*oczami Mabel*
-Cześć! - krzyknęłam do Violet.
Właśnie stałyśmy pod salą matematyczną i czekałyśmy na pierwszą tego dnia lekcję. Szczerze mówiąc, szkoła była mi już zupełnie obojętna. Olewałam ją sobie teraz.
-Hej! - odpowiedziała mi przyjaciółka. - Masz matmę?
Zaśmiałam się krótko.
-Jaja sobie robisz? - wyszczerzyłam się. Ja i matma? Dobre.
-Musze ci coś pokazać. - powiedziała tajemniczo i ze swoim telefonem w ręku, odepchnęła mnie na bok. - Wieczorem pisałam z Harry'm.
Uśmiechnęła się. Nagle zobaczyłyśmy, że ku nam podąża brunetka w wielkich czerwonych okularach. Jęknęłam.
-Tracy idzie. - wycedziłam.
Tracy była jedną z dzikich fanek One Direction. Ostatnio nie dawała mi i Violet spokoju. Wszędzie za nami chodziła, chciała się "zaprzyjaźnić", a wszystko po to, żeby poznać chłopaków. Na szczęście nie wiedziała o tym, że jestem z Zayn'em, a Violet z Harry'm. Wtedy po pierwsze by zaczęła o nas wszędzie plotkować i wszyscy by już o tym wiedzieli. A po drugie... by jeszcze więcej za nami łaziła. A już była wyjątkowo okropna.
-Siema, Tracy. - powiedziała bez entuzjazmu Violet. Nie wiadomo kiedy schowała swój dotykowy telefon.
-Co tam u was słychać? Czemu was nie było w szkole wczoraj? - zaczęła nas zasypywać pytaniami.
Pewnie miała nadzieję na jakieś świeżutkie plotki o chłopcach.
-A tak jakoś źle się czułyśmy. - uśmiechnęłam się pod nosem. Wręcz przeciwnie - czułyśmy się doskonale.
Na szczęście uratował nas dzwonek. Na matmie Tracy nie mogła nas nękać, bo siedziała na drugim końcu sali. Wcześniej nawet się do nas nie odzywała. Gdy babka od matmy odwracała się, żeby napisać coś na tablicy, Violet ukradkiem pokazywała mi smsy z Harry'm. Były słodkie, nie powiem. Uśmiechnęłam się i pokazałam przyjaciółce smsy z Zayn'em.
-Chłopcy aż do piątku będą mieć próby rano. - szepnęłam do niej. - Wtedy jak jesteśmy w szkole.
-Ale po południu będą wolni? - upewniła się Violet.
-Tak. - pokiwałam głowa z uśmiechem, który się jeszcze powiększył, gdy dostrzegłam wiercącą się na krześle Tracy. Pewnie chciała do nas dołączyć. Sorry, bejbe.
-Pamiętaj w środę po szkole zakupy z Evą. - przypomniała przyjaciółka.
-Dzisiaj umówiłam się z Lou'im, to w czwartek możemy wpaść do chłopaków. - zaproponowałam.
Violet pokiwała energicznie głową i wyprostowała się na krześle, bo nauczycielka niebezpiecznie się do nas zbliżyła.
Po szkole usiadłyśmy z Tracy w szatni. Wkurzające było nie mieć ani chwili z przyjaciółką. Na szczęście po szkole Tracy już nas nie kontrolowała. Oczywiście ciągle nas oblegała w domach i organizowała jakieś idiotyczne wypady na miasto, ale wtedy było ją łatwiej spławić. No cóż nasza szkoła jest mała - nie ma wielu kryjówek. Chociaż zwykle, gdy uciekamy przed namolną "koleżanką", siadamy w takim zaułku blisko schodów. Tam nas jeszcze nigdy nie znalazła.
W końcu skłamałam, że mam autobus - i tak Louis mnie odbierał - i wybiegłam jak najszybciej ze szkoły. Odetchnęłam.
Usiadłam na przystanku i po chwili zjawił się samochód Lou.
-Siema. - powiedziałam, wsiadając do auta.
-Hej. - mruknął i zmienił stację w radiu. - Co w szkole?
-Nic. Nawet nie dostałam żadnego buta. - wyszczerzyłam zęby.
Parsknął śmiechem.
-A jak z Tracy? - zapytał.
Zrzedła mi mina.
-Weź mi nawet nie przypominaj. - jęknęłam. - Jak zwykle za nami łaziła i się pytała czemu nas w szkole wczoraj nie było.
Louis znowu się zaśmiał.
-Powiedz jej co o niej myślisz i się odczepi. - stwierdził.
-Pff. Powiedziałabym, ale ona może coś nazmyślać na mój temat i wiesz...
-Jak chcesz. - zakończył temat.
-A jak wam szło na próbie? - zainteresowałam się.
-Ja byłem najlepszy. Jak zwykle. - uśmiechnął się słodko.
-Patrz na drogę i nie gadaj głupot. - spojrzałam na niego z irytacją.
-Zayn za tobą tęsknił. - westchnął.
Zrobiło mi się gorąco.
-Oj Louis, Louis... zazdrościsz mi? - uniosłam brwi.
-Czego? Zayn'a? - zaśmiał się.
-Nie. Mówiłam raczej o tym, że nie masz dziewczyny. - wystawiłam mu język.
-Nie nabijaj się ze mnie, bo wjadę do rowu. - zagroził.
-Oo nie, przepraszam! - krzyknęłam ze śmiechem. - Ale wiesz... ja umiem swatać.
Parsknął śmiechem.
-Sam sobie poradzę, naprawdę. - zatrzymał wóz przed moim domem.
-Ale jakbyś potrzebował pomocy, to wiesz do kogo się zgłosić. - uśmiechnęłam się szeroko.
-Wysiadaj. - wycedził.
-Okej. - powiedziałam wesołym tonem.
Po chwili znaleźliśmy się w domu.
-Cześć mamo! My idziemy na górę! - krzyknęłam po zdjęciu butów.
Mama wychyliła się z kuchni.
-Louis? - musiała się upewnić. Wywróciłam oczami.
-Dzień dobry. - Lou uśmiechnął się grzecznie jak niewinny chłopiec.
-Cześć, cześć. Chcecie naleśniki? - spytała moja mama.
-Za chwile. - powiedziałam i nim Louis zdążył coś powiedzieć, już wciągnęłam go na górę.
-Ej, ja chciałem te naleśniki. - spojrzał na mnie z dezaprobatą.
-O Boże, Lou, zaraz zejdziemy je zjeść. - mruknęłam i usiadłam na łóżku. - Siadaj.
Mój przyjaciel dołączył do mnie. Przez chwilę panowała cisza, a potem powiedziałam:
-Kim właściwie jest baby Lux?
Louis się uśmiechnął.
-To dziecko naszej makijażystki. Kiedyś was poznamy.
Nagle Louis spoważniał.
-Wiesz, że Liam zadzwonił ostatnio do Danielle i się z nią umówił? - zapytał.
-Na serio? - ucieszyłam się.
-No. - Lou pokiwał głową.
-Uff. To dobrze.
Spędziliśmy jeszcze w chwilę w moim pokoju, a potem zeszliśmy na naleśniki. Louis usadowił się na krześle.
-Dziękuję. - powiedział do mojej mamy, gdy ta podała mu kilka naleśników.
Ja także podziękowałam i wzięłam się za jedzenie. Moja mama się przysiadła i zaczęła wypytywać Louis'a o różne rzeczy.
-A jak u twoich rodziców? Dawno się z nimi nie widziałam. - powiedziała moja mama.
-Wszystko dobrze. Zdrowi i tak dalej. - mruknął Lou pomiędzy jednym kęsem, a drugim.
-A u chłopaków?
-Bardzo dobrze. Nawet, wie pani, Zayn'owi się polepszyło odkąd spędza więcej czasu z...
Kurde co on robi?! W mojej głowie włączył się czerwony alarm. Zareagowałam błyskawicznie. Wymierzyłam Lou pod stołem silnego kopniaka.
-Au! - krzyknął i mimowolnie złapał się za piszczel.
-Co się stało? - zmartwiła się moja mama.
-Ee... tak mnie noga jakoś nagle zabolała. - wycedził i spojrzał mi się ze złością w oczy.
-A ty chyba już musisz iść, Louis. - warknęłam. - Masz jakąś próbę czy coś...
Moja mama wyglądała na zbita z tropu.
-Wszystko dobrze Lou? - jak zwykle zdrobniła jego imię.
-Ta... tak. - mruknął Tomlinson i niezdarnie się podniósł z krzesła. - Dziękuję za naleśniki. Były pyszne.
-Tak, tak, dzięki. - złapałam Louis'a za nadgarstek i wyciągnęłam go na dwór. - Musimy pogadać. - warknęłam.
-Tak? - spytał zdziwiony.
-Moim rodzice nie wiedzą o Zayn'ie. - powiedziałam wyraźnie.
-Nie powiesz im? - zdziwił się.
-Powiem. Sama. - warknęłam. - W swoim czasie.
-Oj, przepraszam, nie wiedziałem. - uniósł ręce do góry w obronnym geście. - Nikomu nic nie powiem. - uśmiechnął się zadziornie. - Mam już iść?
-Niee.- mruknęłam. - Chodź do altanki.
Skierowaliśmy się na tyły mojego podwórka. Usiedliśmy w altance i zaczęliśmy gadać.
-Gramy w nożną? - zapytał nagle Lou.
-Słucham? - zaśmiałam się. - Chyba cię pogrzało.
-Czemu nie?
-Nie chce mi się. Nie lubię nożnej. - powiedziałam znudzonym głosem.
-No chodź! - krzyknął i poderwał się z ławeczki.
Złapał mnie za rękę i podniósł.
-Przestań... - jęknęłam.
-Jak tak dalej pójdzie to będziesz małym grubaskiem. - zaśmiał się i klepnął mnie lekko w brzuch.
-EJ! - wrzasnęłam. - Nie będę żadnym grubaskiem!
Zaczęłam go gonić po podwórku wymachując rękami.
-Zagramy? - spytał się, robiąc słodkie oczka.
-Niech ci będzie. - warknęłam.
W sumie nie przypuszczałam, że granie w piłkę nożną może być takie fajne. Przecież nie lubiłam tej gry. No ale Louis potrafił wszystko uatrakcyjnić.
-Uważaj! - wrzasnął i podłożył mi nogę.
Złapałam go za rękę żeby nie upaść, ale i tak po chwili leżałam. Lou upadł na mnie.
-Auuuuaaa! - krzyknęłam. - Złaź ze mnie, grubasie! Wiesz ile ty ważysz?!
-Okej już schodzę. - powiedział Lou i zaczął się okręcać na bok, żeby uprzykrzyć mi życie.
Tak mnie pogniótł, że gdy tylko zszedł zwinęłam się w kulkę z bólu.
-Nienawidzę cię! - jęknęłam, a on głośno się zaśmiał. - Nigdy więcej żadnej nożnej!
Wstałam niezdarnie, otrzepałam ubranie z ziemi i zignorowałam leżącego Louis'a który wyciągnął rękę.
-Nie podniosę cię. - warknęłam.
Znowu się zaśmiał i wstał samodzielnie.
-Coś ci się stało? - spytał z udawaną troską.
-Spadaj.
Zachichotał.
-Ja już będę lecieć. - poklepał mnie po ramieniu.
-No to cześć. - mruknęłam i odeszłam w drugą stronę.
Pół godziny później stanęłam w progu swojego pokoju. Chwyciłam komórkę i wykręciłam numer do chłopaków.
-Halo? - odezwał się ochrypniętym głosem Niall.
-Siema. Chciałam się spytać czy możemy w czwartek wpaść z dziewczynami. - powiedziałam szybko.
-Jasne. - ucieszył się Nialler. - Z Evą?
-Tak. - uśmiechnęłam się do siebie.
-To przyjdźcie. Zamówimy pizze.
-Okej. Dzięki. - powiedziałam wesołym tonem i spytałam - Jest Zayn?
-Niee. Poszedł gdzieś z Harry'm. Powiedzieć mu że dzwoniłaś?
-No jeśli możesz. To... pa. - zakończyłam.
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon. Właśnie miałam się wziąć za lekcje, ale stwierdziłam, że nie chce mi się. Powtórzyłam jedynie biologię i poszłam spać.
Następny rozdział dodam, gdy będzie co najmniej osiem komentarzy. Dacie radę?? ;p
Usiadłam na przystanku i po chwili zjawił się samochód Lou.
-Siema. - powiedziałam, wsiadając do auta.
-Hej. - mruknął i zmienił stację w radiu. - Co w szkole?
-Nic. Nawet nie dostałam żadnego buta. - wyszczerzyłam zęby.
Parsknął śmiechem.
-A jak z Tracy? - zapytał.
Zrzedła mi mina.
-Weź mi nawet nie przypominaj. - jęknęłam. - Jak zwykle za nami łaziła i się pytała czemu nas w szkole wczoraj nie było.
Louis znowu się zaśmiał.
-Powiedz jej co o niej myślisz i się odczepi. - stwierdził.
-Pff. Powiedziałabym, ale ona może coś nazmyślać na mój temat i wiesz...
-Jak chcesz. - zakończył temat.
-A jak wam szło na próbie? - zainteresowałam się.
-Ja byłem najlepszy. Jak zwykle. - uśmiechnął się słodko.
-Patrz na drogę i nie gadaj głupot. - spojrzałam na niego z irytacją.
-Zayn za tobą tęsknił. - westchnął.
Zrobiło mi się gorąco.
-Oj Louis, Louis... zazdrościsz mi? - uniosłam brwi.
-Czego? Zayn'a? - zaśmiał się.
-Nie. Mówiłam raczej o tym, że nie masz dziewczyny. - wystawiłam mu język.
-Nie nabijaj się ze mnie, bo wjadę do rowu. - zagroził.
-Oo nie, przepraszam! - krzyknęłam ze śmiechem. - Ale wiesz... ja umiem swatać.
Parsknął śmiechem.
-Sam sobie poradzę, naprawdę. - zatrzymał wóz przed moim domem.
-Ale jakbyś potrzebował pomocy, to wiesz do kogo się zgłosić. - uśmiechnęłam się szeroko.
-Wysiadaj. - wycedził.
-Okej. - powiedziałam wesołym tonem.
Po chwili znaleźliśmy się w domu.
-Cześć mamo! My idziemy na górę! - krzyknęłam po zdjęciu butów.
Mama wychyliła się z kuchni.
-Louis? - musiała się upewnić. Wywróciłam oczami.
-Dzień dobry. - Lou uśmiechnął się grzecznie jak niewinny chłopiec.
-Cześć, cześć. Chcecie naleśniki? - spytała moja mama.
-Za chwile. - powiedziałam i nim Louis zdążył coś powiedzieć, już wciągnęłam go na górę.
-Ej, ja chciałem te naleśniki. - spojrzał na mnie z dezaprobatą.
-O Boże, Lou, zaraz zejdziemy je zjeść. - mruknęłam i usiadłam na łóżku. - Siadaj.
Mój przyjaciel dołączył do mnie. Przez chwilę panowała cisza, a potem powiedziałam:
-Kim właściwie jest baby Lux?
Louis się uśmiechnął.
-To dziecko naszej makijażystki. Kiedyś was poznamy.
Nagle Louis spoważniał.
-Wiesz, że Liam zadzwonił ostatnio do Danielle i się z nią umówił? - zapytał.
-Na serio? - ucieszyłam się.
-No. - Lou pokiwał głową.
-Uff. To dobrze.
Spędziliśmy jeszcze w chwilę w moim pokoju, a potem zeszliśmy na naleśniki. Louis usadowił się na krześle.
-Dziękuję. - powiedział do mojej mamy, gdy ta podała mu kilka naleśników.
Ja także podziękowałam i wzięłam się za jedzenie. Moja mama się przysiadła i zaczęła wypytywać Louis'a o różne rzeczy.
-A jak u twoich rodziców? Dawno się z nimi nie widziałam. - powiedziała moja mama.
-Wszystko dobrze. Zdrowi i tak dalej. - mruknął Lou pomiędzy jednym kęsem, a drugim.
-A u chłopaków?
-Bardzo dobrze. Nawet, wie pani, Zayn'owi się polepszyło odkąd spędza więcej czasu z...
Kurde co on robi?! W mojej głowie włączył się czerwony alarm. Zareagowałam błyskawicznie. Wymierzyłam Lou pod stołem silnego kopniaka.
-Au! - krzyknął i mimowolnie złapał się za piszczel.
-Co się stało? - zmartwiła się moja mama.
-Ee... tak mnie noga jakoś nagle zabolała. - wycedził i spojrzał mi się ze złością w oczy.
-A ty chyba już musisz iść, Louis. - warknęłam. - Masz jakąś próbę czy coś...
Moja mama wyglądała na zbita z tropu.
-Wszystko dobrze Lou? - jak zwykle zdrobniła jego imię.
-Ta... tak. - mruknął Tomlinson i niezdarnie się podniósł z krzesła. - Dziękuję za naleśniki. Były pyszne.
-Tak, tak, dzięki. - złapałam Louis'a za nadgarstek i wyciągnęłam go na dwór. - Musimy pogadać. - warknęłam.
-Tak? - spytał zdziwiony.
-Moim rodzice nie wiedzą o Zayn'ie. - powiedziałam wyraźnie.
-Nie powiesz im? - zdziwił się.
-Powiem. Sama. - warknęłam. - W swoim czasie.
-Oj, przepraszam, nie wiedziałem. - uniósł ręce do góry w obronnym geście. - Nikomu nic nie powiem. - uśmiechnął się zadziornie. - Mam już iść?
-Niee.- mruknęłam. - Chodź do altanki.
Skierowaliśmy się na tyły mojego podwórka. Usiedliśmy w altance i zaczęliśmy gadać.
-Gramy w nożną? - zapytał nagle Lou.
-Słucham? - zaśmiałam się. - Chyba cię pogrzało.
-Czemu nie?
-Nie chce mi się. Nie lubię nożnej. - powiedziałam znudzonym głosem.
-No chodź! - krzyknął i poderwał się z ławeczki.
Złapał mnie za rękę i podniósł.
-Przestań... - jęknęłam.
-Jak tak dalej pójdzie to będziesz małym grubaskiem. - zaśmiał się i klepnął mnie lekko w brzuch.
-EJ! - wrzasnęłam. - Nie będę żadnym grubaskiem!
Zaczęłam go gonić po podwórku wymachując rękami.
-Zagramy? - spytał się, robiąc słodkie oczka.
-Niech ci będzie. - warknęłam.
W sumie nie przypuszczałam, że granie w piłkę nożną może być takie fajne. Przecież nie lubiłam tej gry. No ale Louis potrafił wszystko uatrakcyjnić.
-Uważaj! - wrzasnął i podłożył mi nogę.
Złapałam go za rękę żeby nie upaść, ale i tak po chwili leżałam. Lou upadł na mnie.
-Auuuuaaa! - krzyknęłam. - Złaź ze mnie, grubasie! Wiesz ile ty ważysz?!
-Okej już schodzę. - powiedział Lou i zaczął się okręcać na bok, żeby uprzykrzyć mi życie.
Tak mnie pogniótł, że gdy tylko zszedł zwinęłam się w kulkę z bólu.
-Nienawidzę cię! - jęknęłam, a on głośno się zaśmiał. - Nigdy więcej żadnej nożnej!
Wstałam niezdarnie, otrzepałam ubranie z ziemi i zignorowałam leżącego Louis'a który wyciągnął rękę.
-Nie podniosę cię. - warknęłam.
Znowu się zaśmiał i wstał samodzielnie.
-Coś ci się stało? - spytał z udawaną troską.
-Spadaj.
Zachichotał.
-Ja już będę lecieć. - poklepał mnie po ramieniu.
-No to cześć. - mruknęłam i odeszłam w drugą stronę.
Pół godziny później stanęłam w progu swojego pokoju. Chwyciłam komórkę i wykręciłam numer do chłopaków.
-Halo? - odezwał się ochrypniętym głosem Niall.
-Siema. Chciałam się spytać czy możemy w czwartek wpaść z dziewczynami. - powiedziałam szybko.
-Jasne. - ucieszył się Nialler. - Z Evą?
-Tak. - uśmiechnęłam się do siebie.
-To przyjdźcie. Zamówimy pizze.
-Okej. Dzięki. - powiedziałam wesołym tonem i spytałam - Jest Zayn?
-Niee. Poszedł gdzieś z Harry'm. Powiedzieć mu że dzwoniłaś?
-No jeśli możesz. To... pa. - zakończyłam.
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon. Właśnie miałam się wziąć za lekcje, ale stwierdziłam, że nie chce mi się. Powtórzyłam jedynie biologię i poszłam spać.
*oczami Evy*
Wybiegłam szybko ze szkoły. Właśnie skończyły się środowe lekcje. W szkole jak zwykle było okropnie, ale szczerze mówiąc teraz mnie to nie obchodziło. Miałam przecież Niall'a, resztę chłopaków i dwie nowe koleżanki. To mi wystarczyło, żeby zapomnieć o kłopotach w szkole.
Wbiegłam do domu. Jak zwykle pusto. Westchnęłam i pobiegłam na górę.
Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w pomarańczowe rurki i biały T-shirt z Garfieldem. Do tego białe trampki i tego samego koloru bandanka na głowę. Zrobiłam delikatny makijaż i zeszłam na dół. Zjadłam dojrzałe jabłko i napiłam się trochę soku. Po chwili już zamykałam dom i szłam w kierunku przystanku. Tam czekałam jedynie pięć minut. Czerwony autobus nadjechał, a ja wlazłam do środka.
Po czterdziestu minutach jazdy - którą spędziłam na słuchaniu muzyki - dotarłam do centrum miasta. Z dziewczynami miałyśmy się spotkać w jakiejś kawiarni koło Big Bena. Gdy namierzyłam odpowiednie miejsce, weszłam do środka. Zaczęłam się rozglądać. Okazało się że dziewczyny już są.
-Hej! - powiedziałam głośno z uśmiechem na twarzy.
-Hej. Może najpierw coś zamówimy? - zaproponowała Mabel.
-Jasne. - mruknęłam i chwyciłam menu.
Dziewczyny zrobiły to samo i już po chwili tłumaczyłyśmy kelnerowi, co chcemy. Zaczęłyśmy plotkować. Gdy przyszły ciastka i kawy, właściwie wiedziałam już wszystko o tym, co Harry pisał do Violet.
Pochłonęłyśmy szybko jedzenie i wyszłyśmy z kawiarni. Zaczęłyśmy zwiedzać sklepy.
-Właściwie co sobie chcecie kupić na ten koncert? - zapytałam, przeglądając wieszak w poszukiwaniu ładnych rzeczy.
-Ja myślałam o jakiejś sukience. I jeszcze chcę sobie kupić bluzkę z wąsami. - powiedziała Mabel.
-Ja też kupuję sukienkę. - dodała Violet.
Pokiwałam głową. Ja chciałam to co dziewczyny.
Po kilku godzinach wyczerpujących zakupów, usiadłyśmy na ławce i jeszcze raz przejrzałyśmy zakupy.
-Chłopcy będą zadowoleni. - zachichotała Violet.
Uśmiechnęłam się.
-Dzięki za zakupy, dziewczyny. Ja już muszę iść. Z uśmiechem na twarzy, pomaszerowałam w kierunku przystanku autobusowego.
*******************************************************************************************************
Przepraszam, ale jestem chora i końcówkę zepsułam ;( Nowy rozdział najwcześniej w piątek, bo biorę udział w takim konkursie: http://young-pretty-lovely.blogspot.com/2012/05/20-rozdzia.html
Jak chcecie to zerknijcie ;) Na końcu 20 rozdziału jest napisane wszystko. Niby większa konkurencja, ale co tam ;d
A tutaj są ubrania, które kupiły dziewczyny:
sukienka Mabel
Sukienka Violet
Bluzka Mabel
Sukienka Evy
Następny rozdział dodam, gdy będzie co najmniej osiem komentarzy. Dacie radę?? ;p
No jasne że damy radę :P czekamy na następne:)
OdpowiedzUsuńśliczne sukienki :P fajny rozdział
OdpowiedzUsuńBosskie sukienki. ;)
OdpowiedzUsuńA rozdział jak zwykle bosski! ;D
Andziaa ;*
Damy damy :D
OdpowiedzUsuńNajlepsze jakie kiedykolwiek czytałam :) jesteś świetna :
OdpowiedzUsuńświetne!! nie mogę się doczekać co dalej :3
OdpowiedzUsuńZgadzam się sukienki są cudowne :D rozdział też niczego sobie :D
OdpowiedzUsuńCudownie :) dawaj następny czekam na reakcje chłopaków na widok sukienek dziewczyn xd :)
OdpowiedzUsuń