17 sierpnia 2012

Rozdział 31.

Wytrzeszczyłam oczy. Nie mogłam w to uwierzyć. Niemowlak po 17 latach… bez niemowlaka? Kiedy szok minął, zerwałam się z krzesła i wydałam z siebie dziki okrzyk. Mój tata podskoczył, zaskoczony moją reakcją.
-Hurrra! – wrzasnęłam.
Zaczęłam skakać po kuchni jak nienormalna, słysząc jak rodzice się ze mnie śmieją.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.
-To Louis! Idę mu otworzyć! – zawołałam. – Kocham Was! – wrzasnęłam na odchodne.
Pobiegłam do przedpokoju i z rozmachem otworzyłam drzwi. Tak jak myślałam, stał za nimi Louis. Trzymał w dłoni jakiś pakunek.
-Przyniosłem ciasteczka. – uśmiechnął się słodko i pomachał mi przed oczami paczuszką.
-Aaa! – wrzasnęłam i rzuciłam mu się w ramiona, prawie go przewracając.
-Hej, co jest? – przeraził się moim zachowaniem psychopatki i wyswobodził się z uścisku.
-Dziecko! – wrzasnęłam. – Będzie dziecko!
Wytrzeszczył oczy i spojrzał na mój brzuch.
-Hurra! – zawołałam i podskoczyłam.
-Ee… dziecko? – powiedział powoli.
-Mały słodki niemowlak! – wrzasnęłam.
-Uspokój się młodociana matko! – jęknął Lou i zatkał sobie uszy.
Spojrzałam na niego jak na wariata.
-Czy ja wyglądam na ciężarną kobietę? – powiedziałam z sarkazmem i złapałam się za brzuch.
Najwyraźniej mnie nie zrozumiał.
-Rodzeństwo będę miała, głupku! – zapiszczałam, nawet się nie przejmując tym, że Lou uznał mnie za babkę w ciąży. Aż taka gruba jestem?
Louis spojrzał się na mnie niepewnie. Wywróciłam oczami.
-Moja mama jest w ciąży, nie ja. – mruknęłam.
Parsknął śmiechem, a ja wciągnęłam go do przedpokoju.
-Bierz ciasteczka i chodź do pokoju. – zaproponowałam, ciągle szczerząc się jak głupia.
W chwilę znaleźliśmy się na górze. Położyliśmy się razem z Cliffordem na moim łóżku, a Lou próbował mnie ogarnąć.
-Już, spokój. – wywrócił oczami.
-Okej, okej. – zaczęłam miarowo oddychać.
Szczerze mówiąc, miałam nadzieję, że moja mama urodzi chłopca. Niby miałam już „brata” – Louis zawsze był dla mnie jak rodzeństwo – ale to nie to samo. W końcu Lou nie jest moją prawdziwą rodziną. Poza tym... zawsze chciałam mieć młodszego braciszka, którego będę ubierać, bawić się z nim, dawać mu rady, gdy dorośnie... Siostra też byłaby nie najgorsza, ale mimo wszystko wolałam małego, słodkiego chłopczyka, który...
-Hej, ziemia do Mabel! – zawołał Tommo i pomachał mi ręką przed nosem.
-Aa.. tak. Już jestem. – powiedziałam rozkojarzona. - Pomożesz mi się najpierw rozpakować?
-Jasne. - zgodził się bez problemu. 
Wstał z materaca.
-Gdzie masz walizkę? - zapytał.
-Tutaj. - kucnęłam przy łóżku i wyciągnęłam spod niego bagaż.  - Przyniosę coś do picia, a ty już zacznij.
Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Kuchnia na szczęście była pusta. Na szczęście, bo gdybym spotkała któreś z rodziców, znowu dostałabym napadu radości. Wzięłam dwie szklanki i do każdej z nich wlałam oranżady. Ruszyłam z powrotem do swojej sypialni. Weszłam do niej i zobaczyłam Louis'a, który posłusznie wyjmował ubrania z walizki. Wyszczerzyłam się do niego i położyłam picie na szafce nocnej.
-Ja to zabiorę... - mruknęłam i złapałam parę ciuchów. - A to jest czyste, włóż to do szafy.
Wskazałam na bluzę i dwie koszulki.
Lou pokiwał głową i podniósł z ziemi wskazane ubrania.
-I... rzut za sto punktów! - zawołał i rzucił zwiniętymi w kulkę ciuchami wprost do mojej szafy.
-Hej! - jęknęłam. - Jak mogłeś je tak potraktować?! Teraz będę musiała od nowa to prasować!
Louis parsknął śmiechem. Wkurzona, rzuciłam w niego tym, co miałam akurat w ręce. Okazało się, że to zrulowane skarpetki, które właśnie wyjmowałam z walizki.
-Pan dał Zgredkowi skarpetkę... Zgredek wolny! - zawył Louis i przycisnął do piersi moje skarpetki.
Spojrzałam się na niego w dziwny sposób, powstrzymując się od parsknięcia śmiechem.

Haha xD

Miałam mu właśnie powiedzieć, że jest głupi, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Nieznany. Wzruszyłam ramionami i odebrałam.
-Halo? - zaczęłam.
-Cześć. - powiedziała osoba, której nie poznałam.
-Kto mówi? - sapnęłam. 
Nienawidziłam, gdy ktoś, kogo nie kojarzyłam, ot tak sobie dzwonił i nawet nie raczył się przedstawić.
-Stan. - powiedział głos po drugiej stronie słuchawki, a ja zacisnęłam mocniej palce na telefonie.
Louis uniósł brew.
-Co chcesz? - zapytałam po chwili.
-Pogadać. 
-Nie ma o czym. - warknęłam. - Odczepisz się ode mnie czy nie?
-Raczej nie. - wydawało mi się, że się śmieje.
Rozłączyłam się i cisnęłam telefon na łóżko.
-Co się stało? - zapytał się Lou.
Zignorowałam jego pytanie.
-Wiesz może, skąd Stan ma mój numer? - zapytałam z sarkazmem.
To było jasne, że wszystkiemu winny jest Louis.
-Ee... ja mu dałem. - powiedział niepewnie. - I co z tego?
-To, że Stan jest chamski. Ty wiesz, co on w ogóle zrobił? - warknęłam.
-Stan nie jest chamski. To mój przyjaciel. - zaprzeczył Lou.
-Mniejsza z tym. Wiesz co on robił u was na tej mojej imprezie urodzinowej? - przekrzywiłam głowę i spojrzałam się na Tomlinsona wyczekująco.
-No co?
-Dobierał się do mnie! - zawołałam.
Louis parsknął śmiechem.
-Do ciebie? - zaśmiał się.
O nie. To nie było miłe. Skrzywiłam się i odwróciłam się plecami do Tomlinsona.
-Dzięki. - mruknęłam.
-Hej, żartowałem! - parsknął śmiechem Lou i złapał mnie za nadgarstek. - Pogadam z nim. To mój kumpel, posłucha mnie.
Wywróciłam oczami i wróciłam do Louis'a. Podeszliśmy do łóżka i usiedliśmy na nim.
-Ale zapomnij teraz o tym. Zróbmy Twitcama! - zawołał z entuzjazmem.
-Jak chcesz. - wzruszyłam ramionami.
Stan zepsuł mój dobry humor.
-Hej! Nie martw się! - ryknął Lou i rąbnął mnie w plecy.
-Au. - skomentowałam, krzywiąc się. 
Louis zaśmiał się i zeskoczył z łóżka, żeby wziąć mojego laptopa z biurka.
Ja złapałam szklankę z oranżadą i upiłam z niej łyka.
-Daj te ciasteczka, które przyniosłeś. - wyszczerzyłam zęby, gdy Lou usiadł z powrotem koło mnie.
Rzucił mi paczuszkę, a ja ją otworzyłam i położyłam na łóżku. Wzięłam jedno ciastko i zaczęłam je jeść, przyglądając się logującemu się na Twittera Louis'owi. Gdy ten już wszystko przygotował, złapał ciasteczko i spojrzał się w kamerkę od mojego laptopa.
-Hej! - powiedział i pomachał ręką.
O kurde, nawet nie sprawdziłam, jak wyglądam. Zaczęłam rozpaczliwie układać włosy, a tymczasem przybywało ludzi, którzy nas oglądali.
Mimo że przyjaźniłam się z Louis'em od długiego czasu, jeszcze nigdy nie robiliśmy razem Twitcama. Jakoś... nie było nigdy okazji.
Wreszcie stwierdziłam, że wyglądam przyzwoicie, więc przestałam się wiercić. Teraz zaczęłam przyglądać się z rozbawieniem Louis'owi, który chwalił się kupionymi przez siebie ciastkami i pokazywał je do kamerki. 









***



-Odebrać cię jutro ze szkoły? - zapytał Louis.
Spojrzałam na niego ze złością.
-Sama się odbiorę. - zacisnęłam zęby.
-Chodzi mi o to... że mogę cię wziąć od razu do nas. - wyjaśnił.
-Aaa! - wyszczerzyłam zęby. - To w takim razie możesz.
Twitcam się już skończył, więc włączyliśmy sobie jakąś komedię na laptopie. Właściwie nie zwracałam na nią uwagi, bo zamiast oglądać, postanowiłam zadzwonić do Petera.
-Hej! - przywitałam się.
Louis zgromił mnie wzrokiem i z powrotem zapatrzył się w ekran.
-No hej. To kiedy będziemy mogli się spotkać? - zapytał Peter.
-Jutro nie mogę... - mrugnęłam do Tomlinsona i kontynuowałam - A pojutrze?
-Jasne, może być. - potwierdził.
-To dobrze... - zobaczyłam, że Lou patrzy się na mnie z miną mordercy, więc szybko dodałam - Ej, nie bardzo mogę teraz rozmawiać.
-Okej, to pa. - pożegnał się szybko Peter.
-Pa. - parsknęłam śmiechem na widok zaciśniętych pięści Louis'a.
-Tylko mi nie przywal. - powiedziałam, powstrzymując śmiech.
-Okej, już nad sobą panuję.
Zaśmiałam się krótko.
-Hej, ale muszę jeszcze zadzwonić do Zayn'a. - oznajmiłam.
-W takim razie wyjdź stąd. - Lou zastopował film.
-Ej, nie możesz mnie wyprosić z mojego własnego pokoju! - zaprotestowałam.
-Właśnie, że mogę. - wyszczerzył zęby. - Dobra, masz pięć minut.
-Dziękuję. - powiedziałam z sarkazmem.
Wybrałam numer Zayn'a. Odebrał już po dwóch sygnałach.
-Cześć. - powiedział.
-Hej, chciałam się zapytać... wszystko w porządku z Harry'm? No wiesz... - zaczęłam.
Chodziło mi o to, czy Hazza zauważył, że jego samochód miał stłuczkę.
-Tak, wszystko okej. - zaśmiał się Zayn.
Mimo "limitu" nałożonego przez Louis'a, rozmawiałam jeszcze piętnaście minut. Nagle ku mojemu zdumieniu, Tomlinson wyrwał mi komórkę.
-Pa, pa Zayn, muszę kończyć. - powiedział cieniutkim głosikiem. 
Nie usłyszałam odpowiedzi Zayn'a.
-Jaki Louis?! Nie rozpoznajesz mnie kotku? - kontynuował Lou damskim głosem.
Zrobiłam facepalma i głęboko westchnęłam.
-Oglądajmy już lepiej ten głupi film. - burknęłam.
-To paaaaaaa! - zawył Louis do słuchawki i się rozłączył.
Zamachnęłam się i uderzyłam Louis'a w krocze.
-Auu! To był już drugi raz! - jęknął.
Zaśmiałam się tylko.
-Ale nie ostatni. - wyszczerzyłam się.
-Trochę szacunku dla starszych, dziecko! - zawołał, masując się w obolałym miejscu.
Parsknęłam śmiechem. Jezu, co chwilę zmieniał mi się nastrój. 
-Oglądamy? - uśmiechnęłam się słodko.
Louis zacisnął zęby i z powrotem włączył film. Lou był chyba trochę obrażony,bo miał założone ręce i zacięty wyraz twarzy. Zamiast się martwić, ledwo panowałam nad śmiechem. Przekręciłam się na łóżku i spojrzałam na ekran laptopa. Film był serio beznadziejny.
Jednak Louis szybko zapomniał o tym, co mu zrobiłam i co chwilę wybuchał śmiechem, wlepiając wzrok w wyświetlacz komputera. Uniosłam brwi.
-Ja nie wiem, z czego ty się w ogóle śmiejesz. - odgarnęłam grzywkę.
Zamiast odpowiedzieć, po raz kolejny głośno się zaśmiał.
-Hej, nie jesteśmy sami! - zawołałam.
Zaśmiał się pod nosem, a ja wywróciłam oczami.
-Wiesz, Cliffordowi chyba się chce sikać, wyjdę lepiej z nim na dwór. - sapnęłam i chwyciłam szczeniaka na ręce.
Wyszłam z pokoju, ale Louis nawet tego nie zauważył, tylko dalej śmiał się z tego głupawego filmu. O Boże, o jakim szacunku do starszych on mówił? 
Zeszłam na dół i tak, jak mówiłam, wyszłam na podwórko. Pospacerowałam z Cliffordem po działce, aby załatwił co tam mu się chciało i po dziesięciu minutach z powrotem znalazłam się w domu.
Stwierdziłam, że ten durny film będzie jeszcze trochę trwał, więc zrobiłam sobie kanapki i zjadłam je, jednocześnie oglądając jakiś serial, który akurat leciał w telewizji. Potem chwyciłam dwa pisma dla nastolatek i Clifforda i poszłam na górę.
-Ile jeszcze zostało tego filmu? - jęknęłam, gdy zobaczyłam Louis'a, wlepiającego wzrok w ekran.
-Dziesięć minut. - nawet na mnie nie spojrzał.
Jednak w końcu się doczekałam. Lou zamknął przeglądarkę i upił łyk swojej oranżady.
-Nigdy więcej. - burknęłam.
-Ten film był świetny! - zaprotestował.
Westchnęłam.
-Ej, a o co chodzi z Harry'm? - zapytał nagle.
-Jak to, z Harry'm? - zdziwiłam się.
-No... rozmawiałaś z Zayn'em o Hazzie.
-Aaa, to. - pokiwałam głową. - Emm... nie wiem, czy ci powiedzieć. Wiesz, ty wszystko wygadasz Styles'owi.
-No co ty, możesz na mnie polegać. - położył sobie rękę na sercu i zrobił poważną minę.
-No... chodzi o to, że jak jechaliśmy jego samochodem, to w coś przywaliliśmy. No i wiesz, była rysa, ale naprawiliśmy to, więc w sumie nic się nie stało. Tylko Harry by tego nie zrozumiał. - zaśmiałam się.
-Oo tak, on kocha swój samochód. - pokiwał głową.
-No. To tyle. Nie mów nic Harry'emu, bo...
-No pewnie! Czy ja kiedyś nie dotrzymałem słowa? - zapytał.
-E... chyba tak.
-To było pytanie retoryczne. - zmrużył oczy, a ja się zaśmiałam.
Louis siedział u mnie jeszcze parę godzin, aż w końcu wygoniłam go, mówiąc, że niedługo będzie ciemno i ktoś go napadnie. 
Teraz leżałam sobie spokojnie w łóżku, już przebrana w piżamę - i rozmyślałam o minionym dniu. Jeśli mam być szczera, był to najlepszy dzień w moim życiu. 
Moim jedynym zmartwieniem był Stan. Miałam nadzieję, że Louis'owi uda się przemówić mu do rozsądku.



***



Jeszcze ostatnia lekcja i do domu. Westchnęłam i namierzyłam wzrokiem Violet, siedzącą w jakimś kącie z Tracy. Z Tracy?! Zacisnęłam zęby i ruszyłam w kierunku dziewczyn. W końcu znalazłam się na tyle blisko, żeby usłyszeć, że Tracy ciągle o czymś nawija.
-Hej, Violet, możemy pogadać? - zagadnęłam.
Violet zrobiła trochę niepewną minę, ale szybko się zgodziła.
-Zaraz wracam Tracy. - skłamała. - Dzięki. - mruknęła do mnie.
-Spoko. - uśmiechnęłam się.
Ostatnio nasza przyjaźń osłabła. Nie wiedziałam czemu i czy to nie ma czegoś wspólnego z chłopakami. Bo od kiedy ja spotykam się z Zayn'em, a ona z Harry'm, jakoś rzadziej się widuję z Violet.
-Idziesz dzisiaj ze mną po szkole do chłopaków? - zapytałam, mając nadzieję, że się zgodzi.
-Emm... - zaczęła zezować na swoje buty. - Nie mogę... bo Harry i ja...
-Pokłóciłaś się z nim? - zapytałam.
Wkurzało mnie, że Violet ostatnio nic mi nie mówiła. Wcześniej byłyśmy nierozłączne, ciągle spędzałyśmy ze sobą czas, wiedziałyśmy o sobie nawzajem wszystko. A teraz... No cóż, wiele się zmieniło.
-Tak, pokłóciliśmy się. - sapnęła.
Odetchnęłam, że chociaż nie próbowała kłamać. Miałam jej właśnie powiedzieć, że jeśli ze mną pojedzie, to może pogodzić się z Hazzą, ale moją wypowiedź uprzedził dzwonek na ostatnią tego dnia lekcję.
-Pogadamy po lekcjach. - westchnęłam i zaczęłam iść w kierunku odpowiedniej sali.
Ku mojemu zaskoczeniu, lekcja minęła bardzo szybko. Z uśmiechem na twarzy wyszłam z klasy, rozglądając się za Violet. Jednak nigdzie jej nie widziałam. Hej, przecież miałyśmy pogadać! Poszłam szybkim krokiem do szatni i ze złością rzuciłam plecak na ziemię. Wyjęłam telefon z kieszeni spodni i wykręciłam numer do przyjaciółki, jednocześnie patrząc jak do szatni wchodzi reszta mojej klasy.
Violet nie odbierała. Sapnęłam i spróbowałam jeszcze raz. W międzyczasie szatnia opustoszała. Została tylko jedna osoba.
-Na kogo czekasz Tracy? - westchnęłam. Violet znowu nie odbierała.
-Na brata, mam go dzisiaj odebrać. - odpowiedziała.
No tak, nasza szkoła mieściła się obok przedszkola. Nie wiedziałam, że Tracy ma rodzeństwo. Wzruszyłam ramionami.
-Ja już muszę iść. - mruknęłam.
Byłam wkurzona na Violet.
-Okej. - Tracy pokiwała głową i zaczęła grzebać w swojej torbie.
Chwyciłam plecak i ciągle z telefonem w ręku ruszyłam w kierunku drzwi wyjściowych. Wyszłam przed szkołę i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu Louis'a, który miał mnie dzisiaj zabrać. W końcu dostrzegłam jego auto na parkingu. Poszłam w odpowiednim kierunku. Lou, kiedy mnie zobaczył, pomachał mi i z powrotem zapatrzył się w ekran swojej komórki.
Podeszłam do drzwi od strony pasażera. Nagle z przerażeniem stwierdziłam, że nie mam telefonu. Przecież przed chwilą trzymałam go w ręce! Wkurzona położyłam plecak przy drzwiach i zaczęłam w nim szukać komórki. Gdzie ona jest?
Nagle, bez ostrzeżenia, drzwi pasażera otworzyły się na oścież i przywaliły mi w twarz.
-Auua! - zawyłam i złapałam się za nos.
-Wsiadasz czy nie? - zapytał się Louis.
Zaklęłam pod nosem.
-Tomlinson, ty idioto! - krzyknęłam.
Lou dopiero po chwili zorientował się, że coś mi się stało.
-O Mój Boże, przepraszam! - zawołał i szybko wyskoczył z auta.
Złapał mnie za ramiona i oparł o samochód. Przyjrzał się mojej twarzy i wytrzeszczył oczy. "Wielkie dzięki za złamanie mi nosa." pomyślałam z sarkazmem, zaciskając zęby, żeby nie krzyknąć z bólu.
-Chusteczki, chusteczki... - zaczął mamrotać, przeszukując kieszenie drżącymi rękami.
W końcu znalazł małą paczuszkę. Upadła mu na ziemię. Szybko ją podniósł i otworzył, zupełnie nie panując nad trzęsącymi się rękami. O Mój Boże, panikował jak jakaś przewrażliwiona baba.
Wręczył mi dwie chusteczki i z przerażeniem patrzył, jak wycieram sobie nos z krwi.
-Jezu, co ja zrobiłem... - sapnął Louis, momentalnie blednąc.
Dobra, teraz to już chciało mi się śmiać. Mimo tego, że nos bolał mnie jak cholera i lały się z niego hektolitry krwi, panikujący Lou sprawił, że parsknęłam śmiechem.
-Ja... pójdę jeszcze do łazienki. - wymamrotałam, krzywiąc się lekko.
-Idę z tobą. - oznajmił.
-Dam sobie sama radę. - zabrałam od twarzy przemoczoną chusteczkę i odkleiłam się od samochodu.
Zaczęłam iść z powrotem w kierunku szkoły. Jednak już po chwili poczułam, że ktoś mnie obejmuje.
-Musze iść z tobą, to wszystko moja wina i... - zaczął Louis.
-Dobra, dobra. - przerwałam mu. - Tylko chodź.
-Zostaw plecak w samochodzie. - zaproponował.
Z westchnieniem spełniłam jego prośbę. Ruszyliśmy w kierunku szkolnego wejścia. Lewą ręką złapałam się za nos i zacisnęłam mocno zęby. Auć.
W końcu znaleźliśmy się wewnątrz budynku. Ruszyliśmy korytarzem i szybko znaleźliśmy łazienkę.
-To damska łazienka, Lou. - wytłumaczyłam mu.
-Muszę się tobą zająć. - uparł się.
Zaklęłam pod nosem i mając gdzieś, czy Louis pójdzie za mną czy nie, weszłam do toalety. Podeszłam do lustra i z przerażeniem przyjrzałam się swojej twarzy.
Widok był naprawdę okropny. Nos miałam strasznie czerwony i umazany na dole krwią. Jęknęłam i chwyciłam parę papierowych ręczników. Namoczyłam je wodą i zaczęłam wycierać twarzy. Jezu.
Usłyszałam, że Louis wchodzi do łazienki. Stanął obok mnie i podawał kolejne kawałki ręcznika. Szczerze mówiąc, działał mi na nerwy. Powstrzymałam się od komentarza. Po wytarciu krwi, zrobiłam sobie okład z mokrego kawałka papieru toaletowego.
W końcu jakoś doprowadziłam się do porządku. Uff. Wyglądałam przyzwoicie, tylko tyle, że nos ciągle bolał. Potarłam go i jęknęłam.
-Już możemy iść? - zapytał Louis.
-Okej.
Otworzyłam drzwi i razem z Lou wymaszerowałam na zewnątrz.
-Ee... Mabel? - zapytał głos, który od razu poznałam.
-Cześć Tracy..? - powiedziałam niepewnie, patrząc na okularnicę, która właśnie chciała wejść do łazienki.
-Co... ty robisz? - uniosła jedną brew i zarumieniła się.
-Jak to co? Wychodzę z łazienki i... ou. - zrozumiałam. - Wychodzę z łazienki z Louis'em. - dodałam zrezygnowana.
Spoko. Po minie Tracy domyśliłam się, jak to wygląda.
-Ee... wycieraliśmy krew z nosa. - uśmiechnął się Lou.
Tracy zacisnęła wargi. Chyba właśnie się wahała, czy poprosić Tomlinsona o autograf, czy lepiej nie. Wybrała to drugie.
-Okej. - powiedziała, ciągle czerwona. - To idę po... brata.
-Cześć. - mruknęłam, sama nie wiedząc, czy chce mi się śmiać, czy płakać.
Kiedy Tracy zniknęła za rogiem, spojrzałam na Louis'a i mimowolnie zachichotałam.
-Spoko. - powiedział, szczerząc zęby.
Potem spojrzeliśmy jeszcze raz po sobie i wybuchnęliśmy dzikim śmiechem.




**********************************************************************************************



Hej, mam 13 obserwatorów, wiecie jak się jaram...? ;3 I prawie 14.000 wyświetleń x.x
Także ten.... xP
Przy okazji... chciałam pozdrowić parę osób ;3
Po pierwsze Andzię i Marchewkową :D Dzięki, że zamieszczacie wielgachne komentarze pod każdym rozdziałem XD Jesteście świetna, jeszcze raz dzięki ; **
Oprócz tego resztę osób, które ciągle komentują moje posty xD Min. jest to Bela, Smile, Czekoladaa, Directionerka . Jesli o kimś zapomniałam, to naprawdę przepraszam, ale dziękuję wszystkim : ** Że czytacie te moje wypociny, komentujecie i wgl... nawet nie wiecie jakie są dla mnie ważne wasze komentarze ; ]





Takie tam mizianie xP

Nie mogę z miny Zayn'a tutaj xD



Wyjeżdżam na weekend, więc w przyszłym tygodniu kolejny rozdział, najprawdopodobniej w czwartek/piątek .

9 komentarzy:

  1. Po pierwsze to muszę napisać że to opowiadanie dostarcza takich fajnych pozytywnych emocji :D dzisiaj śmiałam się kurde na głos xD A moja rodzina się później dziwi co się tak cieszę do tego laptopa...pomyślą że nie wiadomo co ja tu robię...hahha xD Rozdział jest extra :) Już na samym początku Louis z tą "młodocianą matką" mnie rozwalił :P Poza tym co tu ostatnio same wypadki xD no tak jak ostatnio Zayn się w łeb walną to teraz Mabel dostała w nos hahha aż strach pomyśleć kto będzie następny :) przy scence gdzie Lou i Mabel wychodzą razem z łazienki się śmiałam na głos :P no co sobie Tracy mogła pomyśleć...ciekawe...xD Ale ten Stan to muszę przyznać mnie wkurza! No ale nie mogą być wszyscy fajni... niech Lou z nim lepiej pogada porządnie :P a no i czytam sobie dopisek na końcu "Przy okazji... chciałam pozdrowić parę osób ;3 Po pierwsze Andzię i Marchewkową :D Dzięki, że zamieszcza..." STOP WRÓĆ REPLAY przecież to ja się podpisuję marchewkowa! hahah :D więc dziękuuuuję bardzo czuję się zaszczycona :) jestem dumna xD haha i nie ma za co :) lubię pisać komentarze :) a dzisiaj to się rozpisałam wyjątkowo :) dobra już nie zanudzam życzę weny i do następnego :)
    -Marchewkowa

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne .
    Grasz na emocjach .
    http://lovedirection4ever.blogspot.com/
    Zapraszam do mnie ; 8 Liczę na komentarz .

    OdpowiedzUsuń
  3. Ahahahahahaha! Świetneee! <3 ;D Lou i Mabel razem są tacy śmiechowi!
    Turlałam się po ziemi ze śmiechu z tej animacji z Zayneem (na którym powstrzymuje się od wybuchnięcia śmiechem-mina wtf?!). :o :lol:!
    'Pan dał Zgredkowi skarpetę, Zgredek wolny!!! :DD
    O rany, rany.. ja wprost uwielbiam Twoje opowiadanie. ;3
    Mabel mnie pozdrowiła, ouuu yeahh, ale mam radochę. xDD
    Do następnego ! ;*

    a tymczasem miłego wyjazdu-weekendu. :D
    Andziaaaa. ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny jak zawsze <3 szczerze mówiąc jest to moje ulubione opowiadnie :D a czytam ich dość duzo :) ogólnie to jest to najbardziej zabawne opowiadnie :) zawsze sie śmieje z tych wszystkich twoich akcji... przez to wszyscy w domu uważają że jestem nienormalna :D
    Bela <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Obok tak świetnego opowiadania nie można przejść obojętnie i nie zostawić komentarza :) wdac że bardzo dużo pracy i starań wkładasz w to żeby każdy kolejny był coraz lepszy :D za to bardzo Ci dziękuje :) a wracając do rozdziału to w głowie mi się nie mieści jak można mieć taki talent :D kocham <3
    -smile-

    OdpowiedzUsuń
  6. Śmiało moge powiedziec ze jest uzależniona od Twojego opowiadania i bardzo mi się to podoba :D Poza tym to pierwszy raz ktos docenia to ze zostawiam komentarze :) i szczerze powiem miło mi sie zrobiło :) a co do rozdziału jest wspaniały tak jak wszystkie poprzednie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aaa i z tego wszystkiego zapomiałam się podpisac :)
      czekoladaaa :)

      Usuń
  7. Naprawde cudowne takie wyjątkowe :) chciałam jeszcze powiedziec ze animacje są genialne :) rzadko kto je wstawia <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie , zapraszam do mnie stellaispolka.blogspot.com :D

    OdpowiedzUsuń