17 czerwca 2012

Rozdział 25.

*miesiąc później*

Przeciągnęłam się. Dzisiaj 20 maja. A jutro moje 17 urodziny. Uśmiechnęłam się do siebie i zwlokłam się z łóżka. Nie miałam na dzisiaj planów. No może oprócz szkoły. Skrzywiłam się i zeszłam na dół na śniadanie. Pochłonęłam je w pięć minut i wróciłam na górę, aby się wyszykować. Dwadzieścia minut później - mój rekord - stałam już gotowa na dole. Poczekałam chwilę na tatę, który miał mnie zawieźć do szkoły. Podczas jazdy siedziałam cicho i rozmyślałam. O czym? O wszystkim.
O tym jak hejterzy dręczą Violet. O tym jak się Harry wkurzył, gdy się o tym dowiedział. I jak zaczął pisać na Twitterze, żeby zostawili moją przyjaciółkę w spokoju. Myślałam też o tym, jak Niall wraca do siebie. Znów był starym, wiecznie wesołym Horanem. No i naprawdę dużo myślałam o Zayn'ie. Z każdym dniem byliśmy coraz szczęśliwsi. I mimo że ostatnio dużo czasu spędzał w pracy - nagrywanie nowej piosenki, wywiady, śpiewanie w radiu -  nie miałam mu tego za złe. W końcu to była chyba najważniejsza rzecz w jego życiu.
Poprawiłam grzywkę, bo znaleźliśmy się pod szkołą. Pożegnałam się z tatą i wysiadłam z samochodu. Minęłam jakąś grupkę dresów i weszłam do budynku szkolnego. Od razu jakieś wytapetowane pindy zaczęły mi machać. Uśmiechnęłam się sztucznie i pognałam do odpowiedniej szatni. Zastałam tam Violet.
-Hej. - uśmiechnęłam się do niej.
-Hej. - odpowiedziała mi.
-I jak, lepiej już? - spytałam. Dobrze wiedziała o co chodzi.
-Właśnie, że tak. - uśmiechnęła się. - Po tym jak Harry napisał na Twitterze, żeby mnie zostawili, rzeczywiście się odczepili.
-Serio? To świetnie! - ucieszyłam się.
Wyszłyśmy z szatni, mijając Tracy. Powiedziała nam nieśmiałe cześć i przyspieszyła kroku. Ostatnio zbytnio z nami nie gadała, wszystko dzięki akcji z Zayn'em.
Dzisiaj dzień w szkole wyjątkowo mi się dłużył. Nie mogłam się doczekać końca lekcji i moich jutrzejszych urodzin. Z tej okazji mieliśmy iść do chłopaków na jakieś małe party.
W końcu jednak ostatnia lekcja się skończyła. Wyczerpana wyszłam ze szkoły. Wsiadłam do autobusu i po chwili już byłam koło mojego domu. Weszłam do środka i przywitawszy się z mamą, pobiegłam na górę. Tam rzuciłam torbę koło drzwi i położyłam się na łóżko.O Boże, jaka ja byłam zmęczona. Nie wyspałam się dzisiaj w nocy. W końcu, po jakichś trzydziestu minutach, wyszłam z pokoju. Zeszłam do kuchni i zjadłam kanapkę z dżemem. Potem zrobiłam sobie kawę i wypiłam ją, żeby nie paść na nos. Nie miałam pojęcia co robić. Było straszliwie nudno. Chłopaki właśnie pracowali nad jakimś nowym teledyskiem, więc nie mogłam do nich wpaść. Violet jechała dziś z rodzicami na jakąś wycieczkę. A może...? Wyjęłam szybko telefon z kieszeni i wybrałam numer Petera. Dawno się z nim nie widziałam.
-Halo? - usłyszałam jego głos w słuchawce.
-Hej! - Powiedziałam z entuzjazmem.
-Czeeść! Co słychać? - spytał.
-A dobrze. Możesz wyjść?
-No jasne. To za czterdzieści minut przy Big Benie? - zaproponował.
-Jasne. Brać deskorolkę? - zapytałam.
-Ee... może pojeździmy kiedy indziej, co?
-Okej. To pa! - powiedziałam głośno i po jego "cześć" się rozłączyłam.
Poprawiłam ubranie, fryzurę i makijaż. Zajęło mi to niewiele czasu. Siadłam sobie jeszcze na chwilę i poczytałam książkę. W końcu jednak wyszłam z domu. Najpierw na przystanek, potem jazda autobusem, w końcu krótki spacer do Big Bena. Peter już czekał.
-Hej! - pomachałam mu.
-No cześć. - uśmiechnął się, gdy podeszłam bliżej.
-Dawno się nie widzieliśmy. - stwierdziłam z uśmiechem.
-Nareszcie! - podniósł ręce do góry i zaczął nimi wymachiwać. Zaśmiałam się.
-Co u ciebie słychać? - zapytałam.
-Nic. Jest dobrze. - spojrzał na swoje trampki.
Ruszyliśmy ulicą. Rozglądałam się dookoła, rozkoszując się widokiem Londynu. To stanowczo moje ulubione miasto. Takie... oryginalne.
-Miałeś mi opowiedzieć o tych swoich siostrach ciotecznych co przyjechały do ciebie. - zauważyłam.
-A, faktycznie. No to... wiesz, one mają po pięć lat, są bliźniaczkami. No i po prostu stwierdziły, że byłaby ze mnie dużo lepsza dziewczynka, niż chłopiec. - spojrzał na mnie z rozbawieniem.
Parsknęłam śmiechem.
-I co robiły? - zaśmiałam się.
-Malowały mnie. I przebierały. - skrzywił sie.
Zaczęłam się śmiać.
-Dobre! Masz zdjęcia? - zapytałam, trzymając się za brzuch.
-Na szczęście nie. - mruknął z lekkim uśmiechem.
Ciągle się śmiałam.
-Dobra, przestań. - spojrzał na mnie groźnie. A przynajmniej starał się tak spojrzeć.
-Okej, ale to jest naprawdę śmieszne. - zachichotałam.
-Nie, nie jest. - uniósł brwi.
-Jest.
-Nie.
-Tak.
Dalej się sprzeczając, ruszyliśmy ulicą. W końcu jednak Peter zapytał:
-A ty chyba masz juro urodziny, prawda?
-No. - pokiwałam głową.
-Które, czternaste? - wyszczerzył się.
-Wyobraź sobie, że nie jesteś w ogóle śmieszny dzieciaku. - przymrużyłam jedno oko.
Kurde, w końcu to on był ode mnie młodszy.
-Nie mam dzisiaj prezentu, dam ci przy następnym spotkaniu. - uśmiechnął się słodko.
-Nie musisz mi dawać prezentu. - zawstydziłam się.
-No raczej muszę. W końcu jesteśmy przyjaciółmi, prawda? - wyszczerzył się.
Jeszcze nigdy nie użył tego określenia. W sumie... rzeczywiście byliśmy przyjaciółmi.
-No tak, tak. - pokiwałam głową.
-To co, kumple? - zapytał i chwycił mnie w ramiona.
Ścisnął mnie tak mocno, że prawie popękały mi kości.
-Auua! - jęknęłam tylko.
Peter puścił mnie i się zaśmiał.
-Nigdy więcej tak nie rób. - syknęłam.
Spacerowaliśmy jeszcze jakieś dwie godziny. Niebo zaczęło się robić szarawe.
-Będę się już zbierać. - oznajmiłam.
-Noo, ja też. - przytaknął.
-Pojedziemy kiedyś razem na zakupy? - zaproponowałam.
-No pewnie. To zadzwonię kiedy będę mógł. - powiedział. - To idę.. hej!
-No cześć. - mruknęłam i odwróciłam się na pięcie. Dzisiejszy spacer był udany. Wróciłam szybko na przystanek autobusowy i po pięciu minutach wsiadłam do nadjeżdżającego dwupiętrowego pojazdu. Podróż nie zajęła mi długo. Dwadzieścia minut i byłam już na miejscu. Weszłam do domu.
-Cześć! - krzyknęłam do rodziców.
-Cześć. - odpowiedzieli mi zgodnie.
-Co to za film? - usiadłam koło nich na kanapie.
-Jakiś durny romans. - mruknął mój tata pod nosem.
-Przestań. - syknęła moja mama. - Jest bardzo fajny.
-Ja ocenię. - zadecydowałam i wpatrzyłam się w ekran.
Po dziesięciu minutach stwierdziłam:
-Przykro mi, ale tu się nie da usiedzieć. Ten film jest trochę bardzo beznadziejny.
Przybiłam z tatą piątkę, a potem wstałam z kanapy.
-O której wrócisz jutro od chłopaków? - zapytał tata. Miałam iść do nich na imprezę.
-Ee... - zająknęłam się.
-Z okazji urodzin pozwolę ci zostać dłużej. - uśmiechnął się promiennie.
-Znaczy ja planuję wrócić nad ranem.... - spuściłam głowę.
Czy on myślał, że idę do nich na kulturalną kolację, z której wraca się o 19?!
-Jak to? - zdziwił się.
-To będzie takie... nocowanie.? - wyszczerzyłam się sztucznie.
-Nocowanie. - prychnęła moja mama, na chwilę odwracając wzrok od telewizora.
-No co? - spojrzałam na nią zdziwiona.
-Ja już dobrze wiem jak się ci twoi chłopcy zabawiają. - spojrzała na mnie spode łba.
Zachciało mi się śmiać.
-No jak? - nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
-Wódka, papierosy i jakieś modelki, kurna. - mruknęła moja mama.
Wybuchnęłam śmiechem.
-Wcale nie! To są kulturalni młodzi ludzie. - zachichotałam. - Przy mnie się pilnują. A po za tym i tak nie masz racji. - założyłam ręce i spojrzałam groźnie na mamę.
-Niech ci będzie. Tylko pamiętaj - nie przesadzaj z alkoholem, nie uprawiaj seksu. - zarządziła moja mama.

-Jasne, jasne. - mruknęłam i wyszłam z salonu.
Moi rodzice czasem doprowadzali mnie do szału.


***


Otworzyłam oczy. Położyłam się na plecach na łóżku i zaczęłam się gapić w sufit. Zaczęłam rozmyślać o moim życiu. Jaką jestem szczęściarą. Uśmiechnęłam się do siebie i nagle się poderwałam. Dzisiaj moje siedemnaste urodziny! Jest! Mam siedemnastkę!
Zeskoczyłam z łóżka, natychmiast się rozbudzając. Zaczęłam skakać po pokoju i wymachiwać rękami. Stop! Mam siedemnaście lat. To już nie przystoi.
Moi rodzice chyba usłyszeli hałasy, dochodzące z mojego pokoju, bo zapukali do drzwi.
-Wstałaś już? - spytali.
-Tak! - zawołałam wesoło.
Otworzyli drzwi. O Boże, chyba dzisiaj dostanę psa.
-Prezent dostaniesz dzisiaj po południu. - oznajmił mój tata na wejściu.
-Jasne, jasne. - wyszczerzyłam się. Najważniejsze było, że jestem już o rok starsza!
-Także... wszystkiego najlepszego! - wyszczerzyła się moja mama.
-Sto lat, sto lat...! - zaczął się wygłupiać mój tata. Śpiewanie mu nie szło zbyt dobrze.
Teatralnym gestem zatkałam sobie uszy. 
-Nie! Proszę, wyjdźcie stąd! - zawyłam.
Mój ojciec się zaśmiał, a mama powiedziała:
-Zejdź zaraz na śniadanie. 
-Okej. - uśmiechnęłam się.
Ach, jaka byłam szczęśliwa. Gdy mama i tata wyszli z mojego pokoju, natychmiast wzięłam się za ubieranie. Potem makijaż i poranna toaleta. Gdy już byłam gotowa, zeszłam na śniadanie. Moja mama zrobiła mi dwa wielkie omlety z szynką i serem. Podziękowałam jej i zaczęłam jeść, popijając herbatą. W tym czasie zastanawiałam się jak potoczy się dzisiejszy dzień. W końcu skończyłam posiłek, który był tak duży, że musiałam leżeć pół godziny, aby uczucie wypchanego brzucha zniknęło. Przez ten czas zdążyłam obejrzeć kawałek Toy Story 2. Wiedziałam, że Liam byłby ze mnie dumny. W końcu podniosłam się z kanapy, wyłączyłam telewizor i poszłam na górę. Z Violet miałam się zobaczyć dopiero wieczorem, u chłopaków. Natomiast wkrótce miał przyjść Louis. Mówił, że ma dla mnie prezent, z którego na pewno się ucieszę. Zobaczymy, zobaczymy. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Otworzę! - wrzasnęłam i zbiegłam po schodach na dół.
Tak jak myślałam, za drzwiami stał Lou.
-Hej! - wyszczerzyłam się.
-Cześć. - poklepał mnie po ramieniu.
Dopiero teraz zauważyłam, że w ręce trzyma koszyk.
-Co to jest? - zaciekawiłam się? 
-Prezent. - uśmiechnął się i wszedł do mojego domu.
Zachowywał się tu jak u siebie. Zresztą też się tak u niego zachowywałam, chociaż dawno go nie odwiedzałam.
-Chodź do mnie. - powiedziałam i zaczęłam wchodzić po schodach.
Gdy weszliśmy do mojego pokoju, Lou od razu rozwalił się na moim obrotowym krzesełku.
Usiadłam na łóżku na przeciwko niego.
-Więc... wszystkiego najlepszego! - wyszczerzył się głupio i zrobił gest, jakby chciał mnie przytulić.
-Dzięki! - wstałam i się przytuliłam. - Chcesz jeść, pić?
-Niee.. dzięki. - pokręcił głową.
-Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale właśnie po raz pierwszy odmówiłeś. - wytrzeszczyłam na niego oczy.
Jakoś nigdy nie miał problemu z opróżnianiem mojej lodówki do końca. 
Zaśmiał się.
-No bo dziś jest wielki dzień! Mała Mabel jest mniej mała! - uśmiechnął się szeroko.
Rzuciłam w niego poduszką. Zaśmiał się jeszcze głośniej. 
-To teraz pora na prezent. - stwierdził, nagle poważniejąc.
-Już się boję. - mruknęłam.
-Niepotrzebnie. - uśmiechnął się i sięgnął po koszyk, który leżał mu koło nóg. - Proszę.
Wręczył mi koszyk, a ja wstałam z łóżka. Lou podniósł się z krzesła. Zaciekawiona podniosłam wieko koszyka i moim oczom ukazał się... maleńki piesek.
 




-O Mój Boże. - otworzyłam szeroko usta.
Wyjęłam szczeniaka i spojrzałam na niego z miłością. To było najpiękniejsze zwierzę na świecie. Przytuliłam je do szyi. Piesek był taki ciepły... Pogłaskałam go po futerku. Jezu. Nie wierzę w to. Mam psa! Drżącymi rękami odstawiłam go na biurko i rzuciłam się Lou w ramiona.
-Kocham Cię! - krzyknęłam, bo nie mogłam się powstrzymać.
On zaczął się śmiać i razem ze mną skakał po całym pokoju.
-Jest piękny! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - zapiszczałam i przewróciłam się z Louis'em na łóżko.
Śmialiśmy się i przytulaliśmy. Czy można być bardziej szczęśliwym? Byliśmy tak głośno, że do pokoju weszła moja mama.
-Co się dzieje? - zaśmiała się. Widok szczeniaka na biurku wcale jej nie zdziwił, co umocniło mnie w przekonaniu, że wiedziała o wszystkim już od samego początku. Moja rodzicielka zawołała tatę.
-Chodź tu i weź prezenty! - krzyknęła.
Prezenty? To będzie ich więcej niż jeden? Usiadłam na łóżku, a Lou za chwilę poszedł w moje ślady. Był tak potargany, że wybuchnęłam śmiechem.
-Fryzura ci się zepsuła. - zaśmiałam się z niego.
-Nie jestem Zayn'em i mogę mieć czasem zepsutą fryzurę. - uśmiechnął się drwiąco.
-Przestań. - zaśmiałam się i uderzyłam go lekko w krocze.
-Auua! - zawył.
-Przecież zrobiłam to lekko! - zaprotestowałam ze śmiechem.
-Ale to i tak boli! - krzyknął i nie zważając na obecność mojej mamy, zaczął mnie okładać po klatce piersiowej.
-Zwariowałeś?! - wrzasnęłam i próbowałam odtrącać jego ręce. Niezbyt skutecznie.
Co chwilę krzywiłam się z bólu. Oddałam porządnie Louis'owi tam gdzie boli najbardziej. Akurat wszedł mój tata z wielką reklamówką.
-Żarty żartami, ale Lou nigdy nie zostanie ojcem. - zauważył tata.
Wybuchnęłam śmiechem.
-Zobaczymy potem. - powiedział cicho Louis i spojrzał na mnie groźnie. 
Szybko zeskoczyłam z łóżka, żeby mój kumpel nie mógł mnie już dosięgnąć.
-To co tam macie? - wyszczerzyłam zęby i zerknęłam na dużą reklamówkę.
-Wyprawkę dla nowego członka rodziny. - uśmiechnął się szeroko mój ojciec.
Zdębiałam. Mama jest w ciąży?! Mój tata sięgnął do reklamówki i wyciągnął z niej... gumową kość. Wybuchnęłam śmiechem.
-A tobie co? - zdziwiła się mama.
-Dla psa. - zachichotałam.
Moi rodzice i Louis wymienili spojrzenia między sobą.
-Tak, Mabel, ta kość jest dla psa. - mój tata pokiwał głową z dziwną miną.
Na szczęście już się opanowałam i mogłam się dalej przyglądać prezentom. Podczas gdy tata wyjmował z reklamówki psie legowisko, podeszłam do biurka i wzięłam na ręce szczeniaka. Zaczęłam go głaskać i mówić do niego, patrząc jednocześnie na psią karmę, miski, smycz, obrożę, szczotki, psi szampon i kolejne zabawki.
-Dużo tego. - stwierdziłam, biorąc do ręki piszczącego kameleona i pokazując go szczeniakowi.
-No tak. - wyszczerzył się mój tata.
Nacisnęłam lekko zabawkę, która cicho pisnęła. Piesek powąchał gumowego zwierzaka.
-On jest taki słodki... - uśmiechnęłam się do siebie.
-On? A może ona? Lepiej sprawdź. - mój tata wyszczerzył się do mnie i razem z mamą wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
-Trzeba to sprawdzić. - uniosłam brew.
-Więc... - zaczął Louis podnosząc pieska i przyglądając się mu. - To jest chłopiec.
-Pokaż. - powiedziałam i już chwilę później trzymałam w rękach psiaka. - Chyba zwariowałeś, to jest dziewczynka!
-A zakład? - zapytał Lou, zakładając ręce.
-Zakład. - położyłam szczeniaka na łóżku i podałam rękę mojemu przyjacielowi. - O co?
-O psa. - zaśmiał się.
-No chyba nie. On by tam u was zwariował. - powiedziałam z drwiną.
-Tylko żartowałem. Ee... o dziesięć funtów. - uśmiechnął się słodko.
-To za dużo. - skrzywiłam się.
-Osiem, koniec kropka. - zadecydował i "przeciął" zakład.
-To co, szukamy na internecie? - uniosłam brwi. Byłam niemal pewna, że wygram.
-Okej.
Włączyliśmy mój laptop i już po chwili wstukiwałam dziwne hasło w wyszukiwarce. Lou się zaśmiał.
-Określ to inaczej. - wyszczerzył zęby.
Zarumieniłam się i poprawiłam hasło wyszukiwania. Już po chwili wiadomo było kto wygrał.
-No nie! - jęknęłam. - Chłopiec? Czemu nie mogłeś być dziewczynką? - spojrzałam na pieska błagalnie.
-Osiem funtów jesteś mi winna. - uśmiechnął się złośliwie Louis.
-Masz i się zamknij. - wyjęłam z kieszeni parę monet i rzuciłam mu je.
-Jak go nazwiesz? - zapytał Lou.
-Ee... jeszcze pomyślę. - przyjrzałam się małej, włochatej kulce.
-Dobra, ja już będę spadał, bo imprezę trzeba przygotować, a zaraz do ciebie przyjdzie Zayn. - mruknął Louis i podniósł się z łóżka.
-Zayn? - ucieszyłam się.
-Tak, ten kochany Zayn. - Lou wywrócił oczami.
-Zostań jeszcze trochę. - poprosiłam, wskazując na psa. - Pobawimy się z nim.
-Pięć minut. - powiedział Louis.
-Dziesięć.
-No dobra. - uśmiechnął się uroczo - nawiasem mówiąc ładny z niego chłopak - i usiadł na dywanie.
Chwyciłam psa i usiadłam koło mojego przyjaciela. Zebrałam wszystkie zabawki z podłogi i zaczęłam je pokazywać na razie bezimiennemu pieskowi. Lou chwycił piszczącego kameleona i zaczął go ściskać. Chwilę później Louis odłożył gumowego zwierzaka, a sam zaczął wydawać dziwne odgłosy. Poszłam w jego ślady. W pewnym momencie wybuchnęliśmy śmiechem, bo zaczęliśmy chrumkać. Pies patrzył z zainteresowaniem to na mnie to na Lou. W końcu jednak psiak podszedł powoli do mnie i zaczął mnie lizać po twarzy. Ja go pocałowałam w czubek nosa. Potem Tomlinson złapał szczeniaka i zaczął go lekko podrzucać.
-Ej, on zaraz zwymiotuje! - zaprotestowałam i zabrałam zwierzaka Louis'owi.
Sama posadziłam sobie pieska na brzuchu i zaczęłam z nim rozmawiać. Mówiłam mu jaki jest słodki i uroczy.
-A ja nie jestem słodki i uroczy? - zapytał Lou i przechylił głowę na bok. Rzeczywiście wyglądał teraz jak szczeniak.
Zaśmiałam się i złapałam go za policzki.
-Mój mały piesek, ale ty jesteś słodki! - gruchałam do Louis'a.
Lou zaczął szczekać. Wybuchnęłam śmiechem i przetoczyłam się na bok. O Boże, ja z nim nie mogę.



******************************************************************************************************


Przepraszam, że rozdział dopiero teraz. Naprawdę, to chyba jest rekord ;/ Ale teraz mam zamiar się poprawić, bo sie juz wgl nie uczę ani nic nie robię do szkoły. Po prostu nie mogłam wcześniej napisac tego rozdziału. Przepraszam tez za nudny początek, ale miałam chwilowe zamroczenie. -.-

Ok. Więc dziękuję za ponad 6500 wyświetleń & 14 komentarzy do poprzedniego rozdziału.

-->Dacie radę CO NAJMNIEJ 15 KOMENTARZY? Jeśli można trochę dłuższych. Proszę :** xdxd

-----> Dodawajcie się do OBSERWATORÓW . :**

Kolejny rozdział w środę. xd  Pzdr ;pp I przypominam o podpisach anonimów xd

*sprostowanie. Kolejny rozdział W ŚRODĘ jeśli będzie to 15 komentarzy ^^ Po prostu chcę wiedzieć czy to całe moje pisanie ma sens i ile naprawdę osób to czyta. Każdy komentarz jest dla mnie ważny i każdy dokładnie czytam.  Dzięki za miłe opinie ! ;p

16 komentarzy:

  1. Fajny ten rozdział...nie mogę się doczekać następnego ;)

    Magnesowa123

    OdpowiedzUsuń
  2. co tu dużo pisać ;p eeextra i tyle ! :) naprawdę genialnie piszesz :P ten rozdział jest świetny :) poprawia humor i wgl :) fajnie tak optymistycznie :D nie mogę doczekać się następnego :D haha bo będzie impreza :D no to byle do środy :)
    -marchewkowa:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę super piszesz .Bardzo mi się podobają twoje opowiadania i pisz dalej !!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz talent. Powinnaś napisać książkę. ;D
    Nie mogłabyś dodawać rozdziałów częściej? Bo się niecierpliwię xd
    Uwielbiam Twojego bloga ! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. łoooo.Ten rozdział jest świetny (zresztą jak wszystkie) nie mogę się doczekać następnego.Ten piesek jest słodki:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę masz mega wielki talent ! :D
    Rozbawił mnie moment z Louisem xD xxx
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D
    wchodzę na twojego bloga przynajmniej 3 razy dziennie z wielką nadzieją że dodałaś kolejnego rozdziała !
    "Smile" :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział idealny <3 jak zawsze :) czekam na więcej i wiecej
    Directionerka <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo bardzo mi się podoba <3 jest cudowny :) piszesz tak że bez trudu moge to sobie wszystko wyobrazić <3
    czekoladaa <3

    OdpowiedzUsuń
  9. O mamuńciu! Jaki genialny rozdział. ;D
    To wszystko takie realne. ;p
    Psiaczek prześliczny! Lou i Twoi rodzice ukryli spisek. xD
    I ta twoje bójka z Louisem. xDD
    A tak na marginesie, to lubię tego Petera. ;)
    Chcem już następny! ^^

    Andziaaaa. ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Jesteś zajebista :) masz kochana talent :) piszesz tak realnie :) czekam na więcej :D
    -smile-

    OdpowiedzUsuń
  11. Geanialnie <3 jestem stała czytelniczką i jest to jeden z moich ulubionych blogów <3 czekam na więcej :D
    olaa :)

    OdpowiedzUsuń
  12. kochana jesteś moim idolem :) kocham <3
    .majka.

    OdpowiedzUsuń
  13. mmmm idealnie :) już się nie moge doczekać kolejnego
    Bela <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo fajny plis pisz dalej;**

    OdpowiedzUsuń
  15. http://dreamergirlxoxo.blogspot.com/ prosze wejdzcie! :D to o 1D dopiero zaczynam, jeśli możecie dajcie linki innym blogom ktore nie maja nic przwciwko 1D.

    co do twojego bloga , opowiadanie śweitne! czytam to i czytam :D kiedy będzie kolejna częsc ? Czekam!

    OdpowiedzUsuń