytał z udawaną troską.
-Spadaj.
Zachichotał.
-Ja już będę lecieć. - poklepał mnie po ramieniu.
-No to cześć. - mruknęłam i odeszłam w drugą stronę.
Pół godziny później stanęłam w progu swojego pokoju. Chwyciłam komórkę i wykręciłam numer do chłopaków.
-Halo? - odezwał się ochrypniętym głosem Niall.
-Siema. Chciałam się spytać czy możemy w czwartek wpaść z dziewczynami. - powiedziałam szybko.
-Jasne. - ucieszył się Nialler. - Z Evą?
-Tak. - uśmiechnęłam się do siebie.
-To przyjdźcie. Zamówimy pizze.
-Okej. Dzięki. - powiedziałam wesołym tonem i spytałam - Jest Zayn?
-Niee. Poszedł gdzieś z Harry'm. Powiedzieć mu że dzwoniłaś?
-No jeśli możesz. To... pa. - zakończyłam.
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon. Właśnie miałam się wziąć za lekcje, ale stwierdziłam, że nie chce mi się. Powtórzyłam jedynie biologię i poszłam spać.


*oczami Evy*

Wybiegłam szybko ze szkoły. Właśnie skończyły się środowe lekcje. W szkole jak zwykle było okropnie, ale szczerze mówiąc teraz mnie to nie obchodziło. Miałam przecież Niall'a, resztę chłopaków i dwie nowe koleżanki. To mi wystarczyło, żeby zapomnieć o kłopotach w szkole.
Wbiegłam do domu. Jak zwykle pusto. Westchnęłam i pobiegłam na górę.
Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w pomarańczowe rurki i biały T-shirt z Garfieldem. Do tego białe trampki i tego samego koloru bandanka na głowę. Zrobiłam delikatny makijaż i zeszłam na dół. Zjadłam dojrzałe jabłko i napiłam się trochę soku. Po chwili już zamykałam dom i szłam w kierunku przystanku. Tam czekałam jedynie pięć minut. Czerwony autobus nadjechał, a ja wlazłam do środka.
Po czterdziestu minutach jazdy - którą spędziłam na słuchaniu muzyki - dotarłam do centrum miasta. Z dziewczynami miałyśmy się spotkać w jakiejś kawiarni koło Big Bena. Gdy namierzyłam odpowiednie miejsce, weszłam do środka. Zaczęłam się rozglądać. Okazało się że dziewczyny już są.
-Hej! - powiedziałam głośno z uśmiechem na twarzy.
-Hej. Może najpierw coś zamówimy? - zaproponowała Mabel.
-Jasne. - mruknęłam i chwyciłam menu.
Dziewczyny zrobiły to samo i już po chwili tłumaczyłyśmy kelnerowi, co chcemy. Zaczęłyśmy plotkować. Gdy przyszły ciastka i kawy, właściwie wiedziałam już wszystko o tym, co Harry pisał do Violet.
Pochłonęłyśmy szybko jedzenie i wyszłyśmy z kawiarni. Zaczęłyśmy zwiedzać sklepy.
-Właściwie co sobie chcecie kupić na ten koncert? - zapytałam, przeglądając wieszak w poszukiwaniu ładnych rzeczy.
-Ja myślałam o jakiejś sukience. I jeszcze chcę sobie kupić bluzkę z wąsami. - powiedziała Mabel.
-Ja też kupuję sukienkę. - dodała Violet.
Pokiwałam głową. Ja chciałam to co dziewczyny.
Po kilku godzinach wyczerpujących zakupów, usiadłyśmy na ławce i jeszcze raz przejrzałyśmy zakupy. 
-Chłopcy będą zadowoleni. - zachichotała Violet.
Uśmiechnęłam się.
-Dzięki za zakupy, dziewczyny. Ja już muszę iść. Z uśmiechem na twarzy, pomaszerowałam w kierunku przystanku autobusowego.


*******************************************************************************************************

Przepraszam, ale jestem chora i końcówkę zepsułam ;( Nowy rozdział najwcześniej w piątek,  bo biorę udział w takim konkursie: http://young-pretty-lovely.blogspot.com/2012/05/20-rozdzia.html
Jak chcecie to zerknijcie ;) Na końcu 20 rozdziału jest napisane wszystko. Niby większa konkurencja, ale co tam ;d
A tutaj są ubrania, które kupiły dziewczyny:
 sukienka Mabel






 Sukienka Violet




 Bluzka Mabel




 Sukienka Evy



Następny rozdział dodam, gdy będzie co najmniej osiem komentarzy. Dacie radę?? ;p