21 czerwca 2012

Rozdział 26.

Po wyjściu Louis'a dalej bawiłam się z psiakiem. Nie mogłam uwierzyć, że rzeczywiście mam psa! I to takiego słodkiego. W międzyczasie zadzwoniłam do Petera i zaproponowałam mu udział w dzisiejszej imprezie. Niestety nie mógł. Chociaż może i dobrze... Miał w końcu piętnaście lat, a ja nie chciałam sprowadzać go na "złą drogę".
Zabawiałam psa jeszcze przez pięć minut, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Spodziewając się kto to może być, chwyciłam szczeniaka na ręce i zbiegłam na dół. Poszłam do przedpokoju i otworzyłam drzwi. Ujrzałam przed nimi Zayn'a z rękami schowanymi za plecami.
-Hej. - uśmiechnął się szeroko. - Fajny pies.
-Dzięki. - też się uśmiechnęłam i cofnęłam się. - Wchodź.
Chłopak się nie ruszył.
-Najpierw prezent. - wyszczerzył zęby i wyjął zza pleców bukiet i wielkiego misia.
-Dzięki. - przytuliłam go jedną ręką, bo w drugiej miałam psa.
Staliśmy tak przez chwilę. Nie miałam zamiaru go puścić. Przymknęłam oczy i  wdychałam zapach mojego chłopaka. O Boże. Jednak gdy pięć sekund zmieniło się w dwie minuty, a gnieciony między nami piesek zaczął się wiercić, oddaliłam się.
-Mam siedemnaście lat, rozumiesz? - uśmiechnęłam się szeroko i wzięłam moje prezenty.
Zayn się zaśmiał i weszliśmy do środka. Wspięliśmy się po schodach na górę i już po chwili byliśmy w moim pokoju. Usiedliśmy na dywanie obok tych wszystkich psich zabawek.
-Wiesz co? - zapytał nagle Zayn.
-No?
-Jak byłem mały to znosiłem do domu mnóstwo takich piesków. - uśmiechnął się na to wspomnienie.
-To ile miałeś psów? - spojrzałam na niego z ciekawością.
-Nie miałem. - parsknął śmiechem. - Mama kazała mi je odnosić.
-To smutne. - powiedziałam, ale mimo tego się uśmiechnęłam, bo nagle sobie wyobraziłam małego Zayn'a ze szczeniakiem na rękach.
Zamaskowując uśmiech, zajęłam się głaskaniem pieska. Ten obwąchiwał właśnie dużą maskotkę, którą dostałam w prezencie. Zayn chwycił jakąś psią zabawkę i zaczął ją pokazywać szczeniakowi. Teraz się nie przyłączyłam do zabawy, tylko się przyglądałam. Widok Zayn'a, bawiącego się z malutkim psiakiem był naprawdę słodki. Oczywiście znowu zostałam zapytana o imię dla psa. I znowu udzieliłam odpowiedzi "nie wiem".
Zostawiłam pieska na dywanie i razem z Zayn'em usiedliśmy na łóżku. Gadaliśmy głównie o zbliżającej się imprezie. Ja jakoś szczególnie nie miałam dzisiaj ochoty na dzikie tańce w towarzystwie alkoholu, ale czego się nie robi dla przyjaciół...? Tak się dla mnie starali. I byłam im za to wdzięczna. Była dopiero 14:00, a ja już byłam pewna, że to będą najlepsze urodziny w moim życiu.
-Będą jeszcze jacyś ludzie oprócz was? - zapytałam.
-Ee... zaprosiliśmy paru znajomych.
-Okej. - pokiwałam głową.
Nagle Zayn zerwał się z łóżka. Spojrzałam na niego pytająco.
-Idziemy na obiad. - uśmiechnął się czarująco. - Chodź.
Wstałam zdziwiona z łóżka.
-Dobraa. Mogę się tak pokazać? - okręciłam się wokół własnej osi.
-No pewnie. Wyglądasz bardzo, bardzo ładnie. - Zayn zbliżył się i pocałował mnie w usta.
Staliśmy tak chwilę - ale i tak krótką jak na nas - i oddaliliśmy się. Wzięłam psa z dywanu.
-Dam go rodzicom. - oznajmiłam, żeby nie myślał, że zabieram szczeniaka z nami na obiad czy coś.
Zeszliśmy na dół, oddaliśmy pieska mojej mamie i oznajmiliśmy, że idziemy na obiad.
-Potem od razu pójdę do chłopaków. - oznajmiłam.
-Dobra, dobra. - moja mama już była zajęta głaskaniem małej, futrzastej kulki.
Po upewnieniu się, że wszystko gra w moim wyglądzie, wyszliśmy na zewnątrz.


***


Po obiedzie pojechaliśmy do domu chłopaków.
-Cześć. - rzuciłam do rozwalonej na kanapie czwórki.
Usiadłam obok Liam'a.
-To kto jeszcze przyjdzie na tą domówkę? - zapytałam.
-Ee... pięciu chłopaków. - odpowiedział Payne.
-Ooo, chłopacy. - powiedziałam z miną wygłodniałego psa, a reszta wybuchnęła śmiechem.
Eh... akurat dzisiaj nie miałam ochoty na melanż... 
-A która w ogóle godzina? - zapytał Niall.
Lou westchnął, wyjął z kieszeni swojego iPhona - nawiasem mówiąc mógłby mi takiego kupić - i powiedział:
-Siedemnasta. Za trzy godziny będą ludzie przychodzić.
-Macie wszystko kupione? - zapytałam.
-Ee... właściwie to nie. - jęknął Louis. - Hazzuś, wyskocz do sklepu.
-Teraz to Hazzuś. - parsknął Harry i rzucił w Lou poduszką.
-No weź idź... co to za impreza z wodą zamiast alkoholu? - zaśmiał się Tomlinson.
-Idę. Ale żeby mi to było ostatni raz. - Styles podniósł się z kanapy.
-Czekaj, idę z tobą. - powiedziałam szybko.
-Okej. - Harry obejrzał się na mnie i ruszył w kierunku drzwi wyjściowych. 
Podążyłam za nim. Założyliśmy trampki i wyszliśmy przed dom.
-Zapraszam do mojego samochodu. - powiedział dumny Harry i wskazał na drogie, czarne auto.
-Ładne, ładne. - wyszczerzyłam się i wsiadłam od strony pasażera.
Wkrótce w samochodzie znalazł się także Hazza.
-Daleko jest ten sklep, czy gdzie my tam jedziemy? - skonstruowałam dziwne zdanie.
Styles zaśmiał się z mojego pytania i odpowiedział:
-Ulicę dalej.
Podczas jazdy nie rozmawialiśmy za dużo. Nie wiedziałam w sumie o czym. Co innego wygłupiać się z całą piątką, a co innego gadać sam na sam. 
Sklep rzeczywiście był ulicę dalej. Po krótkiej jeździe wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy do zwykłego spożywczego sklepu.
-Chodź na dział z alkoholem. - mruknął Harry i nałożył swoje przeciwsłoneczne okulary.
-Po co ci te okulary? - zaśmiałam się.
-Żeby mnie nie rozpoznali. - uśmiechnął się uroczo "Hazzuś" i zaczął iść w kierunku odpowiedniego działu.
Poszłam za nim.
-Co bierzemy? Ja się nie znam. - przyznałam się.
Głównie Harry wybierał butelki, ja czasami tylko rozstrzygałam, "która lepsza". Wzięliśmy naprawdę dużo. Nie wierzyłam, że można tyle wypić w jeden wieczór... Ale w sumie One Direction jest do tego zdolne. Hazza wziął nawet wino, chociaż zupełnie go już nie potrzebowaliśmy.
-Dobra. Wystarczy. - oznajmił Harry.
-Naprawdę? - powiedziałam z sarkazmem.
-Chodź. - wyszczerzył się.
Obładowani mnóstwem flaszek, ruszyliśmy w kierunku kasy. Obok nas przeszła jakaś dziewczyna. Obejrzała się za Hazzą. Uśmiechnęłam się pod nosem i niosłam dalej butelki. Postawiliśmy je przy kasie. Mnie osobiście było głupio, kupować takie ilości alkoholu, ale Harry się tym wcale nie przejmował. Kasjerka spojrzała na nas z dezaprobatą i przyjęła pieniądze od Hazzy. Jakoś sobie poradziliśmy z przeniesieniem butelek do samochodu. Ustawiliśmy je pod moimi nogami. Tym razem podczas jazdy rozmawiałam z Harry'm. Głównie o imprezie i o tym kto na niej będzie. 
Po chwili wysiadaliśmy z samochodu, wyjmując jednocześnie alkohol.
-Jesteśmy! - krzyknął Harry, gdy weszliśmy do domu.
Nikt nam nie odpowiedział.
-Nawet nie podziękują. - mruknął Harry. - Chodź, zaniesiemy to do kuchni.
Poszliśmy w odpowiednim kierunku i poustawialiśmy butelki w najróżniejszych zakamarkach kuchni. Potem wróciliśmy do salonu.
-Cześć. - powiedziałam z akcentem.
Odpowiedziały mi jakieś mruknięcia, bo wszyscy byli wpatrzeni w telewizor. Wywróciłam oczami i usiadłam obok Louis'a.
-Dobrze, że jesteś, coś mi się przypomniało. - Lou spojrzał na mnie.
-Naprawdę? - mruknęłam, nie patrząc na niego.
-Dzisiaj rano bardzo boleśnie mnie pobiłaś... Miałem się z tobą policzyć. - oznajmił, robiąc "smutną" minę.
-Ale tego nie zrobisz. - odpowiedziałam, zaniepokojona.
-Raczej zrobię. 
Rozejrzałam się i zauważyłam, że nie ma Zayn'a. W takim razie mogę się trochę pobić z Louis'em... Co mi tam.
-Spadaj. - odepchnęłam go, ale tylko po to, żeby go sprowokować.
-O nie! - krzyknął Louis i przewrócił mnie na kolana siedzącego obok Hazzy. - Umieraj!
To powiedziawszy, zaczął mnie łaskotać. Zacisnęłam mu paznokcie na ramieniu, żeby mnie puścił.
-Auuuua! - jęknął. - Zostaną mi ślady!
Zostawił mnie na chwilę, żeby rozmasować ramię.
-A masz! - zawołałam i popchnęłam go mocno.
Upadł na Niall'a.
-Spadaj Louis! - jęknął Horan i zepchnął "duże dziecko" na ziemię.
Wybuchnęłam śmiechem i zeskoczyłam z kanapy na Lou. Teraz zaczęliśmy się turlać i łaskotać. Wyglądało to naprawdę dziwnie. W końcu Tomlinson wylądował na mnie. Przygniótł mnie swoim ogromnym, słoniowatym cielskiem i krzyknął:
-Hurra! Wygrałem! 
Wstał ze mnie i podał mi rękę. Pozwoliłam, żeby mnie podniósł.
-Jaki dżentelmen. - powiedziałam z sarkazmem.
-Do usług. - pokłonił się ze złośliwym uśmiechem.
Poprawiłam sobie włosy i usiadłam na kanapie, dokładnie w chwili, gdy do pokoju wszedł Zayn. Uff, dobrze, że nie widział tej bójki.
Siedzieliśmy sobie tak jakiś czas. Minęła godzina, druga... a nikomu się nie chciało ruszyć. W końcu Liam wyłączył telewizor.
-Ej!! Oglądałem to! - zaprotestował Louis.
-Mamy pół godziny. - powiedział wyraźnie Liam.
-Okej. Wygrałeś. - powiedział i szybko się podniósł z kanapy. - Chodź, to przesuniemy meble.
Liam podszedł do niego i wygoniwszy wszystkich z sofy, zaczęli ją przesuwać. Potem telewizor i całą resztę. Harry przyniósł jakieś kolorowe światła, a Niall z Zayn'em głośniki. Ja siedziałam tylko na odsuniętej pod samą ścianę kanapie i od czasu do czasu wpuszczałam do domu przychodzących gości. Teraz trochę żałowałam, że nie będzie Petera. 
Przywitałam się z Violet, która wzięła jakąś swoją koleżankę, Evą, która obiecała sobie, że tym razem nie będzie pić, Danielle i pięcioma nieznajomymi chłopakami, którzy oblukali mnie od góry do dołu. Poczułam zakłopotanie, bo nie należałam do dziewczyn, za którymi oglądają się faceci. Chociaż... ostatnio się trochę zmieniłam. Zaprowadziłam wszystkich do przyciemnionego salonu, który wyglądał już jak wnętrze klubu. Uśmiechnęłam się do siebie i poszłam z dziewczynami do kuchni. Zostałam zapoznana z koleżanką Violet - Margaret i zaczęłyśmy zawzięcie plotkować. W pewnym momencie do kuchni weszła cała reszta.
-Teraz pora na tort! - zawołał Lou.
-Tort? - zdziwiłam się.
-Noo. - wyszczerzył zęby.
Podbiegłam do chłopaków i zaczęłam ściskać każdego po kolei. 
-Dzięki, dzięki. - mówiłam do wszystkich.
Gdy przerwałam przytulanie i wróciłam do dziewczyn, jeden z nieznanych mi chłopaków powiedział:
-A nas nie przytulisz?
 Zaśmiał się razem ze swoim kumplem, z którym przyszedł.
-Mogę przytulić. - wzruszyłam ramionami z uśmiechem, chociaż zrobiło mi się bardzo gorąco.
Poklepałam każdego z nich po plecach. Zauważyłam, że jeden z nich - ten który sprowokował mnie do przytulania - używa takich perfum jak Lou.
-Pachniesz jak Louis. - zauważyłam i natychmiast się zarumieniłam, zdziwiona własną śmiałością.
-Te same perfumy. - Tomlinson trącił wyszczerzonego chłopaka ramieniem.
-Jestem Stan. - przedstawił się chłopak, chociaż właściwie już się domyśliłam, jak ma na imię.
To był najlepszy przyjaciel Louis'a. Oczywiście nie licząc Hazzy i reszty zespołu. Stan do najszczuplejszych nie należał, ale nie był też jakimś "zapaśnikiem".
Podałam mu rękę i wycofałam się do dziewczyn. Zbyt długie gadanie z nieznajomymi zawsze mnie stresowało.
-Wyjmujemy ten tort! - zawołał zniecierpliwiony Niall.
Otworzył lodówkę i starając się ukryć panujący w niej bałagan, wyciągnął kartonowe pudełko. Postawił je na stole i otworzył moim oczom ukazał się wielki śmietankowy tort.
-Dzięki. Nie musieliście. - uśmiechnęłam się szeroko.
-Oj, dobra, dobra. - Lou klepnął mnie w plecy i nagle wyciągnął zza pleców urodzinową czapeczkę.
-O nie. - pokręciłam głowa, patrząc przerażona na Louis'a.
-I tak cię zmuszę. - spojrzał na mnie, hamując śmiech.
Nie dość, że jest silniejszy, to jeszcze perfidnie to wykorzystuje! Złośliwa małpa.
-Sama założę. - wyrwałam mu czapeczkę z rąk i ignorując śmiechy reszty włożyłam sobie to głupstwo na głowę.
Było mi podwójnie głupio, bo wokół mnie byli tez ludzie, których kompletnie nie znałam.
-Dla nas też mam! - krzyknął Lou i wszystkich zeszły z twarzy uśmiechy.
Tomlinson dał każdemu czapeczkę i niektórym papierowe trąbki. Wybuchnęłam śmiechem na widok Hazzy i Zayn'a w czapkach. Wszyscy wyglądali śmiesznie, ale oni najlepiej. Niall, który, widocznie nie mógł się doczekać jedzenia, zapalił mi siedemnaście świeczek.
-Najpierw się śpiewa, czy najpierw dmuchasz? - zapytał się Lou.
O Mój Boże, nie wiem.
-Nie musicie śpiewać. - powiedziałam szybko.
Gdyby mi zaśpiewali, czułabym się bardzo, ale to bardzo głupio.
-Ale możemy zatańczyć! - krzyknął Louis. 
Potem odprawił jakiś dziwny taniec. Wywróciłam oczami. Jak zwykle się wydurniał. Wszyscy dookoła śmiali się z jego wygłupów.
-Dobra. Dmucham. - to powiedziawszy, pochyliłam się nad tortem i zdmuchnęłam siedemnaście świeczek.
-Jeeeest! - krzyknął Lou i podbiegł do mnie.
Chciał mnie wziąć pod pachy, ale na szczęście udaremniłam mu to porządnym kopniakiem w piszczel. Narobiłby mi jeszcze więcej wstydu. Louis złapał się za pokrzywdzoną nogę i zaczął trąbić swoją trąbką. O Boże. Nagle wyjął z kieszeni torebkę konfetti i zarządził zbiorowe zdjęcie. Wyciągnął z kieszeni telefon i zwołał wszystkich do siebie. Przytuliliśmy się razem. Ja znalazłam się stanowczo za blisko Stana. To niby był przypadek, ale i tak czułam się zakłopotana.
-Wszyscy mówią "Hazza"! - zawołał Lou.
Wybuchnęłam śmiechem.Nawet jak na Louis'a, to było dziwne zachowanie. Rzadko mu się zdarzało, aż tak przesadzać. Na myśl o tym, że Lou jeszcze poprawi alkoholem, śmiać mi się chciało. Przecież on już był w takim stanie, co dopiero potem...
-Hazzaaaaaaaaaaaaaaa!!! - zawyliśmy, a Lou w tym samym czasie rzucił go góry konfetti.
Błysnęła lampa błyskowa i najgorsze zdjęcie stulecia było zrobione. Spojrzeliśmy wszyscy na wyświetlacz telefonu Louis'a i wybuchnęliśmy śmiechem. Zdjęłam szybko czapeczkę i rzuciłam ją w kąt kuchni. Spojrzałam na Niall'a, który szybko wyjmował świeczki z tortu. Pomogłam mu i wkrótce zajęłam się krojeniem ciasta pomogła mi jak zwykle uczynna Danielle. Polubiłam ją.
Po chwili wszyscy już jedli tort. Był naprawdę dobry. Zastanawiałam się, czy chłopcy sami go zrobili, czy zamówili.Już miałam się o to zapytać, gdy Harry krzyknął:
-Dobra, chodźcie ludzie!
Niechętnie wstałam i poszłam za Hazzą. Weszliśmy do salonu. Alkohol był przyniesiony i ustawiony na wysokim stole przy przeciwległej ścianie.
-Włączę muzykę! - zawołał Zayn i pobiegł w kierunku rogu pokoju.
Już po chwili grała jakaś piosenka. Było naprawdę głośno. Dobrze, że chłopcy nie mają żadnych sąsiadów. Dopiero by mieli życie... Louis nie chciał zaczynać zabawy bez alkoholu, więc od razu popędził do stolika, obstawionego flaszkami. Nie miałam ochoty na picie. Poszłam z Liam'em usiąść sobie na kanapie. Gadaliśmy i śmialiśmy się. Liam był spokojny, a miło czasem pospędzać sobie czas z kimś takim. Powiedział mi, że jeden z chłopaków to jego kumpel. Podczas, gdy my spokojnie i kulturalnie debatowaliśmy, reszta obalała kolejne butelki. Śmiali się przy tym głośno i krzyczeli jakieś głupoty. Najgłośniejszy był Louis, który już nim tknął alkohol, był jak nienormalny.
-Lou chyba dawno nie imprezował. - powiedziałam z sarkazmem.
-Ooo tak, stęsknił się za bibami. - zaśmiał się Liam.
Louis właśnie skakał prze poprzewracane krzesła. Wywróciłam oczami. Podeszła do nas Danielle. Zaczęła rozmawiać ze mną i z Liam'em, ale ja się tak zapatrzyłam na resztę, że po pewnym czasie wyłączyłam się z rozmowy. Postanowiłam się przejść. Wstałam i podeszłam do stolika, który robił za ladę barową. Usiadłam na krześle obok Violet i przyglądałam się jak Zayn i Louis okładają się czymś po głowach.
-Nie chce mi się tu siedzieć! - powiedziałam do mojej przyjaciółki, starając się przekrzyczeć muzykę.
-Baw się! To twoja impreza! - zawołała i upiła łyk jakiegoś drinka.
-Chyba tak zrobię. - westchnęłam i mimo, że nie miałam na to ochoty, wlałam w siebie czyjegoś drinka. Dobry był.
-Hej, to było moje! - zawołał ktoś.
Obejrzałam się i zobaczyłam Stana.
-Przepraszam. Tu masz jeszcze. - podałam mu szklanki z gotowym drinkiem.
-Dzięki. - uśmiechnął się do mnie dziwnie i wychylił zawartość szklanki.
Poszłam w jego ślady.
-Czemu się nie bawisz? - zapytał.
-Nie mam ochoty. A dziwne, bo zwykle zawsze mam ochotę na takie rzeczy. - uśmiechnęłam się lekko.
-Zatańczymy? - zapytał.
-Jasne. - westchnęłam, chociaż to była ostatnia rzecz, jaką chciałabym teraz zrobić.
Wstaliśmy i poszliśmy na środek parkietu, mijając Margaret, która właśnie przysiadała się do Violet. Złapałam Stana za ręce i zaczęliśmy tańczyć wolnego, mimo że była szybka piosenka. Nie podobało mi się, że przyjaciel Louis'a stał tak blisko mnie. Bliżej niż wymagał tego taniec. Szczerze mówiąc, nie polubiłam Stana. Wydawał mi się zbyt pewny siebie. I do tego jakby... sama nie wiem. Miałam mieszane uczucia. Jego usta znalazły się tuż przy mojej szyi. Zaczęłam szybciej oddychać. Chłopak musnął wargami moją skórę. Zadrżałam i delikatnie się oddaliłam.
-Przestań. - powiedziałam.
-Nie robię nic złego.
-Robisz. Ledwo się znamy. - odwróciłam się od niego i wróciłam do Violet. Teraz już zupełnie straciłam ochotę na imprezowanie.
Jednak zamiast mojej przyjaciółki, na jej miejscu dostrzegłam Margaret.
-Hej, gdzie Violet? - zapytałam.
-Tańczy z Harry'm. - odpowiedziała.
Po jej minie, widać było, że jej zazdrości Stylesa. Nie wiem czy to był dobry pomysł, żeby ją tu przyprowadzać.
-Chłopcy są cudowni. - powiedziała po chwili ciszy.
 -Taa... zwłaszcza teraz. - mruknęłam, a w oddali rozległ się czyjś ochrypły wrzask.
Reszta rozmowy jakoś się nam kleiła. Margaret była całkiem miła, jednak nie byłam do niej do końca przekonana. Oj, coś dzisiaj nie mam szczęscia do poznawania nowych ludzi. Miałam już dość siedzenia tutaj i wysłuchiwania krzyków reszty. Odetchnęłam, gdy Niall zabrał Margaret do tańca. Do mnie podszedł Harry.
-Tańczysz? - zapytał, uśmiechając się jak pijany aniołek.
Zaśmiałam się z jego miny i zgodziłam się, żeby nie zrobić mu przykrości. Wyszliśmy na środek i zatańczyliśmy przytulańca. Wtuliłam się w ramię Harry'ego, bo nie miałam już siły na nic. Hazza gadał jakieś głupoty, zupełnie bez sensu, a ja tylko przytakiwałam i mówiłam : "no tak, masz rację". Po chwili zorientowałam się, że mówi coś o Violet. Zaczęłam go słuchać.
-Ona mnie zostawiła i tańczy sobie z jakimiś chłopakami... - tu Styles wstawił przekleństwo, a ja się skrzywiłam. Nie lubiłam jak ludzie przeklinali. - I ona ostatnio wiesz co robi? No właśnie.
-Co robi? - zapytałam.
-Oddala się, rozumiesz?
-To znaczy co robi? - zaciekawiłam się. Chciałam potem powiedzieć przyjaciółce, żeby się poprawiła.
-Ona nie rozumie, że ja jestem sławny. Nie rozumie. Jest zła, że nie jestem ciągle z nią, jest zła, że muszę jeździć na koncerty, jest zła, że ją hejtują, jest zła, jest zła... - zaczął bełkotać.
-Chodź usiądziemy sobie. - powiedziałam do niego ciepło i zaprowadziłam go w stronę kanapy, która teraz stała pusta.
Usadziłam Hazzę i nachyliłam się nad nim.
-Porozmawiam z nią o tym. - powiedziałam mu do ucha, żeby usłyszał mnie, mimo muzyki.
-Okej. - Harry przetoczył się na bok.
Odeszłam, zapisując sobie w myślach, żeby pogadać z Violet. I wtedy zauważyłam siedzącego samotnie Zayn'a przy stoliku z alkoholem. Skorzystałam z okazji i podeszłam do niego.
-Cześć. - rzuciłam i siadłam obok.
-Cześć. - mruknął zamyślony.
-Co jest?
-Aa... nic. - potrząsnął głową i spojrzał na mnie. - Chcesz iść na górę?
-Okej. Tak średnio się bawię. - wyznałam szczerze, uszczęśliwiona jego prośbą.
Wstaliśmy z krzesełek i Zayn objął mnie ramieniem.
-Bierzemy coś do jedzenia? - zapytał, wchodząc ze mną do kuchni.
-Możemy wziąć tort, chyba jeszcze został. - powiedziałam i podeszłam do lodówki.
Nagle zauważyłam jakieś dwie całujące się osoby. Okazało się, że to Margaret i jeden z chłopaków, których nie znałam. Wzruszyłam ramionami. Niech robią co chcą. Wyjęłam z lodówki ostatni kawałek tortu, z szuflady dwa widelczyki i spojrzałam na Zayn'a. Ten zerknął szybko na całującą się parę i sięgnął na najwyższą półkę. Zdjął z niej wino i pomachał mi nim przed nosem.
-Harry to jednak ma głowę. - uśmiechnął się do mnie i chwycił dwa kieliszki.
-Teraz możemy iść. - wyszczerzyłam się i zaczęłam iść w kierunku schodów.




****************************************************************************************************



Aaaa, takie tam masło-maślane. Przepraszam, że tak wyszło, ale jestem taka senna ;( i otępiała - jak to mówią w reklamie Lokomotivu xd OOOoaooaoaoaoooo I remember every sunset ! Słyszeliście to? SUMMER PARADISE <3
Ups faza ;D
No ale do rzeczy ;p Dzięki za komentarze :** naprawdę są dla mnie b. ważne. ;) Iii .... 7500 wejść!!
+Następny kiedy napiszę, jakoś tak w tym tygodniu. Ale kolejny postaram sie, żeby był lepszy ;D

14 komentarzy:

  1. wydaje mi się, że coś się wydarzy na tych urodzinach ;)
    świetny rozdział ! ;]
    czekam na następny ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. powiem ci że świetnie piszesz! znam wiele blogów a twój zalicza się do najlepszych
    http://przypadkionedirection.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego w takim momencie <3 czekam na kolejny :D
    -smile-

    OdpowiedzUsuń
  4. aww bardzo fajny rozdział :) Można się zaczytać :P

    OdpowiedzUsuń
  5. impreza impreza winko Zayn i nic do szczęścia nie potrzeba :) a co do rozdziału to świetny jak zawsze :*

    OdpowiedzUsuń
  6. no no impreza <3 w dodatku Zayn taki słodki <3
    Bela <3

    OdpowiedzUsuń
  7. bardzo fajny blog :) miło się czyta :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kurde już się nie mogę doczekać następnego ! :D
    "Smile" :)

    OdpowiedzUsuń
  9. no no jak zwykle świetny :)
    Directionerka <3

    OdpowiedzUsuń
  10. jakie tam masło maślane ;p chociaż właściwie masło przecież powinno byś maślane bo jakie inne ;p haha więc z tym rozdziałem jest tak samo jest taki jaki powinien i mnie się baaardzo podoba! Zayn + "chcesz iść na górę?" + wino ??? *_____* cholera ja chcę już następny!!! :D haha
    -marchewkowa:D

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem bardzo ciekawa następnego rozdziału .Pisz częściej bo nie mogę się doczekać.:P
    IZAAAA>>>>

    OdpowiedzUsuń
  12. Lepszy? Przecież ten rozdział jest bosski. ;)
    Lou i te jego fazy. ;O
    a ten Stan to niezły dupek..
    Mam nadzieję, że pomiędzy Violet a Harrym będzie tak jak dawniej.

    Andziaaa. ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. SUPER!Na serio ten rozdział jest świetny;p jak wszystkie :D CZekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  14. ciekaw co się będzie dziać w następnym rozdziale... fajne ;D

    -Magnesowa123

    OdpowiedzUsuń