12 maja 2012

Rozdział 18.

Uff. Właśnie skończyły się piątkowe lekcje. Violet znowu nie było w szkole, ale rozmawiałam z nią i mówiła, że będzie na jutrzejszym koncercie. To dobrze. Przecież nie po to kupowała sukienkę, żeby teraz jej nie wykorzystać!
Jadąc autobusem rozmyślałam nad tym jak może się potoczyć moje dzisiejsze spotkanie z Peterem. Oby nie wydarzyło się nic niepożądanego.
-Cześć mamo! - krzyknęłam wchodząc do domu.
-Czeeść, możesz tu przyjść na chwilę? - zawołała moja mama.
-Dobra. - powiedziałam lekko zdziwionym tonem i weszłam do kuchni. - Co?
-Ee... mogłabyś jutro nocować u chłopaków? - zapytała mama.
Że co?
-Czemu? - zdziwiłam się.
-Ee... ja z tatą znowu wyjeżdżamy na weekend. - uśmiechnęła się mama.
Te ich nocne wypady skończą się dzieckiem, słowo daję. W sumie zawsze chciałam mieć rodzeństwo...
-Dobra. Zapytam się Lou. - stwierdziłam i pobiegłam na górę.
Uau! Jeśli rodziców nie ma w domu, to oznacza, że będę mogła nawet na całą noc wyjść i nikt mnie nie będzie pilnował. Oo, coś mi się zdaje, że po koncercie będzie niezła zabawa. Uśmiechnęłam się szeroko do siebie.
Dobra. Teraz Peter. Poprawiłam strój, makijaż i włosy i ponieważ miałam jeszcze chwilę, włączyłam laptopa. Postanowiłam poszukać jakiejś fajnej rasy psa. W końcu na urodziny rodzice mają mi kupić szczeniaka. Chyba. Jeszcze z nimi pogadam. Najpierw wstukałam w wyszukiwarce "rasy psów". Włączyłam jakąś ciekawie wyglądającą stronkę i czekałam aż mi się naładuje. Przeglądałam kolejne rasy. Marzyłam o psie, który nie będzie zbyt duży.
Nagle spostrzegłam fotografię jakiegoś wyjątkowo ładnego psiaka. Kliknęłam na zdjęcie, a pod nim wyskoczyło mi: cocker spaniel angielski.Zwierzak był naprawdę ładny. Zadowolona dodałam stronę do zakładek i zamknęłam przeglądarkę. Teraz wzięłam się za kończenie jednego z moich opowiadań. Potem napisałam jakiś krótki wiersz i wyłączyłam komputer.
Ostatnio wpadłam na dość ciekawy pomysł. Postanowiłam napisać książkę. Wiedziałam, że mając niecałe siedemnaście lat, nie wypocę nic nadzwyczajnego, ale wierzyłam w siebie i postanowiłam spróbować. A po za tym naprawdę uwielbiałam pisanie. Jeszcze nie miałam pomysłu, ale ostatnio rozważałam różne tematy. Kto wie, może coś z tego wyjdzie.
Zbiegłam po schodach na dół.
-Mamo mogę wyjść? - zapytałam ostrożnie.
-A z kim? - mama na chwilę oderwała się od telefonu, przez który rozmawiała z jakąś koleżanką.
-Ee... z kolegą. - bąknęłam.
-Jakim?
-Takim Peterem... - zająknęłam się. - Wrócę najpóźniej o dwudziestej.
Mama zacisnęła wargi, a potem pokiwała głową.
-Niech ci będzie.
-Dzięki! - zawołałam i wybiegłam z domu.
Pół godziny później już szłam w kierunku Big Bena. Dookoła był tłok, a Petera nie było widać. Nagle go zauważyłam. Stał jakieś piętnaście metrów ode mnie i rozglądał się wkoło.
-Hej, Peter! - zawołałam.
Spojrzał na mnie i natychmiast się uśmiechnął. A może on wyobrażał sobie nie wiadomo co? Przygryzłam wargę. A w ogóle będziemy mieli o czym rozmawiać?
-Cześć. - uśmiechnął się promiennie, gdy do mnie podszedł. - Idziemy na London Eye? - zaproponował natychmiast.
Pokiwałam głową. Co ja tu robię z niemal dwa lata młodszym chłopakiem? Nagle przypomniało mi się, że jestem od Zayn'a młodsza o dokładnie tyle samo lat. Skrzywiłam się. Dobra, powstrzymam się od komentowania wieku.
-Co u ciebie słychać? - zagadnął piętnastolatek.
-Ee... dobrze. - mruknęłam.
Niby o czym miałam mu opowiadać?!
-I co, byliście w końcu w zoo? - zapytał Peter.
-Noo, jednak tak. Mówiłeś, że to dla dzieci, ale było fajnie. - uśmiechnęłam się lekko.
Zaśmiał się głośno.
-Twoi kumple i tak się zachowują jak dzieci, więc nie było problemu. - wyszczerzył zęby.
-Ej, piętnastolatek! Cicho! - fuknęłam na niego.
Zachichotał.
-Masz rację, One Direction to dzieciaki. - westchnęłam. - Ja tam jestem najpoważniejsza.
-Jakie One Direction? - zmarszczył brwi.
-Ee... to taki zespół. - zająknęłam się.
Peter chyba nie wiedział kim oni są. A nie chciałam, żeby wyszło tak, że się przechwalam czy coś.
-Tamci chłopacy są znani? - uśmiechnął się szeroko.
-Taak. Sory, myślałam że wiesz. - zrobiło mi się głupio, z powodu całej tej sytuacji.
-Mogłaś mi powiedzieć wcześniej, dostałbym autografy. - wyszczerzył zęby.
Wzruszyłam ramionami. Nie chciałam gadać na ten temat.
-Śpiewają? - zapytał Peter po chwili milczenia.
-Tak.
-Masz jakieś ich piosenki na telefonie? - spojrzał na mnie z ciekawością.
Pokiwałam głową i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Puściłam mu One Thing. Zmarszczył czoło.
-Ty pewnie lubisz inną muzykę. - uśmiechnęłam się na widok jego miny.
-R & B. - wyszczerzył zęby.
Zaśmiałam się.
-Co? - poczuł się chyba urażony.
-Nie... po prostu też tego słucham. - uśmiechnęłam się. - I nikt o tym nie wie. - Zrobiłam tajemniczą minę.
Teraz to on się zaśmiał.
-Te piosenki nie pasują mi jakoś do ciebie. - przekręcił głowę na bok. - R & B i pop?
Pokiwałam głową.
-Słucham tego od trzynastego roku życia.
Stanęliśmy na końcu kolejki po bilety do London Eye.
-A fani wiedzą, że chodzisz z tym mulatem? - spytał.
-Zayn'em. - poprawiłam go.
-Zayn'em. - pokiwał głową.
-Niee. Nawet moi rodzice nie wiedzą. I wiesz co...?
-No co? - przesunął się krok do przodu.
-Ee... przepraszam cię za to, co zrobił. - spuściłam głowę.
Miałam na myśli tę scenę zazdrości, którą urządził mi Zayn na biwaku.
-Dobra. - powiedział Peter. - On mnie chyba nie lubi.
Piętnastolatek miał rację. Mój chłopak za nim nie przepadał.
Wzruszyłam ramionami. Na szczęście podeszliśmy właśnie do kasy i kupiliśmy bilety. Miałam nadzieję, że wkrótce wywiążą się inne tematy, nie tylko związane z  zespołem.
-Co lubisz robić? - zapytałam, gdy ładowaliśmy się do "wagonika".
-Ee... jeździć na desce. - uśmiechnął się lekko Peter.
-Zawsze chciałam się nauczyć. Możesz mi potem pokazać jakieś e... triki? - spojrzałam na niego z ciekawością.
-Okej. - pokiwał głową.
Stanęliśmy przy ścianie szklanego wagonika.
-Uwielbiam Londyn z tej perspektywy. - powiedziałam do mojego towarzysza, przyklejając nos do szyby.
Na szczęście potem rozmawialiśmy o różnych rzeczach, nie tylko o One Direction. W pewnym momencie Peter mi powiedział, że jest adoptowany.
-Naprawdę? - zmartwiłam się. - A... od kiedy masz e... rodziców?
Krępował mnie trochę ten temat. Nie chciałam zranić Petera.
-Zaadoptowali mnie jak miałem dziesięć lat.
-Jak jest... w sierocińcu? - nie byłam pewna, czy mogę zadać to pytanie.
Na szczęście Peter się nie obraził. Zaczął mi opowiadać. Wtedy zaczęłam doceniać to co mam. Rodziców, dom. Ale ostatecznie mój towarzysz też nie miał tak źle. W końcu od pięciu lat też miał rodzinę.
-Ale czasami sobie myślę, że chciałbym mieć rodzeństwo. - stwierdził chłopak.
-Oo, ja tez. I pewnie będę miała. - zaśmiałam się. - Moi rodzice ostatnio... spędzają ze sobą więcej czasu.
Wyszczerzył zęby. Tymczasem po jakichś czterdziestu minutach szklany wagonik powoli zwalniał. W końcu całkowicie się zatrzymał. Zaczęliśmy się przepychać do wyjścia.
-Idziemy teraz do mnie po deskę? - zapytał.
Zaśmiałam się.
-Co? - zapytał.
-Nic, nic. - pokręciłam głową. - Daleko masz do domu?
-Jest ulicę dalej.
I zaczęliśmy iść. Po niedługim czasie, Peter zaczął wchodzić do jakiejś kamiennicy. Pewnie tu mieszka. Przeszliśmy parę pięter i zatrzymaliśmy się przed drzwiami nr. 89.
-Wchodź. - otworzył mi drzwi.
Przeszliśmy przez ciemny hol i weszliśmy do jego pokoju.
-Ładnie tu. - uśmiechnęłam się.
-Dzięki. - wyszczerzył zęby i otworzył szafę.
Najpierw wyciągnął jedną, nową deskorolkę, a potem drugą starą i podniszczoną.
-Dobrze, że trzymałem tego starocia. Wreszcie się przyda. - uśmiechnął się. - Masz moją nową. - powiedział i wręczył mi deskę.
Podziękowałam i po chwili wyszliśmy już z jego domu. Zaczęliśmy iść ulicą, z deskorolkami pod pachami.
-Tu niedaleko jest skatepark. - zawiadomił mnie. - Jeździłaś w ogóle kiedykolwiek?
-Ee... właściwie nie. - spuściłam głowę.
-Nie szkodzi. - odpowiedział wesołym tonem.
Podobało mi się, że Peter zachowywał się jak na kolegę przystało. Nie miał żadnych romantycznych odpałów. I dobrze. Po dwudziestu minutach rozmowy, ujrzeliśmy skatepark. Były już na nim jakieś dwie dziewczyny.
-Siema! - krzyknął i pomachał im ręką. -Dobra. Zaczynamy. - powiedział ze złowrogim uśmiechem.
Zaśmiałam się. Peter działał na mnie tak dobrze jak One Direction - ciągle się śmiałam.
Zaczęliśmy od podstaw - jak utrzymać równowagę, jak się poruszać, jak skręcać.
-Dobrze ci idzie! - pochwalił mnie Peter.
-Dzięki. - uśmiechnęłam się słodko.
-Chyba pora na małą przerwę. - wyszczerzył się i usiadł na pobliskiej ławeczce.
Pomachał ręką na spotkaną wcześniej dziewczynę - druga poszła do domu - i zawołał ją do nas.
-Rebecca, Mabel. - przedstawił nas.
Podałam rękę Rebecce. Była chyba w wieku Petera. Miała długie blond włosy, podobne do moich. Zaczęli gadać o jakichś głupotach, wspólnych znajomych. Zupełnie się nie orientowałam.
-Pogadajcie sobie jeszcze, ja idę poćwiczyć. - mruknęłam i z deską Petera w ręku odeszłam parę kroków na bok.
Zaczęłam ćwiczyć. Rozpędzałam się i skręcałam. Postanowiłam zjechać z łagodniejszej rampy. W sumie to nic trudnego. Wdrapałam się na jej szczyt i zjechałam po łagodnej stronie. Po chwili Rebecca odeszła, a Peter dołączył do mnie.
-Przepraszam, dawno się z nią nie widziałem. - usprawiedliwił się.
-Nie ma sprawy.
Przez chwilę Peter przyglądał się moim poczynaniom.
-Wiesz... ona mi się podoba. - powiedział nieśmiało.
Zrobiło mi się ciepło na sercu.
-Mogłabyś mi coś doradzić? - spytał, patrząc na swoja deskorolkę.
-Jasne. - powiedziałam z uśmiechem. Uwielbiałam doradzać chłopakom w takich sprawach.
A Peterowi nie brakowało urody, był bardzo miły, więc to nie powinno być problemem.
-Ona chyba też cię lubi. - uśmiechnęłam się lekko.
-Tak myślisz? - zapytał, siadając z powrotem na ławeczce.
-Tak. Więc... wystarczy ją gdzieś zaprosić. Masz jej numer? -spytałam.
Pokiwał głową.
-Więc po prostu zadzwoń i się umów. Możecie iść na... lody. - powiedziałam. - To nic trudnego poderwać dziewczynę.
Zaśmiał się.
-Fajnie o tym mówisz. - stwierdził.
Wzruszyłam ramionami z uśmiechem.
-Fajny jesteś Peter, dasz radę. - uśmiechnęłam się.
-Dzięki. Rzeczywiście nic trudnego poderwać dziewczynę. - wyszczerzył zęby.
-Oo, mój drogi, poczekaj aż się zgodzi. - wystawiłam mu język. - Noo, muszę już iść.
-Czekaj! Chcę ci tylko coś dać. - powiedział i dodał - którą chcesz deskę?
-O niee... One są twoje. - pokręciłam głową.
-Po co mi dwie? - wzruszył ramionami.
-Naprawdę mogę? - upewniłam się.
-No pewnie. Będziesz tu przychodziła kiedy chcesz i ćwiczyła. - uśmiechnął się.
-Oo... dzięki. - powiedziałam z uśmiechem na twarzy i chwyciłam starą deskorolkę. - Powodzenia z Rebeccą!
Pomachałam mu na pożegnanie i ruszyłam w kierunku przystanku. W czerwonym autobusie przyciskałam sobie deskorolkę do piersi, aby jej przypadkiem nie zgubić. W końcu znalazłam się w swoim domu.
-Cześć mamo! Patrz co mam! - zawołałam i podeszłam do rodzicielki.
Moja mama dostrzegła deskę.
-Oo, dostałaś ją od tego chłopca? - uśmiechnęła się.
-No. - wyszczerzyłam zęby.
-Gorzej, że nie umiesz jeździć. - zaśmiała się mama.
-No właśnie zaskoczę cię, że trochę już umiem. - dodałam i pobiegłam na górę.
Była dopiero dwudziesta, a ja nie miałam co robić. Postanowiłam upiec rodzicom placek. W końcu musiałam się troszkę podlizać, skoro wkrótce przedstawię im swojego chłopaka. Właśnie miałam zejść z powrotem na dół, gdy usłyszałam piosenkę Levels, wydobywającą się z mojego telefonu.
-Halo?
-Cześć. - usłyszałam głos Zayn'a.
-No hej. - odpowiedziałam uradowana.
-Nie poszłabyś jutro ze mną przed koncertem do kawiarni? - zapytał szybko.
-Ee... a o której koncert?
-Jest o 18, my musimy być już o 15. To możemy tak o 13. - zaproponował.
-Dobra. - powiedziałam, starając się nie skakać z radości.
-To do jutra kotku. - usłyszałam.
Rozłączyłam się. Z uśmiechem zeszłam do kuchni, cały czas ściskając w ręce komórkę. Zastanawiałam się, czy to co czuję do Zayn'a to... miłość. Oczywiście, byłam w nim zakochana, podobał mi się, ale nie wiedziałam czy mogę to nazwać miłością. Chyba było jednak trochę za wcześnie na to. W końcu byliśmy parą od bardzo niedawna. Westchnęłam. Ale z każdą chwilą, z każdym dniem coraz mocniej przywiązywałam się do Zayn'a.
Potrząsnęłam głową. Nie upiekę żadnego placka, myśląc o moim chłopaku. Ciągle z uśmiechem na ustach, podeszłam do kuchennej szafki i wyciągnęłam z niej mój zeszyt z przepisami. Zdecydowałam się na ciasto, które nauczyła mnie piec moja babcia z Polski. Przygotowałam wszystkie rzeczy do zrobienia karpatki i po chwili wzięłam się do roboty.
-Mabel, co ty robisz? - zapytał tata, gdy włączyłam mikser.
-Placek dla was. - uśmiechnęłam się słodko do ojca, gdy wszedł do kuchni.
Tata uniósł brwi.
-Czy ty chcesz mi się podlizać? - spytał.
-Nie! Przecież ja nigdy wam się nie podlizuję! - skłamałam ze śmiechem.
-No to o co chodzi? - ojciec usiadł na kuchennym krześle, także się śmiejąc.
-O nic, naprawdę. - powiedziałam,  niezgodnie z prawdą.
-To rób ten placek. - uśmiechnął się tata i poszedł do salonu.
W piętnaście minut ciasto na spody było gotowe. Wstawiłam je do piekarnika i w tym czasie wzięłam się za przygotowywanie kremu. Był gotowy w pięć minut. Wyjęłam upieczone już ciasto z piekarnika. Przekroiłam je wzdłuż i dodałam krem pomiędzy warstwy. Zrobione!
-Mamo! Tato! - krzyknęłam.
Rodzice przyszli do kuchni.
-Jedzcie. - uśmiechnęłam się i każdemu ukroiłam po kawałku.
-Mm, dobre. - stwierdziła moja mama, przełykając pierwszy kawałek.
-Zgadzam się. - pokiwał głową mój tata.
-Tez się zgadzam. - zaśmiałam się.
Rzeczywiście, wyszło całkiem niezłe.
-A teraz idę spać. - powiedziałam i pobiegłam na górę.
umyłam się i przebrałam w piżamę. Gdy leżałam już w łóżku, postanowiłam napisać do Petera.
"Dzwoniłeś już do Rebecci?" - wysłałam mu.
Zaledwie po trzech minutach przyszła odpowiedź.
"Taak! Zgodziła się! Dzięki ;)"
Zaśmiałam się. Przyszedł kolejny sms. Myślałam, że to też od Petera. Otworzyłam go szybko.
"Dobranoc. Słodkich snów <3"
Co ten Peter daje? Nagle zobaczyłam kto jest nadawcą. Zayn. Uśmiechnęłam się. Odpisałam coś podobnego i nakryłam się kołdrą. Jedyne co mnie martwiło to to, jak zareagują fani na to, że chodzę z Malikiem. Przecież wkrótce mieli się dowiedzieć.


***


Już 13:00. Czekałam niecierpliwie na Zayn'a. Przygładziłam jeszcze raz nową sukienkę. Byłam ciekawa jak zareaguje na nią mój chłopak. Nagle usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Pobiegłam otworzyć, w końcu byłam sama, bo rodzice znowu wyjechali.
-Cześć. - powiedziałam z uśmiechem do Malika, opartego o framugę drzwi.
-Hej. - uśmiechnął się, a w chwilę później zrobił bardziej skupiony wyraz twarzy.
Zlustrował mnie wzrokiem.
-Wyglądasz ślicznie. - powiedział z szerokim uśmiechem.
Przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
-Dzięki. - wymamrotałam z lekkim uśmiechem.
Zayn podał mi rękę. 
- Idziemy? - zapytał, ciągle mi się przyglądając.
-Jeśli chcesz, mogę cię poczęstować plackiem.
-Możesz. - wyszczerzył zęby i wszedł do mojego domu. - Okropna pogoda, zaraz będzie padać. - skrzywił się.
-Oby wam to koncertu nie zepsuło. - zmartwiłam się.
-No co ty, moje fanki wytrzymają wszystko. - uśmiechnął się szeroko.
-A idź! - parsknęłam śmiechem.
Weszliśmy do kuchni, a Zayn opadł na krzesło.
-Proszę. - podałam mu ciasto.
-Jak to się nazywa? - przyjrzał się uważnie "temu".
-Karpatka. Nie patrz się tak. Nie zatruję cię. - zmrużyłam oczy.
Zayn zjadł pierwszy kęs. Wstrzymałam oddech.
-No, ale z ciebie kucharka... dobre jest. - wyszczerzył zęby.
Odetchnęłam.
-To dobrze. - uśmiechnęłam się lekko.
Zayn szybko pochłonął posiłek.
-Wpadnę jeszcze kiedyś. - uśmiechnął się. - Pokażesz mi swój pokój?
-Jasne. - wstaliśmy od stołu.
Weszliśmy po schodach. Otworzyłam drzwi od mojego pokoju i wkroczyłam do środka.
-Ładnie masz tu. - powiedział, zamyślony.
Pokiwałam głową. Usiadłam na łóżku, a Zayn do mnie dołączył.
-O, nasz plakat. - uśmiechnął się na widok tego co miałam na ścianie. - To słodkie.
Wywróciłam oczami.
-Wiesz co? Jest taka dziewczyna... Tracy. - zaczęłam.
-No i co z nią?
Streściłam szybko wszystko co ona robi. Zayn się zaśmiał.
-Dobra, chodźmy już. Nie chcę się spóźnić na koncert.
Uśmiechnęłam się i zeskoczyłam z łóżka. Malik jeszcze przez chwilę mi się przyglądał.
-Naprawdę wyglądasz prześlicznie. - uśmiechnął się.
-Dziękuje, dziękuję. - wywróciłam oczami i zwlekłam go z łóżka.
Wychodząc z domu, zamknęłam drzwi. Podeszliśmy do samochodu Zayn'a.
-Wchodź. - otworzył mi drzwiczki.
-Dzięki. - uśmiechnęłam się i wskoczyłam do środka.
Zayn po chwili do mnie dołączył i zaczęliśmy jechać  w kierunku centrum. Malik zatrzymał samochód na jakiejś ulicy. Wysiedliśmy z auta i zaczęliśmy iść. Po dłuższym czasie dotarliśmy do małej kawiarni. Weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsca przy oknie.
-O nie. - jęknął Zayn. - Pada.
Rzeczywiście, właśnie rozpadał się deszcz. Tuż po tym jak weszliśmy do środka.
-Może przejdzie. - powiedziałam z nadzieją.
Podeszła do nas kelnerka.
-Dzień dobry, co podać? - zapytała.
-Ee... ja latte, poproszę. A ty? - spojrzał na mnie Zayn.
-Też latte. - mruknęłam.
-To wszystko? - upewniła się kelnerka.
-Tak. - oznajmił Zayn.
Babka odeszła, a my zajęliśmy się rozmową. Deszcz ciągle padał. Gdy dostaliśmy kawy, Malik spojrzał na zegarek.
-Już 14.30. - jęknął.
-Wypiję szybko. - obiecałam.
Jednak gdy upiłam pierwszy łyk, skrzywiłam się.
-Co to jest? - zdziwiłam się.
Zayn spojrzał na mnie zdumiony i tez wypił łyk swojej kawy. Zakrztusił się.
-Jezu, to jest okropne! - powiedział odrobinę za głośno.
Pokiwałam głową. Wypiłam jeszcze łyk.
-Nie wypiję tego. - mruknęłam. 
-Zemdliło mnie. - sapnął Zayn i opadł na oparcie krzesła.
Zachichotałam.
-Nie wiem z czego się śmiejesz. - jęknął. - Musimy już być na koncercie.
Deszcz padał jeszcze mocniej.
-Czemu tak daleko zaparkowałem?! - złapał się za głowę Zayn.
Zaczął stukać palcami w blat stolika. 
-Musimy iść. - przygryzł wargę.
Mogłam na niego patrzeć godzinami, gdy się stresował. To był takie... urocze.
-Chodź, nic się nie stanie, jak zmokniemy. - powiedziałam.
-No dobra. - wstał. - Tylko zapłacę. Zaczekaj.
Odszedł od stolika i podszedł do lady, za którą stało kilka kelnerek. Wręczył jednej z nich jakiś banknot i nie czekając na resztę, podszedł z powrotem do mnie. 
-Masz moją bluzę. - powiedział.
-Przeziębisz się. - pokręciłam głową, gdy został w samym T-shircie.
-Daj spokój. - prychnął i zaczął wkładać mi swoją bluzę.
-Dam sobie sama radę. - wymamrotałam.
Bluza Zayn'a pachniała cudownie. Zakładając ją, wzięłam głęboki wdech. Malik naciągnął mi na głowę kaptur.
-Chodź. - złapał mnie za rękę i wyszedł z lokalu, jednocześnie zerkając na zegarek.
-Nie martw się. Zdążymy. - poklepałam go po ramieniu, gdy wyszliśmy w deszcz.
Zaczęliśmy biec. Nagle zatrzymałam się w miejscu. Ujrzałam tęczę.
-Patrz na to! - uśmiechnęłam się i wskazałam palcem do góry.
Ulewa powoli przechodziła. Zayn zapatrzył się na chwilę w niebo. Wtuliłam się w chłopaka, jednocześnie wdychając jego zapach.
-Umiesz tańczyć? - zapytałam.
-Po pijaku umiem. - zaśmiał się.
Zachichotałam.
-Ale tak naprawdę. - uśmiechnęłam się i jedną rękę położyłam mu na ramieniu.
-Trochę. - spojrzał mi w oczy z uśmiechem.
Widocznie już zapomniał o tym, że musimy się spieszyć na koncert. Przejechałam mu ręką po mokrych włosach.
-To mnie naucz. - pocałowałam go lekko w usta.
Ku mojemu zdziwieniu nie zaprotestował. Nawet się nie zaśmiał. Po prostu zaczął tańczyć. Staliśmy tam w deszczu, zapominając o całym świecie. Robiliśmy jakieś piruety, okręcaliśmy się wkoło. Po kilku minutach, może po kilkunastu, a może po godzinie, stanęliśmy w miejscu. Patrzyliśmy sobie długo w oczy. Zbliżyłam się powoli. Pocałowałam go delikatnie w usta. Staliśmy tak jeszcze chwilę, złączeni pocałunkiem.
-Musimy iść! - odskoczył ode mnie Zayn.
Zaczęliśmy biec. Na szczęście samochód był już niedaleko. Wskoczyliśmy do środka. Zaczęliśmy jechać tak szybko, że aż obawiałam się wypadku.
-Przepraszam. - powiedział z uśmiechem, spuszczając głowę. 
Jakoś wcale mi nie było przykro.
-Dobra, mniejsza z tym. - uśmiechnął się.
W czasie jazdy samochodem, telefon Zayn'a dzwonił chyba tysiąc razy. W końcu zaparkowaliśmy na jakimś obskurnym parkingu.
-Tutaj. - Zayn wskazał jakieś stare drzwi.
Wysiedliśmy z auta. Deszcz już nie padał. Stanęliśmy przed drzwiami.
-Myślisz, że coś nam zrobią? - spojrzałam na niego ze strachem.
Była już 15.20. Pokręcił głową.
-Dobra, wchodzimy. - zagryzł wargę i otworzył drzwi.


**************************************************************************************************

Rozdzial dłuższy, bo nie chciałam, żeby cały był o Peterze, no więc dodałam tez drugą część. ;) Liczę, że się podoba xd

I chciałam was spytać co byście chcieli z okazji urodzin? Mam parę swoich pomysłów, ale co wy chcecie? ;p
Jeśli przeczytałeś, komentuj ;* Ma być co najmniej osiem <3

12 komentarzy:

  1. Haa! Pierwsza. ;D
    Rozdział fantastyczny!!!
    ten taniec w deszczu..
    ja już chcę koncert. ;P

    Andziaaa. ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. oo jajku jaki ten Zayn romantyczny :) taniec w deszczu :D juz sie nn doczekac nie moge :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie czekam na następny rozdział . !

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow... tanic w deszczu to mi się najbardziej spodobało :) czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Twój blog się fajnie czyta, bo piszesz tak wiarygodnie.
    Jest Bosko
    "Smile" :)

    OdpowiedzUsuń
  7. kolejny zajebisty rozdział oby tak dalej :P
    A Zayn ..jaki on słodki ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mega :D świetnie piszesz bo ławto sobie wszystko wyobrażam :) oby tak dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiesz że jesteś swietna :D kocham i czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetnie piszesz! pisz dalej bo nie moge się doczekać :P!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam ❤����

    OdpowiedzUsuń